środa, 26 marca 2014

Bardzo ważne !!


 Na początek... pozdrawiam wszystkich czytelników ;D

A teraz konkretnie... stała się rzecz niewyobrażalna i szokująca dla mnie !! Otóż mój kochany laptopek, na którym pisałam wszystkie rozdziały, miałam wszystkie informacje potrzebne do bloga i w ogóle, na którym wszystko inne robiłam, zakończył swój żywot ! ;'(
Jestem zmuszona zawiesić bloga. Nie mam jak pisać. Czasami pożyczam komputer od siostry, jednak nie mam na nim możliwości pisania dla was. Jest mi ogromnie przykro z tego powodu, jednak natura rządzi się swoimi prawami. Tak się miało stać i tak się stało. Mam natomiast mnóstwo pomysłów, jak rozkręcić i zakończyć to opowiadanie, dlatego też, kiedy tylko zakupię nowego laptopa, od razu do was powracam !!!
Cieszę się, że byliście ze mną przez te 11 tygodni.
Do zobaczenia,
                                         zrozpaczona Miss N. Ka

piątek, 21 marca 2014

[11.] Zmiany ? Czy jeszcze nie ?



Wraz z rozpoczęciem nowego tygodnia znikły wszystkie sprzeczki i rozmowy pomiędzy dwójką nienawidzących się od lat uczniów. Po prostu cały tamten tydzień poszedł w niepamięć. Co raczej obojgu było na rękę. Draco nie będzie musiał pamiętać, że kiedykolwiek przepraszał Hermionę, a Hermiona – że z nim raczej normalnie rozmawiała. W poniedziałek rano zachowywali się, jakby nigdy w życiu się nie znali. Ignorowali się. Jedno traktowało drugie, jak powietrze i na odwrót. Wymijając się w przejściu przez portret czuli jedynie zapach perfum drugiej osoby. Ale nie jej obecność.
                Hermiona niepewnym krokiem szła do stołu Gryfonów w Wielkiej Sali. Zapewne zastanawiacie się dlaczego ? Powód był raczej prosty. Ginny. Najlepsza przyjaciółka brunetki w ten weekend miała pewne problemy rodzinne. Hermiona nie miała pojęcia, jak ruda będzie się dzisiaj zachowywała. Jednak po zauważeniu Ginny, uspokoiła się. Strach i nerwy przerodziły się w szczęście i rozbawienie. Otóż Ginny, trzymając w dłoni tosta posmarowanego dżemem truskawkowym, żywo gestykulowała rękami w rozmowie z Deanem. Jednak ta rozmowa nie stresowała jej, a bawiła. Uśmiechnięta brązowooka popatrzyła na przyjaciółkę.
- Cześć Mionka ! – Krzyknęła ucieszona Ginny. 
- Cześć rudzielcze. – Zaśmiała się Hermiona, kiedy usiadła obok Weasleyówny i pocałowała ją w policzek. – Widzę, że dobry humor się ciebie trzyma. – Uśmiechnęła się starsza z dziewcząt.
- Zacząć dobrze tydzień, to tak samo go skończyć. – Ginny tostem wzniosła toast. – Mionka, co mamy dzisiaj pierwsze ?  - Zapytała ruda.
- Transmutację razem z nami. – Usłyszała za sobą jakiś głos. Głos ten należał o Blaise’a Zabiniego, który wprost szalał za tą rudą. W ten chwili stał za nią i uśmiechał się od ucha do ucha.  W rzeczywistości było tak, że Gryfoni mieli jedynie trzy lekcje w tygodniu z Krukonami i trzy z Puchonami. Reszta niestety była ze Ślizgonami. Okrutna prawda.
- Cześć Zabini. A ty, czemu taki radosny ? Przecież zaczynamy nowy tydzień, do weekendu jeszcze 5 dni. – Odezwała się lekko uśmiechnięta Hermiona.
- Perspektywa spędzenia nowego tygodnia z ukochanymi Gryfonami tak mnie nakręca. – Wyszczerzył się Blaise. Ginny w czasie całej tej konwersacji nie odezwała się nawet słowem. Kiedy rozmawiała z brunetem ze Slytherinu, na jej twarzy najczęściej występowały dwa dorodne rumieńce.
- Podziwiam cię Diable. Mnie jedna taka Gryfonica chciała utopić w jeziorze. – Nagle ni stąd, ni zowąd zmaterializował się Draco Malfoy. Popatrzył kpiąco na swoją współlokatorkę, po czym zaciągnął przyjaciela do odpowiedniego stołu.
- Mionka, o czym on mówił ? – Zapytała podejrzliwa Ginny swoją przyjaciółkę.
- Nic takiego… siedziałam sobie wczoraj na mostku przed jeziorem, a on przyszedł… skądś tam i usiadł koło mnie. Wkurzyłam się, więc wstałam, a on bezczelnie stwierdził, ze tchórzę, jak na Gryfona przystało, bo przed nim uciekam, to go lekko popchnęłam. W ostatniej chwili złapał się rękami pomostu, żeby nie wpaść do wody. Wielkie mi halo ! – Mówiąc to wszystko, Hermiona coraz bardziej się rumieniła. Złapała szybko do ręki kanapkę z twarożkiem i wyszła z Sali. Temu wszystkiemu oczywiście towarzyszył śmiech rudej oraz Diabła, który także dowiedział się tej historii od swojego przyjaciela.
                Hermiona poszła do swojego pokoju, żeby zabrać torbę z potrzebnymi książkami. Dzisiaj ubrana była w zwykłe niebieskie rurki, szarą bluzkę z czarną czaszką i czarne buty. Na jej twarzy widniał delikatny makijaż podkreślający oczy. Dziewczyna spakowała do torby potrzebne książki i zarzucając na siebie szatę, wyszła z pokoju. W tym momencie do salonu wchodził Malfoy. Miał chyba podobne zamiary, co Miona, czyli wziąć jakieś książki do torby. Zauważyli siebie, ale nie wykonywali w swoim kierunku żadnych gestów. Nic, nawet mimika twarzy. Co akurat było raczej dziwne, bo Draco zawsze witał Hermionę swoim kpiącym uśmiechem i wyzwiskiem. Czyżby coś się w nim zmieniło ? A może wczorajszy pogrzeb jego rodziców tak na niego wpłynął ? Tego Gryfonka mogła się jedynie domyślać. Wyszła z pokoju wspólnego, udając się na pierwsze piętro pod salę transmutacji. Za pięć minut miał zadzwonić dzwonek. Kiedy weszła na korytarz, zaczęła się śmiać do siebie. Ginny próbowała spławić jakoś Blaise’a przystawiającego się do niej. Cały czas o coś pytał, jednak z takiej odległości Hermiona nie słyszała. Postanowiła pomóc różowej na twarzy Ginny.
- Hej wam. A o czym to tak dyskutujecie ? – Zapytała Hermiona. Ginny odetchnęła z ulgą.
- Twoja ukochana przyjaciółka rozmawiała z Parvati Patil i nazwała mnie do niej orangutanem. Dlatego chciałem się dowiedzieć, dlaczego bezpodstawnie mnie tak nazywa, ale nie chce mi odpowiedzieć. – Blaise nie był zły o to wyznanie. Był po prostu ciekawy, dlaczego był tematem rozmów rudej i tej Patil.
- Bo miałam taki kaprys. – Różowe policzki Ginny nie oznaczały zawstydzenia czy skrępowania, a złość. Dało się to poznać po głosie.
- To nie jest wytłumaczenie wiewiórko.
- Nie nazywaj mnie tak szympansie ! – Wrzasnęła Weasley. Kilka osób zwróciło jej uwagę, by była ciszej.
- Masz jak najbardziej rację wiewiórko. Moi przodkowie zapewne wywodzili się od małp, ale to tak samo, jak twoi, więc to cię nie tłumaczy. Czemu akurat mnie tak nazwałaś ? – Ginny była raczej zdesperowana, a Hermiona nie wiedziała, co za nią odpowiedzieć. Uratował je wychodzący z klasy pan Longhouter.
- Zapraszam do klasy ! – Powiedział oficjalnie i bez zdenerwowania. Hermiona i Blaise popatrzyli na siebie. Przypomniał im się piątkowy szlaban i misja obserwowania tego nauczyciela.
                Każdy po kolei wszedł do klasy. Oczywiście Malfoy się spóźnił.
- Pan Malfoy, jak mniemam ? – Zapytał Longhouter z kpiną wymalowaną na twarzy.
- Tak, panie profesorze. – Odpowiedział potulnie Draco.
- Co pana tutaj sprowadza ? – Profesor dopiero zaczynał. Wiadome było, czym się to skończy.
- Chęć zdobywania wiedzy, panie profesorze. Niestety pewna osoba, z którą mieszkam, zabrała mój podręcznik do transmutacji, panie profesorze i musiałem go szukać. Właśnie z tego powodu się spóźniłem. – Mówiąc to, nawet nie spojrzał na Granger, której oczy zrobiły się wielkości spodków od herbaty.
- To nie powód do spóźnienia. Mogłeś go szukać wczoraj. Siadaj, minus dziesięć punktów za spóźnienie i dzisiaj o 20:00 widzimy się na szlabanie.  – Uśmiechnął się perfidnie Longhouter.
- Panie profesorze – Odezwała się Milicenta Bulstrode. – Jeżeli idziemy tropem spóźnień, to Pottera także nie ma. – Powiedziała jadowicie Milicenta. Profesor rozglądnął się po klasie, w której rzeczywiście nie było Harrego. Hermiona i Ginny jeszcze go dzisiaj nie widziały.
- Cenne spostrzeżenie panno… - Tutaj profesor zatrzymał się, bowiem pierwszy raz na oczy widział tą uczennicę.
- Bulstrode.
- Bulstrode. Myślę, że panna Granger i panna Weasley będą tak uczynne, że poinformują przyjaciela o dzisiejszym szlabanie razem z panem Malfoyem. O 20:00 pod moją salą. Jeżeli pozwolicie mi, to zacznijmy temat… - I tym oto sposobem dwójka uczniów zaczęła tydzień szlabanem, a jeden nawet nic o tym nie wiedział. Hermionę przez całą lekcję zastanawiały słowa Malfoya. Przecież na 99,9% nie zabrała jego podręcznika od transmutacji ! Wiedziałaby, że ma w pokoju dwa podręczniki, z czego jeden niepotrzebny. Podejrzewała, że Draco chciał się wykręcić od szlabanu i dlatego to wymyślił. Ale w takim razie co było prawdziwym powodem jego spóźnienia ?
***

Następną lekcją zaraz po transmutacji były eliksiry. A zaraz potem zaklęcia, starożytne runy i Mugoloznastwo. Hermiona kończyła o 15:00. Po powrocie z zajęć od razu wzięła się za odrabianie lekcji. Nauczyciele zadali im mnóstwo prac domowych.  Brunetka właśnie brała się za pisanie referatu z Mugoloznastwa na temat zastosowań praw mugoli użytkowanych w XIX w., kiedy nagle ktoś bez pukania wszedł do jej pokoju. Łatwo się domyślić, że tym kimś był Malfoy.
- Granger, czy ty wreszcie możesz oddać mi podręcznik do transmutacji ? – Zapytał Malfoy z typowym dla siebie uśmieszkiem.
- Rodzice cię nie nauczyli, że się puka ?! – Oburzyła się panna Granger. – Nie mam twojego podręcznika. A ty tylko chciałeś mnie wrobić w punkty dla mojego domu.  – Powiedziała trochę zła Hermiona i założyła ręce na piersi. W tym czasie, kiedy ona mówiła, Malfoy wygodnie rozłożył się na jej łóżku. – Ej, co ty robisz ?! Wynocha z mojego pokoju ! – Teraz brązowooka była wściekła. Jakim prawem on ją tak nachodzi i jeszcze w dodatku okupuje jej łóżko !?
- Wyjdę, jak oddasz mi mój podręcznik do transmutacji. – Malfoy w przeciwieństwie do Hermiony był zupełnie opanowany.
- Nie mam twojego pieprzonego podręcznika !! – Krzyknęła Hermiona. Draco ani drgnął. – Cholera jasna, wynoś się stąd !! – Warknęła głośno.
- Nic ci to nie da. Nie wyjdę, póki nie dostanę mojego podręcznika. – Mówiąc to, blondyn cały czas miał zamknięte oczy.
- Mobilicorpus. – Wymruczała w myślach Hermiona. Magię niewerbalną miała opanowaną do doskonałości. Draco na początku nic nie czuł, jednak potem się zorientował, że nie leży już na łóżku Gryfonki. Otworzył oczy i ujrzał sufit, tyle, że wyżej.  Nie wiedział, że ktoś go lewituje.
- Ej, co jest ?! – Wystraszył się nie na żarty Ślizgon. Hermiona w zawrotnym tempie prze lewitowała go do pokoju wspólnego.
- Zapamiętaj sobie, że do mojego pokoju się ni e wchodzi bez zaproszenia. – Powiedziała jeszcze, wychylając głowę za framugę drzwi, po czym zatrzasnęła je i zabezpieczyła zaklęciami przed kolejną wizytą blondyna.
- Pożałujesz tego Granger !!! – Darł się Malfoy. Hermiona natomiast zaśmiała się pod nosem i wróciła do pisania eseju.
***

Wieczorem Hermiona chciała udać się do wieży Gryffindoru, żeby porozmawiać z Harrym, dlaczego nie pojawił się dzisiaj na pierwszej lekcji . Chciała go złapać jeszcze przed szlabanem i przed swoim patrolem. Odczarowała drzwi i chciała przez nie przejść, jednak… strumień pomarańczowej farby spadający na nią, trochę pokrzyżował jej plany.
- To ma być ta twoja zemsta Malfoy ? – Zapytała Hermiona siedzącego na sofie Malfoya ze szklanką ognistej w ręce. Wcześniej się śmiał, ale teraz już przestał. Nie do końca tak to sobie wyobrażał. Myślał, że Granger wybuchnie ze złości i w najgorszym wypadku rzuci w niego jakimś zaklęciem, jednak ona stała opanowana i niewzruszona. Ale wiedział, jak ją „pocieszyć”.
- Farba jest niezmywalna kotku. – Przybrał na twarz firmowy uśmieszek Malfoy. Hermiona nadal stała niewzruszona. Nie takiej reakcji się po niej spodziewał. – Nie rusza cię to ? – Zaczynał się niecierpliwić. Oczekiwał siarczystego wybuchu.
- Bo widzisz Malfoy… chyba już kiedyś ci to mówiłam, ale mogę powtórzyć. Uczono mnie zawsze, że mózg mężczyzny rozwija się do piątego roku życia, a potem staje w miejscu. Potem rośnie już tylko mężczyzna. I tak właśnie jest z tobą „ kochanie”. – pokazała w powietrzu cudzysłów, chcąc zdenerwować go jeszcze bardziej. Potem udała się do swojego pokoju. Rzuciła na pomieszczenie zaklęcie wyciszające, a potem zaczęła się drzeć w niebogłosy, jak to nienawidzi Malfoya za to, że istnieje i najchętniej by go udusiła. Ale była z siebie dumna, że powstrzymała się przed wybuchem w salonie. Właśnie o to jej chodziło. Poszła do łazienki, chcąc zmyć farbę z twarzy i włosów. Jej współlokator nie żartował, to świństwo naprawdę było niezmywalne. Musiała przyznać sama przed sobą, że w tamtej chwili bardzo zabawnie wyglądała. Z powrotem wróciła do pokoju. Otworzyła ostatnią szufladę w komodzie i zaczęła z niej wyciągać różne fiolki do sporządzenia eliksiru usuwającego niezmywalną plamę. Takie rzeczy tylko w świecie czarodziei. Po przyrządzeniu eliksiru rozcieńczyła go z wodą i najpierw umyła twarz, włosy i szyję. Wszystko ślicznie zeszło. Potem ściągnęła ubrudzoną bluzkę. Nią zajmie się potem. I tak dużo czasu straciła na przygotowywanie eliksiru. Kilkoma machnięciami różdżki wysuszyła włosy, po czym rozczesała je, także magicznie. Zawiązała je w luźnego warkocza. Potem przebrała się w granatowy sweterek i czarne legginsy oraz vansy w panterkę. Wyszła z pokoju, po czym udała się do wieży Gryffindoru. Jak ogromne było zdziwienie Malfoya, kiedy zauważył, że Hermiona wyszła z tego bez szwanku ? Nie wyobrażacie sobie. Ale to może nawet i lepiej. Przecież nikt nie chciałby, byście trafili do szpitala. Wracając do powieści… Hermiona szybko pokonała trzy piętra i już wchodziła do PW Gryfonów. Zauważyła Harrego rozmawiającego zawzięcie z Ginny. Podziwiała tą dwójkę. Mimo rozstania, są najlepszymi przyjaciółmi i spędzają ze sobą każdą chwilę. Bez zastanowienia podeszła do nich.
- No witam. – Uśmiechnęła się lekko. W rogu pomieszczenia zauważyła Neville’a i Lunę, kłócących się. Jakoś tak posmutniała, bowiem bardzo kibicowała tej parze. – Znów się kłócą ? – Wskazała podbródkiem na znajomych.
- Już od 10 minut. Ostatnio Neville cały czas robi Lunie sceny zazdrości. – W tym momencie cała trójka przyglądała się tamtej kłótni. Stało się coś niewyobrażalnego. Nev podniósł rękę, chcąc uderzyć kulącą się Lunę, ale powstrzymał się w połowie drogi. Luna ze świeczkami w oczach wybiegła z wieży. – Nie sądziłam, że Neville jest do czegoś takiego zdolny. – Spojrzała wystraszona Ginny po swoich rozmówcach.
- Też nigdy nie widziałem go w takim stanie. – Głos zabrał Harry. Po chwili trójka znajomych rozluźniła się, zaczęły się luźniejsze tematy.
- Harry, dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji  ? - Zapytała Hermiona.
- Aaach… - Machnął ręką. Specjalnie przedłużał głoski, żeby wymyślić jakąś lepszą wymówkę. Zdecydował się na – McGonagall wezwała mnie do siebie w sprawie rozgrywek do Quidditcha. – Bliznowaty był zadowolony z wymówki, jaką wymyślił.
- I przez ponad godzinę rozmawiałeś z McGonagall o tym, kto będzie w twojej drużynie ? – Hermiona jednak w jego bajkę nie uwierzyła.
- Otóż właśnie to. Ginny…  zostajesz w drużynie, tak ? Bez ciebie nie damy rady zdobyć pucharu. – Uśmiechnął się zadziornie Harry, wyczekując odpowiedzi od przyjaciółki.
- Oczywiście. Gdzieżbym odeszła. – Posłała lekki uśmiech Ginny.
Tę noc Hermiona – kiedy już wróciła z patrolu - spędziła w pokoju przyjaciółki, rozmawiając z nią i Parvati oraz zapoznawać się z Julie. Jak się okazało, jest bardzo mądrą i miłą dziewczyną z problemami rodzinnymi. Jej ojciec jest mugolem i pije od 7 lat, czyli tyle, ile jego córka chodzi do szkoły. Matka natomiast 4 lata po urodzeniu Julie, zaszła w ciążę i poroniła. Załamała się i trafiła do psychiatryka. Wyszła kilka lat temu, jednak nadal nie jest z nią najlepiej.  
                Malfoy natomiast po powrocie ze szlabanu u Longhoutera i patrolu uparcie czekał na swoją współlokatorkę, chcąc zrobić jej kolejny kawał. Cóż, chyba się jej nie doczekał.

***
                 
We wtorek w Wielkiej Sali dyrektor McGonagall ogłosiła, że po śniadaniu chce widzieć w swoim gabinecie prefektów naczelnych. Zarówno Draco jak i Hermiona wstali od swoich stołów w tym samym momencie, kierując się do gabinetu dyrektorki. Szli tam razem, a zarazem osobno. Pozytywnym zaskoczeniem dla Hermiony było to, że Draco po raz kolejny w tym roku szkolnym przepuścił ją w progu. Weszli po schodkach przy kamiennym gargulcu i zapukali do drewnianych drzwi. Po cichym zaproszeniu weszli do środka.
- Dzień dobry. – Odpowiedzieli równocześnie nowo przybyli. Usiedli na fotelach przed biurkiem i z niecierpliwością czekali, aż ktoś wyjaśni im, o co w tym wszystkim chodzi.
- Jak zapewne się domyślacie, zaprosiłam was tutaj, żeby wyjaśnić list, który wysłałam do was w sobotę w godzinach wieczornych. – Zaczęła profesor McGonagall. – Otóż dostaliśmy z Ministerstwa Magii zawiadomienie, że nieopodal Hogwartu grasują poplecznicy Voldemorta, którzy uniknęli kary. Do Hogsmeade wysłano mnóstwo aurorów, przybyli także do Hogwartu. Okazało się, że Śmierciożercy uparcie wierzą, iż ich pan powróci. Przypuszczenia te jednak są złudne. Od zakończenia wojny mnóstwo naukowców z ministerstwa zajmuje się tą sprawą. Nie ma szans na to, że Voldemort kiedykolwiek powróci z zaświatów. Zginął na zawsze. Śmierciożerców oczywiście złapano. Dzisiaj mają proces, jednak jest to tylko formalność. W godzinach wieczornych dostaną już własne cele w Azkabanie. Ponownie zaczynacie patrolowanie korytarzy. W weekendy nie patrolujecie. – Zakończyła swój monolog pani dyrektor. Ostatnie zdanie zdziwiło pannę Granger.
- Pani profesor, dlaczego w weekendy nie patrolujemy ? – Spytała zaintrygowana Gryfonka.
- Otóż rozmawiałam z wszystkimi nauczycielami oraz obrazami i postanowiliśmy, że w weekendy nie będziecie patrolować korytarzy. Zajmą się tym postacie z obrazów i duchy. Do Hogwartu przybywa duch profesora Snape’a, który z chęcią zgłosił się na ochotnika patrolowania korytarzy. Twierdził, że  miło będzie, jak czasem przyśni się jakiemuś uczniowi, który szwendał się bezczynnie po korytarzu w nocy. I niezależnie od tego, czy będzie to przyjemny sen, czy też koszmar. – Zebrani uśmiechnęli się do słów dyrektorki.  – Podsumowując, patrole macie od poniedziałku do piątku. Jak się domyślam, patrolujecie już razem, tak ? – Popatrzyła na nich srogo pani dyrektor. W prawdzie chciała się uśmiechnąć. Zauważyła, że dwójka prefektów jako tako się dogaduje.
- Tak. – Tym razem odezwał się Draco.
- Dobrze. W takim razie jesteście już wolni. –Odparła McGonagall. Gryfonka i Ślizgon wyszli z gabinetu pani profesor i mknęli na Obronę Przed Czarną Magią. Oboje zastanawiali się nad tym, jak będzie wyglądał rok szkolny, kiedy profesor Snape nie będzie już nauczycielem, a tylko duchem patrolującym korytarze. A może aż.
***

Pogoda nie była zbyt zachęcająca do czegokolwiek. Jednak wypracowanie z historii magii na temat walk Gobelinów w XVI wieku samo się nie napisze.  Do pokoju Hermiony ktoś zapukał. Wiadome, kto.
- Proszę. – Powiedziała niechętnie brunetka. Miłą odmianą było, że przyszła Ginny, a nie ta blond fretka, z którą mieszkała Gryfonka.
- Cześć Mionka. Co porabiasz ? – Zapytała rozpromieniona Ginny.
- Odrabiam lekcje. A co ? – Uśmiechnęła się Hermiona. Była wdzięczna przyjaciółce, że ta chociaż na chwilę oderwała ją od nauki.
- Nudno mi samej. – Westchnęła ruda i usiadła na fotelu.
- A gdzie posiałaś Harrego ? – Zapytała Mionka.
- A tutaj to nie uwierzysz ! Powiedział mi, że musi porozmawiać z Pansy Parkinson. – Mimo, że Ginny znała plany Harrego, a chodziło o urodziny Hermiony, to sama dziwiła się, że jej najlepszy przyjaciel tak otwarcie spotyka się w ważnej sprawie ze Ślizgonką. Obie panie się uśmiechnęły.
- Czy ona mu się przypadkiem nie podoba ? – Wyszczerzyła się starsza z dziewczyn.
- Też mi się tak wydaje. Nawet go przyłapałam, jak się na nią gapił przy stole w Wielkiej Sali. – Gin także podzielała uśmiech przyjaciółki. – To co powiesz na wspólne odrabianie lekcji ?
- Z winem ! – Odpowiedziały jednocześnie panie, po czym się zaśmiały.
- Pójdę tylko po książki i za 5 minut jestem u ciebie z powrotem. – Powiedziała jeszcze ruda i już wychodziła z pokoju.
***

A Harry rzeczywiście poszedł szukać Pansy. Spotkał ją, wracającą do lochów. Miała na sobie legginsy w zebrę, brązowy sweterek i czarne buty sportowe na koturnie.
- Parkinson ! – Krzyknął. Dziewczyna odwróciła się i zatrzymała, by poczekać na znajomego. – Cześć. Mam do ciebie sprawę… - Powiedział i lekko się zarumienił.
- A jaką ? – Zapytała Pans. Liczyła, że będzie chciał się spotkać.
- Bo… są przygotowania do urodzin Hermiony i… - I plany Pansy legły w gruzach. W środku posmutniała, jednak nie dała tego po sobie poznać. – Nie mam jeszcze prezentu dla Mionki. Nie mam zielonego pojęcia, co wybrać, więc wolałem się poradzić kobiety. Ginny i inne dziewczyny z mojego domu by się wygadały, więc pozostałaś jedynie ty. Pomogłabyś ? – Zapytał zarumieniony chłopak.
- Pewnie, nie ma sprawy. A wiesz konkretnie, co to ma być ? – Spytała Ślizgonka.
- No właśnie nie. Idę w sobotę do Hogsmeade i myślałem, że tam coś wybiorę… - Odpowiedział zmieszany Harry. Czyli jednak plany Pansy nie do końca runęły w gruzach.
- Ok. Pomogę ci. – Uśmiechnęła się Pansy. To rzadki widok, widzieć u tak ładnej Ślizgonki uśmiech, pomyślał Harry.
- Dziękuję, ratujesz mi skórę. – Zaśmiali się oboje. – To… ja przyjdę pod lochy koło 13:00. Może być ? – Bliznowaty czuł, jak bardzo palą go policzki. Nie tylko o prezent mu chodziło.
- Jasne. To… do zobaczenia. – W środku Pans cieszyła się, jak pięcioletnie dziecko, które dostało lizaka.
- Cześć. – Odpowiedział jej jeszcze Harry. Obserwował jeszcze, jak obiekt jego westchnień odchodzi, po czym sam ruszył na siódme piętro, żeby wszystko wyjaśnić Ginny.

***
 
- Hej Luna ! – Krzyknął Teodor, widząc swoją koleżankę.
- Cześć Teo. – Od ich pierwszego spotkania widzieli się już trzy razy. O to właśnie między innymi wczoraj pokłóciła się z Nevillem Luna.
- Czemu taka smutna ? Problemy ? – Zapytał chłopak. Starał się ją pocieszyć.
- Robi mi awantury o wszystko… - Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej głośny krzyk.
- Ej ! Zostaw moją dziewczynę w spokoju ! – Nagle na korytarzu pojawił się Neville z bojowniczą miną. Chciał w końcu porozmawiać z Luną i wszystko sobie wyjaśnić. A ten Nott niczego mu nie zepsuje.
- Przecież nawet jej nie dotykam geniuszu. – Odpowiedział mu Teodor i uśmiechnął się kpiąco.
- Luna, możemy iść od tego debila i spokojnie porozmawiać ? – Zapytał Neville Luny, ignorując już Ślizgona.
- Teodor nie jest debilem. Możemy porozmawiać. – Odpowiedziała spokojnie Luna. Nie czekając na swojego chłopaka, odwróciła się i poszła. Gryfon dogonił ją w krótkim czasie. Zatrzymali się piętro wyżej, przy parapecie.
- Luna… jest mi strasznie głupio za to, jak się zachowuję. Mam u boku wspaniałą dziewczynę i jej nie doceniam. Sława zaślepiła mi oczy, ale już z tym skończyłem. Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam. Błagam… daj mi drugą szansę. – Popatrzył na nią ze skruchą.
- Jaką mam pewność, że twoje słowa są prawdziwe ? – Zapytała Luna. Nie była pewna tych słów. A bardzo ceniła sobie szczerość.
- Zrobię wszystko, byś tylko uwierzyła, że są prawdziwe. – Na twarz blondynki wpłynął lekki uśmiech. Zawiązała ręce na szyi Neville’a, a on objął ją w pasie.
- Dam ci jeszcze jedną szansę. Ale ostatnią. – Uśmiechnęła się szerzej kobieta, po czym pocałowała swojego mężczyznę.
                Od tamtej pory Neville naprawdę bardzo się starał. Większość czasu spędzał z Luną, kupował jej kwiaty. Byli w sobie zakochani na nowo. Ograniczył kontakty ze swoimi koleżankami z Gryffindoru. Był jedynie zazdrosny o spotkania Luny z Teodorem Nottem, którego nienawidził. Bał się, że Ślizgon odbije mu dziewczynę. Ale wyczułby to. A poza tym… zdrada nie pasuje do Luny.

piątek, 14 marca 2014

[10.] Pechowy dzień



Sobota, 8:30. Pierwszy weekend w tym roku szkolnym. Pewna brązowooka brunetka wolnym krokiem szła do Wielkiej Sali na śniadanie. Około 20 metrów za nią podążał blondwłosy Ślizgon, zły na cały świat. Tak, Draco i Hermiona zdążyli się już pokłócić. A o co ? O to, co zawsze. Czyli, że istnieją. Jedno przeszkadzało drugiemu w spokojnym życiu i vice versa. Hermiona rzekomo za głośno zamknęła drzwi od swojego pokoju, czym obudziła Dracona, który miał potwornego kaca i bolała go głowa. Ten wydarł się na nią praktycznie o nic, a ona zaczęła krzyczeć, że trzeba było tyle nie pić. I tak zwykła sprzeczka przerodziła się w ogromną kłótnię. Teraz oboje przemierzali drogę dzielącą ich od WS w podłych humorach. 
                Kiedy Hermiona weszła do WS, o razu znalazła wzrokiem swoją najlepszą przyjaciółkę, Ginny Weasley, także w nie najlepszym humorze. Szybkim krokiem podeszła do rudowłosej, usiadła koło niej i chciała dać buziaka w policzek, jednak ta się odsunęła. Brunetka zdziwiona odsunęła się lekko.
- Cześć Gin. – Powiedziała cicho. Nie usłyszała odpowiedzi. Zastanawiała się, co jest powodem, dla którego Ginny się do niej nie odzywa. – Powiesz, o co chodzi ? – Jej rudowłosa przyjaciółka posmutniała.
- Dostałam list od mamy. Podobno Ron miał jakąś dziewczynę i ubzdurał sobie, że ta go zdradziła. Chciał się zabić. Trafił do szpitala na oddział urazów pozaklęciowych. – Ginevra była roztrzęsiona.
- O matko… - jak na razie, tylko tyle zdołała z siebie wydusić panna Granger. To, co usłyszała, dosłownie ją zamurowało. – Współczuję.
- Dzięki – uśmiechnęła się blado najmłodsza latorośl Weasleyów. W jej oczach zbierały się już świeczki. Przechodzący obok siódmoklasiści dziwnie patrzyli w ich stronę.  
- Gin, nie tutaj… - Chciała uspokoić przyjaciółkę Hermiona. Pewnie po całej szkole rozniosły się plotki, że owe dwie przyjaciółki się pokłóciły, w wyniku czego naprawdę mogłyby się pokłócić.   
- Hermiono, pójdę do siebie. Do zobaczenia. – Odpowiedziała smutna Ginny.
- Poczekaj, pójdę z tobą ! – Krzyknęła Hermiona, kiedy zauważyła, że Ginny po prostu wybiegła z WS, jednak ta tego już nie usłyszała. Ową ucieczką młodszej z gryfonek było spotkanie Blaise’a Zabiniego, wchodzącego ze swoimi znajomymi do Wielkiej Sali. Ginny nie chciała, by ten Ślizgon zobaczył ją zapłakaną.  Hermiona wstała i chciała pobiec za przyjaciółką, jednak na kogoś wpadła, upadając przy tym na ziemię.
- GRANGER ! Czy ty nie możesz mnie zostawić chociaż raz w spokoju, ty nędzna szlamo ?! – Krzyknął Malfoy. Miał szczęście, że w WS za stołem nauczycielskim siedziało tylko trzech nauczycieli, którzy w dodatku go nie słuchali.
- Spieprzaj Malfoy. – Powiedziała Hermiona na „odwal się”, kiedy już wstała z zimnej posadzki. Zwinnym ruchem wyminęła zdziwionego Malfoya i pobiegła za przyjaciółką. Nie mogła jej jednak nigdzie znaleźć. Domyślała się, że Ginevra poszła do swojego pokoju. To był raczej pechowy dzień. Pierw sprzeczka z Malfoyem, potem ta przykra sprawa z Ginny, a teraz jeszcze uciekły jej schody ! Z tego, co zauważyła Hermiona, schody te stanęły przy czwartym piętrze. Pamiętała, że kiedyś trzymały się przy tamtym piętrze aż piętnaście minut ! A to była jedyna droga do siódmego piętra. Nie było sensu czekać. Zrezygnowana wróciła do Wielkiej Sali. Już na wejściu spotkała ją kolejna nieprzyjemna niespodzianka. CZYTAJ: Malfoy.
- Ty nędzna, plugawa szlamo ! Jak śmiałaś się tak do mnie odezwać ? – Krzyczał Malfoy. Większość par oczu zwróciła na nich uwagę. Jednak po raz kolejny, nie nauczyciele. Hermiona stała niewzruszona. Bardzo zabolały ją te słowa, jednak nie chciała mięknąć przed Malfoyem, w dodatku, kiedy obserwuje ich większość uczniów.  I nagle Gryfonka straciła apetyt. Czekała tylko, aż ten blondwłosy dupek sobie pójdzie i spokojnie będzie mogła wyjść. Pomoc nie szła zbyt długo. Zaraz pojawił się koło nich Blaise razem z Pansy.
- Co ty wyprawiasz Draco ? – Mówił cicho Blaise do swojego przyjaciela. – Chyba już przerabialiśmy kwestię wyzwisk. – Popatrzył na niego groźnie. W tym samym momencie Pansy podeszła do Hermiony i położyła rękę na jej ramieniu.
- Miona, wszystko w porządku ? – Zapytała ciemnowłosa Ślizgonka.
- Tak, dzięki. – Odpowiedziała smutna Hermiona. Zauważyła, że wkurzony Malfoy idzie do stołu, na swoje miejsce. Nie wiedziała, co Blaise jeszcze mu powiedział.
- Sorry za niego Mionka, nie wiem, co mu strzeliło. – Tłumaczył przyjaciela Blaise.
- W porządku. Naprawdę. – Powiedziała spokojnie Hermiona. Dla potwierdzenia swoich słów pokiwała jeszcze głową. Przyjaciele uśmiechnęli się do niej, po czym odeszli do stołu. Ona natomiast nie chciała więcej przebywać w tym pomieszczeniu. Poszła z powrotem do swojego pokoju. Miała na sobie czarną, rozkloszowaną spódniczkę, białą bluzkę ze skrzydłami, kolczyki-piórka na uszach i beżowe koturny na nogach. Nie zapomniała oczywiście o szacie, mimo, że w weekendy nie były one wymagane. Tak więc wolnym krokiem szła na schody prowadzące do piątego piętra. Potrzebowała spokoju. Pogoda była śliczna, więc po południu wybierze się zapewne na błonia, by posiedzieć w samotności. W oczach kręciły się jej łzy. Nie rozumiała Malfoya i jego humorków. Jednego dnia jest dla niej taki miły, następnego już wyzywa od najgorszych. Czy ona sobie wybierała sama status krwi ? Nie, to nie jej wina ! Więc dlaczego teraz musi cierpieć ?
***

Hermiona leżała na łóżku w swoim pokoju i myślała, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Nie miała nawet siły na przetarcie policzków z łez. Podeszła i otworzyła drzwi. Zobaczyła w nich Malfoya. Nie czekając na jakiekolwiek jego słowo lub reakcję, zamknęła drzwi z powrotem. Znów rzuciła się na łóżko. Teraz nie myślała o niczym. Po prostu zamknęła oczy. I była ciemność.

***
- Draco, co to za szopka ? Coś ty odpierdalał ?! – Mówiła do niego cicho Pansy, kiedy doszła do stołu i usiadła naprzeciw niego. Była wkurzona. – Jakim prawem ją tak potraktowałeś ? Nie miałeś być dla niej milszy ?!
- Mówiłem, że nie będę oszczędzał jej wyzwisk, jeśli mnie wkurzy. Zgodziłaś się na to. – Warknął Malfoy. Draco i Pansy jeszcze na wakacjach zawarli pakt, że Ślizgon da tej Gryfonce spokój i nie będzie jej wyzywał.               
- A czym ona cię znowu wkurzyła, że musiałeś puścić jej wiązankę wyzwisk ?!
- Swoim istnieniem. – Odpowiedział jej Draco i wstał. Chciał kierować się do wyjścia, jednak poczuł uścisk na swoim przedramieniu. Odwrócił się i… poczuł palący ból policzka. To Pansy spoliczkowała go za te słowa. Baaardzo mocno.
- Jesteś moim przyjacielem i broniłam cię nie raz. Ale Miona także jest teraz moją przyjaciółką i ją też mam prawo bronić. – Powiedziała jadowicie i, nie czekając na reakcję blondyna, wyminęła go i poszła w tylko sobie znanym kierunku. Draco popatrzył na Blaise’a. Ten patrzył na niego z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Co się cieszysz, jak głupi do sera ? – Pysknął młody arystokrata.
- Smoku, musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach i przyjaźniach. A na chwilę obecną radziłbym jakoś zamaskować odbitą rękę Pansy z twojego policzka. – Zaśmiał się Blaise. Kilka Ślizgonów parsknęło śmiechem. Draco zgromił ich wzrokiem i także postanowił wyjść. Jego duma po prostu ucierpiała. Poszedł do swojego pokoju.
                 Kiedy się przeglądnął w lustrze, prawie że krzyknął. Spodziewał się lekkiego zaczerwienienia na policzku, ale nie. To naprawdę była odciśnięta dłoń na jego bladej skórze. Wyglądało przerażająco. Gorzej, że nie wiedział, jak to usunąć. Najpierw próbował przemyć piekący policzek wodą, jednak nic to nie dało. Zaklęcia także nie pomagały, co było dziwne, ponieważ nie dostał żadnym zaklęciem, tylko po prostu ludzką siłą. Nie wiedział, o co chodzi, jednak nie zostawi tak tego. W salonie była apteczka. Może tam znajdzie jakiś eliksir ? Pamięta, że Granger pierwszego dnia wkładała do tej apteczki jakieś mazie, ale się na tym nie znał. Dziwnie się jakoś czuł po tym, jak zwyzywał tą Gryfonkę. Musiał przyznać, obiecywał Pansy, że oszczędzi się z wyzwiskami dla brunetki, ale nie tylko. Sobie też obiecywał. Wszystko zmieniło się po tym, jak widział, kiedy jego ciotka Bellatrix torturowała Granger w jego własnym domu. Teraz ma po prostu obrzydzenie do tego miejsca. Rzeczywiście, nie  widział powodu, żeby ją tak dzisiaj zwyzywać. Ale czy ma przeprosić ? Czy pozwoli mu na to duma ? Tego nie wiedział.
                W apteczce było chyba z 50 różnych mazi. Pewnie Granger rzuciła na nią zaklęcie zmniejszająco zwiększające i włazi tam każda rzecz. W każdym bądź razie, mnóstwo tego było. Po drugiej stronie stały eliksiry. Na tym znał się już bardziej. W końcu nie na darmo uczył się tego przedmiotu. W przyszłości miał zostać nauczycielem eliksirów w Hogwarcie. Po prostu miał wskoczyć na miejsce wujka Snape’a. Plany mu się jednak trochę pokrzyżowały, mimo wszystko miejsce nauczyciela tutaj miał zajęte już od pierwszego roku nauki. Tak więc, na eliksirach znał się doskonale. Pech chciał, że w apteczce nie było eliksiru, który był mu potrzebny, więc pozostały mu tylko te mazie Granger. Tylko która była która ? Nie miał pojęcia, jakiej użyć. Jedynym ratunkiem była Granger. Powoli szedł do drzwi brązowookiej Gryfonki, rozważając wszystkie za i przeciw, dlaczego miałby zapukać do tych drzwi. Więcej wyszło mu „przeciw”, więc po prostu poszedł na spontana. Zapukał do drzwi i oparł się o framugę. Granger otworzyła mu drzwi, jednak widząc, kto do niej przyszedł, zaraz je zamknęła.  Chyba nawet nie zauważyła jego „dłoni” na policzku. Widział jej łzy na policzkach. Znów przez niego płakała. Poczuł jakieś dziwne uczucie. Czyli jednak musi ją przeprosić.  To będzie cholera trudne. On przecież nikogo nie przeprasza ! W tej chwili musiał coś zrobić. Najlepiej się napić. Ale ten policzek ! A jak ktoś do niego przyjdzie ? A jak gdzieś zostanie wezwany ? Nie pójdzie z łapą odciśniętą na twarzy !
- Granger, jesteś pierwszą osobą poza Voldemortem, którą w swoim marnym życiu przepraszam, więc nie zlekceważ tego ! Sorry, słyszysz ? Możesz mi pomóc ? – Krzyczał Malfoy do drzwi. Nie usłyszał jednak odpowiedzi. – Czyli zlekceważyła… - szepnął do siebie. – Albo nie usłyszała. – Nie miał pojęcia, dlaczego wypowiedział te słowa. Czyżby naprawdę żałował za swoje czyny ? W tamtej chwili stało się chyba coś dziwnego… Bo policzek go piekł. I to bardzo. A po tym wyznaniu do drzwi… przestał. Nie czuł na twarzy tego bólu. O co chodziło ? Szybko poszedł do swojej łazienki, by przeglądnąć się w lustrze. Dłoni na policzku już nie było. Zniknęła chyba po tych przeprosinach. Czyli dlatego woda i zaklęcia nie pomagały. Pewnie Pansy rzuciła na swoją rękę jakieś zaklęcie, którego on nie znał.
                Wrócił do salonu i poszedł do bogato wyposażonego barku. Musiał się napić.
- Przeprosiłem szla… mugolaczkę i wcale nie czuję cię z tym źle. – Szepnął do siebie zdziwiony, po czym upił ze szklanki sporego łyka ognistej.
***
                Hermiona wyszła ze swojego pokoju koło 12:00. W salonie siedział Malfoy. Kiedy usłyszał skrzypnięcie drzwi, szybko odwrócił głowę i spojrzał na nią… dziwnie. Jakby normalnie ? Nigdy nie widziała u niego takiego wzroku. Wiedziała tyle, że to było po prostu dziwne. I znowu ten jego humor ! W ciągu tygodnia upił się dwa razy. Po tym pierwszym jej unikał, a po tym drugim zwyzywał. O co mu chodzi ?
                Gryfonka chciała posiedzieć w salonie, jednak kiedy zauważyła tam swojego współlokatora, od razu się rozmyśliła. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć w towarzystwie sukinsyna, przez którego płakała ostatnie 2 godziny. Postanowiła pójść do wieży Gryffindoru. Może teraz uda jej się porozmawiać z Ginny. Wyszła z salonu bez słowa i ruszyła na siódme piętro. Przy obrazie Grubej Damy spotkała Neville’a.
- Cześć Hermiona ! Dawno cię nie widziałem. – Przywitał się z uśmiechem szatyn. 
- Hej Neville ! Ja ciebie także dawno nie widziałam. Co tam u Luny ? Jak się wam układa ? – Spytała Hermiona. Także postanowiła się uśmiechnąć.
- Wiesz, ostatnio nie najlepiej. Kłócimy się o błahe rzeczy. Nie wiem, co z tego wyjdzie. – Spoważniał brązowooki.
- Hej, rozchmurz się ! Każdy związek ma kryzys, za niedługo znów się pogodzicie. – Pocieszała go Hermiona.
- Obyś miała rację. A ty do nas ? – Spytał, pokazując na portret.
- Tak. Chciałam porozmawiać z Gin.
- Oj… chyba nie ma dzisiaj najlepszego humoru. Wkurza się na każdego. Może tobie uda się ją jakoś złagodzić. – Odezwał się Neville, po czym wypowiedział hasło i przepuścił Hermionę w przejściu. W pokoju wspólnym przy kominku siedział zamyślony Harry.
- Hej Harry. – Powiedziała Hermiona, kiedy podeszła do zielonookiego i pocałowała go w policzek.
- Cześć Mionka. Ty pewnie do Ginny ? – Widząc potwierdzający gest ze strony przyjaciółki, kontynuował. – Nie jest dzisiaj w najlepszym humorze. Pokazywała mi list. Po prostu się załamała. Siedziała ze mną trochę, ale potem poszła do siebie. Nie wiem akurat dlaczego, ale prosiła, żeby nikt do niej nie przychodził. Nawet ja. Chce być teraz sama. – Zdziwił się Harry. Hermionę taki obrót spraw nie usatysfakcjonował. Nie miała co liczyć na rozmowę z Ginny.
- Harry, mam do ciebie prośbę. Mógłbyś coś przekazać Ginny ? – Zapytała Hermiona.
- Tak, jasne. A co ? – Hermiona rozglądnęła się po całym pokoju wspólnym Gryffindoru. Po drugiej stronie pomieszczenia znalazła pergaminy i pióro.
- Poczekaj chwilę. – Powiedziała brązowooka. W szybkim tempie pokonała salon Gryfonów i znalazła się przy stoliku z pergaminem i piórem. Skoro nie może porozmawiać z Ginny osobiście, to przynajmniej listownie.

Ginny
Wiem, że po tym, czego się dowiedziałaś, na pewno jest ci bardzo ciężko. Mi też by było, gdybym miała w rodzinie takie problemy. Więc nie naciskam jakoś szczególnie na rozmowę. Ale z doświadczenia wiem, że w trudnych momentach powinno się być z najlepszym przyjacielem i móc mu się wygadać. W razie, gdybyś mnie szukała, będę na błoniach….
Hermiona

- Przekażesz ten list Ginny ? – Zapytała ponownie Hermiona Harrego.
- Jasne, nie ma sprawy. – Uśmiechnął się bliznowaty. Hermiona także posłała mu lekki uśmiech.
- Chyba nic tu po mnie. Zobaczymy się na obiedzie.
- Ok. – Pożegnał się Harry. Hermiona wyszła z wieży. I nie wiedziała, gdzie iść. Chyba najwyraźniej wróci do swojego dormitorium. Nie będzie się błąkać po zamku, a na błonia pójdzie po obiedzie. Jak pomyślała, tak postanowiła.

***

Luna wesołym krokiem podążała do wieży Gryffindoru. Chciała zrobić Neville’owi małą     niespodziankę i odwiedzić go. Zobaczyła go, jak rozmawiał z jakąś Gryfonką w szóstego roku. Bardzo      ładną Gryfonką. Podeszła do niego wolnym krokiem. On był jednak tak zajęty rozmową, że nawet nie zauważył swojej dziewczyny podążającej w jego stronę.
 - Cześć Nev.  – Powiedziała Luna, po czym pocałowała swojego chłopaka w usta. Speszona szóstoklasistka odeszła od pary. Neville poczerwieniał na twarzy.
- Luna ? Co ty tu robisz ? I co to miało być ? – Zapytał zaskoczony i zarazem odrobinę zły chłopak.
- Jak to co ? Przyszłam do własnego chłopaka i pocałowałam go w ramach przywitania. – Odpowiedziała zwyczajnie blondynka.
- To miała być jakaś scena zazdrości ? – Neville podnosił głos. A Luna tak bardzo nie chciała się kłócić.
- Nie, skądże ! Po prostu chciałam cię odwiedzić, nic więcej.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy byli umówieni. – Luna chyba pierwszy raz słyszała w głosie swojego ukochanego taką oschłość.
- Jasne. – Odpowiedziała krótko. Łzy kręciły się jej w oczach. Odwróciła się na pięcie i udała w kierunku wyjścia. Neville nawet nie próbował jej zatrzymywać. Czyżby to oznaczało koniec ich związku ? Miała nadzieję, że nie. 
               Pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach. Biegła. Chyba w kierunku wyjścia ze szkoły. Bolało ją, że jej chłopak tak ją potraktował i nawet jej nie zatrzymał, kiedy wyszła z pokoju. Nigdy się tak nie zachowywał wobec niej. Nie był tym samym Neville’m, którego pokochała na początku maja. Bardzo się zmienił. Blondynka miała zamglone oczy, więc słabo widziała. Nagle na kogoś wpadła. Z hukiem  upadła na podłogę. 
- Przepraszam. Nic ci nie jest ? – Zapytał ją miły głos. Nie widziała dokładnie, ale chyba wyciągnął rękę w jej stronę. Nie myliła się. Chwyciła dłoń mężczyzny, po czym wstała. Przetarła oczy i wyraźnie ujrzała Ślizgona, Teodora Notta, z siódmego roku.
- Nie. To ja przepraszam. – Odpowiedziała lekko zachrypnięta blondynka.
- Czemu płakałaś ? Wszystko w porządku ? – Wzrokiem Ślizgon zilustrował Krukonkę.
- Tak… Nie… Może… Nie wiem. – Powiedziała w końcu zrezygnowana.
- Heej, co jest ? Opowiesz mi ? – Poprosił Teodor.
- No nie wiem… przecież cię w ogóle nie znam. – Na twarzy Luny wyraźnie było widać wahanie, jednak z drugiej strony koniecznie potrzebowała się komuś wygadać. A na przyjaciół z Gryffindoru nie miała za bardzo co liczyć. Nawet nikt jej nie zatrzymał, kiedy biegła.
- Więc mam świetny pretekst, żeby cię lepiej poznać. – Uśmiechnął się szarmancko Teodor.
- No dobrze… - Lunie nie zaszkodziłaby nowa znajomość. W końcu nigdy za wiele.
- W takim razie chodźmy na błonia. Do obiadu jeszcze trochę czasu. – Teodor zaproponował koleżance swoje ramię. Nieśmiało je przyjęła i wolnym krokiem ruszyli do drzwi. W prawdzie Teodor skrycie podkochiwał się w tej uroczej Krukonkę już od czwartej klasy. Zawsze bardzo go intrygowała.

***

Hermiona weszła do salonu. Nie było w nim już Malfoya. Jej dzień i tak był już doszczętnie zepsuty, nawet nie miała ochoty na naukę. Postanowiła więc napić się ognistej. Smak tego trunku poznała na szóstym roku, podczas kiedy opłakiwała nową dziewczynę Rona. Z początku jest ostry jak brzytwa, jednak potem przyjemnie rozchodzi się po gardle, niczym ogień. Zwinnym ruchem podeszła do barku i nalała sobie do szklanki bursztynowego płynu. Wróciła na swoje miejsce, kiedy ze swojego pokoju wyszedł Malfoy. W tym samym czasie do okna zapukała sowa. Dziewczyna nie chciała mięknąć tak od razu, więc została. Nie chciała kolejny raz pokazywać, że słowa Ślizgona tak bardzo ją zraniły. Młody dziedzic podszedł do okna i wpuścił białego puchacza do środka. Sowa miała w pysku dwie koperty. Obie zaadresowane do Hermiony.
- To do ciebie. – Powiedział cicho Malfoy i podszedł by wręczyć Gryfonce koperty. Przypadkowo potknął opuszkiem palca jej dłoni. Była identycznie zimna, co jego. A przecież ta dziewczyna ma serce i uczucia, pomyślał sobie Malfoy.
Pierwszy list Hermiony był od Sary, je przyjaciółki, mugolki. Spośród wszystkich znajomych mugoli brązowookiej w jej wieku, tylko Sara miała jakiekolwiek pojęcie o świecie czarodziei.


Kochana Mionko !
Jak tam u ciebie ? Czy ty także jesteś wykończona po pierwszym tygodniu nauki ? Pamiętasz Liama ? Zrobił wczoraj dziką imprezę ! Jego rodzice pojechali w jakąś ważną delegację i miał wolną chatę. A chyba przecież pamiętasz, jaką on ma chatę ! Poznałam na tej imprezie świetnego chłopaka, nazywa się Robert. Jest uroczy, słodki i przystojny. Dał mi swój numer i powiedział, że „chciałby bardziej pogłębić naszą znajomość ”! Aaaa jestem z tego powodu niezmiernie zadowolona ! Dzisiaj są efekty tej imprezki, bo mam ogromnego kaca, ale mimo wszystko warto było ! Piszę do ciebie z jeszcze jednego powodu. Jeśli jesteś kochaną przyjaciółką, to pamiętasz, że za równe trzy miesiące obchodzę osiemnastkę. To będzie wydarzenie roku, musisz na niej być !!! Radzę kupować już kieckę !! Czekam na twoją odpowiedź. Pozdrawiam cię kocie !
Tylko twoja, Sara

Po tym wyznaniu na twarz Hermiony wstąpił lekki uśmiech. Miło, że przynajmniej jej przyjaciółka ma powodzenie w miłości i cieszy się z życia. Brunetka jeszcze nie wie, jak, ale na pewno przekona McGonagall, żeby na jeden weekend pozwoliła jej opuścić mury tego zamku. Na pewno. Pozostała jeszcze druga koperta. Wyglądała identycznie jak ta, do której Hermiona włożyła list dla Ginny. Czyli wiadomo, kto był adresatem.

Hermiono,
Dziękuję ci za to, że jesteś i że zawsze mogę ci się wygadać. Jednak nie dzisiaj. Potrzebuje być sama, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. Spotkamy się w poniedziałek przed lekcjami. Kocham Cię,
Ginny

I tutaj uśmiech schodzi z twarzy. Hermiona zadowolona z takiego obrotu spraw to nie była. Ale nie miała tym listem za złe rudej. Wiedziała, że jej przyjaciółka bardzo rzadko popadała w depresję, a jeśli już popadała, to trzeba było czasu, żeby z niej wyszła. Pozostało uzbroić się w cierpliwość i czekać.
                Hermiona nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że cały czas obserwuje ją jej współlokator. Kiedy Draco zobaczył znikający uśmiech z twarzy Gryfonki po przeczytaniu drugiego listu, przypomniał sobie o liście, który dostał od swojej matki po raz ostatni. Ślizgon pechowo zaczął rok szkolny i pewnie w podobnym stanie go skończy. Nigdy nie będzie takiego przełomowego momentu, kiedy szczęście w końcu się do niego uśmiechnie.
                Draco zorientował się, że cały czas stoi. W końcu usiadł na fotelu, naprzeciw Gryfonki. Przyglądał się jej powoli. Wyładniała, pomyślał. Oczywiście to, co rodziło się w głowie blondyna, było raczej prawdą, więc takie wyznanie wiele go kosztowało. Ale było szczere. Zauważył, jak Gryfonka wstaje, drze drugi list i wrzuca porwane, drobniusieńkie kawałeczki do kominka, w którym i tak nie palił się ogień. Z powrotem usiadła na fotelu i jednym duszkiem wypiła całą zawartość szklanki z whisky, w której i tak nie było mało płynu. Aż otworzył szerzej oczy.
- Granger, czy ty chcesz się upić ? -  Zapytał, zdziwiony, że zaczął w ogóle jakąkolwiek rozmowę.
- Może. A tobie nic do tego Malfoy. – Powiedziała poirytowana Gryfonka.
- A jednak. To ja będę wysłuchiwał jutro twojego jęczenia, jakiego to masz kaca. – Zaśmiał się blondyn.
- Ja słuchałam już dwa razy. Tobie nic nie zaszkodzi. – Odparła oschle Hermiona.
- Ja miałem powody, żeby się upić. – Uśmiech całkowicie zszedł z twarzy Malfoya.
- Ja też teraz mam. – Powiedziała brunetka i wzruszyła ramionami. Wstawała już, żeby nalać sobie drugą szklankę ognistej, kiedy powstrzymały ją słowa Ślizgona.
- Tobie nie umarli rodzice. – Draco sam się zaskoczył tym wyznaniem. Przecież nie planował nikomu poza Blaise’m i Pansy o tym mówić, a co dopiero się nad sobą użalać.
- Tego nie wiem. – Powiedziała Hermiona i z powrotem opadła na fotel. To wyznanie Dracona także zaskoczyło. Teraz nastolatkowie mierzyli się spojrzeniami. Hermiona także nie zamierzała wypowiadać tych słów. Przecież nie będzie się żaliła swojemu największemu wrogowi.
- Jak to, nie wiesz ? – Zapytał odrobinę zainteresowany Draco.
- Nie twój interes. – Odpowiedziała chłodno Hermiona i tym razem wstała , udając się do swojego pokoju.

***
- … I potem zrobił mi awanturę, że tworzę jakieś chore sceny zazdrości. Nie wytrzymałam i uciekłam stamtąd. Poniżył mnie, widziałam, że kilkoro Gryfonów na nas patrzyło. – Zakończyła swoją opowieść Luna. Opowiedziała Teodorowi wszystko od początku ich związku. O każdej kłótni. Tak naprawdę Ślizgon był pierwszą osobą, której Krukonka mogła powiedzieć wszystko i co najważniejsze, nie krępowała się przy tym zbytnio.
- Czy ty jesteś z nim szczęśliwa ? Bo wiesz… - Zaczął Teodor, który dokładnie wysłuchał monologu nowej koleżanki, jednak przerwało mu czyjeś chrząknięcie. Odwrócił się za siebie i ujrzał Neville’a z małym bukiecikiem kwiatów polnych.
- Przyszedłem cię przerosić za moje zachowanie – Zwracał się Neville do Luny – a ty uciekasz do drugiego ? A mi robiłaś sceny, że rozmawiam sobie z koleżanką z szóstego roku ! – Zdenerwował się chłopak.
- Luna nie robiła ci żadnych scen. Było zupełnie na odwrót. Wszystko mi opowiedziała. – Wstawił się za blondynką Teodor. 
- To teraz latasz do wroga ? – Zapytał wściekły Gryfon.
- Teodor nie jest wrogiem. Jest moim znajomym. Skoro ty rozmawiasz sobie z dziewczynami, to ja także mogę z chłopakami. Nie jestem twoją własnością, żebyś mi mówił, z kim mam rozmawiać. – Powiedziała otwarcie Luna i dumnie wstała, by odejść z miejsca zdarzenia. Teodor i Neville pozostali sami, mierząc się tylko wzrokami.
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej dziewczyny. – Powiedział jadowicie Neville. Sam nie poznawał tonu swojego głosu.
- Och, proszę cię. Zobaczymy, jak długo będzie twoją dziewczyną.– Powiedział z kpiną w głosie Teodor. –Nie zasługujesz na Lunę. Zaznałeś trochę sławy, to obleciałeś w piórka, zapominając o najważniejszych. – Powiedział już poważnie i odszedł w tym samym kierunku, co blondynka.

***
Wieczór zapowiadał się raczej przyjemnie. Nie to, co pozostała reszta dzisiejszego dnia. Hermiona marnie spędziła to popołudnie. Nakrzyczała na jakiegoś czwartoklasistę, a potem wywróciła się na schodach. Ciążył na niej jakiś pech. Jedno ją tylko zastanawiało, a mianowicie… dlaczego Malfoy po ich południowej rozmowie był dla niej potem miły ?
- Jest gorszy, niż baba. – Szepnęła do siebie cichutko Hermiona. Siedziała właśnie na pomoście nad jeziorem. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi i gwiazdom, które pięknie odbijały się w tafli jeziora.
- Za niedługo zamykają drzwi do szkoły. – Powiedział jakiś głos za nią. A ona niestety tak dobrze ten głos znała. Dokładnie należał do jej największego wroga ostatnio podającego się za babę tymi humorami.
- No i ? – Odpowiedziała, nie odwracając głowy w jego stronę. Usłyszała ciche skrzypienie pomostu, a po chwili chłopak siedział koło niej. 
- Nie mów tylko, że chcesz tu nocować. – Powiedział głosem „chyba nie chcesz mi się sprzeciwić ?” Draco.
- A co cię to do jasnej cholery obchodzi ?! – Zapytała zdenerwowana Gryfonka, tym samym wstając i udając się do szkoły. Po paru chwilach poczuła obecność swojego współlokatora obok siebie.
- Czemu strzelasz fochy ? Przecież cię przeprosiłem ! – Zdenerwował się Dracze. Hermiona wybałuszyła na niego oczy. Zatrzymali się. – Nie usłyszałaś ? – Patrzył jej w oczy, jednak mówił bardziej do siebie, niż do niej.
- Ty mnie przepraszałeś ? To ma być jakiś żart ? – Hermiona potraktowała to jako kolejny kawał Ślizgona, natomiast Draco, jakby nigdy te słowa nie wydobyły się z jego ust.
- Tak, to kawał. – Odpowiedział jej Draco i ruszył. Zaprzeczył swoim wcześniejszym słowom, jednak Gryfonka wiedziała, że teraz kłamał. On naprawdę ją przeprosił. Tylko kiedy ? Doszła do niego. Nie przyspieszył ani nie zwolnił kroku. Nie protestował, by szła koło niego. Ona także. Zauważało ich wiele uczniów, jednak oni nie robili sobie z tego kompletnie nic.
                W salonie znów przed oknem czekała sowa. Co przypomniało Hermionie, że musi odpisać Sarze. Podeszła do okna i wypuściła małą czarną sówkę, która usiadła na parapecie po wewnętrznej stronie pokoju i z gracją uniosła nóżkę. Gryfonka rozwiązała list, a sowa wyleciała. Brunetka przeczytała, do kogo był list. Chciała powiedzieć „To do nas”, ale już w głowie uświadomiła sobie, jak dziwnie i dwuznacznie by to zabrzmiało. Rzeczywiście, na kopercie napisane było „ Hermiona Granger i Draco Malfoy”. Tylko kto pisze do nich wspólny list ?

Panno Granger, panie Malfoy
Wasz dzisiejszy patrol jest odwołany. Dostaliśmy sowę z ministerstwa, że dzisiejszej nocy mogą się wydarzyć niebezpieczne rzeczy w naszej szkole. Nic więcej nie chciano nam powiedzieć. Minister napisał tylko, żebym dzisiaj szczególnie nacisnęła na środki ostrożności. Dlatego postanowiłam, że dzisiaj korytarze będą patrolować nauczyciele. Wszystko jest pod kontrolą, nie martwcie się. Chciałabym się spotkać z wami jutro po śniadaniu.
Z poważaniem,
Minerva McGonagall,
dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart

Oczy Hermiony urosły niemalże do wielkości spodków. Zresztą, pewnie każdy by tak zareagował.
- To od McGonagall. – Powiedziała Hermiona do Dracona. Podeszła i wręczyła mu kartkę. Jego reakcja była bynajmniej podobna.
- Ciekawe, o co chodzi. – Odparł Malfoy.
- Może chodźmy się czegoś dowiedzieć… - Zaproponowała Hermiona. Była trochę wystraszona.
- Nie ma potrzeby. W razie, gdyby coś się stało, zostalibyśmy poinformowani zaraz po nauczycielach. Tam jest alarm… - Draco palcem wskazał na róg ściany przy suficie, gdzie widniało małe białe urządzenie służące za alarm. – A poza tym jutro McGonagall wszystko nam powie. – Mięśnie Dracona spięły się dwuznacznie. Jednak nie chciał tego pokazywać. Starał się być jak najbardziej wyluzowany. Spojrzał na Hermionę. Była bardzo zdenerwowana, zaczynała się trząść. A co najlepiej pomagało na rozluźnienie, jak nie… - Napijmy się czegoś. – Zaproponował blondyn i od razu ruszył do barku.
- Jesteś pewien, że ty już nie jesteś pijany ? Chcesz pić ze szlamą ? – Zdziwiła się Hermiona i wysoko uniosła brwi.
- Ja tego nie powiedziałem. Sama się tak nazwałaś. – Odpowiedział Draco, nie odwracając się. Mówił do Hermiony plecami. Sama zainteresowana natomiast aż otworzyła usta ze zdziwienia. Stała w takiej pozycji otępiała aż do czasu, gdy jej współlokator podszedł do niej i zamknął jej jadaczkę ręką. Zaśmiał się i usiadł na fotelu przy rozpalonym już kominku. W pokoju panował półmrok. Brunetka szybko do niego dołączyła. Wzięła do ręki szklankę z ognistą i jednym haustem upiła ¼ szklanki. – Chcesz się upić ? – Zapytał wesoły chłopak.
- Tak. Ten dzień był chyba najdziwniejszy w życiu. – Powiedziała nadal osłupiała brązowooka i znów pociągnęła zdrowego łyka ze szklanki.
- To znaczy ? – Zainteresował się Malfoy.
- Podsumowując cały dzisiejszy dzień : rano wydarłeś się, że nie umiem zamykać drzwi. Potem nakrzyczałeś na mnie przy wszystkich w Wielkiej Sali. Potem rzekomo przeprosiłeś mnie, kiedy byłam w swoim pokoju. A potem byłeś dla mnie miły. Śledziłeś mnie, kiedy siedziałam nad jeziorem. I teraz jeszcze wyjeżdżasz z tekstem, że nie używasz takich słów jak szlama. – Mówiąc to, Hermiona cały czas patrzyła w oczy Dracona. I wzajemnie. On także bardzo dokładnie ilustrował twarz Gryfonki. Ma ładne oczy, pomyślał Ślizgon.
- Mówiłem ci już, nie przepraszałem cię, tylko chciałem sprawdzić, czy się nabierzesz. I wcale nie powiedziałem, że nie używam tych gorszych określeń. Blaise i Pansy trują mi o to głowę, więc staram się oszczędzać. – Posumował blondyn i także upił spory łyk ze szklanki.
- Nie ma ich tu. – Gryfonka nie dawała za wygraną.
- Próbuję się przyzwyczaić, gdyby jednak byli. – Odparł Ślizgon i wzruszył ramionami.
- Acha. – Tylko tyle odpowiedziała Hermiona. Nie ukrywała, zabolało ją to wyznanie. Dziewczyna posmutniała. Nagle wstała z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Ej, a ty gdzie idziesz ? To już koniec picia ? Dopiero chciałaś się upić. – Czy Hermionie się zdawało, czy Draconowi rzeczywiście zależało na jej obecności.
- Pij sam. Nie mam ani humoru, ani ochoty, ani siły. – Powiedziała brunetka.
- Jasne. – Choć Hermiona tego nie zauważyła, Draco naprawdę zależało na jej obecności. Także posmutniał. – Chciałem jeszcze powiedzieć… - Zaczął, jednak jego współlokatorka nie usłyszała tych słów, bowiem zamknęła drzwi. - … że naprawdę cię przeprosiłem. – Spojrzał na swoją szklankę. – Brzmię, jakby mi zależało, żeby ona o tym wiedziała. – Szepnął do siebie Draco. A bursztynowy płyn przypominał mu oczy tej Gryfonki, w które jeszcze przed chwilą tak intensywnie się wpatrywał. I wcale mu to nie przeszkadzało. – Dość. Kończę z alkoholem. Przez niego myślę o głupstwach i w dodatku mówię do siebie. – Powiedział cicho właściciel fortuny Malfoyów. Odstawił szklankę na stół i poszedł do swojego pokoju. Musiał przygotować się na jutrzejszy dzień. Jutro jest pogrzeb jego rodziców. – Oszalałem. Jutro pożegnam moich starych, a dzisiaj kończę z alkoholem. – Powiedział jeszcze do siebie Malfoy. Pokiwał głową w geście zrezygnowania i udał się do swojego pokoju na odpoczynek.