Sobota, 8:30. Pierwszy weekend w
tym roku szkolnym. Pewna brązowooka brunetka wolnym krokiem szła do Wielkiej
Sali na śniadanie. Około 20 metrów za nią podążał blondwłosy Ślizgon, zły na
cały świat. Tak, Draco i Hermiona zdążyli się już pokłócić. A o co ? O to, co
zawsze. Czyli, że istnieją. Jedno przeszkadzało drugiemu w spokojnym życiu i
vice versa. Hermiona rzekomo za głośno zamknęła drzwi od swojego pokoju, czym
obudziła Dracona, który miał potwornego kaca i bolała go głowa. Ten wydarł się
na nią praktycznie o nic, a ona zaczęła krzyczeć, że trzeba było tyle nie pić.
I tak zwykła sprzeczka przerodziła się w ogromną kłótnię. Teraz oboje
przemierzali drogę dzielącą ich od WS w podłych humorach.
Kiedy Hermiona weszła do
WS, o razu znalazła wzrokiem swoją najlepszą przyjaciółkę, Ginny Weasley, także
w nie najlepszym humorze. Szybkim krokiem podeszła do rudowłosej, usiadła koło
niej i chciała dać buziaka w policzek, jednak ta się odsunęła. Brunetka
zdziwiona odsunęła się lekko.
- Cześć Gin. – Powiedziała cicho. Nie usłyszała odpowiedzi. Zastanawiała się, co jest powodem, dla którego Ginny się do niej nie odzywa. – Powiesz, o co chodzi ? – Jej rudowłosa przyjaciółka posmutniała.
- Dostałam list od mamy. Podobno Ron miał jakąś dziewczynę i ubzdurał sobie, że ta go zdradziła. Chciał się zabić. Trafił do szpitala na oddział urazów pozaklęciowych. – Ginevra była roztrzęsiona.
- O matko… - jak na razie, tylko tyle zdołała z siebie wydusić panna Granger. To, co usłyszała, dosłownie ją zamurowało. – Współczuję.
- Dzięki – uśmiechnęła się blado najmłodsza latorośl Weasleyów. W jej oczach zbierały się już świeczki. Przechodzący obok siódmoklasiści dziwnie patrzyli w ich stronę.
- Gin, nie tutaj… - Chciała uspokoić przyjaciółkę Hermiona. Pewnie po całej szkole rozniosły się plotki, że owe dwie przyjaciółki się pokłóciły, w wyniku czego naprawdę mogłyby się pokłócić.
- Hermiono, pójdę do siebie. Do zobaczenia. – Odpowiedziała smutna Ginny.
- Poczekaj, pójdę z tobą ! – Krzyknęła Hermiona, kiedy zauważyła, że Ginny po prostu wybiegła z WS, jednak ta tego już nie usłyszała. Ową ucieczką młodszej z gryfonek było spotkanie Blaise’a Zabiniego, wchodzącego ze swoimi znajomymi do Wielkiej Sali. Ginny nie chciała, by ten Ślizgon zobaczył ją zapłakaną. Hermiona wstała i chciała pobiec za przyjaciółką, jednak na kogoś wpadła, upadając przy tym na ziemię.
- GRANGER ! Czy ty nie możesz mnie zostawić chociaż raz w spokoju, ty nędzna szlamo ?! – Krzyknął Malfoy. Miał szczęście, że w WS za stołem nauczycielskim siedziało tylko trzech nauczycieli, którzy w dodatku go nie słuchali.
- Spieprzaj Malfoy. – Powiedziała Hermiona na „odwal się”, kiedy już wstała z zimnej posadzki. Zwinnym ruchem wyminęła zdziwionego Malfoya i pobiegła za przyjaciółką. Nie mogła jej jednak nigdzie znaleźć. Domyślała się, że Ginevra poszła do swojego pokoju. To był raczej pechowy dzień. Pierw sprzeczka z Malfoyem, potem ta przykra sprawa z Ginny, a teraz jeszcze uciekły jej schody ! Z tego, co zauważyła Hermiona, schody te stanęły przy czwartym piętrze. Pamiętała, że kiedyś trzymały się przy tamtym piętrze aż piętnaście minut ! A to była jedyna droga do siódmego piętra. Nie było sensu czekać. Zrezygnowana wróciła do Wielkiej Sali. Już na wejściu spotkała ją kolejna nieprzyjemna niespodzianka. CZYTAJ: Malfoy.
- Ty nędzna, plugawa szlamo ! Jak śmiałaś się tak do mnie odezwać ? – Krzyczał Malfoy. Większość par oczu zwróciła na nich uwagę. Jednak po raz kolejny, nie nauczyciele. Hermiona stała niewzruszona. Bardzo zabolały ją te słowa, jednak nie chciała mięknąć przed Malfoyem, w dodatku, kiedy obserwuje ich większość uczniów. I nagle Gryfonka straciła apetyt. Czekała tylko, aż ten blondwłosy dupek sobie pójdzie i spokojnie będzie mogła wyjść. Pomoc nie szła zbyt długo. Zaraz pojawił się koło nich Blaise razem z Pansy.
- Co ty wyprawiasz Draco ? – Mówił cicho Blaise do swojego przyjaciela. – Chyba już przerabialiśmy kwestię wyzwisk. – Popatrzył na niego groźnie. W tym samym momencie Pansy podeszła do Hermiony i położyła rękę na jej ramieniu.
- Miona, wszystko w porządku ? – Zapytała ciemnowłosa Ślizgonka.
- Tak, dzięki. – Odpowiedziała smutna Hermiona. Zauważyła, że wkurzony Malfoy idzie do stołu, na swoje miejsce. Nie wiedziała, co Blaise jeszcze mu powiedział.
- Sorry za niego Mionka, nie wiem, co mu strzeliło. – Tłumaczył przyjaciela Blaise.
- W porządku. Naprawdę. – Powiedziała spokojnie Hermiona. Dla potwierdzenia swoich słów pokiwała jeszcze głową. Przyjaciele uśmiechnęli się do niej, po czym odeszli do stołu. Ona natomiast nie chciała więcej przebywać w tym pomieszczeniu. Poszła z powrotem do swojego pokoju. Miała na sobie czarną, rozkloszowaną spódniczkę, białą bluzkę ze skrzydłami, kolczyki-piórka na uszach i beżowe koturny na nogach. Nie zapomniała oczywiście o szacie, mimo, że w weekendy nie były one wymagane. Tak więc wolnym krokiem szła na schody prowadzące do piątego piętra. Potrzebowała spokoju. Pogoda była śliczna, więc po południu wybierze się zapewne na błonia, by posiedzieć w samotności. W oczach kręciły się jej łzy. Nie rozumiała Malfoya i jego humorków. Jednego dnia jest dla niej taki miły, następnego już wyzywa od najgorszych. Czy ona sobie wybierała sama status krwi ? Nie, to nie jej wina ! Więc dlaczego teraz musi cierpieć ?
- Cześć Gin. – Powiedziała cicho. Nie usłyszała odpowiedzi. Zastanawiała się, co jest powodem, dla którego Ginny się do niej nie odzywa. – Powiesz, o co chodzi ? – Jej rudowłosa przyjaciółka posmutniała.
- Dostałam list od mamy. Podobno Ron miał jakąś dziewczynę i ubzdurał sobie, że ta go zdradziła. Chciał się zabić. Trafił do szpitala na oddział urazów pozaklęciowych. – Ginevra była roztrzęsiona.
- O matko… - jak na razie, tylko tyle zdołała z siebie wydusić panna Granger. To, co usłyszała, dosłownie ją zamurowało. – Współczuję.
- Dzięki – uśmiechnęła się blado najmłodsza latorośl Weasleyów. W jej oczach zbierały się już świeczki. Przechodzący obok siódmoklasiści dziwnie patrzyli w ich stronę.
- Gin, nie tutaj… - Chciała uspokoić przyjaciółkę Hermiona. Pewnie po całej szkole rozniosły się plotki, że owe dwie przyjaciółki się pokłóciły, w wyniku czego naprawdę mogłyby się pokłócić.
- Hermiono, pójdę do siebie. Do zobaczenia. – Odpowiedziała smutna Ginny.
- Poczekaj, pójdę z tobą ! – Krzyknęła Hermiona, kiedy zauważyła, że Ginny po prostu wybiegła z WS, jednak ta tego już nie usłyszała. Ową ucieczką młodszej z gryfonek było spotkanie Blaise’a Zabiniego, wchodzącego ze swoimi znajomymi do Wielkiej Sali. Ginny nie chciała, by ten Ślizgon zobaczył ją zapłakaną. Hermiona wstała i chciała pobiec za przyjaciółką, jednak na kogoś wpadła, upadając przy tym na ziemię.
- GRANGER ! Czy ty nie możesz mnie zostawić chociaż raz w spokoju, ty nędzna szlamo ?! – Krzyknął Malfoy. Miał szczęście, że w WS za stołem nauczycielskim siedziało tylko trzech nauczycieli, którzy w dodatku go nie słuchali.
- Spieprzaj Malfoy. – Powiedziała Hermiona na „odwal się”, kiedy już wstała z zimnej posadzki. Zwinnym ruchem wyminęła zdziwionego Malfoya i pobiegła za przyjaciółką. Nie mogła jej jednak nigdzie znaleźć. Domyślała się, że Ginevra poszła do swojego pokoju. To był raczej pechowy dzień. Pierw sprzeczka z Malfoyem, potem ta przykra sprawa z Ginny, a teraz jeszcze uciekły jej schody ! Z tego, co zauważyła Hermiona, schody te stanęły przy czwartym piętrze. Pamiętała, że kiedyś trzymały się przy tamtym piętrze aż piętnaście minut ! A to była jedyna droga do siódmego piętra. Nie było sensu czekać. Zrezygnowana wróciła do Wielkiej Sali. Już na wejściu spotkała ją kolejna nieprzyjemna niespodzianka. CZYTAJ: Malfoy.
- Ty nędzna, plugawa szlamo ! Jak śmiałaś się tak do mnie odezwać ? – Krzyczał Malfoy. Większość par oczu zwróciła na nich uwagę. Jednak po raz kolejny, nie nauczyciele. Hermiona stała niewzruszona. Bardzo zabolały ją te słowa, jednak nie chciała mięknąć przed Malfoyem, w dodatku, kiedy obserwuje ich większość uczniów. I nagle Gryfonka straciła apetyt. Czekała tylko, aż ten blondwłosy dupek sobie pójdzie i spokojnie będzie mogła wyjść. Pomoc nie szła zbyt długo. Zaraz pojawił się koło nich Blaise razem z Pansy.
- Co ty wyprawiasz Draco ? – Mówił cicho Blaise do swojego przyjaciela. – Chyba już przerabialiśmy kwestię wyzwisk. – Popatrzył na niego groźnie. W tym samym momencie Pansy podeszła do Hermiony i położyła rękę na jej ramieniu.
- Miona, wszystko w porządku ? – Zapytała ciemnowłosa Ślizgonka.
- Tak, dzięki. – Odpowiedziała smutna Hermiona. Zauważyła, że wkurzony Malfoy idzie do stołu, na swoje miejsce. Nie wiedziała, co Blaise jeszcze mu powiedział.
- Sorry za niego Mionka, nie wiem, co mu strzeliło. – Tłumaczył przyjaciela Blaise.
- W porządku. Naprawdę. – Powiedziała spokojnie Hermiona. Dla potwierdzenia swoich słów pokiwała jeszcze głową. Przyjaciele uśmiechnęli się do niej, po czym odeszli do stołu. Ona natomiast nie chciała więcej przebywać w tym pomieszczeniu. Poszła z powrotem do swojego pokoju. Miała na sobie czarną, rozkloszowaną spódniczkę, białą bluzkę ze skrzydłami, kolczyki-piórka na uszach i beżowe koturny na nogach. Nie zapomniała oczywiście o szacie, mimo, że w weekendy nie były one wymagane. Tak więc wolnym krokiem szła na schody prowadzące do piątego piętra. Potrzebowała spokoju. Pogoda była śliczna, więc po południu wybierze się zapewne na błonia, by posiedzieć w samotności. W oczach kręciły się jej łzy. Nie rozumiała Malfoya i jego humorków. Jednego dnia jest dla niej taki miły, następnego już wyzywa od najgorszych. Czy ona sobie wybierała sama status krwi ? Nie, to nie jej wina ! Więc dlaczego teraz musi cierpieć ?
***
Hermiona leżała na łóżku w swoim
pokoju i myślała, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Nie miała nawet siły na
przetarcie policzków z łez. Podeszła i otworzyła drzwi. Zobaczyła w nich
Malfoya. Nie czekając na jakiekolwiek jego słowo lub reakcję, zamknęła drzwi z
powrotem. Znów rzuciła się na łóżko. Teraz nie myślała o niczym. Po prostu
zamknęła oczy. I była ciemność.
***
- Draco, co to za szopka ? Coś ty odpierdalał ?! – Mówiła do
niego cicho Pansy, kiedy doszła do stołu i usiadła naprzeciw niego. Była
wkurzona. – Jakim prawem ją tak potraktowałeś ? Nie miałeś być dla niej milszy
?!
- Mówiłem, że nie będę oszczędzał jej wyzwisk, jeśli mnie wkurzy. Zgodziłaś się na to. – Warknął Malfoy. Draco i Pansy jeszcze na wakacjach zawarli pakt, że Ślizgon da tej Gryfonce spokój i nie będzie jej wyzywał.
- A czym ona cię znowu wkurzyła, że musiałeś puścić jej wiązankę wyzwisk ?!
- Swoim istnieniem. – Odpowiedział jej Draco i wstał. Chciał kierować się do wyjścia, jednak poczuł uścisk na swoim przedramieniu. Odwrócił się i… poczuł palący ból policzka. To Pansy spoliczkowała go za te słowa. Baaardzo mocno.
- Jesteś moim przyjacielem i broniłam cię nie raz. Ale Miona także jest teraz moją przyjaciółką i ją też mam prawo bronić. – Powiedziała jadowicie i, nie czekając na reakcję blondyna, wyminęła go i poszła w tylko sobie znanym kierunku. Draco popatrzył na Blaise’a. Ten patrzył na niego z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Co się cieszysz, jak głupi do sera ? – Pysknął młody arystokrata.
- Smoku, musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach i przyjaźniach. A na chwilę obecną radziłbym jakoś zamaskować odbitą rękę Pansy z twojego policzka. – Zaśmiał się Blaise. Kilka Ślizgonów parsknęło śmiechem. Draco zgromił ich wzrokiem i także postanowił wyjść. Jego duma po prostu ucierpiała. Poszedł do swojego pokoju.
Kiedy się przeglądnął w lustrze, prawie że krzyknął. Spodziewał się lekkiego zaczerwienienia na policzku, ale nie. To naprawdę była odciśnięta dłoń na jego bladej skórze. Wyglądało przerażająco. Gorzej, że nie wiedział, jak to usunąć. Najpierw próbował przemyć piekący policzek wodą, jednak nic to nie dało. Zaklęcia także nie pomagały, co było dziwne, ponieważ nie dostał żadnym zaklęciem, tylko po prostu ludzką siłą. Nie wiedział, o co chodzi, jednak nie zostawi tak tego. W salonie była apteczka. Może tam znajdzie jakiś eliksir ? Pamięta, że Granger pierwszego dnia wkładała do tej apteczki jakieś mazie, ale się na tym nie znał. Dziwnie się jakoś czuł po tym, jak zwyzywał tą Gryfonkę. Musiał przyznać, obiecywał Pansy, że oszczędzi się z wyzwiskami dla brunetki, ale nie tylko. Sobie też obiecywał. Wszystko zmieniło się po tym, jak widział, kiedy jego ciotka Bellatrix torturowała Granger w jego własnym domu. Teraz ma po prostu obrzydzenie do tego miejsca. Rzeczywiście, nie widział powodu, żeby ją tak dzisiaj zwyzywać. Ale czy ma przeprosić ? Czy pozwoli mu na to duma ? Tego nie wiedział.
W apteczce było chyba z 50 różnych mazi. Pewnie Granger rzuciła na nią zaklęcie zmniejszająco zwiększające i włazi tam każda rzecz. W każdym bądź razie, mnóstwo tego było. Po drugiej stronie stały eliksiry. Na tym znał się już bardziej. W końcu nie na darmo uczył się tego przedmiotu. W przyszłości miał zostać nauczycielem eliksirów w Hogwarcie. Po prostu miał wskoczyć na miejsce wujka Snape’a. Plany mu się jednak trochę pokrzyżowały, mimo wszystko miejsce nauczyciela tutaj miał zajęte już od pierwszego roku nauki. Tak więc, na eliksirach znał się doskonale. Pech chciał, że w apteczce nie było eliksiru, który był mu potrzebny, więc pozostały mu tylko te mazie Granger. Tylko która była która ? Nie miał pojęcia, jakiej użyć. Jedynym ratunkiem była Granger. Powoli szedł do drzwi brązowookiej Gryfonki, rozważając wszystkie za i przeciw, dlaczego miałby zapukać do tych drzwi. Więcej wyszło mu „przeciw”, więc po prostu poszedł na spontana. Zapukał do drzwi i oparł się o framugę. Granger otworzyła mu drzwi, jednak widząc, kto do niej przyszedł, zaraz je zamknęła. Chyba nawet nie zauważyła jego „dłoni” na policzku. Widział jej łzy na policzkach. Znów przez niego płakała. Poczuł jakieś dziwne uczucie. Czyli jednak musi ją przeprosić. To będzie cholera trudne. On przecież nikogo nie przeprasza ! W tej chwili musiał coś zrobić. Najlepiej się napić. Ale ten policzek ! A jak ktoś do niego przyjdzie ? A jak gdzieś zostanie wezwany ? Nie pójdzie z łapą odciśniętą na twarzy !
- Granger, jesteś pierwszą osobą poza Voldemortem, którą w swoim marnym życiu przepraszam, więc nie zlekceważ tego ! Sorry, słyszysz ? Możesz mi pomóc ? – Krzyczał Malfoy do drzwi. Nie usłyszał jednak odpowiedzi. – Czyli zlekceważyła… - szepnął do siebie. – Albo nie usłyszała. – Nie miał pojęcia, dlaczego wypowiedział te słowa. Czyżby naprawdę żałował za swoje czyny ? W tamtej chwili stało się chyba coś dziwnego… Bo policzek go piekł. I to bardzo. A po tym wyznaniu do drzwi… przestał. Nie czuł na twarzy tego bólu. O co chodziło ? Szybko poszedł do swojej łazienki, by przeglądnąć się w lustrze. Dłoni na policzku już nie było. Zniknęła chyba po tych przeprosinach. Czyli dlatego woda i zaklęcia nie pomagały. Pewnie Pansy rzuciła na swoją rękę jakieś zaklęcie, którego on nie znał.
Wrócił do salonu i poszedł do bogato wyposażonego barku. Musiał się napić.
- Przeprosiłem szla… mugolaczkę i wcale nie czuję cię z tym źle. – Szepnął do siebie zdziwiony, po czym upił ze szklanki sporego łyka ognistej.
- Mówiłem, że nie będę oszczędzał jej wyzwisk, jeśli mnie wkurzy. Zgodziłaś się na to. – Warknął Malfoy. Draco i Pansy jeszcze na wakacjach zawarli pakt, że Ślizgon da tej Gryfonce spokój i nie będzie jej wyzywał.
- A czym ona cię znowu wkurzyła, że musiałeś puścić jej wiązankę wyzwisk ?!
- Swoim istnieniem. – Odpowiedział jej Draco i wstał. Chciał kierować się do wyjścia, jednak poczuł uścisk na swoim przedramieniu. Odwrócił się i… poczuł palący ból policzka. To Pansy spoliczkowała go za te słowa. Baaardzo mocno.
- Jesteś moim przyjacielem i broniłam cię nie raz. Ale Miona także jest teraz moją przyjaciółką i ją też mam prawo bronić. – Powiedziała jadowicie i, nie czekając na reakcję blondyna, wyminęła go i poszła w tylko sobie znanym kierunku. Draco popatrzył na Blaise’a. Ten patrzył na niego z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Co się cieszysz, jak głupi do sera ? – Pysknął młody arystokrata.
- Smoku, musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach i przyjaźniach. A na chwilę obecną radziłbym jakoś zamaskować odbitą rękę Pansy z twojego policzka. – Zaśmiał się Blaise. Kilka Ślizgonów parsknęło śmiechem. Draco zgromił ich wzrokiem i także postanowił wyjść. Jego duma po prostu ucierpiała. Poszedł do swojego pokoju.
Kiedy się przeglądnął w lustrze, prawie że krzyknął. Spodziewał się lekkiego zaczerwienienia na policzku, ale nie. To naprawdę była odciśnięta dłoń na jego bladej skórze. Wyglądało przerażająco. Gorzej, że nie wiedział, jak to usunąć. Najpierw próbował przemyć piekący policzek wodą, jednak nic to nie dało. Zaklęcia także nie pomagały, co było dziwne, ponieważ nie dostał żadnym zaklęciem, tylko po prostu ludzką siłą. Nie wiedział, o co chodzi, jednak nie zostawi tak tego. W salonie była apteczka. Może tam znajdzie jakiś eliksir ? Pamięta, że Granger pierwszego dnia wkładała do tej apteczki jakieś mazie, ale się na tym nie znał. Dziwnie się jakoś czuł po tym, jak zwyzywał tą Gryfonkę. Musiał przyznać, obiecywał Pansy, że oszczędzi się z wyzwiskami dla brunetki, ale nie tylko. Sobie też obiecywał. Wszystko zmieniło się po tym, jak widział, kiedy jego ciotka Bellatrix torturowała Granger w jego własnym domu. Teraz ma po prostu obrzydzenie do tego miejsca. Rzeczywiście, nie widział powodu, żeby ją tak dzisiaj zwyzywać. Ale czy ma przeprosić ? Czy pozwoli mu na to duma ? Tego nie wiedział.
W apteczce było chyba z 50 różnych mazi. Pewnie Granger rzuciła na nią zaklęcie zmniejszająco zwiększające i włazi tam każda rzecz. W każdym bądź razie, mnóstwo tego było. Po drugiej stronie stały eliksiry. Na tym znał się już bardziej. W końcu nie na darmo uczył się tego przedmiotu. W przyszłości miał zostać nauczycielem eliksirów w Hogwarcie. Po prostu miał wskoczyć na miejsce wujka Snape’a. Plany mu się jednak trochę pokrzyżowały, mimo wszystko miejsce nauczyciela tutaj miał zajęte już od pierwszego roku nauki. Tak więc, na eliksirach znał się doskonale. Pech chciał, że w apteczce nie było eliksiru, który był mu potrzebny, więc pozostały mu tylko te mazie Granger. Tylko która była która ? Nie miał pojęcia, jakiej użyć. Jedynym ratunkiem była Granger. Powoli szedł do drzwi brązowookiej Gryfonki, rozważając wszystkie za i przeciw, dlaczego miałby zapukać do tych drzwi. Więcej wyszło mu „przeciw”, więc po prostu poszedł na spontana. Zapukał do drzwi i oparł się o framugę. Granger otworzyła mu drzwi, jednak widząc, kto do niej przyszedł, zaraz je zamknęła. Chyba nawet nie zauważyła jego „dłoni” na policzku. Widział jej łzy na policzkach. Znów przez niego płakała. Poczuł jakieś dziwne uczucie. Czyli jednak musi ją przeprosić. To będzie cholera trudne. On przecież nikogo nie przeprasza ! W tej chwili musiał coś zrobić. Najlepiej się napić. Ale ten policzek ! A jak ktoś do niego przyjdzie ? A jak gdzieś zostanie wezwany ? Nie pójdzie z łapą odciśniętą na twarzy !
- Granger, jesteś pierwszą osobą poza Voldemortem, którą w swoim marnym życiu przepraszam, więc nie zlekceważ tego ! Sorry, słyszysz ? Możesz mi pomóc ? – Krzyczał Malfoy do drzwi. Nie usłyszał jednak odpowiedzi. – Czyli zlekceważyła… - szepnął do siebie. – Albo nie usłyszała. – Nie miał pojęcia, dlaczego wypowiedział te słowa. Czyżby naprawdę żałował za swoje czyny ? W tamtej chwili stało się chyba coś dziwnego… Bo policzek go piekł. I to bardzo. A po tym wyznaniu do drzwi… przestał. Nie czuł na twarzy tego bólu. O co chodziło ? Szybko poszedł do swojej łazienki, by przeglądnąć się w lustrze. Dłoni na policzku już nie było. Zniknęła chyba po tych przeprosinach. Czyli dlatego woda i zaklęcia nie pomagały. Pewnie Pansy rzuciła na swoją rękę jakieś zaklęcie, którego on nie znał.
Wrócił do salonu i poszedł do bogato wyposażonego barku. Musiał się napić.
- Przeprosiłem szla… mugolaczkę i wcale nie czuję cię z tym źle. – Szepnął do siebie zdziwiony, po czym upił ze szklanki sporego łyka ognistej.
***
Hermiona
wyszła ze swojego pokoju koło 12:00. W salonie siedział Malfoy. Kiedy usłyszał
skrzypnięcie drzwi, szybko odwrócił głowę i spojrzał na nią… dziwnie. Jakby
normalnie ? Nigdy nie widziała u niego takiego wzroku. Wiedziała tyle, że to
było po prostu dziwne. I znowu ten jego humor ! W ciągu tygodnia upił się dwa
razy. Po tym pierwszym jej unikał, a po tym drugim zwyzywał. O co mu chodzi ?
Gryfonka chciała posiedzieć w salonie, jednak kiedy zauważyła tam swojego współlokatora, od razu się rozmyśliła. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć w towarzystwie sukinsyna, przez którego płakała ostatnie 2 godziny. Postanowiła pójść do wieży Gryffindoru. Może teraz uda jej się porozmawiać z Ginny. Wyszła z salonu bez słowa i ruszyła na siódme piętro. Przy obrazie Grubej Damy spotkała Neville’a.
- Cześć Hermiona ! Dawno cię nie widziałem. – Przywitał się z uśmiechem szatyn.
- Hej Neville ! Ja ciebie także dawno nie widziałam. Co tam u Luny ? Jak się wam układa ? – Spytała Hermiona. Także postanowiła się uśmiechnąć.
- Wiesz, ostatnio nie najlepiej. Kłócimy się o błahe rzeczy. Nie wiem, co z tego wyjdzie. – Spoważniał brązowooki.
- Hej, rozchmurz się ! Każdy związek ma kryzys, za niedługo znów się pogodzicie. – Pocieszała go Hermiona.
- Obyś miała rację. A ty do nas ? – Spytał, pokazując na portret.
- Tak. Chciałam porozmawiać z Gin.
- Oj… chyba nie ma dzisiaj najlepszego humoru. Wkurza się na każdego. Może tobie uda się ją jakoś złagodzić. – Odezwał się Neville, po czym wypowiedział hasło i przepuścił Hermionę w przejściu. W pokoju wspólnym przy kominku siedział zamyślony Harry.
- Hej Harry. – Powiedziała Hermiona, kiedy podeszła do zielonookiego i pocałowała go w policzek.
- Cześć Mionka. Ty pewnie do Ginny ? – Widząc potwierdzający gest ze strony przyjaciółki, kontynuował. – Nie jest dzisiaj w najlepszym humorze. Pokazywała mi list. Po prostu się załamała. Siedziała ze mną trochę, ale potem poszła do siebie. Nie wiem akurat dlaczego, ale prosiła, żeby nikt do niej nie przychodził. Nawet ja. Chce być teraz sama. – Zdziwił się Harry. Hermionę taki obrót spraw nie usatysfakcjonował. Nie miała co liczyć na rozmowę z Ginny.
- Harry, mam do ciebie prośbę. Mógłbyś coś przekazać Ginny ? – Zapytała Hermiona.
- Tak, jasne. A co ? – Hermiona rozglądnęła się po całym pokoju wspólnym Gryffindoru. Po drugiej stronie pomieszczenia znalazła pergaminy i pióro.
- Poczekaj chwilę. – Powiedziała brązowooka. W szybkim tempie pokonała salon Gryfonów i znalazła się przy stoliku z pergaminem i piórem. Skoro nie może porozmawiać z Ginny osobiście, to przynajmniej listownie.
Gryfonka chciała posiedzieć w salonie, jednak kiedy zauważyła tam swojego współlokatora, od razu się rozmyśliła. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć w towarzystwie sukinsyna, przez którego płakała ostatnie 2 godziny. Postanowiła pójść do wieży Gryffindoru. Może teraz uda jej się porozmawiać z Ginny. Wyszła z salonu bez słowa i ruszyła na siódme piętro. Przy obrazie Grubej Damy spotkała Neville’a.
- Cześć Hermiona ! Dawno cię nie widziałem. – Przywitał się z uśmiechem szatyn.
- Hej Neville ! Ja ciebie także dawno nie widziałam. Co tam u Luny ? Jak się wam układa ? – Spytała Hermiona. Także postanowiła się uśmiechnąć.
- Wiesz, ostatnio nie najlepiej. Kłócimy się o błahe rzeczy. Nie wiem, co z tego wyjdzie. – Spoważniał brązowooki.
- Hej, rozchmurz się ! Każdy związek ma kryzys, za niedługo znów się pogodzicie. – Pocieszała go Hermiona.
- Obyś miała rację. A ty do nas ? – Spytał, pokazując na portret.
- Tak. Chciałam porozmawiać z Gin.
- Oj… chyba nie ma dzisiaj najlepszego humoru. Wkurza się na każdego. Może tobie uda się ją jakoś złagodzić. – Odezwał się Neville, po czym wypowiedział hasło i przepuścił Hermionę w przejściu. W pokoju wspólnym przy kominku siedział zamyślony Harry.
- Hej Harry. – Powiedziała Hermiona, kiedy podeszła do zielonookiego i pocałowała go w policzek.
- Cześć Mionka. Ty pewnie do Ginny ? – Widząc potwierdzający gest ze strony przyjaciółki, kontynuował. – Nie jest dzisiaj w najlepszym humorze. Pokazywała mi list. Po prostu się załamała. Siedziała ze mną trochę, ale potem poszła do siebie. Nie wiem akurat dlaczego, ale prosiła, żeby nikt do niej nie przychodził. Nawet ja. Chce być teraz sama. – Zdziwił się Harry. Hermionę taki obrót spraw nie usatysfakcjonował. Nie miała co liczyć na rozmowę z Ginny.
- Harry, mam do ciebie prośbę. Mógłbyś coś przekazać Ginny ? – Zapytała Hermiona.
- Tak, jasne. A co ? – Hermiona rozglądnęła się po całym pokoju wspólnym Gryffindoru. Po drugiej stronie pomieszczenia znalazła pergaminy i pióro.
- Poczekaj chwilę. – Powiedziała brązowooka. W szybkim tempie pokonała salon Gryfonów i znalazła się przy stoliku z pergaminem i piórem. Skoro nie może porozmawiać z Ginny osobiście, to przynajmniej listownie.
Ginny
Wiem, że po tym, czego się dowiedziałaś, na pewno jest ci bardzo ciężko. Mi też by było, gdybym miała w rodzinie takie problemy. Więc nie naciskam jakoś szczególnie na rozmowę. Ale z doświadczenia wiem, że w trudnych momentach powinno się być z najlepszym przyjacielem i móc mu się wygadać. W razie, gdybyś mnie szukała, będę na błoniach….
Wiem, że po tym, czego się dowiedziałaś, na pewno jest ci bardzo ciężko. Mi też by było, gdybym miała w rodzinie takie problemy. Więc nie naciskam jakoś szczególnie na rozmowę. Ale z doświadczenia wiem, że w trudnych momentach powinno się być z najlepszym przyjacielem i móc mu się wygadać. W razie, gdybyś mnie szukała, będę na błoniach….
Hermiona
- Przekażesz ten list Ginny ? – Zapytała ponownie Hermiona
Harrego.
- Jasne, nie ma sprawy. – Uśmiechnął się bliznowaty. Hermiona także posłała mu lekki uśmiech.
- Chyba nic tu po mnie. Zobaczymy się na obiedzie.
- Ok. – Pożegnał się Harry. Hermiona wyszła z wieży. I nie wiedziała, gdzie iść. Chyba najwyraźniej wróci do swojego dormitorium. Nie będzie się błąkać po zamku, a na błonia pójdzie po obiedzie. Jak pomyślała, tak postanowiła.
- Jasne, nie ma sprawy. – Uśmiechnął się bliznowaty. Hermiona także posłała mu lekki uśmiech.
- Chyba nic tu po mnie. Zobaczymy się na obiedzie.
- Ok. – Pożegnał się Harry. Hermiona wyszła z wieży. I nie wiedziała, gdzie iść. Chyba najwyraźniej wróci do swojego dormitorium. Nie będzie się błąkać po zamku, a na błonia pójdzie po obiedzie. Jak pomyślała, tak postanowiła.
***
Luna wesołym krokiem podążała do wieży Gryffindoru. Chciała
zrobić Neville’owi małą niespodziankę
i odwiedzić go. Zobaczyła go, jak rozmawiał z jakąś Gryfonką w szóstego roku.
Bardzo ładną Gryfonką. Podeszła do
niego wolnym krokiem. On był jednak tak zajęty rozmową, że nawet nie zauważył
swojej dziewczyny podążającej w jego stronę.
- Cześć Nev. – Powiedziała Luna, po czym pocałowała swojego chłopaka w usta. Speszona szóstoklasistka odeszła od pary. Neville poczerwieniał na twarzy.
- Luna ? Co ty tu robisz ? I co to miało być ? – Zapytał zaskoczony i zarazem odrobinę zły chłopak.
- Jak to co ? Przyszłam do własnego chłopaka i pocałowałam go w ramach przywitania. – Odpowiedziała zwyczajnie blondynka.
- To miała być jakaś scena zazdrości ? – Neville podnosił głos. A Luna tak bardzo nie chciała się kłócić.
- Nie, skądże ! Po prostu chciałam cię odwiedzić, nic więcej.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy byli umówieni. – Luna chyba pierwszy raz słyszała w głosie swojego ukochanego taką oschłość.
- Jasne. – Odpowiedziała krótko. Łzy kręciły się jej w oczach. Odwróciła się na pięcie i udała w kierunku wyjścia. Neville nawet nie próbował jej zatrzymywać. Czyżby to oznaczało koniec ich związku ? Miała nadzieję, że nie.
Pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach. Biegła. Chyba w kierunku wyjścia ze szkoły. Bolało ją, że jej chłopak tak ją potraktował i nawet jej nie zatrzymał, kiedy wyszła z pokoju. Nigdy się tak nie zachowywał wobec niej. Nie był tym samym Neville’m, którego pokochała na początku maja. Bardzo się zmienił. Blondynka miała zamglone oczy, więc słabo widziała. Nagle na kogoś wpadła. Z hukiem upadła na podłogę.
- Przepraszam. Nic ci nie jest ? – Zapytał ją miły głos. Nie widziała dokładnie, ale chyba wyciągnął rękę w jej stronę. Nie myliła się. Chwyciła dłoń mężczyzny, po czym wstała. Przetarła oczy i wyraźnie ujrzała Ślizgona, Teodora Notta, z siódmego roku.
- Nie. To ja przepraszam. – Odpowiedziała lekko zachrypnięta blondynka.
- Czemu płakałaś ? Wszystko w porządku ? – Wzrokiem Ślizgon zilustrował Krukonkę.
- Tak… Nie… Może… Nie wiem. – Powiedziała w końcu zrezygnowana.
- Heej, co jest ? Opowiesz mi ? – Poprosił Teodor.
- No nie wiem… przecież cię w ogóle nie znam. – Na twarzy Luny wyraźnie było widać wahanie, jednak z drugiej strony koniecznie potrzebowała się komuś wygadać. A na przyjaciół z Gryffindoru nie miała za bardzo co liczyć. Nawet nikt jej nie zatrzymał, kiedy biegła.
- Więc mam świetny pretekst, żeby cię lepiej poznać. – Uśmiechnął się szarmancko Teodor.
- No dobrze… - Lunie nie zaszkodziłaby nowa znajomość. W końcu nigdy za wiele.
- W takim razie chodźmy na błonia. Do obiadu jeszcze trochę czasu. – Teodor zaproponował koleżance swoje ramię. Nieśmiało je przyjęła i wolnym krokiem ruszyli do drzwi. W prawdzie Teodor skrycie podkochiwał się w tej uroczej Krukonkę już od czwartej klasy. Zawsze bardzo go intrygowała.
- Cześć Nev. – Powiedziała Luna, po czym pocałowała swojego chłopaka w usta. Speszona szóstoklasistka odeszła od pary. Neville poczerwieniał na twarzy.
- Luna ? Co ty tu robisz ? I co to miało być ? – Zapytał zaskoczony i zarazem odrobinę zły chłopak.
- Jak to co ? Przyszłam do własnego chłopaka i pocałowałam go w ramach przywitania. – Odpowiedziała zwyczajnie blondynka.
- To miała być jakaś scena zazdrości ? – Neville podnosił głos. A Luna tak bardzo nie chciała się kłócić.
- Nie, skądże ! Po prostu chciałam cię odwiedzić, nic więcej.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy byli umówieni. – Luna chyba pierwszy raz słyszała w głosie swojego ukochanego taką oschłość.
- Jasne. – Odpowiedziała krótko. Łzy kręciły się jej w oczach. Odwróciła się na pięcie i udała w kierunku wyjścia. Neville nawet nie próbował jej zatrzymywać. Czyżby to oznaczało koniec ich związku ? Miała nadzieję, że nie.
Pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach. Biegła. Chyba w kierunku wyjścia ze szkoły. Bolało ją, że jej chłopak tak ją potraktował i nawet jej nie zatrzymał, kiedy wyszła z pokoju. Nigdy się tak nie zachowywał wobec niej. Nie był tym samym Neville’m, którego pokochała na początku maja. Bardzo się zmienił. Blondynka miała zamglone oczy, więc słabo widziała. Nagle na kogoś wpadła. Z hukiem upadła na podłogę.
- Przepraszam. Nic ci nie jest ? – Zapytał ją miły głos. Nie widziała dokładnie, ale chyba wyciągnął rękę w jej stronę. Nie myliła się. Chwyciła dłoń mężczyzny, po czym wstała. Przetarła oczy i wyraźnie ujrzała Ślizgona, Teodora Notta, z siódmego roku.
- Nie. To ja przepraszam. – Odpowiedziała lekko zachrypnięta blondynka.
- Czemu płakałaś ? Wszystko w porządku ? – Wzrokiem Ślizgon zilustrował Krukonkę.
- Tak… Nie… Może… Nie wiem. – Powiedziała w końcu zrezygnowana.
- Heej, co jest ? Opowiesz mi ? – Poprosił Teodor.
- No nie wiem… przecież cię w ogóle nie znam. – Na twarzy Luny wyraźnie było widać wahanie, jednak z drugiej strony koniecznie potrzebowała się komuś wygadać. A na przyjaciół z Gryffindoru nie miała za bardzo co liczyć. Nawet nikt jej nie zatrzymał, kiedy biegła.
- Więc mam świetny pretekst, żeby cię lepiej poznać. – Uśmiechnął się szarmancko Teodor.
- No dobrze… - Lunie nie zaszkodziłaby nowa znajomość. W końcu nigdy za wiele.
- W takim razie chodźmy na błonia. Do obiadu jeszcze trochę czasu. – Teodor zaproponował koleżance swoje ramię. Nieśmiało je przyjęła i wolnym krokiem ruszyli do drzwi. W prawdzie Teodor skrycie podkochiwał się w tej uroczej Krukonkę już od czwartej klasy. Zawsze bardzo go intrygowała.
***
Hermiona weszła do salonu. Nie było w nim już Malfoya. Jej
dzień i tak był już doszczętnie zepsuty, nawet nie miała ochoty na naukę.
Postanowiła więc napić się ognistej. Smak tego trunku poznała na szóstym roku,
podczas kiedy opłakiwała nową dziewczynę Rona. Z początku jest ostry jak
brzytwa, jednak potem przyjemnie rozchodzi się po gardle, niczym ogień. Zwinnym
ruchem podeszła do barku i nalała sobie do szklanki bursztynowego płynu.
Wróciła na swoje miejsce, kiedy ze swojego pokoju wyszedł Malfoy. W tym samym
czasie do okna zapukała sowa. Dziewczyna nie chciała mięknąć tak od razu, więc
została. Nie chciała kolejny raz pokazywać, że słowa Ślizgona tak bardzo ją
zraniły. Młody dziedzic podszedł do okna i wpuścił białego puchacza do środka.
Sowa miała w pysku dwie koperty. Obie zaadresowane do Hermiony.
- To do ciebie. – Powiedział cicho Malfoy i podszedł by wręczyć Gryfonce koperty. Przypadkowo potknął opuszkiem palca jej dłoni. Była identycznie zimna, co jego. A przecież ta dziewczyna ma serce i uczucia, pomyślał sobie Malfoy.
Pierwszy list Hermiony był od Sary, je przyjaciółki, mugolki. Spośród wszystkich znajomych mugoli brązowookiej w jej wieku, tylko Sara miała jakiekolwiek pojęcie o świecie czarodziei.
- To do ciebie. – Powiedział cicho Malfoy i podszedł by wręczyć Gryfonce koperty. Przypadkowo potknął opuszkiem palca jej dłoni. Była identycznie zimna, co jego. A przecież ta dziewczyna ma serce i uczucia, pomyślał sobie Malfoy.
Pierwszy list Hermiony był od Sary, je przyjaciółki, mugolki. Spośród wszystkich znajomych mugoli brązowookiej w jej wieku, tylko Sara miała jakiekolwiek pojęcie o świecie czarodziei.
Kochana Mionko !
Jak tam u ciebie ? Czy ty także jesteś wykończona po pierwszym tygodniu
nauki ? Pamiętasz Liama ? Zrobił wczoraj dziką imprezę ! Jego rodzice pojechali
w jakąś ważną delegację i miał wolną chatę. A chyba przecież pamiętasz, jaką on
ma chatę ! Poznałam na tej imprezie świetnego chłopaka, nazywa się Robert. Jest
uroczy, słodki i przystojny. Dał mi swój numer i powiedział, że „chciałby
bardziej pogłębić naszą znajomość ”! Aaaa jestem z tego powodu niezmiernie
zadowolona ! Dzisiaj są efekty tej imprezki, bo mam ogromnego kaca, ale mimo
wszystko warto było ! Piszę do ciebie z jeszcze jednego powodu. Jeśli jesteś
kochaną przyjaciółką, to pamiętasz, że za równe trzy miesiące obchodzę
osiemnastkę. To będzie wydarzenie roku, musisz na niej być !!! Radzę kupować już
kieckę !! Czekam na twoją odpowiedź. Pozdrawiam cię kocie !
Tylko twoja, Sara
Po tym wyznaniu na twarz Hermiony wstąpił lekki uśmiech.
Miło, że przynajmniej jej przyjaciółka ma powodzenie w miłości i cieszy się z
życia. Brunetka jeszcze nie wie, jak, ale na pewno przekona McGonagall, żeby na
jeden weekend pozwoliła jej opuścić mury tego zamku. Na pewno. Pozostała
jeszcze druga koperta. Wyglądała identycznie jak ta, do której Hermiona włożyła
list dla Ginny. Czyli wiadomo, kto był adresatem.
Hermiono,
Dziękuję ci za to, że jesteś i że zawsze mogę ci się wygadać. Jednak
nie dzisiaj. Potrzebuje być sama, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. Spotkamy
się w poniedziałek przed lekcjami. Kocham Cię,
Ginny
I tutaj uśmiech schodzi z twarzy. Hermiona zadowolona z
takiego obrotu spraw to nie była. Ale nie miała tym listem za złe rudej.
Wiedziała, że jej przyjaciółka bardzo rzadko popadała w depresję, a jeśli już
popadała, to trzeba było czasu, żeby z niej wyszła. Pozostało uzbroić się w
cierpliwość i czekać.
Hermiona nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że cały czas obserwuje ją jej współlokator. Kiedy Draco zobaczył znikający uśmiech z twarzy Gryfonki po przeczytaniu drugiego listu, przypomniał sobie o liście, który dostał od swojej matki po raz ostatni. Ślizgon pechowo zaczął rok szkolny i pewnie w podobnym stanie go skończy. Nigdy nie będzie takiego przełomowego momentu, kiedy szczęście w końcu się do niego uśmiechnie.
Draco zorientował się, że cały czas stoi. W końcu usiadł na fotelu, naprzeciw Gryfonki. Przyglądał się jej powoli. Wyładniała, pomyślał. Oczywiście to, co rodziło się w głowie blondyna, było raczej prawdą, więc takie wyznanie wiele go kosztowało. Ale było szczere. Zauważył, jak Gryfonka wstaje, drze drugi list i wrzuca porwane, drobniusieńkie kawałeczki do kominka, w którym i tak nie palił się ogień. Z powrotem usiadła na fotelu i jednym duszkiem wypiła całą zawartość szklanki z whisky, w której i tak nie było mało płynu. Aż otworzył szerzej oczy.
- Granger, czy ty chcesz się upić ? - Zapytał, zdziwiony, że zaczął w ogóle jakąkolwiek rozmowę.
- Może. A tobie nic do tego Malfoy. – Powiedziała poirytowana Gryfonka.
- A jednak. To ja będę wysłuchiwał jutro twojego jęczenia, jakiego to masz kaca. – Zaśmiał się blondyn.
- Ja słuchałam już dwa razy. Tobie nic nie zaszkodzi. – Odparła oschle Hermiona.
- Ja miałem powody, żeby się upić. – Uśmiech całkowicie zszedł z twarzy Malfoya.
- Ja też teraz mam. – Powiedziała brunetka i wzruszyła ramionami. Wstawała już, żeby nalać sobie drugą szklankę ognistej, kiedy powstrzymały ją słowa Ślizgona.
- Tobie nie umarli rodzice. – Draco sam się zaskoczył tym wyznaniem. Przecież nie planował nikomu poza Blaise’m i Pansy o tym mówić, a co dopiero się nad sobą użalać.
- Tego nie wiem. – Powiedziała Hermiona i z powrotem opadła na fotel. To wyznanie Dracona także zaskoczyło. Teraz nastolatkowie mierzyli się spojrzeniami. Hermiona także nie zamierzała wypowiadać tych słów. Przecież nie będzie się żaliła swojemu największemu wrogowi.
- Jak to, nie wiesz ? – Zapytał odrobinę zainteresowany Draco.
- Nie twój interes. – Odpowiedziała chłodno Hermiona i tym razem wstała , udając się do swojego pokoju.
Hermiona nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że cały czas obserwuje ją jej współlokator. Kiedy Draco zobaczył znikający uśmiech z twarzy Gryfonki po przeczytaniu drugiego listu, przypomniał sobie o liście, który dostał od swojej matki po raz ostatni. Ślizgon pechowo zaczął rok szkolny i pewnie w podobnym stanie go skończy. Nigdy nie będzie takiego przełomowego momentu, kiedy szczęście w końcu się do niego uśmiechnie.
Draco zorientował się, że cały czas stoi. W końcu usiadł na fotelu, naprzeciw Gryfonki. Przyglądał się jej powoli. Wyładniała, pomyślał. Oczywiście to, co rodziło się w głowie blondyna, było raczej prawdą, więc takie wyznanie wiele go kosztowało. Ale było szczere. Zauważył, jak Gryfonka wstaje, drze drugi list i wrzuca porwane, drobniusieńkie kawałeczki do kominka, w którym i tak nie palił się ogień. Z powrotem usiadła na fotelu i jednym duszkiem wypiła całą zawartość szklanki z whisky, w której i tak nie było mało płynu. Aż otworzył szerzej oczy.
- Granger, czy ty chcesz się upić ? - Zapytał, zdziwiony, że zaczął w ogóle jakąkolwiek rozmowę.
- Może. A tobie nic do tego Malfoy. – Powiedziała poirytowana Gryfonka.
- A jednak. To ja będę wysłuchiwał jutro twojego jęczenia, jakiego to masz kaca. – Zaśmiał się blondyn.
- Ja słuchałam już dwa razy. Tobie nic nie zaszkodzi. – Odparła oschle Hermiona.
- Ja miałem powody, żeby się upić. – Uśmiech całkowicie zszedł z twarzy Malfoya.
- Ja też teraz mam. – Powiedziała brunetka i wzruszyła ramionami. Wstawała już, żeby nalać sobie drugą szklankę ognistej, kiedy powstrzymały ją słowa Ślizgona.
- Tobie nie umarli rodzice. – Draco sam się zaskoczył tym wyznaniem. Przecież nie planował nikomu poza Blaise’m i Pansy o tym mówić, a co dopiero się nad sobą użalać.
- Tego nie wiem. – Powiedziała Hermiona i z powrotem opadła na fotel. To wyznanie Dracona także zaskoczyło. Teraz nastolatkowie mierzyli się spojrzeniami. Hermiona także nie zamierzała wypowiadać tych słów. Przecież nie będzie się żaliła swojemu największemu wrogowi.
- Jak to, nie wiesz ? – Zapytał odrobinę zainteresowany Draco.
- Nie twój interes. – Odpowiedziała chłodno Hermiona i tym razem wstała , udając się do swojego pokoju.
***
- … I potem zrobił mi awanturę, że tworzę jakieś chore sceny
zazdrości. Nie wytrzymałam i uciekłam stamtąd. Poniżył mnie, widziałam, że
kilkoro Gryfonów na nas patrzyło. – Zakończyła swoją opowieść Luna.
Opowiedziała Teodorowi wszystko od początku ich związku. O każdej kłótni. Tak
naprawdę Ślizgon był pierwszą osobą, której Krukonka mogła powiedzieć wszystko
i co najważniejsze, nie krępowała się przy tym zbytnio.
- Czy ty jesteś z nim szczęśliwa ? Bo wiesz… - Zaczął Teodor, który dokładnie wysłuchał monologu nowej koleżanki, jednak przerwało mu czyjeś chrząknięcie. Odwrócił się za siebie i ujrzał Neville’a z małym bukiecikiem kwiatów polnych.
- Przyszedłem cię przerosić za moje zachowanie – Zwracał się Neville do Luny – a ty uciekasz do drugiego ? A mi robiłaś sceny, że rozmawiam sobie z koleżanką z szóstego roku ! – Zdenerwował się chłopak.
- Luna nie robiła ci żadnych scen. Było zupełnie na odwrót. Wszystko mi opowiedziała. – Wstawił się za blondynką Teodor.
- To teraz latasz do wroga ? – Zapytał wściekły Gryfon.
- Teodor nie jest wrogiem. Jest moim znajomym. Skoro ty rozmawiasz sobie z dziewczynami, to ja także mogę z chłopakami. Nie jestem twoją własnością, żebyś mi mówił, z kim mam rozmawiać. – Powiedziała otwarcie Luna i dumnie wstała, by odejść z miejsca zdarzenia. Teodor i Neville pozostali sami, mierząc się tylko wzrokami.
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej dziewczyny. – Powiedział jadowicie Neville. Sam nie poznawał tonu swojego głosu.
- Och, proszę cię. Zobaczymy, jak długo będzie twoją dziewczyną.– Powiedział z kpiną w głosie Teodor. –Nie zasługujesz na Lunę. Zaznałeś trochę sławy, to obleciałeś w piórka, zapominając o najważniejszych. – Powiedział już poważnie i odszedł w tym samym kierunku, co blondynka.
- Czy ty jesteś z nim szczęśliwa ? Bo wiesz… - Zaczął Teodor, który dokładnie wysłuchał monologu nowej koleżanki, jednak przerwało mu czyjeś chrząknięcie. Odwrócił się za siebie i ujrzał Neville’a z małym bukiecikiem kwiatów polnych.
- Przyszedłem cię przerosić za moje zachowanie – Zwracał się Neville do Luny – a ty uciekasz do drugiego ? A mi robiłaś sceny, że rozmawiam sobie z koleżanką z szóstego roku ! – Zdenerwował się chłopak.
- Luna nie robiła ci żadnych scen. Było zupełnie na odwrót. Wszystko mi opowiedziała. – Wstawił się za blondynką Teodor.
- To teraz latasz do wroga ? – Zapytał wściekły Gryfon.
- Teodor nie jest wrogiem. Jest moim znajomym. Skoro ty rozmawiasz sobie z dziewczynami, to ja także mogę z chłopakami. Nie jestem twoją własnością, żebyś mi mówił, z kim mam rozmawiać. – Powiedziała otwarcie Luna i dumnie wstała, by odejść z miejsca zdarzenia. Teodor i Neville pozostali sami, mierząc się tylko wzrokami.
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej dziewczyny. – Powiedział jadowicie Neville. Sam nie poznawał tonu swojego głosu.
- Och, proszę cię. Zobaczymy, jak długo będzie twoją dziewczyną.– Powiedział z kpiną w głosie Teodor. –Nie zasługujesz na Lunę. Zaznałeś trochę sławy, to obleciałeś w piórka, zapominając o najważniejszych. – Powiedział już poważnie i odszedł w tym samym kierunku, co blondynka.
***
Wieczór zapowiadał się raczej
przyjemnie. Nie to, co pozostała reszta dzisiejszego dnia. Hermiona marnie
spędziła to popołudnie. Nakrzyczała na jakiegoś czwartoklasistę, a potem
wywróciła się na schodach. Ciążył na niej jakiś pech. Jedno ją tylko
zastanawiało, a mianowicie… dlaczego Malfoy po ich południowej rozmowie był dla
niej potem miły ?
- Jest gorszy, niż baba. – Szepnęła do siebie cichutko Hermiona. Siedziała właśnie na pomoście nad jeziorem. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi i gwiazdom, które pięknie odbijały się w tafli jeziora.
- Za niedługo zamykają drzwi do szkoły. – Powiedział jakiś głos za nią. A ona niestety tak dobrze ten głos znała. Dokładnie należał do jej największego wroga ostatnio podającego się za babę tymi humorami.
- No i ? – Odpowiedziała, nie odwracając głowy w jego stronę. Usłyszała ciche skrzypienie pomostu, a po chwili chłopak siedział koło niej.
- Nie mów tylko, że chcesz tu nocować. – Powiedział głosem „chyba nie chcesz mi się sprzeciwić ?” Draco.
- A co cię to do jasnej cholery obchodzi ?! – Zapytała zdenerwowana Gryfonka, tym samym wstając i udając się do szkoły. Po paru chwilach poczuła obecność swojego współlokatora obok siebie.
- Czemu strzelasz fochy ? Przecież cię przeprosiłem ! – Zdenerwował się Dracze. Hermiona wybałuszyła na niego oczy. Zatrzymali się. – Nie usłyszałaś ? – Patrzył jej w oczy, jednak mówił bardziej do siebie, niż do niej.
- Ty mnie przepraszałeś ? To ma być jakiś żart ? – Hermiona potraktowała to jako kolejny kawał Ślizgona, natomiast Draco, jakby nigdy te słowa nie wydobyły się z jego ust.
- Tak, to kawał. – Odpowiedział jej Draco i ruszył. Zaprzeczył swoim wcześniejszym słowom, jednak Gryfonka wiedziała, że teraz kłamał. On naprawdę ją przeprosił. Tylko kiedy ? Doszła do niego. Nie przyspieszył ani nie zwolnił kroku. Nie protestował, by szła koło niego. Ona także. Zauważało ich wiele uczniów, jednak oni nie robili sobie z tego kompletnie nic.
W salonie znów przed oknem czekała sowa. Co przypomniało Hermionie, że musi odpisać Sarze. Podeszła do okna i wypuściła małą czarną sówkę, która usiadła na parapecie po wewnętrznej stronie pokoju i z gracją uniosła nóżkę. Gryfonka rozwiązała list, a sowa wyleciała. Brunetka przeczytała, do kogo był list. Chciała powiedzieć „To do nas”, ale już w głowie uświadomiła sobie, jak dziwnie i dwuznacznie by to zabrzmiało. Rzeczywiście, na kopercie napisane było „ Hermiona Granger i Draco Malfoy”. Tylko kto pisze do nich wspólny list ?
- Jest gorszy, niż baba. – Szepnęła do siebie cichutko Hermiona. Siedziała właśnie na pomoście nad jeziorem. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi i gwiazdom, które pięknie odbijały się w tafli jeziora.
- Za niedługo zamykają drzwi do szkoły. – Powiedział jakiś głos za nią. A ona niestety tak dobrze ten głos znała. Dokładnie należał do jej największego wroga ostatnio podającego się za babę tymi humorami.
- No i ? – Odpowiedziała, nie odwracając głowy w jego stronę. Usłyszała ciche skrzypienie pomostu, a po chwili chłopak siedział koło niej.
- Nie mów tylko, że chcesz tu nocować. – Powiedział głosem „chyba nie chcesz mi się sprzeciwić ?” Draco.
- A co cię to do jasnej cholery obchodzi ?! – Zapytała zdenerwowana Gryfonka, tym samym wstając i udając się do szkoły. Po paru chwilach poczuła obecność swojego współlokatora obok siebie.
- Czemu strzelasz fochy ? Przecież cię przeprosiłem ! – Zdenerwował się Dracze. Hermiona wybałuszyła na niego oczy. Zatrzymali się. – Nie usłyszałaś ? – Patrzył jej w oczy, jednak mówił bardziej do siebie, niż do niej.
- Ty mnie przepraszałeś ? To ma być jakiś żart ? – Hermiona potraktowała to jako kolejny kawał Ślizgona, natomiast Draco, jakby nigdy te słowa nie wydobyły się z jego ust.
- Tak, to kawał. – Odpowiedział jej Draco i ruszył. Zaprzeczył swoim wcześniejszym słowom, jednak Gryfonka wiedziała, że teraz kłamał. On naprawdę ją przeprosił. Tylko kiedy ? Doszła do niego. Nie przyspieszył ani nie zwolnił kroku. Nie protestował, by szła koło niego. Ona także. Zauważało ich wiele uczniów, jednak oni nie robili sobie z tego kompletnie nic.
W salonie znów przed oknem czekała sowa. Co przypomniało Hermionie, że musi odpisać Sarze. Podeszła do okna i wypuściła małą czarną sówkę, która usiadła na parapecie po wewnętrznej stronie pokoju i z gracją uniosła nóżkę. Gryfonka rozwiązała list, a sowa wyleciała. Brunetka przeczytała, do kogo był list. Chciała powiedzieć „To do nas”, ale już w głowie uświadomiła sobie, jak dziwnie i dwuznacznie by to zabrzmiało. Rzeczywiście, na kopercie napisane było „ Hermiona Granger i Draco Malfoy”. Tylko kto pisze do nich wspólny list ?
Panno Granger, panie Malfoy
Wasz dzisiejszy patrol jest odwołany. Dostaliśmy sowę z ministerstwa,
że dzisiejszej nocy mogą się wydarzyć niebezpieczne rzeczy w naszej szkole. Nic
więcej nie chciano nam powiedzieć. Minister napisał tylko, żebym dzisiaj
szczególnie nacisnęła na środki ostrożności. Dlatego postanowiłam, że dzisiaj
korytarze będą patrolować nauczyciele. Wszystko jest pod kontrolą, nie martwcie
się. Chciałabym się spotkać z wami jutro po śniadaniu.
Z poważaniem,
Minerva McGonagall,
dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Minerva McGonagall,
dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Oczy Hermiony urosły niemalże do wielkości spodków. Zresztą,
pewnie każdy by tak zareagował.
- To od McGonagall. – Powiedziała Hermiona do Dracona. Podeszła i wręczyła mu kartkę. Jego reakcja była bynajmniej podobna.
- Ciekawe, o co chodzi. – Odparł Malfoy.
- Może chodźmy się czegoś dowiedzieć… - Zaproponowała Hermiona. Była trochę wystraszona.
- Nie ma potrzeby. W razie, gdyby coś się stało, zostalibyśmy poinformowani zaraz po nauczycielach. Tam jest alarm… - Draco palcem wskazał na róg ściany przy suficie, gdzie widniało małe białe urządzenie służące za alarm. – A poza tym jutro McGonagall wszystko nam powie. – Mięśnie Dracona spięły się dwuznacznie. Jednak nie chciał tego pokazywać. Starał się być jak najbardziej wyluzowany. Spojrzał na Hermionę. Była bardzo zdenerwowana, zaczynała się trząść. A co najlepiej pomagało na rozluźnienie, jak nie… - Napijmy się czegoś. – Zaproponował blondyn i od razu ruszył do barku.
- Jesteś pewien, że ty już nie jesteś pijany ? Chcesz pić ze szlamą ? – Zdziwiła się Hermiona i wysoko uniosła brwi.
- Ja tego nie powiedziałem. Sama się tak nazwałaś. – Odpowiedział Draco, nie odwracając się. Mówił do Hermiony plecami. Sama zainteresowana natomiast aż otworzyła usta ze zdziwienia. Stała w takiej pozycji otępiała aż do czasu, gdy jej współlokator podszedł do niej i zamknął jej jadaczkę ręką. Zaśmiał się i usiadł na fotelu przy rozpalonym już kominku. W pokoju panował półmrok. Brunetka szybko do niego dołączyła. Wzięła do ręki szklankę z ognistą i jednym haustem upiła ¼ szklanki. – Chcesz się upić ? – Zapytał wesoły chłopak.
- Tak. Ten dzień był chyba najdziwniejszy w życiu. – Powiedziała nadal osłupiała brązowooka i znów pociągnęła zdrowego łyka ze szklanki.
- To znaczy ? – Zainteresował się Malfoy.
- Podsumowując cały dzisiejszy dzień : rano wydarłeś się, że nie umiem zamykać drzwi. Potem nakrzyczałeś na mnie przy wszystkich w Wielkiej Sali. Potem rzekomo przeprosiłeś mnie, kiedy byłam w swoim pokoju. A potem byłeś dla mnie miły. Śledziłeś mnie, kiedy siedziałam nad jeziorem. I teraz jeszcze wyjeżdżasz z tekstem, że nie używasz takich słów jak szlama. – Mówiąc to, Hermiona cały czas patrzyła w oczy Dracona. I wzajemnie. On także bardzo dokładnie ilustrował twarz Gryfonki. Ma ładne oczy, pomyślał Ślizgon.
- Mówiłem ci już, nie przepraszałem cię, tylko chciałem sprawdzić, czy się nabierzesz. I wcale nie powiedziałem, że nie używam tych gorszych określeń. Blaise i Pansy trują mi o to głowę, więc staram się oszczędzać. – Posumował blondyn i także upił spory łyk ze szklanki.
- Nie ma ich tu. – Gryfonka nie dawała za wygraną.
- Próbuję się przyzwyczaić, gdyby jednak byli. – Odparł Ślizgon i wzruszył ramionami.
- Acha. – Tylko tyle odpowiedziała Hermiona. Nie ukrywała, zabolało ją to wyznanie. Dziewczyna posmutniała. Nagle wstała z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Ej, a ty gdzie idziesz ? To już koniec picia ? Dopiero chciałaś się upić. – Czy Hermionie się zdawało, czy Draconowi rzeczywiście zależało na jej obecności.
- Pij sam. Nie mam ani humoru, ani ochoty, ani siły. – Powiedziała brunetka.
- Jasne. – Choć Hermiona tego nie zauważyła, Draco naprawdę zależało na jej obecności. Także posmutniał. – Chciałem jeszcze powiedzieć… - Zaczął, jednak jego współlokatorka nie usłyszała tych słów, bowiem zamknęła drzwi. - … że naprawdę cię przeprosiłem. – Spojrzał na swoją szklankę. – Brzmię, jakby mi zależało, żeby ona o tym wiedziała. – Szepnął do siebie Draco. A bursztynowy płyn przypominał mu oczy tej Gryfonki, w które jeszcze przed chwilą tak intensywnie się wpatrywał. I wcale mu to nie przeszkadzało. – Dość. Kończę z alkoholem. Przez niego myślę o głupstwach i w dodatku mówię do siebie. – Powiedział cicho właściciel fortuny Malfoyów. Odstawił szklankę na stół i poszedł do swojego pokoju. Musiał przygotować się na jutrzejszy dzień. Jutro jest pogrzeb jego rodziców. – Oszalałem. Jutro pożegnam moich starych, a dzisiaj kończę z alkoholem. – Powiedział jeszcze do siebie Malfoy. Pokiwał głową w geście zrezygnowania i udał się do swojego pokoju na odpoczynek.
- To od McGonagall. – Powiedziała Hermiona do Dracona. Podeszła i wręczyła mu kartkę. Jego reakcja była bynajmniej podobna.
- Ciekawe, o co chodzi. – Odparł Malfoy.
- Może chodźmy się czegoś dowiedzieć… - Zaproponowała Hermiona. Była trochę wystraszona.
- Nie ma potrzeby. W razie, gdyby coś się stało, zostalibyśmy poinformowani zaraz po nauczycielach. Tam jest alarm… - Draco palcem wskazał na róg ściany przy suficie, gdzie widniało małe białe urządzenie służące za alarm. – A poza tym jutro McGonagall wszystko nam powie. – Mięśnie Dracona spięły się dwuznacznie. Jednak nie chciał tego pokazywać. Starał się być jak najbardziej wyluzowany. Spojrzał na Hermionę. Była bardzo zdenerwowana, zaczynała się trząść. A co najlepiej pomagało na rozluźnienie, jak nie… - Napijmy się czegoś. – Zaproponował blondyn i od razu ruszył do barku.
- Jesteś pewien, że ty już nie jesteś pijany ? Chcesz pić ze szlamą ? – Zdziwiła się Hermiona i wysoko uniosła brwi.
- Ja tego nie powiedziałem. Sama się tak nazwałaś. – Odpowiedział Draco, nie odwracając się. Mówił do Hermiony plecami. Sama zainteresowana natomiast aż otworzyła usta ze zdziwienia. Stała w takiej pozycji otępiała aż do czasu, gdy jej współlokator podszedł do niej i zamknął jej jadaczkę ręką. Zaśmiał się i usiadł na fotelu przy rozpalonym już kominku. W pokoju panował półmrok. Brunetka szybko do niego dołączyła. Wzięła do ręki szklankę z ognistą i jednym haustem upiła ¼ szklanki. – Chcesz się upić ? – Zapytał wesoły chłopak.
- Tak. Ten dzień był chyba najdziwniejszy w życiu. – Powiedziała nadal osłupiała brązowooka i znów pociągnęła zdrowego łyka ze szklanki.
- To znaczy ? – Zainteresował się Malfoy.
- Podsumowując cały dzisiejszy dzień : rano wydarłeś się, że nie umiem zamykać drzwi. Potem nakrzyczałeś na mnie przy wszystkich w Wielkiej Sali. Potem rzekomo przeprosiłeś mnie, kiedy byłam w swoim pokoju. A potem byłeś dla mnie miły. Śledziłeś mnie, kiedy siedziałam nad jeziorem. I teraz jeszcze wyjeżdżasz z tekstem, że nie używasz takich słów jak szlama. – Mówiąc to, Hermiona cały czas patrzyła w oczy Dracona. I wzajemnie. On także bardzo dokładnie ilustrował twarz Gryfonki. Ma ładne oczy, pomyślał Ślizgon.
- Mówiłem ci już, nie przepraszałem cię, tylko chciałem sprawdzić, czy się nabierzesz. I wcale nie powiedziałem, że nie używam tych gorszych określeń. Blaise i Pansy trują mi o to głowę, więc staram się oszczędzać. – Posumował blondyn i także upił spory łyk ze szklanki.
- Nie ma ich tu. – Gryfonka nie dawała za wygraną.
- Próbuję się przyzwyczaić, gdyby jednak byli. – Odparł Ślizgon i wzruszył ramionami.
- Acha. – Tylko tyle odpowiedziała Hermiona. Nie ukrywała, zabolało ją to wyznanie. Dziewczyna posmutniała. Nagle wstała z zamiarem udania się do swojego pokoju.
- Ej, a ty gdzie idziesz ? To już koniec picia ? Dopiero chciałaś się upić. – Czy Hermionie się zdawało, czy Draconowi rzeczywiście zależało na jej obecności.
- Pij sam. Nie mam ani humoru, ani ochoty, ani siły. – Powiedziała brunetka.
- Jasne. – Choć Hermiona tego nie zauważyła, Draco naprawdę zależało na jej obecności. Także posmutniał. – Chciałem jeszcze powiedzieć… - Zaczął, jednak jego współlokatorka nie usłyszała tych słów, bowiem zamknęła drzwi. - … że naprawdę cię przeprosiłem. – Spojrzał na swoją szklankę. – Brzmię, jakby mi zależało, żeby ona o tym wiedziała. – Szepnął do siebie Draco. A bursztynowy płyn przypominał mu oczy tej Gryfonki, w które jeszcze przed chwilą tak intensywnie się wpatrywał. I wcale mu to nie przeszkadzało. – Dość. Kończę z alkoholem. Przez niego myślę o głupstwach i w dodatku mówię do siebie. – Powiedział cicho właściciel fortuny Malfoyów. Odstawił szklankę na stół i poszedł do swojego pokoju. Musiał przygotować się na jutrzejszy dzień. Jutro jest pogrzeb jego rodziców. – Oszalałem. Jutro pożegnam moich starych, a dzisiaj kończę z alkoholem. – Powiedział jeszcze do siebie Malfoy. Pokiwał głową w geście zrezygnowania i udał się do swojego pokoju na odpoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz