piątek, 7 marca 2014

[9.] Szlaban



Cześć Her… - Zaczął Blaise, jednak nie było dane mu skończyć, ponieważ z klasy wyszedł rozzłoszczony profesor Marco Longhouter.
- Wchodzić. – Odparł krótko i przepuścił dwójkę przybyłych. Nawet nie liczył się z tym, że szlaban zaczynali za dziesięć minut. Zaskoczeni uczniowie spojrzeli po sobie, jednak potulnie wykonali polecenie nauczyciela. To, co tam zobaczyli, chyba ich przerosło. Klasa była kompletnie zdemolowana. Wszędzie walały się potłuczone naczynia, podarte kartki papieru, ptasie odchody, a nawet wymiociny jednego ucznia. – Macie trzy godziny, żeby wszystko to posprzątać. I ani minuty dłużej. Inaczej czeka was kolejny szlaban i dwa razy więcej roboty, niż dzisiaj, w krótszym czasie. – Zakończył jadowicie. Wyciągnął rękę, żeby zabrać różdżki uczniów i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
- Ale syf. – Podsumował boleśnie Blaise.
- Myślałam, że ten nauczyciel jest inny. – Hermiona z obrzydzeniem popatrzyła na wymiociny ucznia.
- Poczekaj. – Powiedział ciemnowłosy chłopak, powstrzymując swoją koleżankę, gdy zauważył, że już chce ubierać gumowe rękawice. Zza pazuchy swojej peleryny wyciągnął drugą różdżkę. – Pożyczyłem od Smoka. – Uśmiechnął się perfidnie. Rzucił zaklęcie czyszczące na kałużę. Hermiona w tym czasie ubrała rękawice, gdyby jednak nauczyciel ich odwiedził. Prawa rękawica upadła jej i wpadła w ptasią kupę. Dziewczyna z obrzydzeniem odłożyła ją na ławkę gdy nagle usłyszała ciche skradanie się za drzwiami. Miała świetnie wyczulony słuch.
- Blaise ! – Szepnęła panicznie i spojrzała na chłopaka, a potem na drzwi. Zrozumiał jej aluzję. Szybko schował zapasową różdżkę w tylną kieszeń spodni. W ostatnim momencie. Drzwi otworzyły się z impetem. Stał w nich sam nauczyciel transmutacji. Zilustrował wzrokiem najpierw Ślizgona, a potem Gryfonkę z obrzydzeniem na twarzy, by wzrokiem zmieść jeszcze brudną rękawicę leżącą na ławce. Uśmiechnął się zwycięsko.
- Całkiem sprawnie wam idzie. Jednak proszę już nie wyciągać różdżki przyjaciela, panie Zabini, bo inaczej ją też skonfiskuję, a znajomy nie będzie już taki pocieszony. Za karę skracam wam czas o godzinę i będę was kontrolował. – Jak szybko profesor się pojawił, tak szybko opuścił to pomieszczenie.
- Kurwa ! – Powiedział głośniej Blaise.
- Dobra, nie ma co kląć. Musimy to posprzątać, bo inaczej dostaniemy kolejny szlaban. – Hermiona z goryczą wymalowaną na twarzy ubrała brudną rękawicę. Wzięła do ręki worek i metalową szufelkę i zaczęła zbierać ptasie kupy.
- Ciekawi mnie, co sowy robiły w Sali od transmutacji. – Zdenerwował się Blaise.
- Ja natomiast nie chcę znać odpowiedzi. – Wzdrygnęła się Hermiona i powróciła do wcześniej wykonywanej czynności, którą chwilowo przerwała.
- Skąd wiedziałaś, że ktoś idzie ? – Zapytał Ślizgon, biorący do ręki szmatkę leżącą w miednicy z wodą. Zaczął wycierać ławki.
- Mam dobrze wyczulony słuch. Nie żebym się niczego nie nauczyła, kiedy przez cały rok łaziłam i szukałam horkruksów. – Odparła obojętnie Gryfonka. Zabini zainteresował się jej wypowiedzią.
- A właśnie…  szukałaś ty horkruksów z Potterem i Weasleyem, no nie ? – Widząc potwierdzający gest Gryfonki, kontynuował. – Jak je wszystkie znaleźliście ? Mieliście jakieś wskazówki ? Wiedzieliście, co to za przedmioty ? – Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Ucieszyła się, że ktoś zainteresował się nie tylko samym skutkiem odnalezienia i zniszczenia horkruksów, ale także przebiegiem całej tej wyprawy.
- Wskazówek żadnych nie mięliśmy. To był po prostu instynkt. Harry odwiedzał miejsca, w których kiedyś rzeczywiście mógł być Voldemort i zostawić tam jakieś swoje rzeczy, w których ukrył cząstki własnej duszy. Nie wiedzieliśmy, co to były za rzeczy. Czasami Harry miał takie przebłyski w świadomości, kiedy wkradał się do mózgu Voldemorta i widział te horkruksy. Potem trzeba było jedynie znaleźć miejsce, w którym się znajdowały. 
- To były jakieś wartościowe rzeczy ?
- Raczej tak. To były rzeczy najważniejsze dla Voldemorta.
- Ale co to za rzeczy ?
- Horkruksów było siedem. Pierwszy, to był dziennik Voldemorta z czasów szkolnych, który dostała Ginny, kiedy była w pierwszej klasie. Drugi to pierścień należący do matki Voldemorta. Trzeci to medalion Salazara Slytherina. Czwartym był puchar należący do Helgi Hufflepuff. Piąty to diadem Roweny Ravenclaw. Szósty to kamień wskrzeszenia z opowiadania o Insygniach. A siódmy, to sam Harry. – Jak wielkie było zaskoczenie Blaise’a kiedy usłyszał o ostatnim horkruksie ? Ogromne. Ale przecież mógł się domyślić. W końcu Harry podniósł się z rąk Hagrida, kiedy Voldemort powiedział, że go zabił.
- Naprawdę Potter był horkruksem ? Ale jakim cudem ? Przecież mówiłaś, że Voldemort ukrywał cząstki swojej duszy w najważniejszych dla niego rzeczach. – Hermiona bezbłędnie wyczytała zdziwienie Blaise’a na twarzy. Uśmiechnęła się.
- Harry też był ważny dla Voldemorta. W końcu pokonał go, mając zaledwie rok.
- Ale jak Voldemort wszczepił w niego tego horkruksa ?
- Kiedy Voldemort przyszedł zabić rodziców Harrego i samego jego, rozpadł się na kawałki. I właśnie wtedy jego dusza wszczepiła się w Harrego. Razem z tą blizną na czole. – Potem Blaise już nie pytał o ten temat. Skończyli najwyraźniej rozmowę. Zapadła cisza. Hermiona skończyła zbierać już ptasie kupy, a Blaise wytarł wszystkie ławki. Zostało jeszcze pozbierać z podłogi papiery, umyć ją i wytrzeć tablicę.
- To ja pozbieram papierki, a ty umyjesz podłogę. Nie jestem najlepszy w takich porządkach. – Blaise rozbawił tą uwagą Hermionę. Puścił jej oczko i dziarskim krokiem poszedł po drugi worek. Brunetka natomiast podeszła do tablicy i zaczęła ją dokładnie zmazywać. Przypomniały jej się czasy z podstawówki. Wtedy jeszcze nie wiedziała o swoich magicznych mocach. Zawsze walczyła z koleżankami o to, która wyciera tablicę. Nie zawsze wygrywała. Teraz jednak nie miała z kim walczyć. Wytarła dokładnie tablicę, a potem usiadła na ławce, czekając, aż Blaise skończy. Z jego zapałem, nie zapowiadało się, żeby skończył szybko. – A jak z ręką ? – Spytał, nie spoglądając na nią.
- W porządku. – Odparła wymijająco. W prawdzie, nadgarstek trochę ją bolał.
- Gdyby było w porządku, to nie miałabyś ręki w bandażu. – Spojrzał na nią z politowaniem.
- Nie ręki, a nadgarstka. To różnica. Zwichnęłam nadgarstek, pani Pomfrey opatrzyła i kazała nosić bandaż przez trzy dni. Nic wielkiego. – Wzruszyła ramionami. Zastanawiała się, dlaczego opowiada o tym Ślizgonowi. Jakby go to miało interesować.
- Tak właściwie to ja powinienem przeprosić za całą tą akcję. Bo to tak właściwie moja wina. – Hermionie się wydawało, albo Blaise się speszył.
- Przecież to Malfoy mnie popchnął. – Hermiona natomiast się zdziwiła.
- No tak, ale to ja niechcący popchnąłem jego. Chciałem ominąć kałużę i na niego wpadłem, a potem on wpadł na ciebie. – Blaise zrobił w tej chwili przepraszające oczka. Każdy by się ugiął pod takim spojrzeniem, bez wyjątku. Nawet Ginny.
- Hmm… trudno. Zapomnijmy. – Hermiona uśmiechnęła się ciepło. Blaise także się uśmiechnął. Z obliczeń Gryfonki wynikało, że skończą całą tą robotę przed czasem. A profesor dał im jasno do zrozumienia, że nie wypuści ich stąd wcześniej, niż o 22:00.
- No dobra, skończyłem. – Odparł Blaise i odetchnął z ulgą. Podszedł do pierwszej lepszej ławki i bez żadnych ceregieli, położył się na niej, zamykając oczy. Hermiona pokiwała głową w geście roztargnienia i wzięła do ręki szmatkę, którą wcześniej chłopak wycierał ławki. Jeśli się z tym szybko upora, to zostanie im jakieś 20 minut wolnego czasu. Dobrze przynajmniej, że nauczyciel skrócił im szlaban o godzinę. Tak, musieliby siedzieć tutaj bezczynnie przez godzinę i dwadzieścia minut. Albo profesor zadałby im dodatkową robotę.
                Kiedy Hermiona myła podłogę, Blaise otworzył oczy i zaczął przyglądać jej się uważnie. Gryfonka wyczuła na sobie jego spojrzenie. Odwróciła się w jego stronę.
- Co tak na mnie patrzysz ? – Rozbawiło ją spojrzenie Ślizgona. Oczy tak mu świeciły, jakby miał się rozpłakać.
- A nic. Po prostu cieszy mnie fakt, że mimo różnicy naszych domów, utrzymujemy ze sobą kontakty. – Blaise uśmiechnął się lekko. Hermiona natomiast się głęboko zamyśliła. – O czym tak myślisz ? – Zapytał.
- O niczym. – Hermiona powróciła do mycia podłogi.
- Ej, no powiedz. – Poprosił Blaise. Podparł się łokciem, by lepiej widzieć Gryfonkę.
- Kiedy byliśmy w szóstej klasie, dostałam raz powiadomienie, żeby się stawić u dyrektora. Przeraziłam się tym faktem, bo nigdy wcześniej nie byłam w tamtym pomieszczeniu na rozmowie. W każdym bądź razie, nie sama. W czwartej klasie Dumbledore też mnie do siebie wezwał, ale wtedy chodziło o turniej trójmagiczny i poszłam tam z Ronem. A wtedy miałam pójść sama. Strasznie się bałam. A dyrektor powiedział mi, że wierzy we mnie z całych sił. Stwierdził, że w niedługim czasie pożegna się z tym światem, a jego miejsce zajmie zapewne profesor Snape lub profesor McGonagall. Ale bez względu na to, jaki będzie dyrektor, w siódmej klasie to ja będę prefektem naczelnym. I powierzył mi zadanie. W tej ostatniej klasie mam pogodzić ze sobą dwa, rywalizujące ze sobą domy. No i tak teraz pomyślałam , że skoro my się już przyjaźnimy, to jest niezły początek. Bo w końcu nie zapominajmy o fakcie, że jesteś najlepszym przyjacielem człowieka, którego nienawidzę. – Zaśmiała się gorzko Hermiona, kończąc tym samym swój monolog. Spojrzała na Blaise’a, na którego twarzy pojawiły się dwa, mało widoczne rumieńce. Uniosła wysoko brwi i uśmiechnęła się podejrzliwie. – A skąd te rumieńce ?
- Nic takiego, zwykłe wspomnienie. – Hermiona nie dowierzała. Blaise najzwyczajniej w świecie zszedł z ławki i odwrócił się do niej plecami, byle tylko zakryć rumieńce.
- Jakie wspomnienie ? – Dopytywała się dalej Hermiona.
- Mało ważne. Zmieńmy temat. – Dodał pospiesznie Blaise.
- O nie ! Ja ci powiedziałam o moim zadaniu, o którym nie wiedzą nawet Harry i Ron . Więc ty chyba też możesz mi powiedzieć, o czym pomyślałeś.
- No bo wspomniałaś o tym, że Gryfoni mają się pogodzić ze Ślizgonami i Ślizgoni z Gryfonami. A ja… a mi akurat podoba się taka jedna dziewczyna z Gryffindoru. – Blaise mówił bardzo cicho, jednak Hermiona zrozumiała go bezbłędnie. W jednej chwili pomyślała, że to ona może być tą dziewczyną, bo, przecież Blaise zarumienił się wtedy, kiedy powiedziała o ich przyjaźni. A nie wcześniej, gdy mówiła o zadaniu.
- Nie gadaj ! Kto to taki zaszczycił twoje serce swoją obecnością ? – Rumieńce Blaise’a powiększyły się odrobinę. Tak samo, jak uśmiech Hermiony.
- Tego już ci nie powiem ! I żebyś nie miała jakichś domysłów, nie chodzi o ciebie. Lubię cię, ale jak dobrą koleżankę. – Hermiona właśnie sobie uświadomiła, że ciemna skóra nic a nic nie zasłania rumieńców. Krótko mówiąc, Blaise zburaczał.
- Zarumieniłeś się wtedy, gdy wspomniałam o naszej przyjaźni. Czyli to musi być ktoś, kogo bardzo lubię ! Ale kto to… - Myślała już ciszej Gryfonka, gdy nagle urwała. Przypomniała sobie akcję w wakacji, kiedy malowała u siebie płot. – Ginny ! – Krzyknęła głośno. Blaise, jak na komendę, odwrócił się, ale skończyło się na tym, że wpadł na ławkę. W dodatku poślizgnął się o mokrą podłogę i upadł, turlając się po ławce. W efekcie czego wylądował pod nią. Hermiona przeraziła się w pierwszej minucie, jednak widząc chłopaka, trącego głowę w miejscu spotkania z podłogą, zaczęła się śmiać.
- Bardzo śmieszne. – Fuknął Blaise i udał focha.
- Oj, nie obrażaj się Diable ! Przecież to nic strasznego, że podoba ci się moja przyjaciółka. – Odparła rozbawiona Hermiona i spojrzała na niego zabawnie.
- Jeżeli kiedykolwiek jej o tym wspomnisz, to naprawdę, nie chciałbym być w twojej skórze. – Powiedział trochę groźnie Blaise. Gryfonka jednak nie za bardzo się przejęła tą groźbą.
- Tak ? A co mi zrobisz ? – Zapytała uśmiechnięta.
- Naślę na ciebie Draco i nie skończy się to zapewne dobrze. – Hermiona chyba pierwszy raz widziała na twarzy Blaise’a typowo Ślizgoński uśmiech. Spoważniała momentalnie. Nie wiedziała, że Ślizgon jest zdolny posunąć się do czegoś takiego.
- To groźba czy zamach na życie ? – Spojrzała na niego. Widział to w jej oczach, uraził ją. Odwróciła się i wróciła do mycia podłogi.
- No dobra, przepraszam. Może przesadziłem. Ale proszę, nie mów nic Ginny. – Nie doczekał się komentarza ze strony Gryfonki. – To jak będzie ? Nie powiesz ? – Spojrzał na nią błagalnie, jednak ona tego wzroku nie widziała. – Nie złość się Mionka, nie wiedziałem, że taki żart cię zaboli. – Hermiona usłyszała w jego głosie smutek.
- Żart ? To prędzej był suchar. – Powiedziała to dużo łagodniej, niż zamierzała. Na jej twarz ponownie wstąpił lekki uśmiech. – W porządku. Nie powiem nic Gin. Sama się zorientuje. – Wzruszyła ramionami.
- Jak to ? To ona też czasami o mnie myśli ? – Brązowooka dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka też myślała o Blaisie, jednak przecież mu tego nie powie.
- No wiesz… ja tam nie zaglądam własnej przyjaciółce do myśli, to nie wiem.
- Ale chyba powiedziałaby ci o tym, co ? – Blaise chyba naprawę się zakochał w Ginny, skoro aż tak się interesuje tym, czy dziewczyna o nim myśli.
- Nie wiem. Chyba tak. – Gryfonka po prostu droczyła się ze Ślizgonem. Skończyła myć podłogę. Szmatkę wrzuciła do wiadra z wodą. Omiotła klasę spojrzeniem. Wszystko się lśniło. Teraz było tu naprawdę czysto.
- A powiedziałabyś mi, gdyby Wiewiórka coś ci powiedziała o mnie ? – Spytał cicho Blaise.
- Bez urazy, ale oczywiście, że nie. Ginny to moja najlepsza przyjaciółka i oczekuję od niej szczerości, ufności i zachowania tajemnic. Ona oczekuje ode mnie tego samego. Nie wydałabym jej. – Powiedziała bez wahania Hermiona.


(Wspomnienie)
- Ginny, jesteś świetną aktorką i świetnie umiesz kłamać, ale problem tkwi w tym, że nie przede mną. – Odparła spokojnie szatynka. – No, opowiadaj. Co jest między tobą a tym Ślizgonem ?– Spytała rozentuzjazmowana Hermiona.
- A co ma być ? Nic nie jest. – Powiedziała Ginny, jednak odwróciła wzrok.
- Hej, Gin. Przecież mi możesz powiedzieć. – Nalegała starsza z Gryfonek.
- Oj ! No bo chodzi o to, że on… że ja go… no że on mi się podoba ! – Wydusiła z siebie w końcu Ginevra. 
- Och ! To cudownie ! – Ucieszyła się Hermionka.
- Niby dlaczego to jest cudowne ? – Ginny trochę zdziwiła się zachowaniem przyjaciółki.
- Myślę, że też mu się podobasz ! – Odparła uradowana szatynka.

(Koniec wspomnienia)

Hermiona uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie. Była zadowolona z takiego obrotu spraw.  Gryfon w połączeniu ze Ślizgonem daje ciekawy efekt.
- Wiesz… trochę zazdroszczę Ginny przyjaciółki. Wy trzymacie swoje sekrety w tajemnicy, a ja, kiedy powiem coś Smokowi, ten zaraz wypapla to w Pokoju Wspólnym Slytherinu, a tłumaczy się tym, że „To miał być taki niewinny żart”. Potem zazwyczaj kupuje mi ognistą na przeprosiny. Dlatego też oszczędzam się z powierzaniem mu tych moich tajemnic. – Powiedział Blaise. Hermionę trochę zdziwiło zwierzenie Ślizgona.
- I on tak wypaplał każdą twoją tajemnicę, jaką mu powierzyłeś ? – Gryfonka nie wyobrażała sobie, jakby było, gdyby jej najlepsza przyjaciółka wydała jej największe sekrety.
- Smok jest typem człowieka, który wie, kiedy trzeba żartować, a kiedy nie. Dobrze się orientuje, kiedy mówię mu coś naprawdę bardzo ważnego i wtedy nikomu tego nie wydaje. I między innymi dlatego jest moim najlepszym kumplem. Wie, kiedy żartować, a kiedy naprawdę być poważnym. – Blaise zakończył swój monolog. Hermiona chciała mu coś odpowiedzieć, ale w tej chwili do pomieszczenia wszedł profesor Longhouter. Omiótł klasę wzrokiem.
- Szlaban skończony. – Wyciągnął ze swojej kieszeni różdżki uczniów. – A teraz wypad z Sali. – Zakończył wściekły. Zarówno Blaise, jak i Hermiona wzięli szybko swoje zguby i wyszli na korytarz.
- Idziesz do waszego Pokoju Wspólnego ? – Zapytał Hermiony Blaise.
- Tak. – Odparła krótko.
- Mogę iść z tobą ? Muszę oddać Smokowi różdżkę. – Popatrzył na drugą różdżkę, którą trzymał w ręce.
- Jasne. – Uśmiechnęła się Hermiona. Ruszyli. – Swoją drogą… ciekawe, czemu profesor nie zabrał różdżki Malfoya, kiedy się dowiedział, że ją masz ?
 - Zauważyłaś, że w ogóle był jakiś inny, kiedy do nas przyszedł ? I na lekcjach było to samo. We wtorek był raczej poważny i opanowany. Jak przyszliśmy na szlaban, to wściekły do białej gorączki. Potem był jakiś taki milusiński, a jak oddawał nam różdżki, to znów taki wściekły… - Podsumował Blaise.
- Taak, to rzeczywiście dziwne. – Hermionę także zainteresował ten fakt. Nagle zza rogu wyszła sama pani dyrektor McGonagall.
- Panno Granger, mogę zająć pani chwilkę ? – Spojrzała na nią dosyć surowo.
- Oczywiście. – Odparła szybko. – Idź sam. – Dodała do Blaise’a. Podeszła do byłej nauczycielki transmutacji. – O co chodzi, pani dyrektor ?
- Została pani prefektem naczelnym Gryffindoru, a było to zaplanowane z góry. Poprosił mnie o to sam profesor Dumbledore jeszcze półtora roku temu. Wiadomo coś pani na ten temat ? – Karcący wzrok McGonagall spoczął na drobnej osobie Hermiony Granger.
- Tak. Profesor Dumbledore rozmawiał ze mną i obiecał mi posadę prefekta naczelnego, kiedy będę w ostatniej klasie. – Odpowiedziała Hermiona. W jej głosie dało się wyczuć nutkę strachu.
- Kilka dni temu dostała pani zlecenie patrolowania połowy zamku z panem Malfoyem, tak ?
- Tak. – Odpowiedziała krótko.
- Doszły mnie jednak słuchy, że podzieliliście się i patrolujecie wyznaczone miejsca osobno. To prawda ? – Profesor McGonagall była raczej zdenerwowana.
- Tak. To był pomysł Malfoya. Sama pani wie, on… nie za bardzo przepada za ludźmi mojego pokroju. – Hermiona spuściła wzrok.
- Hermiono, Draco został ci przydzielony nie bez powodu. Jako, że jest drugim prefektem naczelnym, zdecydowałam, że to on będzie ci pomagał przy patrolowaniu. A panna Patil dostała do współpracy pana Macmillana. Mogłaś zauważyć, że dziewczynie został przydzielony chłopak. Ja tylko dbam o wasze bezpieczeństwo. Sama się dobrze orientujesz, że zawsze może wyskoczyć zza rogu jakiś siódmoklasista, z którym możesz mieć konflikt i może cię zaatakować. A zadaniem pana Malfoya jest ochrona ciebie. Dlatego macie patrolować korytarze razem. – Powiedziała już o wiele łagodniej pani dyrektor.
- Pani profesor, czy nie mogłabym się zamienić z Padmą ? Ją Malfoy chyba toleruje bardziej, niż mnie. – Spytała Hermiona z niemą prośbą i nadzieją w oczach.
- Niestety, panno Granger. A poza tym, rozmawiałam ostatnio z obrazem Albusa i wspominał mi, że powierzył ci jakieś zadanie, kiedy jeszcze żył i uważa, że dobrze postąpiłam, przydzielając cię do pana Malfoya. – Hermiona zrezygnowała z dalszej walki. Wiedziała, że nie wygra. Najwyraźniej McGonagall nic nie wiedziała o tej misji.
- Oczywiście. Jeszcze dzisiaj zacznę patrolowanie korytarzy razem z Malfoyem. – Takie zakończenie tej rozmowy jak najbardziej zadawalało McGonagall. Starsza z kobiet uśmiechnęła się pocieszająco.
- Dziękuję. Życzę miłego wieczoru. – Odparła z błyskiem w oczach i odeszła, zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Malfoy prędzej pomoże temu sprawcy mnie zabić, niż by miał mnie uratować. – Powiedziała do siebie cicho i prychnęła pod nosem. Zrezygnowana, ruszyła na piąte piętro.
                Kiedy Hermiona weszła do salonu, zastała samego Blaise’a siedzącego na kanapie i trzymającego w ręce szklankę z ognistą. Spojrzała na niego pytająco.
- No co ? Smok powiedział, żebym tu nagiego poczekał, bo idzie na patrol. A potem mamy się razem napić ognistej. – Powiedział to tak niewinnie, że nawet Hermiona się zaśmiała. Spojrzała na siebie. Cała przesiąkła sowimi odchodami.
- Idę się przebrać. – Powiedziała głośno i z lekkim obrzydzeniem weszła do swojego pokoju. Zrzuciła z siebie ubrania i znalazła w szafie granatowy sweter i czarne legginsy. Na nogi wsunęła vansy w panterkę i tak wyszła z pokoju. Blaise uśmiechnął się do niej, kiedy ją zobaczył.
- Zmykam na patrol. Mam do ciebie prośbę… nie upij się i nie zarzygaj salonu, Ok. ? Już miałam taki przypadek z twoim przyjacielem i powtórki nie chcę. – Tą prośbą Hermiona rozbawiła Blaise’a do łez. Tak się zaczął śmiać, że zrobił się czerwony na twarzy. Ostatkami sił łapał oddech.
- Nie martw się, nie mam tego w planach. – Ciągle rozbawiony, puścił jej oczko. W geście roztargnienia pokiwała głową i wyszła z pokoju. W całej szkole było tak cudownie cicho. A to mogło oznaczać ciszę przed burzą. Chociaż… niekoniecznie.
                Hermiona doszła pod Wielką Salę. Czekał tam na nią Malfoy, opierający się bokiem o ścianę. Hermiona jęknęła cicho z rozpaczy i podeszła do niego.
- Ooo… Granger. Mam pytanie. Ty zmieniłaś ubrania, czy to ja mam halucynacje ? – Malfoy wybałuszył na nią oczy. Brunetka załkała cicho. Czemu los musiał ją pokarać tym debilem !?
- Malfoy, ty jesteś pijany ! – Podniosła głos Hermiona.
- I po co te nerwy ? Uczciliśmy razem z innymi Ślizgonami pierwszy weekend w tym roku szkolnym. – W pewnych momentach Draco tak bełkotał, że nawet Hermionie trudno było go zrozumieć. A miała dużo do czynienia z niemowlętami, które rozumiała bez większych problemów. W końcu nie bez powodu uwielbia dzieci.
- Jakby mnie to interesowało… - Odparła cicho i nie czekając na Malfoya, ruszyła przed siebie. Chłopak po chwili ruszył za nią.
                Szli w milczeniu. Draco raz tak się zatoczył, że wylądował na posągu rycerza stojącym przy ścianie, przewracając go i robiąc przy tym niemiłosierny huk.
- Malfoy, te debilu ! Pobudzisz całą szkołę ! – Szepnęła groźnie Hermiona. Ku jej zdziwieniu, Malfoy nawet zrozumiał to, co powiedziała. W bardzo dziwny sposób, ale zrozumiał. Wybełkotał do niej ciche „sorry” i zastosował gest obronny, unosząc ręce do góry. Potem niemalże bezgłośnie wstał z rycerza i podał mu rękę.
- Przepraszam cię stary, nie zauważyłem. Ale wałęsasz się po szkole w godzinach nocnej, więc musimy odebrać ci punkty. Z jakiego jesteś domu ? – Zapytał rycerza, wcześniej wyciągając do niego rękę, by pomóc mu wstać. Posąg leżał jednak bezczynnie. Hermiona miała w tym momencie wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. – Z jakiego jesteś domu do cholery ?! – Malfoy podnosił głos. A Hermiona uświadomiła sobie, że gdyby miała kamerkę i go teraz nakręciła i gdyby to znalazło się w mugolskim Internecie na sławnym portalu społecznościowym, to Malfoy uzyskałby więcej wyświetleń, niż dziecko śmiejące się z psa jedzącego popcorn. Podeszła do niego i lekko złapała go za ramię, odciągając tym samym od rycerza. Kiedy go dotknęła, poczuła dziwne mrowienie w prawej dłoni. 
- To nie uczeń debilu. A ty idź do dormitorium, bo jesteś kompletnie pijany. Dokończę ten patrol sama. – Powiedziała rozbawiona Hermiona. Nawet nie sądziła, że będzie kiedykolwiek uprzejma dla tego Ślizgona.
- McGonagall kazała mi cię pilnować. A wytrzeźwieć mogę w każdej chwili. – Powiedział zupełnie poważny Malfoy. Nie bełkotał już, jak wcześniej. Wydawał się wytrzeźwieć. Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona. Czy on naprawdę powiedział to pierwsze zdanie ? Czy może się przesłyszała ? A może to skutek zbyt dużej ilości alkoholu w organizmie. – Idziemy dalej, Blaise na mnie czeka. – Odparł i ruszył, nie czekając na nią. Gryfonka dołączyła do niego po chwili. Znów zapanowała cisza.
                W pewnym momencie Hermiona usłyszała ciche stąpanie butami, za nimi. Przestraszona odwróciła się, jednak nikogo nie zauważyła. Spojrzała na Dracona. Ten szedł niewzruszony i nawet chyba nic nie usłyszał. Zdziwiona brunetka odwróciła się przed siebie. Czyżby ktoś ich śledził ? Wzruszyła ramionami i głowę zajęła innymi myślami. Jednak nie uszli 10 metrów, znów usłyszała szemranie, tym razem już głośniejsze. Przeraziła się. Powoli odwróciła głowę za siebie i… ujrzała czyjś cień. Głośno przełknęła ślinę i spojrzała na Dracona. Zatrzymali się. Blondyn zwrócił uwagę na jej dziwne zachowanie i również na nią popatrzył. W jej oczach zauważył strach. Ta natomiast szybko odwróciła głowę za siebie, dając mu do zrozumienia, żeby podążył za jej wzrokiem. On też zauważył cień. Ponownie na nią spojrzał i przyłożył sobie palec do ust, dając tym do zrozumienia, żeby Gryfonka była cicho i nie wykonywała żadnych gwałtowniejszych ruchów. Potem wyciągnął z kieszeni spodni swoją różdżkę. Brązowooka podążyła w jego ślady. Draco pokazał głową, żeby kierowali się w stronę cienia. Przerażona Hermiona energicznie zaprzeczyła ruchem głowy. Nie miała zamiaru ruszać się z tego miejsca. No, może jedynie, kiedy będzie uciekała. I wtedy spojrzała w oczy swojego współlokatora i znalazła w nich… jakiś dziwny błysk, którego nigdy wcześniej nie widziała. Nie wiedziała, co to było, ale sprawiło, że w pewnym minimalnym stopniu mu zaufała. Powoli zgodziła się na polecenie Malfoya. Z uniesionymi różdżkami, szli w stronę cienia. On też się przemieszczał. I stało się. Cień okazał się być woźnym. Wyskoczył tak nagle, że Hermiona aż zapiszczała.
- Mam was okropne nicponie ! Wiedziałem, że ktoś się błąka po szkole w czasie ciszy nocnej i w końcu was przyłapałem. – Woźny wydawał się być w swoim żywiole. Był to człowiek około sześćdziesiątki, z siwymi włosami i mnóstwem krost na szkaradnej twarzy. Jego zapach także do najprzyjemniejszych nie należał.  – Do dyrektora ! – Wyrwał uczniom różdżki z dłoni i palcem wskazał za nich, na korytarz.
- Przepraszam… - Zaczęła Hermiona, jednak brutalnie jej przerwano. Starała się o przymilny ton.
- Przepraszać to ty dopiero będziesz, jak cię wyleją z Hogwartu szlamo ! – Warknął rozzłoszczony woźny i szturchnął ją mocno, przewracając przy okazji.  Upadła na ziemię i syknęła z bólu. Nadgarstek.
- Kobiet się nie bije. Nawet ze względu na status krwi. – Oświecił Draco woźnego. A Hermiona była oszołomiona. Ten dupek się za nią wstawił ? Co to, dzień dobroci dla szlam ? Brunetka szybko podniosła się z podłogi i razem z Draconem ruszyli za woźnym, w myślach wyzywając go od najgorszych.

******
- Pani profesor, pani profesor ! – Krzyczał woźny, Anthony Russel, gdy znaleźli się w gabinecie dyrektora, obecnie zajmowanego przez profesor Minerwę  McGonagall. – Pani profesor, przyprowadziłem łobuzów. Pałętali się po szkole w czasie godziny policyjnej. Oboje mieli uniesione różdżki, kiedy ich znalazłem. Pewnie planowali jakiś zamach ! – Skrzeczał staruszek. Pani dyrektor pokręciła głową w geście załamania. 
- Russel ty idioto ! To są prefekci ! Oni muszą chodzić po zamku, bo sami go pilnują ! Przepraszam was za niego. Czasami jest jeszcze większym głąbem niż Filch. – Wytłumaczyła pani profesor. Woźny spuścił głowę w geście skruchy. Na twarz obojga uczniów wstąpiły dyskretne uśmiechy.
- Nie szkodzi, pani profesor. – Odparła Hermiona. Szturchnęła łokciem Dracona.
- C’ tak, tak. Nie szkodzi. – Wybełkotał Malfoy. Zarówno Hermiona, jak i profesor McGonagall wytrzeszczyły na niego oczy. A mówił, że potrafi wytrzeźwieć w każdej chwili !
- Panie Malfoy, dobrze się pan czuje ? – Zapytała zdziwiona dyrektorka tej szkoły. Nie ! Hermiona na pewno mu nie pomoże tym razem. Sam się schlał, to niech się teraz sam tłumaczy.
- Tak, oczywiście. Po prostu… chyba mi odrobinę niedobrze. – Pierwsze zdanie było zupełnie niezrozumiałe.
- Może powinien się pan udać do Skrzydła Szpitalnego ?  - Hermiona miała ochotę palnąć się w czoło z otwartej dłoni. Czy pani dyrektor naprawdę martwi się o pijanego Malfoya ?
- Zapewniam panią, że za niedługo mi przejdzie. Chyba coś z kolacji mi zaszkodziło. – Malfoy sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał beknąć. A przecież z takiego beknięcia może wyniknąć coś więcej. Hermiona musiała zainterweniować.
- Pani dyrektor, on chyba musi się położyć. To pewnie od tego dżemu z kolacji. Sama nie czuję się najlepiej. – Dla lepszego efektu Gryfonka złapała się za brzuch. Nie do wiary ! Okłamuje nauczycieli, a to w pewnym sensie przez tego dupka ! Co się dzisiaj ze mną dzieje, głowiła się brązowooka. 
- Jak pani uważa, panno Granger. Chociaż i tak jest zdania, że powinniście się udać do Skrzydła Szpitalnego. To może być jakiś wirus. – McGonagall uparcie stała przy swoim. Hermiona miała wrażenie, że odkąd ta kobieta stała się dyrektorką, jest dwa razy milsza i bardziej nadopiekuńcza. A Malfoy wyglądał, jakby zaraz miał puścić pawia. Aż pobladł.
- Rozważymy tą opcję. Dziękujemy, do widzenia. – Mówiła szybko Hermiona. Malfoy stał już przy drzwiach.
- Dobranoc. – Powiedziała jeszcze zmartwiona dyrektorka szkockiej szkoły magii.

***
Hermiona szybkim krokiem przeszła przez dziurę w ścianie. Znajdowała się teraz we własnym pokoju wspólnym, gdzie na kanapie siedział zamyślony Blaise. Zorientował się, że ktoś wchodzi do pokoju, więc odwrócił głowę od palącego się kominka i zauważył brunetkę. Uśmiechnął się.
- Cześć Her… - Zaczął, jednak przerwało mu głośne trzaśnięcie drzwiami. To Hermiona poszła do swojego pokoju.  – A tą co ugryzło ? – Zapytał się swojego najlepszego przyjaciela. Ten jednak wzruszył ramionami. – Nie ważne… to jak ? Zaczynamy ten wieczór ? – Zapytał Dracona Blaise, nie zważając ani trochę na fakt, że użył słowa „ wieczór ”, a była 12:00 w nocy.
                Hermiona weszła do swojego pokoju, zgarnęła piżamę i udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, po czym umyła zęby, przebrała się i wyszła. Wskoczyła pod zimną pierzynę. Ułożyła się wygodnie. Zastanawiało ją dzisiejsze zachowanie jej współlokatora. Obronił ją dwa razy ! Czy to był efekt promili we krwi ? Tego Hermiona nie wiedziała. Ale wiedziała jedno… właśnie tego nie chciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz