Od przyjazdu do Hogwartu minęło już trzy dni. Nastał
czwartkowy wieczór. Zerwał się ogromny wiatr i rozpętała burza. Hermiona
właśnie wychodziła z wieży Gryffindoru. Spędzała wieczór w towarzystwie Ginny i
Harrego. Teraz jednak chciała poczytać u siebie jakąś dobrą książkę.
Wypożyczyła ostatnio w bibliotece książkę o wilkołakach z XVII wieku. Tak więc
szybko doszła na piąte piętro. Myślała chyba, że zwymiotuje. Kilka metrów od
wejścia stał Malfoy obściskujący się z jakąś Ślizgonką. Wcale nie zdawał się
zauważyć swojej współlokatorki. Hermiona, powstrzymując ręką odruch wymiotny,
szybko pokonała korytarz dzielący ją od wejścia i przeszła przez obraz.
Spokojnie mogła stwierdzić, że jedyną zasługą mieszkania z tym obślizgłym
Malfoyem jest to, że nie brudzi i zostawia po sobie porządek. Salon dziewczyna
zastała w nienagannym stanie. Udała się do swojego pokoju. Wzięła do ręki
książkę leżącą na biurku, usiadła wygodnie na łóżku i wzięła się za czytanie.
Nie miała co nawet przed sobą ukrywać,
że okropnie boi się burzy. Towarzyszyły jej dreszcze strachu na całym ciele. Po
jakichś 10 minutach zrobiło się jej jednak niewygodnie, więc wyczarowała sobie
fotel. Zapatrzyła się w okno, kiedy nagle w drzewo w Zakazanym Lesie trafił
piorun, przecinając niebo i niemiłosiernie przy tym hucząc. Gryfonka aż pisnęła
cicho z przerażenia. Na dodatek, w pokoju zgasła lampa. Hermiona zawsze mogła
ją naprawić, ale zrobiło jej się zimno, wiec z książką w ręce wyszła ze swojego
pokoju. Usiadła sobie na fotelu w salonie, przed kominkiem. Od razu zrobiło jej
się cieplej. Tutaj przynajmniej nie było okien. Mimo wszystko słyszała okropne
dudnienie deszczu o dach. Powróciła do czytania. W tym momencie przez dziurę
przeszedł Malfoy. Nadal nie zwracał uwagi na współlokatorkę. Był jakiś dziwny.
Odkąd tylko przyjechali do Hogwartu, wyzywa ją od szlam, zdrajców i innych.
Nigdy nie był na nią taki wściekły. Nawet na wakacjach, kiedy mieszkał koło
niej, opanowywał się z wulgaryzmami. Dziewczyna domyślała się, że coś musiało
być nie tak.
***
Draco czwartkowego wieczoru błąkał się bezpotrzebnie po
szkole. Znudziło mu się to, więc udał się do lochów. Humor miał nie najlepszy.
W jakimś minimalnym stopniu odczuwał stratę z powodu śmierci obojga rodziców.
Ojcem się raczej nie przejmował, ale matka… była jedyną kobietą w jego życiu,
którą szczerze kochał. Niestety, taka kolej rzeczy, rodzimy się po to, by umierać.
Po drodze spotkał grupę Ślizgonek, którym aż oczy się zaświeciły na jego widok.
Uśmiechnął się do nich flirciarsko. Jedna niemal zemdlała. Puścił jej perskie
oczko i poszedł dalej. Nie uszedł jednak 10 kroków, a usłyszał za sobą ciche
stąpanie. Wiedział, że to ta Ślizgonka. Jego dzień niekoniecznie musi zakończyć
się złym humorem. Przecież zawsze może się zabawić.
- Draco… - Powiedziała cicho blondynka stojąca za nim. Chłopak także przystanął i uwodzicielskim uśmiechem odwrócił się do dziewczyny. Popatrzył na nią pytająco. Ową blondynką była młodsza z sióstr Greengrass, Dafne. Draco nie przepadał za tą rodziną, jednak zawsze dobrze mógł się z nimi bawić. Spojrzał na dziewczynę pytająco. Ta szybko przybliżyła się do niego. Długim sztucznym paznokciem zaczęła jeździć po jego umięśnionej klatce piersiowej, przykrytej białą koszulą. – Wiesz… może… poszlibyśmy do twojego pokoju ? – Odparła z pożądaniem w oczach. Malfoy uśmiechnął się ironicznie.
- Panie przodem. – Dla potwierdzenia swoich słów wskazał ręką za plecy Dafne. Z uśmiechami na twarzy ruszyli w kierunku piątego piętra. Znaleźli się tam wyjątkowo szybko.
- Jest ktoś jeszcze na tym piętrze ? – Zapytała Dafne z nutką coraz to większego pożądania w głosie.
- Nie. – Krótka odpowiedź Ślizgona jak najbardziej zadowoliła blondynkę.
Przystanęła i zagrodziła drogę swojemu znajomemu z domu. Popchnęła go pod ścianę, w jakim wypadku natrafił na parapet. Dafne wpiła w niego z całej siły usta, starając się dać w ten głęboki, mocny pocałunek mnóstwo miłości, której i tak nigdy ani nie rozumiała, ani nie zaznała. Zaskoczony nagłą reakcją Ślizgonki blondyn szerzej otworzył oczy, jednak bardzo spodobał mu się jej śmiały ruch. Objął ją w pasie, oddając pocałunek. W pewnym momencie usłyszał trzask drzwi od swojego dormitorium. To oznaczało, że wróciła jego „ukochana” współlokatorka Granger. Zapewne rozzłościł ją tym zachowaniem na korytarzu. Uśmiechnął się do siebie. Całująca go Dafne wyczuła, że chłopak się uśmiecha i zrozumiała, że jak najbardziej mu się to podoba. Skoro korytarz był opuszczony, nie widziała powodu, by zmieniać miejsce pieszczot i przenosić się do sypialni. Powoli dobierała się do rozporka ukochanego. Nie wiedziała jednak, że Draco nie preferuje „szybkich numerków na korytarzu”. Nie miał też ochoty, żeby zapraszać Ślizgonkę do swojego pokoju, bowiem rano, gdyby wywalał ją za drzwi, uświadamiając jej okrutną prawdę, że była panną na jedną noc, strasznie by przy tym lamentowała, jak go kocha. Na pewno rozbolałaby go od tego głowa i miałby zepsuty cały dzień, zwłaszcza, że jutro wycieczka do Hogsmeade. Odepchnął od siebie blondynkę.
- Zmieniłem zdanie. Spierdalaj. – Powiedział z ironicznym uśmiechem na ustach.
Wyminął blondynkę i skierował się obrazu, by pójść do własnego pokoju, zasuwając po drodze rozporek. Usłyszał jeszcze ciche „Ależ Draco, kochanie…”. Przeszedł przez obraz. Wyczuł w pomieszczeniu obecność Gryfonki. Zignorował ją . Odkąd przyjechali do Hogwartu, wyzwał ją przez ten czas chyba więcej razy, niż przez całe 6 lat. Strasznie się na niej wyżywał. Zupełnie, jakby to ją winił za śmierć matki, chociaż ona nie miała o niczym pojęcia. Zamyślony, udał się do swojego pokoju, by przejść do łazienki. Musiał wziąć zimny prysznic i zmyć z siebie resztki męczącego dnia. Szybko rozebrał się i wszedł do kabiny. Poleciała na niego chłodna woda. Przymknął oczy, rozkoszując się zimnem rozchodzącym po całym ciele. Ni stąd, ni zowąd, pomyślał o ojcu. W pewnym sensie to przez niego Lucjusz Malfoy trafił do Azkabanu. Bo to właśnie jego ojciec wybronił go przed dostaniem się do więzienia czarodziei. Potwierdził wersję, że jego młody syn nikogo nie zabił, a on sam brał na siebie wszystkie zlecenia Dracona. Pierwsza informacja była trafna, bo Draco rzeczywiście nigdy nikogo nie zabił. Z czego wynika, że druga to kompletne kłamstwo. Blondyn przez cały okres panowania Voldemorta dostał trzy zlecenia zabicia. Pierwszym zleceniem było zabicie jakiejś kobiety i jej syna. Drugim unicestwienie Dumbledore’a. Trzecim, czego akurat nigdy nie mógł zrozumieć, zabicie rodziców Granger. Przy dwóch spasował, jednak przy trzecim zleceniu chciał pokazać Czarnemu Panu, że postąpił słusznie, wybierając go na początkującego Śmierciożercę. I wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt, że rodzice tej szlamy nagle sobie zniknęli.
Draco poczuł, że robi mu się nieprzyjemnie zimno. Tak się zamyślił, że zapomniał o chłodnej wodzie spływającej po jego ciele. Na wspomnienie o ojcu spojrzał jeszcze na mroczny znak, znajdujący się na jego lewym przedramieniu. Nie był już tak mocny, jak parę miesięcy temu, kiedy Voldemort żył. Jednak nie można było o nim jeszcze powiedzieć, że jest wyblakły. Niestety. Wzruszył ramionami i nie myśląc już o poprzednich latach, zaczął się myć.
Spod prysznica wyszedł po 10 minutach. Wytarł się, ubrał czarne jeansy, białą koszulę oraz zwykłe, czarne buty i wyszedł z łazienki. Fryzurę zostawił w tzw. chaotycznym nieładzie. Nie miał ochoty na siedzenie w pokoju. Te cztery ściany go przytłaczały. Pić też nie chciał, bo ostatnio z tym przegiął i to mocno (kac trzymał się go przez cały dzień, on natomiast przez cały ten czas trzymał się muszli klozetowej), więc na odwiedziny u Ślizgonów nie miał co liczyć, bo tam zapewne pili. Błąkanie po szkole mogło doprowadzić do spotkania kolejnej napalonej laski. Rok szkolny dopiero się zaczynał, a gdyby tak Draco już na samym początku zaliczył połowę dziewczyn, to nie miałby co sobie zostawić na inny czas. Tak więc spacer po opustoszałych korytarzach odpadał. W salonie nie będzie siedział, bo siedzi tam już Granger. Ma z nią dzisiaj dyżur nocny, więc na pewno nie zostanie w ich pokoju wspólnym z własnej woli, żeby potem dodatkowo jeszcze spędzać z tą okropną Gryfonką trzech godzin. Za długo w jej towarzystwie. Więc praktycznie nie zostało mu już żadne miejsce, w które mógłby się udać. Chyba że…
Draco udał się do miejsca, gdzie zawsze siedział, kiedy miał dość ludzi. Czyli do sowiarni. Przychodził tutaj, kiedy był na kogoś śmiertelnie obrażony, albo kiedy po prostu musiał pomyśleć i żadna osoba mu się do tego nie przydała. Ze spokojem przyglądał się błyskawicom ciskającym w Zakazany Las i łamiącym się drzewom. Zastanawiał się, czemu ostatnio częściej myśli o śmierci ojca, niż matki. Przecież kompletnie nie był mu bliski. Zazwyczaj rujnował mu życie. Dyktował je, a Draco miał jedynie spełniać jego zachcianki. Pamięta, jak dostał swoje pierwsze polecenie. Widział we wzroku Lucjusza jakiś przebłysk, jakiego chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widział. To było chyba coś na wzór dumy. Pierwszym zleceniem od Czarnego Pana było zabicie jakiejś kobiety i jej dwumiesięcznego syna, ukrywających się w lesie. Patrząc po swoich kolegach Śmierciożercach, uznał, że to banał i przyjął to zlecenie. Innego wyboru i tak nie miał. Z trzema pomocnikami udał się do lasu. Całkiem szybko znalazł małą chatkę i bawiącą się przed nią kobietę z synkiem. Całą czwórką skradli się szybko i wyskoczyli przed nich z różdżkami uniesionymi w górze. Ta kobieta już wiedziała, co czeka ją i jej dziecko. Spojrzeniem starała się błagać o litość dla swojego syna. I Draco to zauważył. Wtedy też odkrył, że pod jego grubą skorupą i dodatkowo warstwą zabezpieczeń i uodpornień, raz na dłużej nieokreślony czas pojawiają się ludzkie uczucia. Nie wiedział wtedy nawet, jakie rzucić zaklęcie. Spojrzał w duże, błękitne oczy tego chłopczyka, płaczącego na rękach matki. I wiedział, że nie umie go zabić. Jeden ze Śmierciożerców niecierpliwił się już ogromnie. Odepchnął blondyna na bok i sam zabił matkę i dziecko. Draco patrzył na to wszystko beznamiętnie. Uczucia zdążyły się w nim już schować. I oby schowane były jak najdłużej.
Przemyślenia chłopaka przerwał potężny grzmot. Sowy zaczęły nieprzyjemnie huczeć, dając do zrozumienia, że jednak się boją. Draco, chcąc, nie chcąc, musiał opuścić sowiarnię. Skazany został albo na swój pokój, albo na towarzystwo Gryfonki. Dobrze, że dzisiaj odwołali zajęcia z astronomii. Przynajmniej nauczycielka nie będzie zanudzać o układzie gwiazd, ruchu planet i innych bzdetach istotnych w tym przedmiocie. Uśmiechnął się do siebie i ruszył na piąte piętro.
Wraz z wejściem do dormitorium towarzyszył mu chyba najgłośniejszy grzmot tego wieczoru i pisk jego współlokatorki. Poczuł się, jak w jakimś filmie zgrozy, gdzie, kiedy ktoś się zaśmiał, pojawiały się grzmoty. Parsknął śmiechem pod nosem.
- Co ty, burzy się boisz Granger ? – Posłał jej kpiący uśmiech. Przysiadł się na fotelu. Bawiła go postawa Gryfonki. Kuliła się na kanapie, a za każdym razem, kiedy zagrzmiało lub uderzył piorun, ta piszczała.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie mam uczucia i wiem, co to strach. – Spojrzała na niego z nienawiścią wymalowaną na twarzy.
- No to już sobie wyobrażam, co będzie za chwilę… - Powiedział Ślizgon jakby do siebie, ale tak, żeby Gryfonka go usłyszała. Popatrzyła na niego niezrozumiale.
- Czyli ? – Zapytała niepewnie.
- Granger, taki z ciebie astronom, a na pogodzie to za grosz się nie znasz. Jeśli tak długo grzmi, to oznacza, że gdzieś blisko uderzy piorun. A sama słyszałaś, że grzmiało długo. – Uśmiechnął się perfidnie. W oczach brunetki ujrzał jeszcze większy strach, niż wcześniej. – Trzy… dwa… jeden… - Odliczał specjalnie głośno. Hermiona w tym czasie kuliła się do granic możliwości. I nagle…
BUM!
Piorun uderzył w błonia, robiąc przy tym dziurę w ziemi i powodując brak prądu w całej szkole. Pisk Gryfonki był niewyobrażalnie głośny. Nawet on sam się odrobinę przestraszył, jednak nie okazał tego tak, jak jego towarzyszka rozmowy. A propos… sam się dziwił, że nie ciska w nią jeszcze żadnymi obelgami. Takie droczenie w pewnym minimalnym stopniu wydawało mu się być chyba lepsze, niż konkretne wyzywanie. Zdążył usłyszeć, jak brunetka płakała, leżąc w łóżku. Niby nie robił sobie z tego nic, jednak wiedział, że to przez niego.
- Malfoy… - Szept Hermiony wypełnił całe pomieszczenie. Sam zainteresowany zwrócił wzrok z gasnącego powoli kominka na brunetkę. – Ja nie idę dzisiaj na patrol. Nie mam zamiaru opuszczać tych czterech ścian. – Mówiła z przerażeniem w głosie Hermiona. Strach przed burzą to jeden z niewielu lęków gryfonki.
- O nie ! Powiedziane było, że patrolują wszyscy prefekci, chyba, że któremuś stanie się coś poważnego albo zachoruje. Ty Granger jesteś okazem zdrowia, więc nie ma powodu, żebyś nie szła, a ja w dodatku odbębniał za ciebie patrolowanie twojej części zamku. – Gryfonka intensywnie myślała nad tym, co powiedział jej współlokator. Próbowała się jakoś wykręcić, widział to po jej mimice twarzy. – Nawet nie próbuj się wykręcać, bo pójdę do McGonagall, a ta wlepi ci szlaban. – Warknął jeszcze w jej stronę. Na początku Draco i Hermiona podzielili się, że jedno patroluje ¼ zamku, tak samo jak drugie inną część. Druga połowa zamku należała do pozostałych prefektów, a oni zapewne patrolują wszystko razem.
- I tak dostałam już szlaban i to w pewnym sensie przez ciebie. Kolejny mi nie zaszkodzi. – Hermiona powiedziała to z taką obojętnością i zarazem chłodem w głosie, że aż sam Draco się zdziwił. Znowu zagrzmiało, tym razem krócej i ciszej.
- Niby jak to przeze mnie ? – Malfoya zaciekawiło i zdenerwowało zarazem to oskarżenie.
- Jak pierwszego dnia nauki się schlałeś, to twój przyjaciel postanowił cię poszukać i z tym problemem pisał do mnie, bo wiedział, że jesteś w tym dormitorium. Skończyło się na tym, że nauczyciel się skapnął i wlepił nam szlaban. – Powiedziała wkurzona, bo przypomniała sobie całą tą akcję. Malfoy zaśmiał się głośno, jeszcze bardziej denerwując Gryfonkę. – Ciebie to śmieszy ? Zobaczymy, czy dalej będziesz się uśmiechał, jak sam będziesz patrolował połowę ogromnego zamku. Bo ja się stąd nigdzie nie wybieram. – Gryfonka dla potwierdzenia swoich słów strzeliła tzw. focha, a ręce skrzyżowała na wysokości klatki piersiowej. Ku jej zaskoczeniu Ślizgon kiwnął głową.
- Dobra. Jak tam chcesz. Miałem proponować, żebyśmy razem patrolowali naszą część, żebyś poznała moje dobre serce, ale skoro wolisz zostać tutaj, sama… jak chcesz. – Uśmiechnął się z satysfakcją. Wygrał tę rozmowę.
- Ty nie masz serca. – Powiedziała beznamiętnie Hermiona. Zdenerwowała tym Dracona, jednak ten nie dał po sobie tego poznać.
- A ty cycków. – Odparł cynicznie. Hermiona zarumieniła się zarówno z zażenowania jak i złości.
- Pieprz się Malfoy.
- Chętnie. Tylko jakoś nie mam z kim, bo…
- Tak, tak, bo szlamu się nie dotykasz. Mówiłeś mi to 24 razy, odkąd jesteśmy w Hogwarcie. – Powiedziała wkurzona i obrażona kasztanowłosa.
- Naprawdę liczysz ? – Draco zaśmiał się ironicznie. Tym akcentem zakończył rozmowę. Hermiona wstała z kanapy i, trzymając pod pachą książkę, udała się do swojego pokoju. Wychodziło na to, że jednak naprawdę będzie patrolował te korytarze sam. Zbliżała się już 22:00. Powinien był wychodzić. Właśnie miał wstawać z fotela, kiedy zobaczył, że z pokoju po lewej wychodzi brązowooka Gryfonka. Bez słowa go wyminęła i wyszła z dormitorium.
- To będzie ciekawy patrol. – Skwitował jeszcze pod nosem Draco i również opuścił ich PW.
- Draco… - Powiedziała cicho blondynka stojąca za nim. Chłopak także przystanął i uwodzicielskim uśmiechem odwrócił się do dziewczyny. Popatrzył na nią pytająco. Ową blondynką była młodsza z sióstr Greengrass, Dafne. Draco nie przepadał za tą rodziną, jednak zawsze dobrze mógł się z nimi bawić. Spojrzał na dziewczynę pytająco. Ta szybko przybliżyła się do niego. Długim sztucznym paznokciem zaczęła jeździć po jego umięśnionej klatce piersiowej, przykrytej białą koszulą. – Wiesz… może… poszlibyśmy do twojego pokoju ? – Odparła z pożądaniem w oczach. Malfoy uśmiechnął się ironicznie.
- Panie przodem. – Dla potwierdzenia swoich słów wskazał ręką za plecy Dafne. Z uśmiechami na twarzy ruszyli w kierunku piątego piętra. Znaleźli się tam wyjątkowo szybko.
- Jest ktoś jeszcze na tym piętrze ? – Zapytała Dafne z nutką coraz to większego pożądania w głosie.
- Nie. – Krótka odpowiedź Ślizgona jak najbardziej zadowoliła blondynkę.
Przystanęła i zagrodziła drogę swojemu znajomemu z domu. Popchnęła go pod ścianę, w jakim wypadku natrafił na parapet. Dafne wpiła w niego z całej siły usta, starając się dać w ten głęboki, mocny pocałunek mnóstwo miłości, której i tak nigdy ani nie rozumiała, ani nie zaznała. Zaskoczony nagłą reakcją Ślizgonki blondyn szerzej otworzył oczy, jednak bardzo spodobał mu się jej śmiały ruch. Objął ją w pasie, oddając pocałunek. W pewnym momencie usłyszał trzask drzwi od swojego dormitorium. To oznaczało, że wróciła jego „ukochana” współlokatorka Granger. Zapewne rozzłościł ją tym zachowaniem na korytarzu. Uśmiechnął się do siebie. Całująca go Dafne wyczuła, że chłopak się uśmiecha i zrozumiała, że jak najbardziej mu się to podoba. Skoro korytarz był opuszczony, nie widziała powodu, by zmieniać miejsce pieszczot i przenosić się do sypialni. Powoli dobierała się do rozporka ukochanego. Nie wiedziała jednak, że Draco nie preferuje „szybkich numerków na korytarzu”. Nie miał też ochoty, żeby zapraszać Ślizgonkę do swojego pokoju, bowiem rano, gdyby wywalał ją za drzwi, uświadamiając jej okrutną prawdę, że była panną na jedną noc, strasznie by przy tym lamentowała, jak go kocha. Na pewno rozbolałaby go od tego głowa i miałby zepsuty cały dzień, zwłaszcza, że jutro wycieczka do Hogsmeade. Odepchnął od siebie blondynkę.
- Zmieniłem zdanie. Spierdalaj. – Powiedział z ironicznym uśmiechem na ustach.
Wyminął blondynkę i skierował się obrazu, by pójść do własnego pokoju, zasuwając po drodze rozporek. Usłyszał jeszcze ciche „Ależ Draco, kochanie…”. Przeszedł przez obraz. Wyczuł w pomieszczeniu obecność Gryfonki. Zignorował ją . Odkąd przyjechali do Hogwartu, wyzwał ją przez ten czas chyba więcej razy, niż przez całe 6 lat. Strasznie się na niej wyżywał. Zupełnie, jakby to ją winił za śmierć matki, chociaż ona nie miała o niczym pojęcia. Zamyślony, udał się do swojego pokoju, by przejść do łazienki. Musiał wziąć zimny prysznic i zmyć z siebie resztki męczącego dnia. Szybko rozebrał się i wszedł do kabiny. Poleciała na niego chłodna woda. Przymknął oczy, rozkoszując się zimnem rozchodzącym po całym ciele. Ni stąd, ni zowąd, pomyślał o ojcu. W pewnym sensie to przez niego Lucjusz Malfoy trafił do Azkabanu. Bo to właśnie jego ojciec wybronił go przed dostaniem się do więzienia czarodziei. Potwierdził wersję, że jego młody syn nikogo nie zabił, a on sam brał na siebie wszystkie zlecenia Dracona. Pierwsza informacja była trafna, bo Draco rzeczywiście nigdy nikogo nie zabił. Z czego wynika, że druga to kompletne kłamstwo. Blondyn przez cały okres panowania Voldemorta dostał trzy zlecenia zabicia. Pierwszym zleceniem było zabicie jakiejś kobiety i jej syna. Drugim unicestwienie Dumbledore’a. Trzecim, czego akurat nigdy nie mógł zrozumieć, zabicie rodziców Granger. Przy dwóch spasował, jednak przy trzecim zleceniu chciał pokazać Czarnemu Panu, że postąpił słusznie, wybierając go na początkującego Śmierciożercę. I wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt, że rodzice tej szlamy nagle sobie zniknęli.
Draco poczuł, że robi mu się nieprzyjemnie zimno. Tak się zamyślił, że zapomniał o chłodnej wodzie spływającej po jego ciele. Na wspomnienie o ojcu spojrzał jeszcze na mroczny znak, znajdujący się na jego lewym przedramieniu. Nie był już tak mocny, jak parę miesięcy temu, kiedy Voldemort żył. Jednak nie można było o nim jeszcze powiedzieć, że jest wyblakły. Niestety. Wzruszył ramionami i nie myśląc już o poprzednich latach, zaczął się myć.
Spod prysznica wyszedł po 10 minutach. Wytarł się, ubrał czarne jeansy, białą koszulę oraz zwykłe, czarne buty i wyszedł z łazienki. Fryzurę zostawił w tzw. chaotycznym nieładzie. Nie miał ochoty na siedzenie w pokoju. Te cztery ściany go przytłaczały. Pić też nie chciał, bo ostatnio z tym przegiął i to mocno (kac trzymał się go przez cały dzień, on natomiast przez cały ten czas trzymał się muszli klozetowej), więc na odwiedziny u Ślizgonów nie miał co liczyć, bo tam zapewne pili. Błąkanie po szkole mogło doprowadzić do spotkania kolejnej napalonej laski. Rok szkolny dopiero się zaczynał, a gdyby tak Draco już na samym początku zaliczył połowę dziewczyn, to nie miałby co sobie zostawić na inny czas. Tak więc spacer po opustoszałych korytarzach odpadał. W salonie nie będzie siedział, bo siedzi tam już Granger. Ma z nią dzisiaj dyżur nocny, więc na pewno nie zostanie w ich pokoju wspólnym z własnej woli, żeby potem dodatkowo jeszcze spędzać z tą okropną Gryfonką trzech godzin. Za długo w jej towarzystwie. Więc praktycznie nie zostało mu już żadne miejsce, w które mógłby się udać. Chyba że…
Draco udał się do miejsca, gdzie zawsze siedział, kiedy miał dość ludzi. Czyli do sowiarni. Przychodził tutaj, kiedy był na kogoś śmiertelnie obrażony, albo kiedy po prostu musiał pomyśleć i żadna osoba mu się do tego nie przydała. Ze spokojem przyglądał się błyskawicom ciskającym w Zakazany Las i łamiącym się drzewom. Zastanawiał się, czemu ostatnio częściej myśli o śmierci ojca, niż matki. Przecież kompletnie nie był mu bliski. Zazwyczaj rujnował mu życie. Dyktował je, a Draco miał jedynie spełniać jego zachcianki. Pamięta, jak dostał swoje pierwsze polecenie. Widział we wzroku Lucjusza jakiś przebłysk, jakiego chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widział. To było chyba coś na wzór dumy. Pierwszym zleceniem od Czarnego Pana było zabicie jakiejś kobiety i jej dwumiesięcznego syna, ukrywających się w lesie. Patrząc po swoich kolegach Śmierciożercach, uznał, że to banał i przyjął to zlecenie. Innego wyboru i tak nie miał. Z trzema pomocnikami udał się do lasu. Całkiem szybko znalazł małą chatkę i bawiącą się przed nią kobietę z synkiem. Całą czwórką skradli się szybko i wyskoczyli przed nich z różdżkami uniesionymi w górze. Ta kobieta już wiedziała, co czeka ją i jej dziecko. Spojrzeniem starała się błagać o litość dla swojego syna. I Draco to zauważył. Wtedy też odkrył, że pod jego grubą skorupą i dodatkowo warstwą zabezpieczeń i uodpornień, raz na dłużej nieokreślony czas pojawiają się ludzkie uczucia. Nie wiedział wtedy nawet, jakie rzucić zaklęcie. Spojrzał w duże, błękitne oczy tego chłopczyka, płaczącego na rękach matki. I wiedział, że nie umie go zabić. Jeden ze Śmierciożerców niecierpliwił się już ogromnie. Odepchnął blondyna na bok i sam zabił matkę i dziecko. Draco patrzył na to wszystko beznamiętnie. Uczucia zdążyły się w nim już schować. I oby schowane były jak najdłużej.
Przemyślenia chłopaka przerwał potężny grzmot. Sowy zaczęły nieprzyjemnie huczeć, dając do zrozumienia, że jednak się boją. Draco, chcąc, nie chcąc, musiał opuścić sowiarnię. Skazany został albo na swój pokój, albo na towarzystwo Gryfonki. Dobrze, że dzisiaj odwołali zajęcia z astronomii. Przynajmniej nauczycielka nie będzie zanudzać o układzie gwiazd, ruchu planet i innych bzdetach istotnych w tym przedmiocie. Uśmiechnął się do siebie i ruszył na piąte piętro.
Wraz z wejściem do dormitorium towarzyszył mu chyba najgłośniejszy grzmot tego wieczoru i pisk jego współlokatorki. Poczuł się, jak w jakimś filmie zgrozy, gdzie, kiedy ktoś się zaśmiał, pojawiały się grzmoty. Parsknął śmiechem pod nosem.
- Co ty, burzy się boisz Granger ? – Posłał jej kpiący uśmiech. Przysiadł się na fotelu. Bawiła go postawa Gryfonki. Kuliła się na kanapie, a za każdym razem, kiedy zagrzmiało lub uderzył piorun, ta piszczała.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie mam uczucia i wiem, co to strach. – Spojrzała na niego z nienawiścią wymalowaną na twarzy.
- No to już sobie wyobrażam, co będzie za chwilę… - Powiedział Ślizgon jakby do siebie, ale tak, żeby Gryfonka go usłyszała. Popatrzyła na niego niezrozumiale.
- Czyli ? – Zapytała niepewnie.
- Granger, taki z ciebie astronom, a na pogodzie to za grosz się nie znasz. Jeśli tak długo grzmi, to oznacza, że gdzieś blisko uderzy piorun. A sama słyszałaś, że grzmiało długo. – Uśmiechnął się perfidnie. W oczach brunetki ujrzał jeszcze większy strach, niż wcześniej. – Trzy… dwa… jeden… - Odliczał specjalnie głośno. Hermiona w tym czasie kuliła się do granic możliwości. I nagle…
BUM!
Piorun uderzył w błonia, robiąc przy tym dziurę w ziemi i powodując brak prądu w całej szkole. Pisk Gryfonki był niewyobrażalnie głośny. Nawet on sam się odrobinę przestraszył, jednak nie okazał tego tak, jak jego towarzyszka rozmowy. A propos… sam się dziwił, że nie ciska w nią jeszcze żadnymi obelgami. Takie droczenie w pewnym minimalnym stopniu wydawało mu się być chyba lepsze, niż konkretne wyzywanie. Zdążył usłyszeć, jak brunetka płakała, leżąc w łóżku. Niby nie robił sobie z tego nic, jednak wiedział, że to przez niego.
- Malfoy… - Szept Hermiony wypełnił całe pomieszczenie. Sam zainteresowany zwrócił wzrok z gasnącego powoli kominka na brunetkę. – Ja nie idę dzisiaj na patrol. Nie mam zamiaru opuszczać tych czterech ścian. – Mówiła z przerażeniem w głosie Hermiona. Strach przed burzą to jeden z niewielu lęków gryfonki.
- O nie ! Powiedziane było, że patrolują wszyscy prefekci, chyba, że któremuś stanie się coś poważnego albo zachoruje. Ty Granger jesteś okazem zdrowia, więc nie ma powodu, żebyś nie szła, a ja w dodatku odbębniał za ciebie patrolowanie twojej części zamku. – Gryfonka intensywnie myślała nad tym, co powiedział jej współlokator. Próbowała się jakoś wykręcić, widział to po jej mimice twarzy. – Nawet nie próbuj się wykręcać, bo pójdę do McGonagall, a ta wlepi ci szlaban. – Warknął jeszcze w jej stronę. Na początku Draco i Hermiona podzielili się, że jedno patroluje ¼ zamku, tak samo jak drugie inną część. Druga połowa zamku należała do pozostałych prefektów, a oni zapewne patrolują wszystko razem.
- I tak dostałam już szlaban i to w pewnym sensie przez ciebie. Kolejny mi nie zaszkodzi. – Hermiona powiedziała to z taką obojętnością i zarazem chłodem w głosie, że aż sam Draco się zdziwił. Znowu zagrzmiało, tym razem krócej i ciszej.
- Niby jak to przeze mnie ? – Malfoya zaciekawiło i zdenerwowało zarazem to oskarżenie.
- Jak pierwszego dnia nauki się schlałeś, to twój przyjaciel postanowił cię poszukać i z tym problemem pisał do mnie, bo wiedział, że jesteś w tym dormitorium. Skończyło się na tym, że nauczyciel się skapnął i wlepił nam szlaban. – Powiedziała wkurzona, bo przypomniała sobie całą tą akcję. Malfoy zaśmiał się głośno, jeszcze bardziej denerwując Gryfonkę. – Ciebie to śmieszy ? Zobaczymy, czy dalej będziesz się uśmiechał, jak sam będziesz patrolował połowę ogromnego zamku. Bo ja się stąd nigdzie nie wybieram. – Gryfonka dla potwierdzenia swoich słów strzeliła tzw. focha, a ręce skrzyżowała na wysokości klatki piersiowej. Ku jej zaskoczeniu Ślizgon kiwnął głową.
- Dobra. Jak tam chcesz. Miałem proponować, żebyśmy razem patrolowali naszą część, żebyś poznała moje dobre serce, ale skoro wolisz zostać tutaj, sama… jak chcesz. – Uśmiechnął się z satysfakcją. Wygrał tę rozmowę.
- Ty nie masz serca. – Powiedziała beznamiętnie Hermiona. Zdenerwowała tym Dracona, jednak ten nie dał po sobie tego poznać.
- A ty cycków. – Odparł cynicznie. Hermiona zarumieniła się zarówno z zażenowania jak i złości.
- Pieprz się Malfoy.
- Chętnie. Tylko jakoś nie mam z kim, bo…
- Tak, tak, bo szlamu się nie dotykasz. Mówiłeś mi to 24 razy, odkąd jesteśmy w Hogwarcie. – Powiedziała wkurzona i obrażona kasztanowłosa.
- Naprawdę liczysz ? – Draco zaśmiał się ironicznie. Tym akcentem zakończył rozmowę. Hermiona wstała z kanapy i, trzymając pod pachą książkę, udała się do swojego pokoju. Wychodziło na to, że jednak naprawdę będzie patrolował te korytarze sam. Zbliżała się już 22:00. Powinien był wychodzić. Właśnie miał wstawać z fotela, kiedy zobaczył, że z pokoju po lewej wychodzi brązowooka Gryfonka. Bez słowa go wyminęła i wyszła z dormitorium.
- To będzie ciekawy patrol. – Skwitował jeszcze pod nosem Draco i również opuścił ich PW.
***
Hermiona obudziła się o 6:00 nad ranem. Dzisiejszej nocy
spała tylko pół godziny. Z patrolu wróciła o północy. Poszła specjalnie, bowiem
nie chciała dać znienawidzonemu Ślizgonowi tej satysfakcji. Malfoy mówił
prawdę, bo wyznaczoną im część zamku patrolowali razem. Przynajmniej odetchnęła
z ulgą. W pewnym sensie poszła na ten patrol też z tego powodu, że bała się
sama zostawać w tak wielkim dormitorium, w czasie burzy. Ulewa trwała całą noc.
Dopiero o 5:00 na ranem, kiedy powoli zaczęło się rozwidniać, przestało padać.
Zniknęły chmury i, o ironio losu, zapowiadało się słońce. Hermiona wykorzystała
ten moment, że zrobiło się cicho i przymknęła powieki. Zanim jednak zdążyła się
wygodnie ułożyć i usnąć, minęło pół godziny. A o 6:00 automatycznie obudziła
się sama z siebie. Plusem było to, że dzisiaj pierwsze klasy i prefekci
naczelni mieli odwołane zajęcia, ponieważ jest wycieczka do Hogsmeade. Po
szkole mogły dołączyć do nich wszystkie inne klasy. Gryfonka z uśmiechem
wpatrywała się w bordowy sufit. I znów zmorzył ją sen. Prawie. Miała oddać się
w ręce Morfeusza, gdy nagle…
BUM!
Znowu. Coś się zatłukło w salonie. Coś szklanego spadło na podłogę i rozbiło się, budząc tym samym Hermionę. Wkurzona wstała z łóżka i otworzyła na oścież drzwi od swojej sypialni. Okazało się, że to Malfoy chciał sobie umilić dzień, witając go szklaneczką ognistej, ale niespodziewanie szklanka wyślizgnęła mu się z rąk, spadając na podłogę i tłukąc przy okazji. Kiedy Malfoy usłyszał ciche skrzypienie drzwi, odwrócił się w stronę dobiegającego dźwięku i wrzasnął cicho z przerażenia. Zobaczył niewyspaną Hermionę, która miała gigantyczne wory pod oczami, a zamiast włosów, coś na wzór szopki bożonarodzeniowej.
- Na Merlina, Granger, nie strasz człowieka z samego rana. – Powiedział i dla lepszego efektu złapał się jeszcze za klatkę piersiową, w okolicach serca.
- Obudziłeś mnie Malfoy ! A spałam tylko pół godziny ! – Wrzasnęła Hermiona i z powrotem zamknęła drzwi, robiąc przy tym huk doprowadzający człowieka do wstrząsu mózgu. Draco miał wrażenie, że jego współlokatorkę usłyszała połowa Hogwartu.
Hermiona nie miała już raczej szans na spokojny sen, więc jedyne, co mogła zrobić, to udać się do łazienki i wziąć orzeźwiający prysznic. I miała rację. To jej zdecydowanie pomogło. Zimna woda pobudziła ją. Umyła włosy swoim ulubionym lawendowym szamponem , a potem jeszcze odżywką. Wysuszyła je jednym ruchem różdżki. Wytarła się ręcznikiem i założyła na siebie granatową, koronkową bieliznę. Potem ubrała wygodne, miętowe rurki, czerwoną bluzkę i brązowe tenisówki. Na rękę wsunęła jeszcze czarną bransoletkę. Włosy zaplotła w luźnego warkocza, z którego wychodziły kosmyki. Zrobiła też delikatny makijaż. Musiała jakoś zamaskować wory pod oczami. Zadowolona z efektu, jaki stworzyła w niedługim czasie, wyszła z łazienki. Zegarek na szafce nocnej wskazywał 7:00. Pomyślała, że Ginny już pewnie wstała. Z braku lepszych zajęć postanowiła odwiedzić rudowłosą i udać się z nią na śniadanie. W PW spotkała Malfoya, który znalazł sobie drugą szklankę. Dziwiła się, że nie odpuścił. Po tym, co wyczyniał pierwszego dnia nauki, każdy by odpuścił. Ale nie on. Chyba nie pamiętał, jak cały dzień rzygał, a ona biedna musiała tego wszystkiego słuchać, bo ma łazienkę obok niego. Draco spojrzał na nią i aż zachłysnął się ognistą. Popatrzyła na niego pytająco.
- Jesteś mistrzynią kamuflażu Granger. – Powiedział z podziwem.
- Uznam to za komplement. – Powiedziała Gryfonka i nawet odrobinę się zarumieniła. Ale tak niezauważalnie. A powiedziała to tylko dlatego, że chciała usłyszeć reakcję blondyna. Ciekawa była, jak się z tego wywinie.
- Ja nie sprzedaję komplementów. Jedynie tanie porady. I tak dziwki z burdelu wyglądają lepiej. – Tym stwierdzeniem zbił ją z tropu. Z niebezpiecznymi iskierkami w oczach podchodziła do niego. Czuł się nie dyskomfortowo, że brunetka stoi aż tak blisko niego. Niespodziewanie, Hermiona wyciągnęła z tylnej kieszeni różdżkę i wycelowała nią w krtań Ślizgona. On jednak stał niewzruszony.
- Nigdy. Więcej. Nie porównuj. Mnie. Do dziwek. Z burdelu. – Każde słowo syczała tak jadowicie, że każdy by się przestraszył. Nawet Draco nie był w stosunku do niej nigdy taki agresywny. Takie zachowanie tłumaczył sobie tym, że Gryfonka ma niemiłe wspomnienie z przeszłości, o którym najwyraźniej chce zapomnieć. Albo po prostu się nie wyspała. Ze świeczkami w oczach, odeszła od niego i wybiegła z dormitorium. Idąc powoli po schodach, stopniowo uspokajała oddech i emocje. Miała kiedyś nieprzyjemne wspomnienia z osobami z tego miejsca i nie chciała do tego wracać nawet wspomnieniami. Kiedy doszła na siódme piętro, podeszła do portretu z Grubą Damą w celu wypowiedzenia hasła i dostania się do znajomych.
- et animo et virtute. – Obraz przepuścił ją spokojnie. Przybrała na twarz uśmiech, gdy zauważyła Harrego. On także odnalazł wzrokiem swoją najlepszą przyjaciółkę. Pomachał do niej, a ona od razu do niego podeszła.
- Cześć Harry. – Przywitała się z rozbrajającym uśmiechem Hermiona, całując jeszcze bruneta w policzek.
- Cześć Mionka. Dobry humor ? – Tym określeniem Harry kompletnie nie trafił w obecny stan Gryfonki.
- Tylko przy tobie. – Wyszczerzyła się brązowooka. Bliznowaty puścił jej oczko. – Ginny jeszcze u siebie ? – Zapytała.
- Tak. Kazała mi nie wchodzić, bo się przebiera, a łazienka jest zajęta. – Wywrócił teatralnie oczami. – Idziesz z nami na śniadanie ? – Spytał.
- Tak. Idę po Gin, bo jak tak dalej pójdzie, to nie wyrobi się do Bożego Narodzenia. – Uśmiechnęła się Hermiona. Wyminęła Harrego i schodkami poszła na górę. Bez problemu odnalazła dormitorium swojej najlepszej przyjaciółki. Jako, że przeszła na siódmy rok, musiała zmienić pokój. A Hermiona akurat zwolniła swój, więc rudowłosa wskoczyła na jej miejsce. Ginny mieszkała teraz z Parvati Patil i nową uczennicą, Julie Davis. Julie także jest z siódmego roku. Doszła do tej szkoły dwa dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Brunetka weszła do pokoju, uprzednio pukając.
- Hej wszystkim. – Uśmiechnęła się na wejściu. Ginny od razu odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła się promiennie. Ubrana była w zwyczajne granatowe rurki i białą koszulę z krawatem Gryffindoru uwieszonym u szyi. Jej makijaż, w przeciwieństwie do Hermiony, był mocniejszy i podkreślał jej piękne, czekoladowe oczy.
- Cześć Mionka. A ty gdzie masz torbę ? – Zapytała Gin.
- Idę dzisiaj do Hogsmeade. Oprowadzam pierwszaków.
- Ojej, to już dzisiaj ! – Albo Hermionie się zdaje, albo Ginny zbladła.
- Gin, wszystko w porządku ? – Zapytała Hermiona z troską w oczach.
- Tak, jasne. – I Ginny nagle zrobiła się rozkojarzona. – Po prostu… mam takie dziwne wrażenie, że dzisiaj stanie się coś nieprzyjemnego. – Hermiona zdawała się być mocno rozkojarzona tym stwierdzeniem. Bo niby dlaczego miałoby stać się coś nieprzyjemnego.
- Spokojnie Gin. Damy radę. – Uśmiechnęła się pocieszająco Hermiona. – Chodźmy na śniadanie, Harry na nas czeka. – Złapała rękę młodszej Gryfonki i razem wyszły z pokoju rudej. Harry rzeczywiście na nie czekał. Całą trójką udali się do Wielkiej Sali na posiłek.
BUM!
Znowu. Coś się zatłukło w salonie. Coś szklanego spadło na podłogę i rozbiło się, budząc tym samym Hermionę. Wkurzona wstała z łóżka i otworzyła na oścież drzwi od swojej sypialni. Okazało się, że to Malfoy chciał sobie umilić dzień, witając go szklaneczką ognistej, ale niespodziewanie szklanka wyślizgnęła mu się z rąk, spadając na podłogę i tłukąc przy okazji. Kiedy Malfoy usłyszał ciche skrzypienie drzwi, odwrócił się w stronę dobiegającego dźwięku i wrzasnął cicho z przerażenia. Zobaczył niewyspaną Hermionę, która miała gigantyczne wory pod oczami, a zamiast włosów, coś na wzór szopki bożonarodzeniowej.
- Na Merlina, Granger, nie strasz człowieka z samego rana. – Powiedział i dla lepszego efektu złapał się jeszcze za klatkę piersiową, w okolicach serca.
- Obudziłeś mnie Malfoy ! A spałam tylko pół godziny ! – Wrzasnęła Hermiona i z powrotem zamknęła drzwi, robiąc przy tym huk doprowadzający człowieka do wstrząsu mózgu. Draco miał wrażenie, że jego współlokatorkę usłyszała połowa Hogwartu.
Hermiona nie miała już raczej szans na spokojny sen, więc jedyne, co mogła zrobić, to udać się do łazienki i wziąć orzeźwiający prysznic. I miała rację. To jej zdecydowanie pomogło. Zimna woda pobudziła ją. Umyła włosy swoim ulubionym lawendowym szamponem , a potem jeszcze odżywką. Wysuszyła je jednym ruchem różdżki. Wytarła się ręcznikiem i założyła na siebie granatową, koronkową bieliznę. Potem ubrała wygodne, miętowe rurki, czerwoną bluzkę i brązowe tenisówki. Na rękę wsunęła jeszcze czarną bransoletkę. Włosy zaplotła w luźnego warkocza, z którego wychodziły kosmyki. Zrobiła też delikatny makijaż. Musiała jakoś zamaskować wory pod oczami. Zadowolona z efektu, jaki stworzyła w niedługim czasie, wyszła z łazienki. Zegarek na szafce nocnej wskazywał 7:00. Pomyślała, że Ginny już pewnie wstała. Z braku lepszych zajęć postanowiła odwiedzić rudowłosą i udać się z nią na śniadanie. W PW spotkała Malfoya, który znalazł sobie drugą szklankę. Dziwiła się, że nie odpuścił. Po tym, co wyczyniał pierwszego dnia nauki, każdy by odpuścił. Ale nie on. Chyba nie pamiętał, jak cały dzień rzygał, a ona biedna musiała tego wszystkiego słuchać, bo ma łazienkę obok niego. Draco spojrzał na nią i aż zachłysnął się ognistą. Popatrzyła na niego pytająco.
- Jesteś mistrzynią kamuflażu Granger. – Powiedział z podziwem.
- Uznam to za komplement. – Powiedziała Gryfonka i nawet odrobinę się zarumieniła. Ale tak niezauważalnie. A powiedziała to tylko dlatego, że chciała usłyszeć reakcję blondyna. Ciekawa była, jak się z tego wywinie.
- Ja nie sprzedaję komplementów. Jedynie tanie porady. I tak dziwki z burdelu wyglądają lepiej. – Tym stwierdzeniem zbił ją z tropu. Z niebezpiecznymi iskierkami w oczach podchodziła do niego. Czuł się nie dyskomfortowo, że brunetka stoi aż tak blisko niego. Niespodziewanie, Hermiona wyciągnęła z tylnej kieszeni różdżkę i wycelowała nią w krtań Ślizgona. On jednak stał niewzruszony.
- Nigdy. Więcej. Nie porównuj. Mnie. Do dziwek. Z burdelu. – Każde słowo syczała tak jadowicie, że każdy by się przestraszył. Nawet Draco nie był w stosunku do niej nigdy taki agresywny. Takie zachowanie tłumaczył sobie tym, że Gryfonka ma niemiłe wspomnienie z przeszłości, o którym najwyraźniej chce zapomnieć. Albo po prostu się nie wyspała. Ze świeczkami w oczach, odeszła od niego i wybiegła z dormitorium. Idąc powoli po schodach, stopniowo uspokajała oddech i emocje. Miała kiedyś nieprzyjemne wspomnienia z osobami z tego miejsca i nie chciała do tego wracać nawet wspomnieniami. Kiedy doszła na siódme piętro, podeszła do portretu z Grubą Damą w celu wypowiedzenia hasła i dostania się do znajomych.
- et animo et virtute. – Obraz przepuścił ją spokojnie. Przybrała na twarz uśmiech, gdy zauważyła Harrego. On także odnalazł wzrokiem swoją najlepszą przyjaciółkę. Pomachał do niej, a ona od razu do niego podeszła.
- Cześć Harry. – Przywitała się z rozbrajającym uśmiechem Hermiona, całując jeszcze bruneta w policzek.
- Cześć Mionka. Dobry humor ? – Tym określeniem Harry kompletnie nie trafił w obecny stan Gryfonki.
- Tylko przy tobie. – Wyszczerzyła się brązowooka. Bliznowaty puścił jej oczko. – Ginny jeszcze u siebie ? – Zapytała.
- Tak. Kazała mi nie wchodzić, bo się przebiera, a łazienka jest zajęta. – Wywrócił teatralnie oczami. – Idziesz z nami na śniadanie ? – Spytał.
- Tak. Idę po Gin, bo jak tak dalej pójdzie, to nie wyrobi się do Bożego Narodzenia. – Uśmiechnęła się Hermiona. Wyminęła Harrego i schodkami poszła na górę. Bez problemu odnalazła dormitorium swojej najlepszej przyjaciółki. Jako, że przeszła na siódmy rok, musiała zmienić pokój. A Hermiona akurat zwolniła swój, więc rudowłosa wskoczyła na jej miejsce. Ginny mieszkała teraz z Parvati Patil i nową uczennicą, Julie Davis. Julie także jest z siódmego roku. Doszła do tej szkoły dwa dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Brunetka weszła do pokoju, uprzednio pukając.
- Hej wszystkim. – Uśmiechnęła się na wejściu. Ginny od razu odwróciła się w jej stronę i uśmiechnęła się promiennie. Ubrana była w zwyczajne granatowe rurki i białą koszulę z krawatem Gryffindoru uwieszonym u szyi. Jej makijaż, w przeciwieństwie do Hermiony, był mocniejszy i podkreślał jej piękne, czekoladowe oczy.
- Cześć Mionka. A ty gdzie masz torbę ? – Zapytała Gin.
- Idę dzisiaj do Hogsmeade. Oprowadzam pierwszaków.
- Ojej, to już dzisiaj ! – Albo Hermionie się zdaje, albo Ginny zbladła.
- Gin, wszystko w porządku ? – Zapytała Hermiona z troską w oczach.
- Tak, jasne. – I Ginny nagle zrobiła się rozkojarzona. – Po prostu… mam takie dziwne wrażenie, że dzisiaj stanie się coś nieprzyjemnego. – Hermiona zdawała się być mocno rozkojarzona tym stwierdzeniem. Bo niby dlaczego miałoby stać się coś nieprzyjemnego.
- Spokojnie Gin. Damy radę. – Uśmiechnęła się pocieszająco Hermiona. – Chodźmy na śniadanie, Harry na nas czeka. – Złapała rękę młodszej Gryfonki i razem wyszły z pokoju rudej. Harry rzeczywiście na nie czekał. Całą trójką udali się do Wielkiej Sali na posiłek.
***
Hermiona wesoło gawędziła z Luną, która postanowiła zjeść
przy stole Gryffindoru. Właśnie zastanawiały się razem z Krukonką, kiedy
ostatnio była taka burza, gdy nagle podszedł do nich mały chłopiec z
Gryffindoru. Hermiona rozpoznała w nim blondyna, który pierwszego dnia nauki
wstał wcześniej ze swoimi przyjaciółmi i zdążył pokłócić się z blondwłosą
koleżanką.
- Ekhem… - Odkaszlnął zwracając tym na siebie uwagę. – Profesor Jenkins kazał przekazać ci ten list. – Podał dziewczynie list do ręki, po czym odszedł bez słowa. Ginny popatrzyła na nią niezrozumiale.
- To wiadomość o szlabanie. – Skwitowała z grymasem bólu na twarzy starsza z Gryfonek.
- Ekhem… - Odkaszlnął zwracając tym na siebie uwagę. – Profesor Jenkins kazał przekazać ci ten list. – Podał dziewczynie list do ręki, po czym odszedł bez słowa. Ginny popatrzyła na nią niezrozumiale.
- To wiadomość o szlabanie. – Skwitowała z grymasem bólu na twarzy starsza z Gryfonek.
Panno Granger
Razem z panią dyrektor McGonagall ustaliliśmy, że szlaban pani i pana Zabiniego przejmie profesor Marco Longhouter. Niestety nie mogę poprowadzić waszego szlabanu z powodów osobistych. Kara obędzie się w piątek 5.09.2013 w Sali od transmutacji. Proszę przyjść o godzinie 20:00. Reszty dowie się pani na miejscu.
Razem z panią dyrektor McGonagall ustaliliśmy, że szlaban pani i pana Zabiniego przejmie profesor Marco Longhouter. Niestety nie mogę poprowadzić waszego szlabanu z powodów osobistych. Kara obędzie się w piątek 5.09.2013 w Sali od transmutacji. Proszę przyjść o godzinie 20:00. Reszty dowie się pani na miejscu.
Profesor Albert Jenkins
Hermiona była załamana tym faktem. Zaczyna się weekend,
czyli odpoczynek i leniuchowanie, dzisiaj ma odwołane lekcje, będzie łazić
sobie po miasteczku. To by było zbyt piękne, gdyby było prawdziwe. Musiał dojść
jej ten cholerny szlaban. Ona i Blaise popatrzyli na siebie w tym samym
momencie. Oboje z wyrazem bólu na twarzy. Ona, bo będzie musiała sprzątać, a
mogłaby sobie poczytać jakąś ciekawą książkę. On, bo ominie go pierwsza impreza
Ślizgonów w tym roku szkolnym. Życie jest
niesprawiedliwe, pomyśleli oboje w tym samym momencie. Zegarek wskazywał
8:30. Przybita kasztanowłosa wstała ze swojego miejsca i poszła do swojego
pokoju, po kurtkę. Blaise, widząc jej poczynania, także wstał ze swojego
miejsca i pobiegł za nią.
- Hermiona ! – Krzyknął, kiedy wyszli już z Wielkiej Sali. – Cześć. – Powiedział. Miał lekką zadyszkę od biegu.
- Cześć. – Uśmiechnęła się lekko Gryfonka. Miło, że przynajmniej jeden Ślizgon używa jej imienia.
- Ty też masz dzisiaj szlaban ? – Widząc potwierdzający gest (skinienie głową) kontynuował. – I też w Sali od transmutacji ?
- Tak. – Powiedziała .
- Przepraszam za ten szlaban… to moja wina. Gdybym do ciebie nie pisał, nie przysparzałbym ci kłopotów. - Powiedział trochę zmieszany i spuścił głowę.
- W porządku Blaise. Też bym się martwiła o swojego przyjaciela, gdybym nie widziała go już pierwszego dnia szkoły. – Uśmiechnęła się lekko Hermiona. Naprawdę nie miała mu tego za złe, że ją lekko mówiąc, wrobił. – Przynajmniej dobrze, że mam towarzystwo dzisiaj wieczorem. – I on się uśmiechnął.
- Widzimy się o 20:00 ? – Upewnił się jeszcze ciemnoskóry.
- Tak.
- Jak chcesz, mogę po ciebie wpaść. – Zaproponował Blaise. Cały czas był zmieszany.
- Myślę, że dam radę dojść, ale dziękuję. – Blaise nigdy w swoim osiemnastoletnim życiu nie widział, żeby od kobiety biło aż takie ciepło.
- Jasne. Do zobaczenia. – Powiedział jeszcze, widząc, że Gryfonka już odchodzi.
- Do zobaczenia. – Uśmiechnęła się do niego po raz ostatni i poszła.
- Hermiona ! – Krzyknął, kiedy wyszli już z Wielkiej Sali. – Cześć. – Powiedział. Miał lekką zadyszkę od biegu.
- Cześć. – Uśmiechnęła się lekko Gryfonka. Miło, że przynajmniej jeden Ślizgon używa jej imienia.
- Ty też masz dzisiaj szlaban ? – Widząc potwierdzający gest (skinienie głową) kontynuował. – I też w Sali od transmutacji ?
- Tak. – Powiedziała .
- Przepraszam za ten szlaban… to moja wina. Gdybym do ciebie nie pisał, nie przysparzałbym ci kłopotów. - Powiedział trochę zmieszany i spuścił głowę.
- W porządku Blaise. Też bym się martwiła o swojego przyjaciela, gdybym nie widziała go już pierwszego dnia szkoły. – Uśmiechnęła się lekko Hermiona. Naprawdę nie miała mu tego za złe, że ją lekko mówiąc, wrobił. – Przynajmniej dobrze, że mam towarzystwo dzisiaj wieczorem. – I on się uśmiechnął.
- Widzimy się o 20:00 ? – Upewnił się jeszcze ciemnoskóry.
- Tak.
- Jak chcesz, mogę po ciebie wpaść. – Zaproponował Blaise. Cały czas był zmieszany.
- Myślę, że dam radę dojść, ale dziękuję. – Blaise nigdy w swoim osiemnastoletnim życiu nie widział, żeby od kobiety biło aż takie ciepło.
- Jasne. Do zobaczenia. – Powiedział jeszcze, widząc, że Gryfonka już odchodzi.
- Do zobaczenia. – Uśmiechnęła się do niego po raz ostatni i poszła.
***
Hermiona stała przed Wielką Salą, opierała się o parapet. Po
drugiej stronie całkiem szerokiego korytarza stał Draco, mierzący ją wzrokiem.
Ona na niego nie spoglądała. Była na niego wkurzona za dzisiejszą akcję rano.
Uraził ją tym chyba bardziej niż tym głupim słowem „szlama”. Potem dał jej
spokój. Zupełnie, jak nie on. A mówią, że
to dziewczyny mają zmienne humorki, pomyślała Gryfonka. Z WS po kolei
wychodzili pierwszoroczni. Mieszkańcy Gryffindoru i Slytherinu z siódmego roku
chyba najzagorzalej walczyli pomiędzy sobą. Po pierwszoroczniakach kompletnie
nie było tego widać. Niektórzy nawet ze sobą rozmawiali, a jakaś dziewczyna z
domu węża uśmiechała się do chłopaka z Gryffindoru. Całkiem przyjemnie było
widzieć taki widok. Draco oczywiście był temu przeciwny. Popatrzył na swoich
podopiecznych karcącym wzrokiem i ruchem ręki przygarnął do siebie. Cała ta
akcja z niańczeniem pierwszoroczniaków kompletnie mu się nie podobała. Hermiona
miała na odwrót. Ożywieni uczniowie zebrali się całkiem szybko wokół niej.
- Cześć. Dzisiaj jest wasza pierwsza wycieczka do Hogsmeade. Większość z was pewnie wie, co to jest, jednak nie wszyscy. Hogsmeade to takie małe miasteczko położone nieopodal Hogwartu. Jest jedynym miasteczkiem w całej Wielkiej Brytanii, które zamieszkują tylko i wyłącznie czarodzieje. Wioska Hogsmeade została założona po 982 roku przez Hengista z Woodcroft. Ten średniowieczny czarodziej postawił przed swoim dworem drewnianą tabliczkę przedstawiającą nazwę wioski i jej populację. W późniejszym czasie Hengist został umieszczony na kartach dołączonych do czekoladowych żab, a jego portret zawisł w Hogwarcie. Pewnie już go widzieliście. No więc… chyba tyle na temat tej wioski. Zapowiada się udany dzień. – Uśmiechnęła się ciepło do swoich podopiecznych. – Chodźcie. – Dodała jeszcze i ruszyła. Zauważyła, że Draco już dawno poszedł. Oszczędził pierwszorocznym zbędnych informacji.
To było jedno z przyjemniejszych południ Gryfonki. Cała wycieczka ogólnie jej się udała. Najpierw pokazała pierwszorocznym Miodowe Królestwo i Sklep u Zonka. Potem Wrzeszczącą Chatę, pub Pod Trzema Miotłami, gospodę Pod Świńskim Łubem i kawiarnię pani Puddifoot. Zostało jeszcze kilka sklepów, ale dała im czas, żeby zwiedzili je sobie sami. Z uśmiechem na ustach poszła do pubu. Po drodze zauważyła jeszcze Malfoya, który próbował rozdzielić dwójkę chłopców z jego domu. Jeden miał już rozciętą wargę, a drugi limo pod okiem. Oni te bójki mają we krwi, pomyślała Hermiona. Nieradzący sobie z młodszymi Draco wyczuł na sobie jej wzrok. Popatrzył na nią z błaganiem w oczach. Naprawdę sobie z nimi nie radził, a wiedział, że jego współlokatorka ma podejście do dzieci. Nie za bardzo liczył, że zgodzi się mu pomóc, jednak zawsze mógł spróbować. Ku jego zaskoczeniu, trochę zła Gryfonka szła w ich stronę.
- Ej! – Krzyknęła. Każdy zwrócił swoją parę oczu w jej stronę. – Jeśli nie rozejdziecie się w przeciągu 5 sekund, odejmę waszemu domowi 50 punktów. To samo tyczy się bójek. – Popatrzyła z grozą na szarpiących się chłopców. Ślizgonom dwa razy nie trzeba było powtarzać. Szybko uciekli w stronę wrzeszczącej chaty. Hermiona spojrzała jeszcze na uciekające dzieciaki, po czym odeszła z miejsca akcji. Doszła do pubu. Sama nawet nie wiedziała, co ją tchnęło, żeby pomóc jej współlokatorowi. Zwłaszcza po tej akcji z rana. Weszła do środka i zajęła stolik w kącie. Zaraz pojawiła się koło niej madame Rosmerta.
- Coś ci podać cukiereczku ? – Uśmiechnęła się przyjaźnie. Hermiona pokiwała głową.
- Tak. Poproszę piwo kremowe z imbirem. – Gryfonka także ciepło się uśmiechnęła. Właścicielka pubu zaraz odeszła od stolika w celu przyniesienia swojej klientce zamówienia. Hermiona zamyśliła się. Do jej stolika dosiadła się Padma Patil.
- Cześć Hermiona. Już oprowadziłaś pierwszaków ? – Zapytała przyjaźnie Padma. Ta dziewczyna co prawda była od niej młodsza o rok, jednak dyrektor McGonagall stwierdziła, że Krukonka nadaje się do roli prefekta.
- Tak. Łażą teraz po wiosce. A ty ? – W tym momencie do stolika podeszła madame Rosmerta i przyniosła Hermionie jej zamówienie. Padma także zamówiła kremowe piwo.
- Ja też już skończyłam. A gdzie zgubiłaś Malfoya ? – Padma zadała to pytanie całkiem normalnie i zwyczajnie. Gorzej było z reakcją Gryfonki. W duchu dziękowała sobie, że nie wzięła jeszcze kremowego piwa do ust.
- S-słucham ? – Hermiona wytrzeszczyła oczy na koleżankę.
- No… staliście niedaleko siebie na korytarzu w szkole. Myślałam, ze oprowadzacie pierwszorocznych razem… - Powiedziała cicho Padma. Lekko zarumieniła się z zawstydzenia i spuściła głowę.
- Niekoniecznie. – Hermiona parsknęła pod nosem. Przecież nikt nie pomyślałby, że owa Gryfonka może robić coś wspólnie ze Ślizgonem. Pomijając patrolowanie i mieszkanie…
- Cześć. Dzisiaj jest wasza pierwsza wycieczka do Hogsmeade. Większość z was pewnie wie, co to jest, jednak nie wszyscy. Hogsmeade to takie małe miasteczko położone nieopodal Hogwartu. Jest jedynym miasteczkiem w całej Wielkiej Brytanii, które zamieszkują tylko i wyłącznie czarodzieje. Wioska Hogsmeade została założona po 982 roku przez Hengista z Woodcroft. Ten średniowieczny czarodziej postawił przed swoim dworem drewnianą tabliczkę przedstawiającą nazwę wioski i jej populację. W późniejszym czasie Hengist został umieszczony na kartach dołączonych do czekoladowych żab, a jego portret zawisł w Hogwarcie. Pewnie już go widzieliście. No więc… chyba tyle na temat tej wioski. Zapowiada się udany dzień. – Uśmiechnęła się ciepło do swoich podopiecznych. – Chodźcie. – Dodała jeszcze i ruszyła. Zauważyła, że Draco już dawno poszedł. Oszczędził pierwszorocznym zbędnych informacji.
To było jedno z przyjemniejszych południ Gryfonki. Cała wycieczka ogólnie jej się udała. Najpierw pokazała pierwszorocznym Miodowe Królestwo i Sklep u Zonka. Potem Wrzeszczącą Chatę, pub Pod Trzema Miotłami, gospodę Pod Świńskim Łubem i kawiarnię pani Puddifoot. Zostało jeszcze kilka sklepów, ale dała im czas, żeby zwiedzili je sobie sami. Z uśmiechem na ustach poszła do pubu. Po drodze zauważyła jeszcze Malfoya, który próbował rozdzielić dwójkę chłopców z jego domu. Jeden miał już rozciętą wargę, a drugi limo pod okiem. Oni te bójki mają we krwi, pomyślała Hermiona. Nieradzący sobie z młodszymi Draco wyczuł na sobie jej wzrok. Popatrzył na nią z błaganiem w oczach. Naprawdę sobie z nimi nie radził, a wiedział, że jego współlokatorka ma podejście do dzieci. Nie za bardzo liczył, że zgodzi się mu pomóc, jednak zawsze mógł spróbować. Ku jego zaskoczeniu, trochę zła Gryfonka szła w ich stronę.
- Ej! – Krzyknęła. Każdy zwrócił swoją parę oczu w jej stronę. – Jeśli nie rozejdziecie się w przeciągu 5 sekund, odejmę waszemu domowi 50 punktów. To samo tyczy się bójek. – Popatrzyła z grozą na szarpiących się chłopców. Ślizgonom dwa razy nie trzeba było powtarzać. Szybko uciekli w stronę wrzeszczącej chaty. Hermiona spojrzała jeszcze na uciekające dzieciaki, po czym odeszła z miejsca akcji. Doszła do pubu. Sama nawet nie wiedziała, co ją tchnęło, żeby pomóc jej współlokatorowi. Zwłaszcza po tej akcji z rana. Weszła do środka i zajęła stolik w kącie. Zaraz pojawiła się koło niej madame Rosmerta.
- Coś ci podać cukiereczku ? – Uśmiechnęła się przyjaźnie. Hermiona pokiwała głową.
- Tak. Poproszę piwo kremowe z imbirem. – Gryfonka także ciepło się uśmiechnęła. Właścicielka pubu zaraz odeszła od stolika w celu przyniesienia swojej klientce zamówienia. Hermiona zamyśliła się. Do jej stolika dosiadła się Padma Patil.
- Cześć Hermiona. Już oprowadziłaś pierwszaków ? – Zapytała przyjaźnie Padma. Ta dziewczyna co prawda była od niej młodsza o rok, jednak dyrektor McGonagall stwierdziła, że Krukonka nadaje się do roli prefekta.
- Tak. Łażą teraz po wiosce. A ty ? – W tym momencie do stolika podeszła madame Rosmerta i przyniosła Hermionie jej zamówienie. Padma także zamówiła kremowe piwo.
- Ja też już skończyłam. A gdzie zgubiłaś Malfoya ? – Padma zadała to pytanie całkiem normalnie i zwyczajnie. Gorzej było z reakcją Gryfonki. W duchu dziękowała sobie, że nie wzięła jeszcze kremowego piwa do ust.
- S-słucham ? – Hermiona wytrzeszczyła oczy na koleżankę.
- No… staliście niedaleko siebie na korytarzu w szkole. Myślałam, ze oprowadzacie pierwszorocznych razem… - Powiedziała cicho Padma. Lekko zarumieniła się z zawstydzenia i spuściła głowę.
- Niekoniecznie. – Hermiona parsknęła pod nosem. Przecież nikt nie pomyślałby, że owa Gryfonka może robić coś wspólnie ze Ślizgonem. Pomijając patrolowanie i mieszkanie…
***
Właśnie zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji. Ginny z
uśmiechem spełnienia na ustach spakowała do torby swoje książki. Poczekała
jeszcze na Harrego, z którym siedziała dzisiaj na wszystkich lekcjach i razem
wyszli z klasy. Zwyczajny obserwator pomyślałby, że ta dwójka ze sobą kręci.
Jednak w rzeczywistości było całkiem odwrotnie.
- Cześć Wiewiórko. Cześć Potter. – Nagle drogę zagrodził im Blaise Zabini razem z Pansy Parkinson. Dwójka wymienionych nic nie odpowiedziała.
- Weasley, możemy pogadać ? – Zapytała Pansy, uśmiechając się lekko.
- Potter, możemy pogadać ? – Blaise zapytał o to w tym samym momencie, co Pansy. Gryfoni popatrzeli po sobie niepewnie, jednak zgodzili się na rozmowę ze Ślizgonami. Pans lekko pociągnęła za sobą rudowłosą. Podeszły do okna.
- Tak w ogóle to zacznijmy od tego, że jestem Pansy, a nie Parkinson. – Ślizgonka uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła rękę w swojej rozmówczyni.
- Ginny, a nie Weasley. – Ginny także lekko się uśmiechnęła.
- Mam do ciebie pewną sprawę… Hermiona już ci mówiła, że się pogodziłyśmy ? – Rudowłosa przytaknęła. – Dowiedziałam się, że Miona ma za niedługo urodziny. Chciałam zrobić jej jakiś prezent, jako, że to jej pierwsze urodziny, kiedy nie skaczemy sobie do gardeł i tak pomyślałam, że… - dziewczyny rozmawiały chyba jeszcze przez 10 minut. Chłopcom natomiast powoli kończyły się tematy do rozmowy…
- Cześć Wiewiórko. Cześć Potter. – Nagle drogę zagrodził im Blaise Zabini razem z Pansy Parkinson. Dwójka wymienionych nic nie odpowiedziała.
- Weasley, możemy pogadać ? – Zapytała Pansy, uśmiechając się lekko.
- Potter, możemy pogadać ? – Blaise zapytał o to w tym samym momencie, co Pansy. Gryfoni popatrzeli po sobie niepewnie, jednak zgodzili się na rozmowę ze Ślizgonami. Pans lekko pociągnęła za sobą rudowłosą. Podeszły do okna.
- Tak w ogóle to zacznijmy od tego, że jestem Pansy, a nie Parkinson. – Ślizgonka uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła rękę w swojej rozmówczyni.
- Ginny, a nie Weasley. – Ginny także lekko się uśmiechnęła.
- Mam do ciebie pewną sprawę… Hermiona już ci mówiła, że się pogodziłyśmy ? – Rudowłosa przytaknęła. – Dowiedziałam się, że Miona ma za niedługo urodziny. Chciałam zrobić jej jakiś prezent, jako, że to jej pierwsze urodziny, kiedy nie skaczemy sobie do gardeł i tak pomyślałam, że… - dziewczyny rozmawiały chyba jeszcze przez 10 minut. Chłopcom natomiast powoli kończyły się tematy do rozmowy…
(W TYM SAMYM CZASIE)
- Potter, czy ja muszę cię oficjalnie przepraszać za te wszystkie lata? Jakoś nie za specjalnie
lubię przepraszać facetów. Kiedyś szedłem chodnikiem i przez przypadek wpadłem
w jakiegoś 40-latka. Przeprosiłem go za wypadek i wyciągnąłem w jego stronę
rękę, a on tak popatrzył na mnie i zaczął się drzeć wniebogłosy, że jakiś gej
mu proponuje nie wiadomo jakie rzeczy na środku ulicy. To było
upokarzające. – Blaise zrobił kwaśną
minę, Harry natomiast parsknął śmiechem.
- Uznam to za przeprosiny. I nie będę krzyczał, że chcesz mi coś zrobić. – Harry już nie wytrzymał i zaczął śmiać się głośno. Nie był do końca przekonany swoich czynów, ale nie dał tego po sobie poznać. Śmiało wyciągnął rękę w stronę Ślizgona. – Harry, albo Potter. Jak wolisz. – Blaise z chęcią uścisnął rękę rozmówcy.
- Ja ci nie będę wymieniał, jak możesz na mnie mówić, bo tyle tego jest, że znowu zacząłbyś mnie nienawidzić. – Obaj panowie parsknęli śmiechem.
- Tak właściwie to nienawidziłem cię tylko podczas meczy Quidditcha. Poza nimi nic do ciebie nie miałem. – Zastanawiał się Harry.
- Ach, ta okrutna świadomość, że przeciwnik jest od ciebie lepszy… nigdy tego nie doznałem. – Zaśmiał się Blaise. Harry spojrzał na niego zdziwiony.
- Taak. Bo to rzeczywiście wy dostaliście puchar Quidditcha w szóstej klasie. – Uniósł brew do góry. Blaise jak najszybciej pragnął zakończyć tę rozmowę.
- A tak w ogóle… za niedługo urodziny Hermiony. Planujecie jakąś imprezę ? – Blaise zaskoczył tym pytaniem Harrego. Chłopak z domu Lwa zrobił wielkie oczy i złapał się za głowę.
- Cholera ! Kompletnie o tym zapomniałem ! Muszę porozmawiać z Ginny. – Harry popatrzył z utęsknieniem w stronę swojej przyjaciółki. Blaise powstrzymał go ręką.
- Jeszcze nie. Papużki nierozłączki muszą sobie pogadać. – Harry przewrócił oczami na komentarz Ślizgona. – Ale przecież nie o wszystko musisz pytać Wiewiórki Weasley, no nie ? Przecież sami możemy zorganizować tą imprezę… - A jednak nie. Chłopcy także mieli o czym rozmawiać.
- Uznam to za przeprosiny. I nie będę krzyczał, że chcesz mi coś zrobić. – Harry już nie wytrzymał i zaczął śmiać się głośno. Nie był do końca przekonany swoich czynów, ale nie dał tego po sobie poznać. Śmiało wyciągnął rękę w stronę Ślizgona. – Harry, albo Potter. Jak wolisz. – Blaise z chęcią uścisnął rękę rozmówcy.
- Ja ci nie będę wymieniał, jak możesz na mnie mówić, bo tyle tego jest, że znowu zacząłbyś mnie nienawidzić. – Obaj panowie parsknęli śmiechem.
- Tak właściwie to nienawidziłem cię tylko podczas meczy Quidditcha. Poza nimi nic do ciebie nie miałem. – Zastanawiał się Harry.
- Ach, ta okrutna świadomość, że przeciwnik jest od ciebie lepszy… nigdy tego nie doznałem. – Zaśmiał się Blaise. Harry spojrzał na niego zdziwiony.
- Taak. Bo to rzeczywiście wy dostaliście puchar Quidditcha w szóstej klasie. – Uniósł brew do góry. Blaise jak najszybciej pragnął zakończyć tę rozmowę.
- A tak w ogóle… za niedługo urodziny Hermiony. Planujecie jakąś imprezę ? – Blaise zaskoczył tym pytaniem Harrego. Chłopak z domu Lwa zrobił wielkie oczy i złapał się za głowę.
- Cholera ! Kompletnie o tym zapomniałem ! Muszę porozmawiać z Ginny. – Harry popatrzył z utęsknieniem w stronę swojej przyjaciółki. Blaise powstrzymał go ręką.
- Jeszcze nie. Papużki nierozłączki muszą sobie pogadać. – Harry przewrócił oczami na komentarz Ślizgona. – Ale przecież nie o wszystko musisz pytać Wiewiórki Weasley, no nie ? Przecież sami możemy zorganizować tą imprezę… - A jednak nie. Chłopcy także mieli o czym rozmawiać.
***
- Padma, ja już muszę uciekać. Mam kilka spraw do
załatwienia, zanim przyjdzie Ginny. – Uśmiechnęła się przepraszająco Hermiona.
Padma pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Oczywiście. Zobaczymy się potem. – Gryfonka uśmiechnęła się ciepło i wyszła z pubu, uprzednio kładąc na stoliku pieniądze za piwa kremowe. Przed dotarciem Ginny chciała jeszcze rozejrzeć się za jakąś sukienką. Za 14 dni ma urodziny i chciała jakoś w ten dzień wyglądać. Zaszła do sklepu odzieżowego Gladrag. Rozglądnęła się już na samym wejściu i stwierdziła, że trochę się tu zmieniło, odkąd była tutaj w czwartej klasie. Sklep był wtedy jakiś mniejszy. Dzisiaj naprawdę wydawał się być przynajmniej trzy razy większy i posiadać tyle samo razy więcej ubrań. Hermiona zaszyła się w głąb sklepu. Zaraz znalazł się koło niej przystojny sprzedawca.
- W czymś pomóc ? – Uśmiechnął się rozbrajająco chłopak.
- Dziękuję. Na razie tylko przeglądam. – Hermiona także ślicznie się uśmiechnęła, po czym odwróciła do kolegi plecami i ruszyła dalej. Zdziwiony szatyn powrócił za ladę. Jeszcze nigdy nie przytrafiło mu się, by jakakolwiek kobieta nie odebrała jego zalotów. Ta najwyraźniej nie była jego godna. A wracając do Hermiony… dziewczyna trzymała właśnie w rękach czarną sukienkę do połowy ud z brzoskwiniowymi różami, kiedy usłyszała dźwięk dzwoneczka, co oznaczało, że ktoś wszedł do sklepu. A mówiąc ktoś, chodziło oczywiście o Ginny. Zaskoczona Hermiona szybko odłożyła sukienkę na swoje miejsca, tak, by nie było widać, że miała ją w ogóle w rękach.
- No hej Mionka. Co tu oglądasz ? – Najmłodsza latorośl Weasleyów była w swoim żywiole. Ginny wprost kochała zakupy i zawsze czuła się świetnie wśród pięknych tkanin. Planowała sobie w przyszłości otworzyć własny sklep odzieżowy. Znając gust rudowłosej, miałby niezłą populację.
- Patrzę sobie na sukienki. – Powiedziała Hermiona i odwróciła wzrok.
- Szukasz czegoś konkretnego ? – Spytała podejrzliwie Ginny, jednak na jej twarz przypełzł uśmiech zwycięstwa. Była szczęśliwa, że jej przyjaciółka też zaczęła interesować się modą.
- Wiesz… tak myślę… rozglądam się za jakąś sukienką na urodziny. – Hermiona najwyraźniej była speszona całą tą sytuacją. Ginny nie odczuwała jednak tego, co jej przyjaciółka.
- Mądry pomysł ! – Powiedziała głośno. O wiele za głośno, niż by chciała. Kilka osób stojących niedaleko odwróciło się w ich stronę z pytającym spojrzeniem. – To nic takiego. Proszę sobie nie przerywać zakupów. – Wytłumaczyła Gin. Klienci najwyraźniej wzięli to sobie do serca, bowiem każdy odwrócił się w swoją stronę, szukając odpowiedniego ubrania dla siebie. Dziewczyny cicho parsknęły śmiechem.
- Oczywiście. Zobaczymy się potem. – Gryfonka uśmiechnęła się ciepło i wyszła z pubu, uprzednio kładąc na stoliku pieniądze za piwa kremowe. Przed dotarciem Ginny chciała jeszcze rozejrzeć się za jakąś sukienką. Za 14 dni ma urodziny i chciała jakoś w ten dzień wyglądać. Zaszła do sklepu odzieżowego Gladrag. Rozglądnęła się już na samym wejściu i stwierdziła, że trochę się tu zmieniło, odkąd była tutaj w czwartej klasie. Sklep był wtedy jakiś mniejszy. Dzisiaj naprawdę wydawał się być przynajmniej trzy razy większy i posiadać tyle samo razy więcej ubrań. Hermiona zaszyła się w głąb sklepu. Zaraz znalazł się koło niej przystojny sprzedawca.
- W czymś pomóc ? – Uśmiechnął się rozbrajająco chłopak.
- Dziękuję. Na razie tylko przeglądam. – Hermiona także ślicznie się uśmiechnęła, po czym odwróciła do kolegi plecami i ruszyła dalej. Zdziwiony szatyn powrócił za ladę. Jeszcze nigdy nie przytrafiło mu się, by jakakolwiek kobieta nie odebrała jego zalotów. Ta najwyraźniej nie była jego godna. A wracając do Hermiony… dziewczyna trzymała właśnie w rękach czarną sukienkę do połowy ud z brzoskwiniowymi różami, kiedy usłyszała dźwięk dzwoneczka, co oznaczało, że ktoś wszedł do sklepu. A mówiąc ktoś, chodziło oczywiście o Ginny. Zaskoczona Hermiona szybko odłożyła sukienkę na swoje miejsca, tak, by nie było widać, że miała ją w ogóle w rękach.
- No hej Mionka. Co tu oglądasz ? – Najmłodsza latorośl Weasleyów była w swoim żywiole. Ginny wprost kochała zakupy i zawsze czuła się świetnie wśród pięknych tkanin. Planowała sobie w przyszłości otworzyć własny sklep odzieżowy. Znając gust rudowłosej, miałby niezłą populację.
- Patrzę sobie na sukienki. – Powiedziała Hermiona i odwróciła wzrok.
- Szukasz czegoś konkretnego ? – Spytała podejrzliwie Ginny, jednak na jej twarz przypełzł uśmiech zwycięstwa. Była szczęśliwa, że jej przyjaciółka też zaczęła interesować się modą.
- Wiesz… tak myślę… rozglądam się za jakąś sukienką na urodziny. – Hermiona najwyraźniej była speszona całą tą sytuacją. Ginny nie odczuwała jednak tego, co jej przyjaciółka.
- Mądry pomysł ! – Powiedziała głośno. O wiele za głośno, niż by chciała. Kilka osób stojących niedaleko odwróciło się w ich stronę z pytającym spojrzeniem. – To nic takiego. Proszę sobie nie przerywać zakupów. – Wytłumaczyła Gin. Klienci najwyraźniej wzięli to sobie do serca, bowiem każdy odwrócił się w swoją stronę, szukając odpowiedniego ubrania dla siebie. Dziewczyny cicho parsknęły śmiechem.
***
Dziewczyny siedziały w sklepie dosyć długo. O wiele za
długo, niż by chciała Hermiona. Ginny wpadła w szał zakupów. Wybrała Hermionie
chyba z 50 różnych sukienek. A przecież starszej Gryfonce zupełnie nie chodziło
o to. To miał być wybór prostej, zwyczajnej sukienki, która zadowoliłaby jej
oczekiwania i w której dobrze by się czuła. O wiele nie prosiła. Ginny
natomiast wynajdywała takie sukienki, które więcej odkrywały, niż zakrywały.
Twierdziła, że jej przyjaciółka ma doskonałe ciało i powinna to pokazywać,
nosząc seksowne sukienki. Hermiona nie była temu przeciwna, ale oczywiście pod
warunkiem, że były to sukienki, a nie coś na wzór grubszego paska do spodni. O
coś takiego jej nie chodziło. Po półtorej godzinie i pomocy sprzedawcy
dziewczyny kupiły dwie sukienki i pasujące do nich buty. Pierwsza kiecka była
przed kolana, o kolorze turkusowym, z czarnym paskiem przeplatającym talię.
Buty czarne, skórzane . Druga kreacja natomiast była odważniejsza. Granatowa
sukienka z czarnym paskiem w talii, a do tego buty w podobnym kolorze, z
czerwonymi podeszwami, dodającymi seksapilu. Obu sukienkom towarzyszyły
marynarki w podobnych kolorach i dodatki typu bransoletka, kolczyki. Ważny był
fakt, że Hermionie zestawy się podobały. Z uśmiechem na ustach wyszły ze
sklepu. Pech chciał, że po wczorajszej burzy zostały jeszcze kałuże na ziemi,
tworzące błoto.
Dziewczyny powoli przemierzały drogę dzielącą je od Hogwartu, kiedy nagle Hermionę ktoś popchnął w plecy. Efekt był tragiczny. Brunetka miała przed sobą kałużę, w którą wpadła. Cała się pobrudziła błotem, a w dodatku upadła na lewą rękę, tak, że nie mogła ruszać nadgarstkiem. I usłyszała ten śmiech. Ten znienawidzony przez nią, cholerny śmiech Malfoya. Ból ręki dawał o sobie śmiać, w czego efekcie w oczach Gryfonki kręciły się już łzy. Szybko wstała i nie odwracając się za siebie, pobiegła w jakiś ciemny kąt. Ginny dołączyła do niej błyskawicznie.
- Miona ! Nic ci nie jest ?!
- Coś nie tak z moją ręką. Nadgarstek strasznie boli. – Dla uwiarygodnienia swoich słów brunetka złapała się lekko za nadgarstek i cicho syknęła z bólu. Ginny wyciągnęła różdżkę i oczyściła swoją przyjaciółkę z błota. Przez całe to zamieszanie, kompletnie zapomniała o sukienkach, które niosła Hermiona. Starsza z dziewcząt upuściła torby podczas własnego upadku.
- Idziemy do zamku, a tam od razu do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey musi to zbadać. – Stwierdziła Ginny głosem „Nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać ”. Hermiona cicho przytaknęła i ze łzami w oczach podążała za przyjaciółką.
Do zamku dostały się w przeciągu 15 minut. Pomknęły na pierwsze piętro i już przechodziły przez wielkie, masywne drzwi. Hermiona podeszła do pierwszego łóżka po lewej. Zaraz zjawiła się koło niej pani Pomfrey.
- Co się stało kochana ? – Zapytała całkiem miło.
- Chyba nadwyrężyłam sobie nadgarstek. Upadłam na tą rękę. – Wytłumaczyła Hermiona. Ręka bardzo ją bolała.
- Oczywiście. – Powiedziała bardziej do siebie, niż do pacjentek pielęgniarka. Podeszła szybko do szafki z eliksirami „na uszkodzenia” i wyciągnęła z niej małą fiolkę z różowym płynem. – Wypij to. To na skręcenia. Wszystko zaraz powinno wrócić do normy. – Jak pielęgniarka powiedziała, tak Hermiona zrobiła. Wypiła całą fiolkę eliksiru, który smakował gorzko. W jednej sekundzie poczuła niemiłosierny ból całej ręki, jednak w następnej ustało wszystko. Wychodziło na to, że wszystko wróciło do normy. – Najwidoczniej się udało. W razie czego założę ci jeszcze bandaż na nadgarstek. Kość nie jest do końca funkcjonalna. – Wytłumaczyła jeszcze pani Pomfrey.
- Dobrze. – Odpowiedziała Hermiona. Pani Pomfrey szybko owinęła jej nadgarstek bandażem i zaleciła go nosić przez trzy kolejne dni. Gryfonki podziękowały i wyszły ze skrzydła szpitalnego. Jednak na schodach Hermiona przystanęła i zbladła.
- Miona ? Co jest ?! – Ginny wystraszyła się nie na żarty.
- Sukienki ! Upuściłam je, jak Malfoy mnie popchnął i zostały tam. – Hermiona bardzo posmutniała. Te sukienki naprawdę jej się spodobały.
- Trudno. Kupimy inne. – Ginny podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. Tak się przejęła Hermioną, że zapomniała wziąć torbę z ubraniami. Pewnie już ktoś ją sobie przywłaszczył. Najwyraźniej nie było dane czekoladowookiej Gryfonce zatrzymać tych piękności. – Chodź, odprowadzę cię do dormitorium. – Powiedziała ciepło.
- Dzięki Gin, ale już mnóstwo dla mnie dzisiaj zrobiłaś. Dam radę. – Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się ciepło. Schody na siódme piętro szły od innych, niż te na piąte. Czyli krótko mówiąc, dziewczyny nie miały do siebie po drodze.
- Ale przecież to nie problem. – Nalegała Gin. Jej przyjaciółka kiwnęła głową, że nie trzeba. – W takim razie widzimy się na kolacji. Trzymaj się Mionka. – Obie uśmiechnęły się ciepło i po wymienieniu uścisków każda poszła w swoją stronę. Hermiona powoli szła po schodach, ubolewając nad swoimi, straconymi już sukienkami. Naprawdę chciała je założyć w swoje urodziny. Według mugolskiego kalendarza, 19 września kończyła osiemnaście lat. Wtedy wyprawiane są wielkie imprezy, jest się pełnoletnim. W magicznym świecie Gryfonka była już pełnoletnia od roku.
Hermiona tak się zamyśliła, że nawet nie wiedziała, kiedy doszła na piąte piętro. Przeszła przez obraz. W salonie siedzieli Malfoy i Zabini, tradycyjnie z ognistą w ręce.
- Hermiona… - Zaczął Blaise, jednak nagle urwał, gdy zobaczył bandaż na nadgarstku brązowookiej. – Co z twoją ręką ? Wszystko w porządku ? – Hermiona jednak nie patrzyła na Blaise’a, a na jego przyjaciela.
- Nie. – Warknęła, po czym bez zbędnych ceregieli poszła do swojego pokoju. Ogromnie się zdziwiła, widząc jakąś torbę leżącą na łóżku. Podeszła do niej i wyciągnęła z niej sukienki i buty, które kupiła dzisiaj razem z Ginny. Bez wątpienia wiedziała, kto jej tutaj przyniósł. Otworzyła drzwi, mając w ręce cały czas torbę z ubraniem i obuwiem. – Dzięki Blaise. – Uniosła lekko torbę i uśmiechnęła się, przy okazji przepraszając za wcześniejsze warczenie w jego stronę. Nie czekając na reakcję ciemnoskórego Ślizgona, zamknęła drzwi. Schowała torbę do szafy. Była już 17:30, a ona jeszcze nic nie jadła. Za półtorej godziny miała być kolacja, jednak jej już burczało w brzuchu. Może od tego, że nie jadła obiadu. Ale wytrzyma. Próbując nie myśleć o głodzie, wzięła się za odrabianie lekcji, żeby mieć niedzielę z głowy. Na szczęście miała tylko referat z transmutacji. Nie był trudny, a Hermiona przeczytała cały podręcznik od transmutacji, więc doskonale znała odpowiedź na pytanie. Uporała się z nim w pół godziny. Zmęczona, postanowiła się trochę zdrzemnąć. Ustawiła budzik, by obudził ją o 18:40 i zamknęła powieki. Sen przyszedł bardzo szybko.
Dziewczyny powoli przemierzały drogę dzielącą je od Hogwartu, kiedy nagle Hermionę ktoś popchnął w plecy. Efekt był tragiczny. Brunetka miała przed sobą kałużę, w którą wpadła. Cała się pobrudziła błotem, a w dodatku upadła na lewą rękę, tak, że nie mogła ruszać nadgarstkiem. I usłyszała ten śmiech. Ten znienawidzony przez nią, cholerny śmiech Malfoya. Ból ręki dawał o sobie śmiać, w czego efekcie w oczach Gryfonki kręciły się już łzy. Szybko wstała i nie odwracając się za siebie, pobiegła w jakiś ciemny kąt. Ginny dołączyła do niej błyskawicznie.
- Miona ! Nic ci nie jest ?!
- Coś nie tak z moją ręką. Nadgarstek strasznie boli. – Dla uwiarygodnienia swoich słów brunetka złapała się lekko za nadgarstek i cicho syknęła z bólu. Ginny wyciągnęła różdżkę i oczyściła swoją przyjaciółkę z błota. Przez całe to zamieszanie, kompletnie zapomniała o sukienkach, które niosła Hermiona. Starsza z dziewcząt upuściła torby podczas własnego upadku.
- Idziemy do zamku, a tam od razu do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey musi to zbadać. – Stwierdziła Ginny głosem „Nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać ”. Hermiona cicho przytaknęła i ze łzami w oczach podążała za przyjaciółką.
Do zamku dostały się w przeciągu 15 minut. Pomknęły na pierwsze piętro i już przechodziły przez wielkie, masywne drzwi. Hermiona podeszła do pierwszego łóżka po lewej. Zaraz zjawiła się koło niej pani Pomfrey.
- Co się stało kochana ? – Zapytała całkiem miło.
- Chyba nadwyrężyłam sobie nadgarstek. Upadłam na tą rękę. – Wytłumaczyła Hermiona. Ręka bardzo ją bolała.
- Oczywiście. – Powiedziała bardziej do siebie, niż do pacjentek pielęgniarka. Podeszła szybko do szafki z eliksirami „na uszkodzenia” i wyciągnęła z niej małą fiolkę z różowym płynem. – Wypij to. To na skręcenia. Wszystko zaraz powinno wrócić do normy. – Jak pielęgniarka powiedziała, tak Hermiona zrobiła. Wypiła całą fiolkę eliksiru, który smakował gorzko. W jednej sekundzie poczuła niemiłosierny ból całej ręki, jednak w następnej ustało wszystko. Wychodziło na to, że wszystko wróciło do normy. – Najwidoczniej się udało. W razie czego założę ci jeszcze bandaż na nadgarstek. Kość nie jest do końca funkcjonalna. – Wytłumaczyła jeszcze pani Pomfrey.
- Dobrze. – Odpowiedziała Hermiona. Pani Pomfrey szybko owinęła jej nadgarstek bandażem i zaleciła go nosić przez trzy kolejne dni. Gryfonki podziękowały i wyszły ze skrzydła szpitalnego. Jednak na schodach Hermiona przystanęła i zbladła.
- Miona ? Co jest ?! – Ginny wystraszyła się nie na żarty.
- Sukienki ! Upuściłam je, jak Malfoy mnie popchnął i zostały tam. – Hermiona bardzo posmutniała. Te sukienki naprawdę jej się spodobały.
- Trudno. Kupimy inne. – Ginny podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. Tak się przejęła Hermioną, że zapomniała wziąć torbę z ubraniami. Pewnie już ktoś ją sobie przywłaszczył. Najwyraźniej nie było dane czekoladowookiej Gryfonce zatrzymać tych piękności. – Chodź, odprowadzę cię do dormitorium. – Powiedziała ciepło.
- Dzięki Gin, ale już mnóstwo dla mnie dzisiaj zrobiłaś. Dam radę. – Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się ciepło. Schody na siódme piętro szły od innych, niż te na piąte. Czyli krótko mówiąc, dziewczyny nie miały do siebie po drodze.
- Ale przecież to nie problem. – Nalegała Gin. Jej przyjaciółka kiwnęła głową, że nie trzeba. – W takim razie widzimy się na kolacji. Trzymaj się Mionka. – Obie uśmiechnęły się ciepło i po wymienieniu uścisków każda poszła w swoją stronę. Hermiona powoli szła po schodach, ubolewając nad swoimi, straconymi już sukienkami. Naprawdę chciała je założyć w swoje urodziny. Według mugolskiego kalendarza, 19 września kończyła osiemnaście lat. Wtedy wyprawiane są wielkie imprezy, jest się pełnoletnim. W magicznym świecie Gryfonka była już pełnoletnia od roku.
Hermiona tak się zamyśliła, że nawet nie wiedziała, kiedy doszła na piąte piętro. Przeszła przez obraz. W salonie siedzieli Malfoy i Zabini, tradycyjnie z ognistą w ręce.
- Hermiona… - Zaczął Blaise, jednak nagle urwał, gdy zobaczył bandaż na nadgarstku brązowookiej. – Co z twoją ręką ? Wszystko w porządku ? – Hermiona jednak nie patrzyła na Blaise’a, a na jego przyjaciela.
- Nie. – Warknęła, po czym bez zbędnych ceregieli poszła do swojego pokoju. Ogromnie się zdziwiła, widząc jakąś torbę leżącą na łóżku. Podeszła do niej i wyciągnęła z niej sukienki i buty, które kupiła dzisiaj razem z Ginny. Bez wątpienia wiedziała, kto jej tutaj przyniósł. Otworzyła drzwi, mając w ręce cały czas torbę z ubraniem i obuwiem. – Dzięki Blaise. – Uniosła lekko torbę i uśmiechnęła się, przy okazji przepraszając za wcześniejsze warczenie w jego stronę. Nie czekając na reakcję ciemnoskórego Ślizgona, zamknęła drzwi. Schowała torbę do szafy. Była już 17:30, a ona jeszcze nic nie jadła. Za półtorej godziny miała być kolacja, jednak jej już burczało w brzuchu. Może od tego, że nie jadła obiadu. Ale wytrzyma. Próbując nie myśleć o głodzie, wzięła się za odrabianie lekcji, żeby mieć niedzielę z głowy. Na szczęście miała tylko referat z transmutacji. Nie był trudny, a Hermiona przeczytała cały podręcznik od transmutacji, więc doskonale znała odpowiedź na pytanie. Uporała się z nim w pół godziny. Zmęczona, postanowiła się trochę zdrzemnąć. Ustawiła budzik, by obudził ją o 18:40 i zamknęła powieki. Sen przyszedł bardzo szybko.
***
Hermiona właśnie wracała z kolacji. Była już trochę bardziej
wypoczęta, niż wcześniej. Kiedy opowiedziała Ginny o tym, co zobaczyła w swoim
pokoju, ta aż zaniemówiła z zaskoczenia. Rudowłosa nigdy nie podejrzewała, że
Blaise Zabini może być aż tak miły, w dodatku u boku największego buntownika
świata, Dracona Malfoya. Pozory mylą. Nigdy nie oceniaj książki po okładce.
- Miona, porabiasz coś dzisiaj wieczorem ? – Zapytała Ginny. Liczyła na babski wieczorek z przyjaciółką.
- Idę na szlaban. A co ? – Hermiona spojrzała w stronę przyjaciółki.
- A tak pytam… kiedy spędzimy jakiś wieczór tak wspólnie, we dwie ? – Zapytała Ginny i posmutniała. Najwyraźniej dwa tygodnie w towarzystwie swojej przyjaciółki, na wakacjach, to dla niej zdecydowanie za mało.
- Zapraszam do siebie jutro. – Uśmiechnęła się ciepło Hermiona. Ginny aż zaświeciły się oczy.
- Okej ! – Krzyknęła uradowana. – To do jutra Mionka ! – Chyba naprawdę rudej polepszył się humor na wieść o „piżama party” ze swoją przyjaciółką. Zniknęła za schodami. Hermiona natomiast bardzo powoli zmierzała na pierwsze piętro, do Sali od transmutacji. Za 15 minut zaczynała szlaban, więc nie było sensu iść do swojego dormitorium na 5 piętrze po to, by za chwilę zejść ponownie na pierwsze. Wolała już przeczekać te piętnaście minut pod klasą. Blaise najwyraźniej zrobił tak samo, bowiem opierał się o parapet, przed salą. Hermiona uśmiechnęła się i wolno szła w jego stronę.
- Miona, porabiasz coś dzisiaj wieczorem ? – Zapytała Ginny. Liczyła na babski wieczorek z przyjaciółką.
- Idę na szlaban. A co ? – Hermiona spojrzała w stronę przyjaciółki.
- A tak pytam… kiedy spędzimy jakiś wieczór tak wspólnie, we dwie ? – Zapytała Ginny i posmutniała. Najwyraźniej dwa tygodnie w towarzystwie swojej przyjaciółki, na wakacjach, to dla niej zdecydowanie za mało.
- Zapraszam do siebie jutro. – Uśmiechnęła się ciepło Hermiona. Ginny aż zaświeciły się oczy.
- Okej ! – Krzyknęła uradowana. – To do jutra Mionka ! – Chyba naprawdę rudej polepszył się humor na wieść o „piżama party” ze swoją przyjaciółką. Zniknęła za schodami. Hermiona natomiast bardzo powoli zmierzała na pierwsze piętro, do Sali od transmutacji. Za 15 minut zaczynała szlaban, więc nie było sensu iść do swojego dormitorium na 5 piętrze po to, by za chwilę zejść ponownie na pierwsze. Wolała już przeczekać te piętnaście minut pod klasą. Blaise najwyraźniej zrobił tak samo, bowiem opierał się o parapet, przed salą. Hermiona uśmiechnęła się i wolno szła w jego stronę.