Wraz z rozpoczęciem nowego tygodnia znikły wszystkie
sprzeczki i rozmowy pomiędzy dwójką nienawidzących się od lat uczniów. Po
prostu cały tamten tydzień poszedł w niepamięć. Co raczej obojgu było na rękę.
Draco nie będzie musiał pamiętać, że kiedykolwiek przepraszał Hermionę, a
Hermiona – że z nim raczej normalnie rozmawiała. W poniedziałek rano
zachowywali się, jakby nigdy w życiu się nie znali. Ignorowali się. Jedno
traktowało drugie, jak powietrze i na odwrót. Wymijając się w przejściu przez
portret czuli jedynie zapach perfum drugiej osoby. Ale nie jej obecność.
Hermiona niepewnym krokiem szła do stołu Gryfonów w Wielkiej Sali. Zapewne zastanawiacie się dlaczego ? Powód był raczej prosty. Ginny. Najlepsza przyjaciółka brunetki w ten weekend miała pewne problemy rodzinne. Hermiona nie miała pojęcia, jak ruda będzie się dzisiaj zachowywała. Jednak po zauważeniu Ginny, uspokoiła się. Strach i nerwy przerodziły się w szczęście i rozbawienie. Otóż Ginny, trzymając w dłoni tosta posmarowanego dżemem truskawkowym, żywo gestykulowała rękami w rozmowie z Deanem. Jednak ta rozmowa nie stresowała jej, a bawiła. Uśmiechnięta brązowooka popatrzyła na przyjaciółkę.
- Cześć Mionka ! – Krzyknęła ucieszona Ginny.
- Cześć rudzielcze. – Zaśmiała się Hermiona, kiedy usiadła obok Weasleyówny i pocałowała ją w policzek. – Widzę, że dobry humor się ciebie trzyma. – Uśmiechnęła się starsza z dziewcząt.
- Zacząć dobrze tydzień, to tak samo go skończyć. – Ginny tostem wzniosła toast. – Mionka, co mamy dzisiaj pierwsze ? - Zapytała ruda.
- Transmutację razem z nami. – Usłyszała za sobą jakiś głos. Głos ten należał o Blaise’a Zabiniego, który wprost szalał za tą rudą. W ten chwili stał za nią i uśmiechał się od ucha do ucha. W rzeczywistości było tak, że Gryfoni mieli jedynie trzy lekcje w tygodniu z Krukonami i trzy z Puchonami. Reszta niestety była ze Ślizgonami. Okrutna prawda.
- Cześć Zabini. A ty, czemu taki radosny ? Przecież zaczynamy nowy tydzień, do weekendu jeszcze 5 dni. – Odezwała się lekko uśmiechnięta Hermiona.
- Perspektywa spędzenia nowego tygodnia z ukochanymi Gryfonami tak mnie nakręca. – Wyszczerzył się Blaise. Ginny w czasie całej tej konwersacji nie odezwała się nawet słowem. Kiedy rozmawiała z brunetem ze Slytherinu, na jej twarzy najczęściej występowały dwa dorodne rumieńce.
- Podziwiam cię Diable. Mnie jedna taka Gryfonica chciała utopić w jeziorze. – Nagle ni stąd, ni zowąd zmaterializował się Draco Malfoy. Popatrzył kpiąco na swoją współlokatorkę, po czym zaciągnął przyjaciela do odpowiedniego stołu.
- Mionka, o czym on mówił ? – Zapytała podejrzliwa Ginny swoją przyjaciółkę.
- Nic takiego… siedziałam sobie wczoraj na mostku przed jeziorem, a on przyszedł… skądś tam i usiadł koło mnie. Wkurzyłam się, więc wstałam, a on bezczelnie stwierdził, ze tchórzę, jak na Gryfona przystało, bo przed nim uciekam, to go lekko popchnęłam. W ostatniej chwili złapał się rękami pomostu, żeby nie wpaść do wody. Wielkie mi halo ! – Mówiąc to wszystko, Hermiona coraz bardziej się rumieniła. Złapała szybko do ręki kanapkę z twarożkiem i wyszła z Sali. Temu wszystkiemu oczywiście towarzyszył śmiech rudej oraz Diabła, który także dowiedział się tej historii od swojego przyjaciela.
Hermiona poszła do swojego pokoju, żeby zabrać torbę z potrzebnymi książkami. Dzisiaj ubrana była w zwykłe niebieskie rurki, szarą bluzkę z czarną czaszką i czarne buty. Na jej twarzy widniał delikatny makijaż podkreślający oczy. Dziewczyna spakowała do torby potrzebne książki i zarzucając na siebie szatę, wyszła z pokoju. W tym momencie do salonu wchodził Malfoy. Miał chyba podobne zamiary, co Miona, czyli wziąć jakieś książki do torby. Zauważyli siebie, ale nie wykonywali w swoim kierunku żadnych gestów. Nic, nawet mimika twarzy. Co akurat było raczej dziwne, bo Draco zawsze witał Hermionę swoim kpiącym uśmiechem i wyzwiskiem. Czyżby coś się w nim zmieniło ? A może wczorajszy pogrzeb jego rodziców tak na niego wpłynął ? Tego Gryfonka mogła się jedynie domyślać. Wyszła z pokoju wspólnego, udając się na pierwsze piętro pod salę transmutacji. Za pięć minut miał zadzwonić dzwonek. Kiedy weszła na korytarz, zaczęła się śmiać do siebie. Ginny próbowała spławić jakoś Blaise’a przystawiającego się do niej. Cały czas o coś pytał, jednak z takiej odległości Hermiona nie słyszała. Postanowiła pomóc różowej na twarzy Ginny.
- Hej wam. A o czym to tak dyskutujecie ? – Zapytała Hermiona. Ginny odetchnęła z ulgą.
- Twoja ukochana przyjaciółka rozmawiała z Parvati Patil i nazwała mnie do niej orangutanem. Dlatego chciałem się dowiedzieć, dlaczego bezpodstawnie mnie tak nazywa, ale nie chce mi odpowiedzieć. – Blaise nie był zły o to wyznanie. Był po prostu ciekawy, dlaczego był tematem rozmów rudej i tej Patil.
- Bo miałam taki kaprys. – Różowe policzki Ginny nie oznaczały zawstydzenia czy skrępowania, a złość. Dało się to poznać po głosie.
- To nie jest wytłumaczenie wiewiórko.
- Nie nazywaj mnie tak szympansie ! – Wrzasnęła Weasley. Kilka osób zwróciło jej uwagę, by była ciszej.
- Masz jak najbardziej rację wiewiórko. Moi przodkowie zapewne wywodzili się od małp, ale to tak samo, jak twoi, więc to cię nie tłumaczy. Czemu akurat mnie tak nazwałaś ? – Ginny była raczej zdesperowana, a Hermiona nie wiedziała, co za nią odpowiedzieć. Uratował je wychodzący z klasy pan Longhouter.
- Zapraszam do klasy ! – Powiedział oficjalnie i bez zdenerwowania. Hermiona i Blaise popatrzyli na siebie. Przypomniał im się piątkowy szlaban i misja obserwowania tego nauczyciela.
Każdy po kolei wszedł do klasy. Oczywiście Malfoy się spóźnił.
- Pan Malfoy, jak mniemam ? – Zapytał Longhouter z kpiną wymalowaną na twarzy.
- Tak, panie profesorze. – Odpowiedział potulnie Draco.
- Co pana tutaj sprowadza ? – Profesor dopiero zaczynał. Wiadome było, czym się to skończy.
- Chęć zdobywania wiedzy, panie profesorze. Niestety pewna osoba, z którą mieszkam, zabrała mój podręcznik do transmutacji, panie profesorze i musiałem go szukać. Właśnie z tego powodu się spóźniłem. – Mówiąc to, nawet nie spojrzał na Granger, której oczy zrobiły się wielkości spodków od herbaty.
- To nie powód do spóźnienia. Mogłeś go szukać wczoraj. Siadaj, minus dziesięć punktów za spóźnienie i dzisiaj o 20:00 widzimy się na szlabanie. – Uśmiechnął się perfidnie Longhouter.
- Panie profesorze – Odezwała się Milicenta Bulstrode. – Jeżeli idziemy tropem spóźnień, to Pottera także nie ma. – Powiedziała jadowicie Milicenta. Profesor rozglądnął się po klasie, w której rzeczywiście nie było Harrego. Hermiona i Ginny jeszcze go dzisiaj nie widziały.
- Cenne spostrzeżenie panno… - Tutaj profesor zatrzymał się, bowiem pierwszy raz na oczy widział tą uczennicę.
- Bulstrode.
- Bulstrode. Myślę, że panna Granger i panna Weasley będą tak uczynne, że poinformują przyjaciela o dzisiejszym szlabanie razem z panem Malfoyem. O 20:00 pod moją salą. Jeżeli pozwolicie mi, to zacznijmy temat… - I tym oto sposobem dwójka uczniów zaczęła tydzień szlabanem, a jeden nawet nic o tym nie wiedział. Hermionę przez całą lekcję zastanawiały słowa Malfoya. Przecież na 99,9% nie zabrała jego podręcznika od transmutacji ! Wiedziałaby, że ma w pokoju dwa podręczniki, z czego jeden niepotrzebny. Podejrzewała, że Draco chciał się wykręcić od szlabanu i dlatego to wymyślił. Ale w takim razie co było prawdziwym powodem jego spóźnienia ?
Hermiona niepewnym krokiem szła do stołu Gryfonów w Wielkiej Sali. Zapewne zastanawiacie się dlaczego ? Powód był raczej prosty. Ginny. Najlepsza przyjaciółka brunetki w ten weekend miała pewne problemy rodzinne. Hermiona nie miała pojęcia, jak ruda będzie się dzisiaj zachowywała. Jednak po zauważeniu Ginny, uspokoiła się. Strach i nerwy przerodziły się w szczęście i rozbawienie. Otóż Ginny, trzymając w dłoni tosta posmarowanego dżemem truskawkowym, żywo gestykulowała rękami w rozmowie z Deanem. Jednak ta rozmowa nie stresowała jej, a bawiła. Uśmiechnięta brązowooka popatrzyła na przyjaciółkę.
- Cześć Mionka ! – Krzyknęła ucieszona Ginny.
- Cześć rudzielcze. – Zaśmiała się Hermiona, kiedy usiadła obok Weasleyówny i pocałowała ją w policzek. – Widzę, że dobry humor się ciebie trzyma. – Uśmiechnęła się starsza z dziewcząt.
- Zacząć dobrze tydzień, to tak samo go skończyć. – Ginny tostem wzniosła toast. – Mionka, co mamy dzisiaj pierwsze ? - Zapytała ruda.
- Transmutację razem z nami. – Usłyszała za sobą jakiś głos. Głos ten należał o Blaise’a Zabiniego, który wprost szalał za tą rudą. W ten chwili stał za nią i uśmiechał się od ucha do ucha. W rzeczywistości było tak, że Gryfoni mieli jedynie trzy lekcje w tygodniu z Krukonami i trzy z Puchonami. Reszta niestety była ze Ślizgonami. Okrutna prawda.
- Cześć Zabini. A ty, czemu taki radosny ? Przecież zaczynamy nowy tydzień, do weekendu jeszcze 5 dni. – Odezwała się lekko uśmiechnięta Hermiona.
- Perspektywa spędzenia nowego tygodnia z ukochanymi Gryfonami tak mnie nakręca. – Wyszczerzył się Blaise. Ginny w czasie całej tej konwersacji nie odezwała się nawet słowem. Kiedy rozmawiała z brunetem ze Slytherinu, na jej twarzy najczęściej występowały dwa dorodne rumieńce.
- Podziwiam cię Diable. Mnie jedna taka Gryfonica chciała utopić w jeziorze. – Nagle ni stąd, ni zowąd zmaterializował się Draco Malfoy. Popatrzył kpiąco na swoją współlokatorkę, po czym zaciągnął przyjaciela do odpowiedniego stołu.
- Mionka, o czym on mówił ? – Zapytała podejrzliwa Ginny swoją przyjaciółkę.
- Nic takiego… siedziałam sobie wczoraj na mostku przed jeziorem, a on przyszedł… skądś tam i usiadł koło mnie. Wkurzyłam się, więc wstałam, a on bezczelnie stwierdził, ze tchórzę, jak na Gryfona przystało, bo przed nim uciekam, to go lekko popchnęłam. W ostatniej chwili złapał się rękami pomostu, żeby nie wpaść do wody. Wielkie mi halo ! – Mówiąc to wszystko, Hermiona coraz bardziej się rumieniła. Złapała szybko do ręki kanapkę z twarożkiem i wyszła z Sali. Temu wszystkiemu oczywiście towarzyszył śmiech rudej oraz Diabła, który także dowiedział się tej historii od swojego przyjaciela.
Hermiona poszła do swojego pokoju, żeby zabrać torbę z potrzebnymi książkami. Dzisiaj ubrana była w zwykłe niebieskie rurki, szarą bluzkę z czarną czaszką i czarne buty. Na jej twarzy widniał delikatny makijaż podkreślający oczy. Dziewczyna spakowała do torby potrzebne książki i zarzucając na siebie szatę, wyszła z pokoju. W tym momencie do salonu wchodził Malfoy. Miał chyba podobne zamiary, co Miona, czyli wziąć jakieś książki do torby. Zauważyli siebie, ale nie wykonywali w swoim kierunku żadnych gestów. Nic, nawet mimika twarzy. Co akurat było raczej dziwne, bo Draco zawsze witał Hermionę swoim kpiącym uśmiechem i wyzwiskiem. Czyżby coś się w nim zmieniło ? A może wczorajszy pogrzeb jego rodziców tak na niego wpłynął ? Tego Gryfonka mogła się jedynie domyślać. Wyszła z pokoju wspólnego, udając się na pierwsze piętro pod salę transmutacji. Za pięć minut miał zadzwonić dzwonek. Kiedy weszła na korytarz, zaczęła się śmiać do siebie. Ginny próbowała spławić jakoś Blaise’a przystawiającego się do niej. Cały czas o coś pytał, jednak z takiej odległości Hermiona nie słyszała. Postanowiła pomóc różowej na twarzy Ginny.
- Hej wam. A o czym to tak dyskutujecie ? – Zapytała Hermiona. Ginny odetchnęła z ulgą.
- Twoja ukochana przyjaciółka rozmawiała z Parvati Patil i nazwała mnie do niej orangutanem. Dlatego chciałem się dowiedzieć, dlaczego bezpodstawnie mnie tak nazywa, ale nie chce mi odpowiedzieć. – Blaise nie był zły o to wyznanie. Był po prostu ciekawy, dlaczego był tematem rozmów rudej i tej Patil.
- Bo miałam taki kaprys. – Różowe policzki Ginny nie oznaczały zawstydzenia czy skrępowania, a złość. Dało się to poznać po głosie.
- To nie jest wytłumaczenie wiewiórko.
- Nie nazywaj mnie tak szympansie ! – Wrzasnęła Weasley. Kilka osób zwróciło jej uwagę, by była ciszej.
- Masz jak najbardziej rację wiewiórko. Moi przodkowie zapewne wywodzili się od małp, ale to tak samo, jak twoi, więc to cię nie tłumaczy. Czemu akurat mnie tak nazwałaś ? – Ginny była raczej zdesperowana, a Hermiona nie wiedziała, co za nią odpowiedzieć. Uratował je wychodzący z klasy pan Longhouter.
- Zapraszam do klasy ! – Powiedział oficjalnie i bez zdenerwowania. Hermiona i Blaise popatrzyli na siebie. Przypomniał im się piątkowy szlaban i misja obserwowania tego nauczyciela.
Każdy po kolei wszedł do klasy. Oczywiście Malfoy się spóźnił.
- Pan Malfoy, jak mniemam ? – Zapytał Longhouter z kpiną wymalowaną na twarzy.
- Tak, panie profesorze. – Odpowiedział potulnie Draco.
- Co pana tutaj sprowadza ? – Profesor dopiero zaczynał. Wiadome było, czym się to skończy.
- Chęć zdobywania wiedzy, panie profesorze. Niestety pewna osoba, z którą mieszkam, zabrała mój podręcznik do transmutacji, panie profesorze i musiałem go szukać. Właśnie z tego powodu się spóźniłem. – Mówiąc to, nawet nie spojrzał na Granger, której oczy zrobiły się wielkości spodków od herbaty.
- To nie powód do spóźnienia. Mogłeś go szukać wczoraj. Siadaj, minus dziesięć punktów za spóźnienie i dzisiaj o 20:00 widzimy się na szlabanie. – Uśmiechnął się perfidnie Longhouter.
- Panie profesorze – Odezwała się Milicenta Bulstrode. – Jeżeli idziemy tropem spóźnień, to Pottera także nie ma. – Powiedziała jadowicie Milicenta. Profesor rozglądnął się po klasie, w której rzeczywiście nie było Harrego. Hermiona i Ginny jeszcze go dzisiaj nie widziały.
- Cenne spostrzeżenie panno… - Tutaj profesor zatrzymał się, bowiem pierwszy raz na oczy widział tą uczennicę.
- Bulstrode.
- Bulstrode. Myślę, że panna Granger i panna Weasley będą tak uczynne, że poinformują przyjaciela o dzisiejszym szlabanie razem z panem Malfoyem. O 20:00 pod moją salą. Jeżeli pozwolicie mi, to zacznijmy temat… - I tym oto sposobem dwójka uczniów zaczęła tydzień szlabanem, a jeden nawet nic o tym nie wiedział. Hermionę przez całą lekcję zastanawiały słowa Malfoya. Przecież na 99,9% nie zabrała jego podręcznika od transmutacji ! Wiedziałaby, że ma w pokoju dwa podręczniki, z czego jeden niepotrzebny. Podejrzewała, że Draco chciał się wykręcić od szlabanu i dlatego to wymyślił. Ale w takim razie co było prawdziwym powodem jego spóźnienia ?
***
Następną lekcją zaraz po transmutacji były eliksiry. A zaraz
potem zaklęcia, starożytne runy i Mugoloznastwo. Hermiona kończyła o 15:00. Po
powrocie z zajęć od razu wzięła się za odrabianie lekcji. Nauczyciele zadali im
mnóstwo prac domowych. Brunetka właśnie
brała się za pisanie referatu z Mugoloznastwa na temat zastosowań praw mugoli
użytkowanych w XIX w., kiedy nagle ktoś bez pukania wszedł do jej pokoju. Łatwo
się domyślić, że tym kimś był Malfoy.
- Granger, czy ty wreszcie możesz oddać mi podręcznik do transmutacji ? – Zapytał Malfoy z typowym dla siebie uśmieszkiem.
- Rodzice cię nie nauczyli, że się puka ?! – Oburzyła się panna Granger. – Nie mam twojego podręcznika. A ty tylko chciałeś mnie wrobić w punkty dla mojego domu. – Powiedziała trochę zła Hermiona i założyła ręce na piersi. W tym czasie, kiedy ona mówiła, Malfoy wygodnie rozłożył się na jej łóżku. – Ej, co ty robisz ?! Wynocha z mojego pokoju ! – Teraz brązowooka była wściekła. Jakim prawem on ją tak nachodzi i jeszcze w dodatku okupuje jej łóżko !?
- Wyjdę, jak oddasz mi mój podręcznik do transmutacji. – Malfoy w przeciwieństwie do Hermiony był zupełnie opanowany.
- Nie mam twojego pieprzonego podręcznika !! – Krzyknęła Hermiona. Draco ani drgnął. – Cholera jasna, wynoś się stąd !! – Warknęła głośno.
- Nic ci to nie da. Nie wyjdę, póki nie dostanę mojego podręcznika. – Mówiąc to, blondyn cały czas miał zamknięte oczy.
- Mobilicorpus. – Wymruczała w myślach Hermiona. Magię niewerbalną miała opanowaną do doskonałości. Draco na początku nic nie czuł, jednak potem się zorientował, że nie leży już na łóżku Gryfonki. Otworzył oczy i ujrzał sufit, tyle, że wyżej. Nie wiedział, że ktoś go lewituje.
- Ej, co jest ?! – Wystraszył się nie na żarty Ślizgon. Hermiona w zawrotnym tempie prze lewitowała go do pokoju wspólnego.
- Zapamiętaj sobie, że do mojego pokoju się ni e wchodzi bez zaproszenia. – Powiedziała jeszcze, wychylając głowę za framugę drzwi, po czym zatrzasnęła je i zabezpieczyła zaklęciami przed kolejną wizytą blondyna.
- Pożałujesz tego Granger !!! – Darł się Malfoy. Hermiona natomiast zaśmiała się pod nosem i wróciła do pisania eseju.
- Granger, czy ty wreszcie możesz oddać mi podręcznik do transmutacji ? – Zapytał Malfoy z typowym dla siebie uśmieszkiem.
- Rodzice cię nie nauczyli, że się puka ?! – Oburzyła się panna Granger. – Nie mam twojego podręcznika. A ty tylko chciałeś mnie wrobić w punkty dla mojego domu. – Powiedziała trochę zła Hermiona i założyła ręce na piersi. W tym czasie, kiedy ona mówiła, Malfoy wygodnie rozłożył się na jej łóżku. – Ej, co ty robisz ?! Wynocha z mojego pokoju ! – Teraz brązowooka była wściekła. Jakim prawem on ją tak nachodzi i jeszcze w dodatku okupuje jej łóżko !?
- Wyjdę, jak oddasz mi mój podręcznik do transmutacji. – Malfoy w przeciwieństwie do Hermiony był zupełnie opanowany.
- Nie mam twojego pieprzonego podręcznika !! – Krzyknęła Hermiona. Draco ani drgnął. – Cholera jasna, wynoś się stąd !! – Warknęła głośno.
- Nic ci to nie da. Nie wyjdę, póki nie dostanę mojego podręcznika. – Mówiąc to, blondyn cały czas miał zamknięte oczy.
- Mobilicorpus. – Wymruczała w myślach Hermiona. Magię niewerbalną miała opanowaną do doskonałości. Draco na początku nic nie czuł, jednak potem się zorientował, że nie leży już na łóżku Gryfonki. Otworzył oczy i ujrzał sufit, tyle, że wyżej. Nie wiedział, że ktoś go lewituje.
- Ej, co jest ?! – Wystraszył się nie na żarty Ślizgon. Hermiona w zawrotnym tempie prze lewitowała go do pokoju wspólnego.
- Zapamiętaj sobie, że do mojego pokoju się ni e wchodzi bez zaproszenia. – Powiedziała jeszcze, wychylając głowę za framugę drzwi, po czym zatrzasnęła je i zabezpieczyła zaklęciami przed kolejną wizytą blondyna.
- Pożałujesz tego Granger !!! – Darł się Malfoy. Hermiona natomiast zaśmiała się pod nosem i wróciła do pisania eseju.
***
Wieczorem Hermiona chciała udać się do wieży Gryffindoru,
żeby porozmawiać z Harrym, dlaczego nie pojawił się dzisiaj na pierwszej lekcji
. Chciała go złapać jeszcze przed szlabanem i przed swoim patrolem. Odczarowała
drzwi i chciała przez nie przejść, jednak… strumień pomarańczowej farby
spadający na nią, trochę pokrzyżował jej plany.
- To ma być ta twoja zemsta Malfoy ? – Zapytała Hermiona siedzącego na sofie Malfoya ze szklanką ognistej w ręce. Wcześniej się śmiał, ale teraz już przestał. Nie do końca tak to sobie wyobrażał. Myślał, że Granger wybuchnie ze złości i w najgorszym wypadku rzuci w niego jakimś zaklęciem, jednak ona stała opanowana i niewzruszona. Ale wiedział, jak ją „pocieszyć”.
- Farba jest niezmywalna kotku. – Przybrał na twarz firmowy uśmieszek Malfoy. Hermiona nadal stała niewzruszona. Nie takiej reakcji się po niej spodziewał. – Nie rusza cię to ? – Zaczynał się niecierpliwić. Oczekiwał siarczystego wybuchu.
- Bo widzisz Malfoy… chyba już kiedyś ci to mówiłam, ale mogę powtórzyć. Uczono mnie zawsze, że mózg mężczyzny rozwija się do piątego roku życia, a potem staje w miejscu. Potem rośnie już tylko mężczyzna. I tak właśnie jest z tobą „ kochanie”. – pokazała w powietrzu cudzysłów, chcąc zdenerwować go jeszcze bardziej. Potem udała się do swojego pokoju. Rzuciła na pomieszczenie zaklęcie wyciszające, a potem zaczęła się drzeć w niebogłosy, jak to nienawidzi Malfoya za to, że istnieje i najchętniej by go udusiła. Ale była z siebie dumna, że powstrzymała się przed wybuchem w salonie. Właśnie o to jej chodziło. Poszła do łazienki, chcąc zmyć farbę z twarzy i włosów. Jej współlokator nie żartował, to świństwo naprawdę było niezmywalne. Musiała przyznać sama przed sobą, że w tamtej chwili bardzo zabawnie wyglądała. Z powrotem wróciła do pokoju. Otworzyła ostatnią szufladę w komodzie i zaczęła z niej wyciągać różne fiolki do sporządzenia eliksiru usuwającego niezmywalną plamę. Takie rzeczy tylko w świecie czarodziei. Po przyrządzeniu eliksiru rozcieńczyła go z wodą i najpierw umyła twarz, włosy i szyję. Wszystko ślicznie zeszło. Potem ściągnęła ubrudzoną bluzkę. Nią zajmie się potem. I tak dużo czasu straciła na przygotowywanie eliksiru. Kilkoma machnięciami różdżki wysuszyła włosy, po czym rozczesała je, także magicznie. Zawiązała je w luźnego warkocza. Potem przebrała się w granatowy sweterek i czarne legginsy oraz vansy w panterkę. Wyszła z pokoju, po czym udała się do wieży Gryffindoru. Jak ogromne było zdziwienie Malfoya, kiedy zauważył, że Hermiona wyszła z tego bez szwanku ? Nie wyobrażacie sobie. Ale to może nawet i lepiej. Przecież nikt nie chciałby, byście trafili do szpitala. Wracając do powieści… Hermiona szybko pokonała trzy piętra i już wchodziła do PW Gryfonów. Zauważyła Harrego rozmawiającego zawzięcie z Ginny. Podziwiała tą dwójkę. Mimo rozstania, są najlepszymi przyjaciółmi i spędzają ze sobą każdą chwilę. Bez zastanowienia podeszła do nich.
- No witam. – Uśmiechnęła się lekko. W rogu pomieszczenia zauważyła Neville’a i Lunę, kłócących się. Jakoś tak posmutniała, bowiem bardzo kibicowała tej parze. – Znów się kłócą ? – Wskazała podbródkiem na znajomych.
- Już od 10 minut. Ostatnio Neville cały czas robi Lunie sceny zazdrości. – W tym momencie cała trójka przyglądała się tamtej kłótni. Stało się coś niewyobrażalnego. Nev podniósł rękę, chcąc uderzyć kulącą się Lunę, ale powstrzymał się w połowie drogi. Luna ze świeczkami w oczach wybiegła z wieży. – Nie sądziłam, że Neville jest do czegoś takiego zdolny. – Spojrzała wystraszona Ginny po swoich rozmówcach.
- Też nigdy nie widziałem go w takim stanie. – Głos zabrał Harry. Po chwili trójka znajomych rozluźniła się, zaczęły się luźniejsze tematy.
- Harry, dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji ? - Zapytała Hermiona.
- Aaach… - Machnął ręką. Specjalnie przedłużał głoski, żeby wymyślić jakąś lepszą wymówkę. Zdecydował się na – McGonagall wezwała mnie do siebie w sprawie rozgrywek do Quidditcha. – Bliznowaty był zadowolony z wymówki, jaką wymyślił.
- I przez ponad godzinę rozmawiałeś z McGonagall o tym, kto będzie w twojej drużynie ? – Hermiona jednak w jego bajkę nie uwierzyła.
- Otóż właśnie to. Ginny… zostajesz w drużynie, tak ? Bez ciebie nie damy rady zdobyć pucharu. – Uśmiechnął się zadziornie Harry, wyczekując odpowiedzi od przyjaciółki.
- Oczywiście. Gdzieżbym odeszła. – Posłała lekki uśmiech Ginny.
- To ma być ta twoja zemsta Malfoy ? – Zapytała Hermiona siedzącego na sofie Malfoya ze szklanką ognistej w ręce. Wcześniej się śmiał, ale teraz już przestał. Nie do końca tak to sobie wyobrażał. Myślał, że Granger wybuchnie ze złości i w najgorszym wypadku rzuci w niego jakimś zaklęciem, jednak ona stała opanowana i niewzruszona. Ale wiedział, jak ją „pocieszyć”.
- Farba jest niezmywalna kotku. – Przybrał na twarz firmowy uśmieszek Malfoy. Hermiona nadal stała niewzruszona. Nie takiej reakcji się po niej spodziewał. – Nie rusza cię to ? – Zaczynał się niecierpliwić. Oczekiwał siarczystego wybuchu.
- Bo widzisz Malfoy… chyba już kiedyś ci to mówiłam, ale mogę powtórzyć. Uczono mnie zawsze, że mózg mężczyzny rozwija się do piątego roku życia, a potem staje w miejscu. Potem rośnie już tylko mężczyzna. I tak właśnie jest z tobą „ kochanie”. – pokazała w powietrzu cudzysłów, chcąc zdenerwować go jeszcze bardziej. Potem udała się do swojego pokoju. Rzuciła na pomieszczenie zaklęcie wyciszające, a potem zaczęła się drzeć w niebogłosy, jak to nienawidzi Malfoya za to, że istnieje i najchętniej by go udusiła. Ale była z siebie dumna, że powstrzymała się przed wybuchem w salonie. Właśnie o to jej chodziło. Poszła do łazienki, chcąc zmyć farbę z twarzy i włosów. Jej współlokator nie żartował, to świństwo naprawdę było niezmywalne. Musiała przyznać sama przed sobą, że w tamtej chwili bardzo zabawnie wyglądała. Z powrotem wróciła do pokoju. Otworzyła ostatnią szufladę w komodzie i zaczęła z niej wyciągać różne fiolki do sporządzenia eliksiru usuwającego niezmywalną plamę. Takie rzeczy tylko w świecie czarodziei. Po przyrządzeniu eliksiru rozcieńczyła go z wodą i najpierw umyła twarz, włosy i szyję. Wszystko ślicznie zeszło. Potem ściągnęła ubrudzoną bluzkę. Nią zajmie się potem. I tak dużo czasu straciła na przygotowywanie eliksiru. Kilkoma machnięciami różdżki wysuszyła włosy, po czym rozczesała je, także magicznie. Zawiązała je w luźnego warkocza. Potem przebrała się w granatowy sweterek i czarne legginsy oraz vansy w panterkę. Wyszła z pokoju, po czym udała się do wieży Gryffindoru. Jak ogromne było zdziwienie Malfoya, kiedy zauważył, że Hermiona wyszła z tego bez szwanku ? Nie wyobrażacie sobie. Ale to może nawet i lepiej. Przecież nikt nie chciałby, byście trafili do szpitala. Wracając do powieści… Hermiona szybko pokonała trzy piętra i już wchodziła do PW Gryfonów. Zauważyła Harrego rozmawiającego zawzięcie z Ginny. Podziwiała tą dwójkę. Mimo rozstania, są najlepszymi przyjaciółmi i spędzają ze sobą każdą chwilę. Bez zastanowienia podeszła do nich.
- No witam. – Uśmiechnęła się lekko. W rogu pomieszczenia zauważyła Neville’a i Lunę, kłócących się. Jakoś tak posmutniała, bowiem bardzo kibicowała tej parze. – Znów się kłócą ? – Wskazała podbródkiem na znajomych.
- Już od 10 minut. Ostatnio Neville cały czas robi Lunie sceny zazdrości. – W tym momencie cała trójka przyglądała się tamtej kłótni. Stało się coś niewyobrażalnego. Nev podniósł rękę, chcąc uderzyć kulącą się Lunę, ale powstrzymał się w połowie drogi. Luna ze świeczkami w oczach wybiegła z wieży. – Nie sądziłam, że Neville jest do czegoś takiego zdolny. – Spojrzała wystraszona Ginny po swoich rozmówcach.
- Też nigdy nie widziałem go w takim stanie. – Głos zabrał Harry. Po chwili trójka znajomych rozluźniła się, zaczęły się luźniejsze tematy.
- Harry, dlaczego nie było cię na pierwszej lekcji ? - Zapytała Hermiona.
- Aaach… - Machnął ręką. Specjalnie przedłużał głoski, żeby wymyślić jakąś lepszą wymówkę. Zdecydował się na – McGonagall wezwała mnie do siebie w sprawie rozgrywek do Quidditcha. – Bliznowaty był zadowolony z wymówki, jaką wymyślił.
- I przez ponad godzinę rozmawiałeś z McGonagall o tym, kto będzie w twojej drużynie ? – Hermiona jednak w jego bajkę nie uwierzyła.
- Otóż właśnie to. Ginny… zostajesz w drużynie, tak ? Bez ciebie nie damy rady zdobyć pucharu. – Uśmiechnął się zadziornie Harry, wyczekując odpowiedzi od przyjaciółki.
- Oczywiście. Gdzieżbym odeszła. – Posłała lekki uśmiech Ginny.
Tę noc Hermiona – kiedy już wróciła z patrolu - spędziła w
pokoju przyjaciółki, rozmawiając z nią i Parvati oraz zapoznawać się z Julie.
Jak się okazało, jest bardzo mądrą i miłą dziewczyną z problemami rodzinnymi.
Jej ojciec jest mugolem i pije od 7 lat, czyli tyle, ile jego córka chodzi do
szkoły. Matka natomiast 4 lata po urodzeniu Julie, zaszła w ciążę i poroniła.
Załamała się i trafiła do psychiatryka. Wyszła kilka lat temu, jednak nadal nie
jest z nią najlepiej.
Malfoy natomiast po powrocie ze szlabanu u Longhoutera i patrolu uparcie czekał na swoją współlokatorkę, chcąc zrobić jej kolejny kawał. Cóż, chyba się jej nie doczekał.
Malfoy natomiast po powrocie ze szlabanu u Longhoutera i patrolu uparcie czekał na swoją współlokatorkę, chcąc zrobić jej kolejny kawał. Cóż, chyba się jej nie doczekał.
***
We
wtorek w Wielkiej Sali dyrektor McGonagall ogłosiła, że po śniadaniu chce
widzieć w swoim gabinecie prefektów naczelnych. Zarówno Draco jak i Hermiona
wstali od swoich stołów w tym samym momencie, kierując się do gabinetu
dyrektorki. Szli tam razem, a zarazem osobno. Pozytywnym zaskoczeniem dla
Hermiony było to, że Draco po raz kolejny w tym roku szkolnym przepuścił ją w
progu. Weszli po schodkach przy kamiennym gargulcu i zapukali do drewnianych
drzwi. Po cichym zaproszeniu weszli do środka.
- Dzień dobry. – Odpowiedzieli równocześnie nowo przybyli. Usiedli na fotelach przed biurkiem i z niecierpliwością czekali, aż ktoś wyjaśni im, o co w tym wszystkim chodzi.
- Jak zapewne się domyślacie, zaprosiłam was tutaj, żeby wyjaśnić list, który wysłałam do was w sobotę w godzinach wieczornych. – Zaczęła profesor McGonagall. – Otóż dostaliśmy z Ministerstwa Magii zawiadomienie, że nieopodal Hogwartu grasują poplecznicy Voldemorta, którzy uniknęli kary. Do Hogsmeade wysłano mnóstwo aurorów, przybyli także do Hogwartu. Okazało się, że Śmierciożercy uparcie wierzą, iż ich pan powróci. Przypuszczenia te jednak są złudne. Od zakończenia wojny mnóstwo naukowców z ministerstwa zajmuje się tą sprawą. Nie ma szans na to, że Voldemort kiedykolwiek powróci z zaświatów. Zginął na zawsze. Śmierciożerców oczywiście złapano. Dzisiaj mają proces, jednak jest to tylko formalność. W godzinach wieczornych dostaną już własne cele w Azkabanie. Ponownie zaczynacie patrolowanie korytarzy. W weekendy nie patrolujecie. – Zakończyła swój monolog pani dyrektor. Ostatnie zdanie zdziwiło pannę Granger.
- Pani profesor, dlaczego w weekendy nie patrolujemy ? – Spytała zaintrygowana Gryfonka.
- Otóż rozmawiałam z wszystkimi nauczycielami oraz obrazami i postanowiliśmy, że w weekendy nie będziecie patrolować korytarzy. Zajmą się tym postacie z obrazów i duchy. Do Hogwartu przybywa duch profesora Snape’a, który z chęcią zgłosił się na ochotnika patrolowania korytarzy. Twierdził, że miło będzie, jak czasem przyśni się jakiemuś uczniowi, który szwendał się bezczynnie po korytarzu w nocy. I niezależnie od tego, czy będzie to przyjemny sen, czy też koszmar. – Zebrani uśmiechnęli się do słów dyrektorki. – Podsumowując, patrole macie od poniedziałku do piątku. Jak się domyślam, patrolujecie już razem, tak ? – Popatrzyła na nich srogo pani dyrektor. W prawdzie chciała się uśmiechnąć. Zauważyła, że dwójka prefektów jako tako się dogaduje.
- Tak. – Tym razem odezwał się Draco.
- Dobrze. W takim razie jesteście już wolni. –Odparła McGonagall. Gryfonka i Ślizgon wyszli z gabinetu pani profesor i mknęli na Obronę Przed Czarną Magią. Oboje zastanawiali się nad tym, jak będzie wyglądał rok szkolny, kiedy profesor Snape nie będzie już nauczycielem, a tylko duchem patrolującym korytarze. A może aż.
- Dzień dobry. – Odpowiedzieli równocześnie nowo przybyli. Usiedli na fotelach przed biurkiem i z niecierpliwością czekali, aż ktoś wyjaśni im, o co w tym wszystkim chodzi.
- Jak zapewne się domyślacie, zaprosiłam was tutaj, żeby wyjaśnić list, który wysłałam do was w sobotę w godzinach wieczornych. – Zaczęła profesor McGonagall. – Otóż dostaliśmy z Ministerstwa Magii zawiadomienie, że nieopodal Hogwartu grasują poplecznicy Voldemorta, którzy uniknęli kary. Do Hogsmeade wysłano mnóstwo aurorów, przybyli także do Hogwartu. Okazało się, że Śmierciożercy uparcie wierzą, iż ich pan powróci. Przypuszczenia te jednak są złudne. Od zakończenia wojny mnóstwo naukowców z ministerstwa zajmuje się tą sprawą. Nie ma szans na to, że Voldemort kiedykolwiek powróci z zaświatów. Zginął na zawsze. Śmierciożerców oczywiście złapano. Dzisiaj mają proces, jednak jest to tylko formalność. W godzinach wieczornych dostaną już własne cele w Azkabanie. Ponownie zaczynacie patrolowanie korytarzy. W weekendy nie patrolujecie. – Zakończyła swój monolog pani dyrektor. Ostatnie zdanie zdziwiło pannę Granger.
- Pani profesor, dlaczego w weekendy nie patrolujemy ? – Spytała zaintrygowana Gryfonka.
- Otóż rozmawiałam z wszystkimi nauczycielami oraz obrazami i postanowiliśmy, że w weekendy nie będziecie patrolować korytarzy. Zajmą się tym postacie z obrazów i duchy. Do Hogwartu przybywa duch profesora Snape’a, który z chęcią zgłosił się na ochotnika patrolowania korytarzy. Twierdził, że miło będzie, jak czasem przyśni się jakiemuś uczniowi, który szwendał się bezczynnie po korytarzu w nocy. I niezależnie od tego, czy będzie to przyjemny sen, czy też koszmar. – Zebrani uśmiechnęli się do słów dyrektorki. – Podsumowując, patrole macie od poniedziałku do piątku. Jak się domyślam, patrolujecie już razem, tak ? – Popatrzyła na nich srogo pani dyrektor. W prawdzie chciała się uśmiechnąć. Zauważyła, że dwójka prefektów jako tako się dogaduje.
- Tak. – Tym razem odezwał się Draco.
- Dobrze. W takim razie jesteście już wolni. –Odparła McGonagall. Gryfonka i Ślizgon wyszli z gabinetu pani profesor i mknęli na Obronę Przed Czarną Magią. Oboje zastanawiali się nad tym, jak będzie wyglądał rok szkolny, kiedy profesor Snape nie będzie już nauczycielem, a tylko duchem patrolującym korytarze. A może aż.
***
Pogoda nie była zbyt zachęcająca do czegokolwiek. Jednak
wypracowanie z historii magii na temat walk Gobelinów w XVI wieku samo się nie
napisze. Do pokoju Hermiony ktoś
zapukał. Wiadome, kto.
- Proszę. – Powiedziała niechętnie brunetka. Miłą odmianą było, że przyszła Ginny, a nie ta blond fretka, z którą mieszkała Gryfonka.
- Cześć Mionka. Co porabiasz ? – Zapytała rozpromieniona Ginny.
- Odrabiam lekcje. A co ? – Uśmiechnęła się Hermiona. Była wdzięczna przyjaciółce, że ta chociaż na chwilę oderwała ją od nauki.
- Nudno mi samej. – Westchnęła ruda i usiadła na fotelu.
- A gdzie posiałaś Harrego ? – Zapytała Mionka.
- A tutaj to nie uwierzysz ! Powiedział mi, że musi porozmawiać z Pansy Parkinson. – Mimo, że Ginny znała plany Harrego, a chodziło o urodziny Hermiony, to sama dziwiła się, że jej najlepszy przyjaciel tak otwarcie spotyka się w ważnej sprawie ze Ślizgonką. Obie panie się uśmiechnęły.
- Czy ona mu się przypadkiem nie podoba ? – Wyszczerzyła się starsza z dziewczyn.
- Też mi się tak wydaje. Nawet go przyłapałam, jak się na nią gapił przy stole w Wielkiej Sali. – Gin także podzielała uśmiech przyjaciółki. – To co powiesz na wspólne odrabianie lekcji ?
- Z winem ! – Odpowiedziały jednocześnie panie, po czym się zaśmiały.
- Pójdę tylko po książki i za 5 minut jestem u ciebie z powrotem. – Powiedziała jeszcze ruda i już wychodziła z pokoju.
- Proszę. – Powiedziała niechętnie brunetka. Miłą odmianą było, że przyszła Ginny, a nie ta blond fretka, z którą mieszkała Gryfonka.
- Cześć Mionka. Co porabiasz ? – Zapytała rozpromieniona Ginny.
- Odrabiam lekcje. A co ? – Uśmiechnęła się Hermiona. Była wdzięczna przyjaciółce, że ta chociaż na chwilę oderwała ją od nauki.
- Nudno mi samej. – Westchnęła ruda i usiadła na fotelu.
- A gdzie posiałaś Harrego ? – Zapytała Mionka.
- A tutaj to nie uwierzysz ! Powiedział mi, że musi porozmawiać z Pansy Parkinson. – Mimo, że Ginny znała plany Harrego, a chodziło o urodziny Hermiony, to sama dziwiła się, że jej najlepszy przyjaciel tak otwarcie spotyka się w ważnej sprawie ze Ślizgonką. Obie panie się uśmiechnęły.
- Czy ona mu się przypadkiem nie podoba ? – Wyszczerzyła się starsza z dziewczyn.
- Też mi się tak wydaje. Nawet go przyłapałam, jak się na nią gapił przy stole w Wielkiej Sali. – Gin także podzielała uśmiech przyjaciółki. – To co powiesz na wspólne odrabianie lekcji ?
- Z winem ! – Odpowiedziały jednocześnie panie, po czym się zaśmiały.
- Pójdę tylko po książki i za 5 minut jestem u ciebie z powrotem. – Powiedziała jeszcze ruda i już wychodziła z pokoju.
***
A Harry rzeczywiście poszedł szukać Pansy. Spotkał ją,
wracającą do lochów. Miała na sobie legginsy w zebrę, brązowy sweterek i czarne
buty sportowe na koturnie.
- Parkinson ! – Krzyknął. Dziewczyna odwróciła się i zatrzymała, by poczekać na znajomego. – Cześć. Mam do ciebie sprawę… - Powiedział i lekko się zarumienił.
- A jaką ? – Zapytała Pans. Liczyła, że będzie chciał się spotkać.
- Bo… są przygotowania do urodzin Hermiony i… - I plany Pansy legły w gruzach. W środku posmutniała, jednak nie dała tego po sobie poznać. – Nie mam jeszcze prezentu dla Mionki. Nie mam zielonego pojęcia, co wybrać, więc wolałem się poradzić kobiety. Ginny i inne dziewczyny z mojego domu by się wygadały, więc pozostałaś jedynie ty. Pomogłabyś ? – Zapytał zarumieniony chłopak.
- Pewnie, nie ma sprawy. A wiesz konkretnie, co to ma być ? – Spytała Ślizgonka.
- No właśnie nie. Idę w sobotę do Hogsmeade i myślałem, że tam coś wybiorę… - Odpowiedział zmieszany Harry. Czyli jednak plany Pansy nie do końca runęły w gruzach.
- Ok. Pomogę ci. – Uśmiechnęła się Pansy. To rzadki widok, widzieć u tak ładnej Ślizgonki uśmiech, pomyślał Harry.
- Dziękuję, ratujesz mi skórę. – Zaśmiali się oboje. – To… ja przyjdę pod lochy koło 13:00. Może być ? – Bliznowaty czuł, jak bardzo palą go policzki. Nie tylko o prezent mu chodziło.
- Jasne. To… do zobaczenia. – W środku Pans cieszyła się, jak pięcioletnie dziecko, które dostało lizaka.
- Cześć. – Odpowiedział jej jeszcze Harry. Obserwował jeszcze, jak obiekt jego westchnień odchodzi, po czym sam ruszył na siódme piętro, żeby wszystko wyjaśnić Ginny.
- Parkinson ! – Krzyknął. Dziewczyna odwróciła się i zatrzymała, by poczekać na znajomego. – Cześć. Mam do ciebie sprawę… - Powiedział i lekko się zarumienił.
- A jaką ? – Zapytała Pans. Liczyła, że będzie chciał się spotkać.
- Bo… są przygotowania do urodzin Hermiony i… - I plany Pansy legły w gruzach. W środku posmutniała, jednak nie dała tego po sobie poznać. – Nie mam jeszcze prezentu dla Mionki. Nie mam zielonego pojęcia, co wybrać, więc wolałem się poradzić kobiety. Ginny i inne dziewczyny z mojego domu by się wygadały, więc pozostałaś jedynie ty. Pomogłabyś ? – Zapytał zarumieniony chłopak.
- Pewnie, nie ma sprawy. A wiesz konkretnie, co to ma być ? – Spytała Ślizgonka.
- No właśnie nie. Idę w sobotę do Hogsmeade i myślałem, że tam coś wybiorę… - Odpowiedział zmieszany Harry. Czyli jednak plany Pansy nie do końca runęły w gruzach.
- Ok. Pomogę ci. – Uśmiechnęła się Pansy. To rzadki widok, widzieć u tak ładnej Ślizgonki uśmiech, pomyślał Harry.
- Dziękuję, ratujesz mi skórę. – Zaśmiali się oboje. – To… ja przyjdę pod lochy koło 13:00. Może być ? – Bliznowaty czuł, jak bardzo palą go policzki. Nie tylko o prezent mu chodziło.
- Jasne. To… do zobaczenia. – W środku Pans cieszyła się, jak pięcioletnie dziecko, które dostało lizaka.
- Cześć. – Odpowiedział jej jeszcze Harry. Obserwował jeszcze, jak obiekt jego westchnień odchodzi, po czym sam ruszył na siódme piętro, żeby wszystko wyjaśnić Ginny.
***
- Hej Luna ! – Krzyknął Teodor, widząc swoją koleżankę.
- Cześć Teo. – Od ich pierwszego spotkania widzieli się już trzy razy. O to właśnie między innymi wczoraj pokłóciła się z Nevillem Luna.
- Czemu taka smutna ? Problemy ? – Zapytał chłopak. Starał się ją pocieszyć.
- Robi mi awantury o wszystko… - Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej głośny krzyk.
- Ej ! Zostaw moją dziewczynę w spokoju ! – Nagle na korytarzu pojawił się Neville z bojowniczą miną. Chciał w końcu porozmawiać z Luną i wszystko sobie wyjaśnić. A ten Nott niczego mu nie zepsuje.
- Przecież nawet jej nie dotykam geniuszu. – Odpowiedział mu Teodor i uśmiechnął się kpiąco.
- Luna, możemy iść od tego debila i spokojnie porozmawiać ? – Zapytał Neville Luny, ignorując już Ślizgona.
- Teodor nie jest debilem. Możemy porozmawiać. – Odpowiedziała spokojnie Luna. Nie czekając na swojego chłopaka, odwróciła się i poszła. Gryfon dogonił ją w krótkim czasie. Zatrzymali się piętro wyżej, przy parapecie.
- Luna… jest mi strasznie głupio za to, jak się zachowuję. Mam u boku wspaniałą dziewczynę i jej nie doceniam. Sława zaślepiła mi oczy, ale już z tym skończyłem. Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam. Błagam… daj mi drugą szansę. – Popatrzył na nią ze skruchą.
- Jaką mam pewność, że twoje słowa są prawdziwe ? – Zapytała Luna. Nie była pewna tych słów. A bardzo ceniła sobie szczerość.
- Zrobię wszystko, byś tylko uwierzyła, że są prawdziwe. – Na twarz blondynki wpłynął lekki uśmiech. Zawiązała ręce na szyi Neville’a, a on objął ją w pasie.
- Dam ci jeszcze jedną szansę. Ale ostatnią. – Uśmiechnęła się szerzej kobieta, po czym pocałowała swojego mężczyznę.
Od tamtej pory Neville naprawdę bardzo się starał. Większość czasu spędzał z Luną, kupował jej kwiaty. Byli w sobie zakochani na nowo. Ograniczył kontakty ze swoimi koleżankami z Gryffindoru. Był jedynie zazdrosny o spotkania Luny z Teodorem Nottem, którego nienawidził. Bał się, że Ślizgon odbije mu dziewczynę. Ale wyczułby to. A poza tym… zdrada nie pasuje do Luny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz