piątek, 31 stycznia 2014

[4.] Powrót



Hermiona przeglądała różne strony internetowe z ubraniami. Chciała kupić jeszcze kilka najpotrzebniejszych rzeczy przed wyjazdem do Hogwartu, a nie miała zbytniej ochoty na wychodzenie z domu. Z resztą dzisiaj za kilka godzin miał wpaść Harry. Potrzebowała go czasem, by sobie tak porozmawiać, o wszystkim i o niczym jednocześnie. A zwłaszcza teraz, kiedy nie ma już Ginny. Nagle po domu rozległ się dźwięk dzwonka i ktoś zaczął pukać do drzwi. Kto to mógł być ? Nie spodziewała się żadnych gości o tej godzinie. Zaciekawiona poszła otworzyć przybyszowi. Ledwo uchyliła drzwi, a na szyję rzuciła jej się ruda czupryna włosów pachnących cytryną. Zaraz, zaraz… Hermiona zna już skądś ten zapach włosów ! Przecież on należy do…
- GINNY !!! – Krzyknęła uradowana brunetka i równie mocno objęła swoją przyjaciółkę.
- Cześć Mionka.  – Odparła młoda istotka, kiedy uwolniła się z uścisku Hermiony.
- Co ty tutaj robisz ? Jak udało ci się przekonać rodziców do powrotu ? Na ile zostajesz ? Masz gdzie mieszkać ? A może zamieszkasz ze mną ? Jak było we Włoszech ? Jezu, tak się cieszę, że jesteś !! – Pytania nasuwały się Hermionie na język same. Naprawdę była szczęśliwa, że zobaczyła przyjaciółkę, mimo, że minęło może 7 dni. Nawet przez taki krótki okres czasu można się za kimś stęsknić.
- Spokojnie. – Powiedziała Ginny i zaśmiała się. Nie sądziła, że to ona będzie kiedykolwiek mówić te słowa Hermionie. – To wszystko przez Rona.  Nie wiedziałam, że to taki tępy człowiek. Mam go serdecznie dość. Następnego dnia po przyjeździe do Włoch mama zaczarowała go potajemnie i pojechali do magicznego szpitala. Doktor zbadał go dokładnie, kazał mu wypełnić jakieś papiery no i się okazało, że ma jakieś niewyobrażalne urojenia. Krótko mówiąc, jest chory psychicznie. Dostaje szału, jak coś mu nie wychodzi. Zazwyczaj zachowywał się tak, kiedy był sam. Mówił, że „nie chciał nikogo zranić”, kiedy dostawał ataku. Jednak, kiedy przyjechaliśmy do domu, stwierdził, że, skoro już wiemy, nie będzie się tak bardzo hamował. Jest nie do zniesienia. Denerwuje się nawet, jak ktoś powie coś, co jego zdaniem nie było śmieszne. Był zdolny pobić Percy’ego, bo zabrał mu jego czekoladowy budyń przez pomyłkę ! To już przesada ! A ja nie wytrzymywałam. Poszłam do rodziców i oznajmiłam im, że nie będę mieszkała pod jednym dachem z człowiekiem, który bawi się ludźmi i że wracam do Londynu. Powiedziałam też, że będę mieszkać u ciebie, a do Włoch przyjadę na święta. – Dokończyła niepewnie. W pewnym sensie postawiła Hermionę przed faktem dokonanym, bowiem starsza z dziewczyn nie miała prawa wyboru i teraz automatycznie musiała się zgodzić z pobytem rudej w tym domu.
- Sprawiłaś mi najcudowniejszą niespodziankę na świecie. – Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się od ucha do ucha.  Mocno przytuliła Ginny.
- To znaczy, że mogę u ciebie zamieszkać przez ten tydzień ? – Spytała ruda.
- No jasne ! – Odpowiedziała brunetka i obie dziewczyny zaśmiały się. – Dzisiaj będziemy miały jeszcze jednego gościa, ale chyba nie powinien ci przeszkadzać. – Uśmiechnęła się.
- Kogo ? – ruda była wyraźnie zainteresowana odpowiedzią przyjaciółki.
- Harry ma do mnie wpaść dzisiaj wieczorem na pogawędkę. Dołączysz się do nas ? – Zaproponowała Gryfonka.
- Pewnie. – Odparła bez zastanowienia Ginny i uśmiechnęła się.
            Obie panie wybrały się do kuchni, by przygotować jakieś przekąski na dzisiejszy wieczór.
- To ja może pójdę się przebrać… - Zaproponowała nieśmiało Ginny. Dopiero teraz Hermiona zauważyła, jak pięknie ubrana jest jej przyjaciółka. Ruda miała na sobie biało-różową sukienkę z koronką na górnej części. Do tego koturny na niewysokim podwyższeniu o kolorze różowym. Na prawej ręce miała kilka bransoletek w różnych kolorach oraz pierścionek na dwa palce, w kształcie wąsów. Na szyi zawieszony miała staromodny zegarek. Z uszu zwisały jej granatowe, długie kolczyki.                                         W takich chwilach Hermiona okropnie zazdrościła Ginny urody i talentu do wybierania ubrań. Po 10 minutach ruda wróciła do kuchni ubrana w krótkie spodenki, miętowe vansy i bokserkę z kotem.
- To co ? Bierzemy się za przekąski ? – Uśmiechnęła się Ginny. Hermiona włączyła radio. Ruda co prawa nie znała mugolskich piosenek, ale i tak próbowała odgadnąć co poniektóre słowa i całkiem jej to wychodziło. Dziewczyny postanowiły zrobić pizzę. Jednak nie było wszystkich składników.
- Gin, trzeba pójść do sklepu po ser i pieczarki. Ja pójdę, bo ty zapewne nie wiesz, gdzie jest sklep. – Uśmiechnęła się Hermiona. – Ooo… przy okazji kupię chipsy ! – stwierdziła starsza z Gryfonek.
- A co to są te chipsy ? – Zapytała ruda i zrobiła taką minę, jakby pierwszy raz w życiu słyszała takie słowo. Hermiona zaśmiała się.
- To takie smażone ziemniaki z różnymi przyprawami i o różnym smaku. – Odpowiedziała u uśmiechnęła się. – Dobra, to ja idę. Tylko nie zrób nic głupiego. – Ostrzegła przyjaciółkę Hermiona, po czym wzięła portfel i wyszła z domu. Na szczęście do sklepu nie miała tak daleko, bo jakieś 10 minut drogi. Co chwila witała się z sąsiadami, którzy wolne popołudnie postanowili spędzić w gronie rodziny. Niektórzy robili grilla, przez co w całej okolicy pięknie pachniało. Hermiona uśmiechnęła się do siebie i weszła do sklepu. Był to duży budynek samoobsługowy. Wzięła do ręki koszyk i weszła w głąb sklepu, by poszukać potrzebnych składników. Postanowiła zrobić większe zakupy, żeby potem mieć to z głowy. Przez tydzień będzie u niej mieszkać Ginny, co znaczy, że ugotować coś musi. Szybko uwinęła się ze znalezieniem wszystkich artykułów i powoli kierowała się do kasy, kiedy nagle zauważyła blond fretkę stojącą ze słoikiem oliwek i zastanawiającą się, czy je brać, czy nie. Kto, o zdrowych zmysłach, wysłałby Malfoya do sklepu mugolskiego, z mugolami i mugolskimi rzeczami ? Chłopak chyba zorientował się, że ktoś na niego patrzy, więc odwrócił głowę i zauważył Granger patrzącą na niego i śmiejącą się po cichu.
- Co się śmiejesz ?  - Zapytał. Chyba był trochę oburzony zachowaniem Gryfonki.
- Od kiedy to jesz oliwki, fretko? Naprawdę smakuje ci to zielone świństwo ? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie Hermiona i znów zaczęła się podśmiewać z wroga.
- To są oliwki ? Kurde, ja tu spędzę chyba pół wieku, zanim znajdę cokolwiek z tej cholernej listy zakupów ! – Specjalnie powiedział to głośniej, żeby Gryfonka go usłyszała.
-To znaczy ? – Spytała trochę już poważniejsza, niż przedtem, ale i tak nadal rozbawiona brunetka.
- Pomidory, ogórki, truskawki i pory. Zastanawiam się, gdzie ja tu kupię te pory, skoro nie ma w tym sklepie działu odzieżowego. – To drugie zdanie Malfoy powiedział jakby do siebie. Nie wiedział jednak, że Hermiona je usłyszała. Dziewczyna wybuchła niekontrolowanym śmiechem.- Znowu to samo…. Co rżysz szlamo ? – Na te słowa Gryfonka nagle spoważniała. Znowu ją obraził, ale ona znowu nie reagowała. Nie chciała zwracać na siebie uwagi w miejscu publicznym. To był jedyny powód, dla którego nie zrobiła mu tutaj awantury.
- Pory to warzywa idioto. – Odpowiedziała krótko, po czym odwróciła się na pięcie i poszła do kasy, zostawiając Malfoya osłupiałego. Ta zapyziała fretka nie będzie jej obrażać. Od teraz koniec z tym ! Najwyższa pora postawić się debilowi. Nie będzie jej uprzykrzał życia w ostatniej klasie ! Zadowolona z siebie opuściła sklep i poszła do domu. Słyszała, że ktoś za nią idzie, jednak nie miała ochoty odwracać się, bo spodziewała się najgorszego scenariusza. CZYTAJ: Malfoya. Tak więc w zawrotnym tempie pokonała drogę dzielącą ją od domu. Ginny siedziała w kuchni na blacie i piła sok pomarańczowy.
- Już jestem. – Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się.
- Łoo, chyba zrobiłaś większe zakupy. – Ruda spoglądnęła na torby.
- Gdybyś zaglądnęła do mojej lodówki, to nie miałabyś takiej miny. – Ginny, jak na zawołanie, stanęła przy lodówce i otworzyła ją. Rzeczywiście świeciło tam pustkami. Były jedynie serek, jajka i masło.
- Dziewczyno, co ty jadasz całymi dniami ?! – Ruda stanęła jak spetryfikowana, kiedy zauważyła „jakże bogate” wnętrze lodówki Hermiony.
- Zamawiam jedzenie do domu, albo chodzę do baru. – Hermiona trochę speszyła się, ale nic więcej na ten temat nie powiedziała.
             Dziewczyny rozpakowały torby i pochowały jedzenie do szafek i lodówki. Potem Hermiona wyciągnęła stolnicę i zaczęła robić ciasto do pizzy. Nie obyło się bez bitwy na mąkę. Zarówno jedna, jak i druga była całkowicie biała. Hermiona właśnie strzepywała mąkę z włosów, kiedy nagle odezwała się Ginny.
- Mionka ?
- Hmm ? – Hermiona dała znak, że słucha przyjaciółki.
- Co Malfoy robi w oknie w tamtym domu ? – Spytała Ginny i uniosła jedną brew w geście zdziwienia.
- Jego babcia tam mieszka. – Pokazała podbródkiem na dom pani Peterson i wzruszyła ramionami.
- Czemu ja o tym nic nie wiem ? Tu mieszka  jego babcia ? Myślałam, że tu nie mieszkają inni czarodzieje… - Ruda wyrażała zainteresowanie tą sprawą.
- Też nie miałam o tym zielonego pojęcia. Wcześniej nigdy go tu nie widziałam . – Odparła Hermiona.
            Była godzina 18:30. Zaraz miał wpaść Harry. Hermiona wstawiła pizzę do piekarnika, a Ginny przygotowała w salonie na stole talerze. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek.
- Ja otworzę ! – Krzyknęła z salonu Ginny.
- Okej ! – Odkrzyknęła jej Hermiona. Chwila ciszy i …
- GINNY ! – Krzyknął Harry. Hermiona zaśmiała się. Zareagowała dokładnie tak samo, jak Harry. Po chwili dało się usłyszeć pisk Ginny i głośne śmiechy. Starsza z Gryfonek wybiegła z kuchni i poszła sprawdzić, czemu jej przyjaciółka piszczała. To Harry wziął Ginevrę na ręce i zaczął kręcić wokół własnej osi. Oni chyba też się za sobą stęsknili. To całkiem miły widok, kiedy dwie osoby, które kiedyś świata poza sobą nie widziały, a potem zerwały, nadal utrzymują kontakty i zachowują się, jakby od zawsze się przyjaźniły i nigdy ze sobą nie chodziły.
- Hej Mionka. – Odezwał się Harry, kiedy odstawił już Ginny na ziemię. – Nie wspominałaś, że Ginny  wraca. – Powiedział i próbował zrobić minę obrażonego dziecka, ale coś mu to nie wyszło.
- Sama się dowiedziałam jakieś 2 i pół godziny temu, kiedy Ginny przyszła do mnie do domu. – Odparła uradowana Hermionka, po czym podeszła i ucałowała Harrego w policzek.
            Całą trójką udali się do salonu. Zaczęła się luźna rozmowa. Ginny opowiadała trochę o Włoszech i o Ronie. Harry opowiadał trochę o swoich wakacjach we Francji. Pojechał tam po bitwie, bo dostał zaproszenie od Madame Maxime, dyrektorki akademii Beauxbatons. Zwiedził pokaźną część Francji, spędził czas z uczniami z tamtejszej szkoły. Nietypowe i zarazem typowe wakacje. Tak właściwie to trochę współczuł tamtym uczniom, że na wakacjach zostają w szkole. To niby nie jest obowiązkowe, jednak korzysta z tego wiele uczniów. Hermiona opowiedziała natomiast o swoich wakacjach, które były stosunkowo nudne. Nie ominęła także opowieści z kina, kiedy to Pansy Parkinson we własnej osobie przeprosiła ją za lata upokorzeń.
- Naprawdę cię przeprosiła ? A co dokładnie powiedziała ? – Dopytywała się Ginny.
- Powiedziała, że było mało tych normalnych dni, kiedy ze sobą gadałyśmy i że chciałaby, żeby było ich więcej. Potem przeprosiła. Przyjęłam przeprosiny i przedstawiłam się jej od nowa. Zrobiła to samo. Myślę, że Pansy to normalny człowiek, nie to co inni Ślizgoni. Z wami postąpi pewnie tak samo.
- Co masz na myśli ? – Spytał Harry.
- No… pewnie też was przeprosi. Bardzo się zmieniła. – Powiedziała Hermiona.
- Obyś miała rację. – Dodał chłopiec, który przeżył.
- A tak w ogóle to mam dla was nowinkę ! – Zagadnęła uradowana Ginny.
- Jaką ? – Spytała Hermiona.
- Moja mama, kiedy dowiedziała się, że wracam do Anglii, napisała do Mcgonagall. Jestem w 7 klasie razem z wami !!! – Krzyknęła ruda. Zarówno Harry, jak i Hermiona rzucili się, by uściskać przyjaciółkę.
- To super !!! Siedzimy razem w ławce ! – Powiedziała Hermiona, zanim Harry chociażby otworzył usta.
- No raczej ! – Odparła Ginny.
- Przepraszam was na chwilkę, ale chyba pizza już jest. – Powiedziała Hermiona i wstała, kierując się do kuchni.
- Ooo, pizza ! Same robiłyście ? – Spytał Harry.
- Tak. We włosach mam chyba jeszcze mąkę. – Zaśmiała się Ginny. Hermiona poszła do kuchni. Pierwsze, co zrobiła, to wyłączyła radio. Chciała słyszeć rozmowę Harrego i Ginny. Popatrzyła do piekarnika. Pizza powinna być gotowa za max 3 minuty. Tak więc usiadła na blacie i przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół…
- Fajnie, że wracamy do Hogwartu… - Zagadnął Harry.
- Taak. Bardzo się cieszę, że mogłam tu wrócić i ukończyć Hogwart razem z wami. – Odparła Ginny, po czym położyła głowę na ramieniu Harrego. Ten objął ją. – Wiesz… czasami brakuje mi takich pogawędek i wieczorów z tobą. Tylko z tobą. – Powiedziała nieśmiało.
- Mi też. Ale…
- Nie. – Przerwała mu gwałtownie. Wiedziała, o co chce zapytać. Harry uśmiechnął się.
- Pomyślałem o tej samej odpowiedzi, co ty. – Oddała uśmiech.
- To znaczy… bo chyba nie ma sposobu, by sprawdzić, czy my coś do siebie czujemy. To chyba wynika samo z siebie, no nie ? – Spytała troszkę zdezorientowana Ginny. 
- Sam nie wiem. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji…
- Ja też… - W tym momencie Hermiona wychyliła głowę z kuchni. Zauważyła, że Harry patrzy na Ginny, a Ginny na Harrego. Ich twarze są bardzo blisko siebie. Nagle całują się. Pocałunek był krótki, ale nawet z tej odległości dało się zauważyć, że delikatny. Uśmiechnęła się do siebie i zabrała się za wyciąganie pizzy z piekarnika.
- Czułeś coś ? – Spytała Gin, kiedy oderwała się od Harrego. Ten tylko pokręcił głową.
- A ty ? – Powtórzyła gest chłopaka, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Czyli mamy znak. – Odparła Ginny. Oboje zaśmiali się.
- Jaki znak ? – Nagle do pokoju weszła Hermiona z talerzem pokrojonej już pizzy. Specjalnie przerwała im tą rozmowę, bowiem wyczuła, że może być niezręcznie, kiedy wróci.
- Że umiesz gotować ! – Wypalił szybko Harry. Więc o tym nie będą gadać.
- Opowiadałam Harremu o naszym popołudniu i jak robiłyśmy pizzę. – Uśmiechnęła się ruda.
            I w ten oto sposób trójka przyjaciół miło spędziła wieczór. Hermiona wyciągnęła z barku kilka butelek kremowego piwa. Atmosfera znów rozluźniła się. Ginny wpadła na pomysł, żeby zagrać w butelkę. Wszyscy przystali na tą propozycję. Padały różne pytania, ale było wesoło. Koło 24:00 wszyscy udali się do swoich pokoi na zasłużony wypoczynek po dniu pełnym wrażeń.

piątek, 24 stycznia 2014

[3.] Spotkanie w kinie



Hermiona siedziała właśnie w kuchni i zajadała zrobione przez siebie kanapki. Minęły dwa dni od wyjazdu Wesleyów do Włoch, a Ginny jeszcze nie napisała ! Czy coś się stało ? Może mieli jakiś wypadek ? Dziewczyna bardzo nie chciała takiego obrotu spraw. Niee, to na pewno nie możliwe. Dojechanie samochodem osobowym na drugi koniec Europy musi trochę potrwać.
            Nagle myśli Gryfonki przerwało pukanie do okna w salonie. Hermiona wstała z krzesła i poszła do salonu sprawdzić, o co chodzi. Na parapecie zauważyła brązową, niewielką sówkę. Świnka, pomyślała. Szybko pobiegła do okna i otworzyła je na oścież, żeby zwierzątko mogło swobodnie wlecieć do pomieszczenia. Sowa zatoczyła kółko w pomieszczeniu, a następnie usiadła na oparciu fotela i wyciągnęła prawą nóżkę, do której przywiązany był list. Brunetka bez zastanowienia podbiegła do sówki i zdjęła list, po czym zaczęła czytać.

Droga Hermionko !
Dojechaliśmy na miejsce cali i zdrowi. Nie sądziłam, że Włochy mogą być tak piękne ! Cudne miejsce i ładne widoki. A jak tam u ciebie ? Wszystko w porządku ? Zdążyłam się już stęsknić! Nie jestem pewna, czy wpasuje się w nowe otoczenie. Coraz częściej myślę o powrocie. Nie umiem mieszkać pod jednym dachem z Ronem. To wszystko mnie przerasta. Spodziewaj się mnie za niedługo.
Całuję, Ginny.

Uff, całe szczęście, że dojechali szczęśliwie, pomyślała Hermiona. Tak bardzo się o nich bała… Ale wszystko teraz w porządku . Ciekawe, co wykombinuje Ginny ? Czy aż tak będzie uprzykrzać życie rodzicom i braciom, że pozwolą jej wrócić ? Byłoby fajnie, gdyby wróciła i to najlepiej jeszcze na wakacjach, żeby razem mogły iść do Hogwartu. Nagle Hermiona poczuła lekkie ukłucie. Ale nie w sercu, czy brzuchu. Na ramieniu. Świnka dała jej o sobie znać. Gryfonka tak się zamyśliła, że kompletnie zapomniała o odpisaniu. Popatrzyła na zegarek. 16:45. O nie ! Jeśli za 5 minut nie wyjdzie z domu, to spóźni się do pracy ! Tak, Hermiona Granger pracowała. Znalazła sobie pracę w kinie, kilka ulic stąd? Brunetka myślała, żeby wrócić na święta do domu. To po prostu taki nawyk, bo zazwyczaj wracała na święta i spędzała je z rodzicami. A może do grudnia się odnajdą ? Jeszcze nie wszystko stracone. Hermiona pobiegła szybko do swojego pokoju i wyciągnęła z szuflady przy biurku pióro oraz pergamin. Zostały jej jeszcze z szóstej klasy. W tym roku nie była jeszcze na zakupach i czym prędzej musi się na nie wybrać. Właśnie, a może jutro by poszła ? I znów się zamyśliła. A czas leci. Wzięła do ręki pióro i nabazgrała na pergaminie kilka słów, że wszystko w porządku, że tęskni i takie tam. Złożyła list i pobiegła na dół, do salonu. Następnie przywiązała go sznureczkiem do stópki Świnki. Poszła jeszcze do kuchni i wyciągnęła z szafki kilka krakersów. Pokruszyła je i dała do zjedzenia sowie. Ta, najedzona wyfrunęła przez okno. Hermiona natomiast popatrzyła znów na zegarek. 16:55. No pięknie, teraz to na pewno się spóźni ! To już kolejne spóźnienie w tym miesiącu ! Szef w końcu wyleje ją za te spóźnienia. Ale jej to teraz nie robi zbyt wielkiej różnicy, ponieważ i tak za tydzień sama będzie musiała porzucić tą pracę. W końcu wraca do Hogwartu ! Wzięła swoją kurtkę do ręki i jednym sprawnym ruchem zamknęła dom na klucz. Następnie poszła w prawą stronę, w kierunku kina. Starała się iść szybko, żeby za bardzo się nie spóźnić . Może wtedy szef nie będzie krzyczał na nią. To mało prawdopodobne, ale Hermiona Granger, ta idealna, poukładana kujonka spóźnia się ! Jak do tego dochodzi ? To chyba kolejna oznaka jej „wielkiej przemiany”. Ostatnimi czasy coś aż za bardzo widać te oznaki, jednak nic nie może na to poradzić. W zawodowym tempie pokonała dwie ulice i już stała w wejściu do Kina „Arsus”.
- Je… jestem ! – Wydyszała Hermiona i podparła się blatu recepcji. Była bowiem zmęczona biegiem.
- No nareszcie ! – Szepnął jej kolega z pracy, Eric. – Szef ma się pojawić za jakieś 30 sekund ! W samą porę. – Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko. Ależ ona ma szczęście !
- Witam. – Rozległ się niski, głęboki głos. Do Sali głównej wszedł ich szef, pan Dogs. Był to człowiek wysoki, szczupły, ciemnoskóry. Hermionie trochę przypominał pewnego Ślizgona, a mianowicie Blaise’a Zabiniego. W sumie to całkiem w porządku typ z tego Zabiniego. Zabawny, inteligentny, przystojny, wysportowany, mądry, a co najważniejsze, tolerancyjny. Tak, Zabini to chyba jedyny Ślizgon, który akceptuje osoby pochodzenia mugolskiego. I to chyba między innymi z tego powodu jest raczej lubianym człowiekiem w szkole. Z Hermioną zdołał się zaprzyjaźnić. I ona się z tego cieszyła. Choć jeden członek domu Salazara normalny !
- … Oczywiście, panie Dogs. –Hermiona ocknęła się z zamyślenia.
- A pani, panno Granger ? – Zapytał Dogs. Hermiona stała, jak osłupiała. Wyłączyła się z rozmowy i teraz kompletnie nie wie, o co chodzi ! Popatrzyła nerwowo na Erica. Chłopak tylko kiwał głową. Poruszał cały czas wargami mówiąc bezgłośnie „powiedz tak !”.
- Tak.. – powiedziała niepewnie. Właściciel kina uśmiechnął się.
- Świetnie ! W takim razie proszę przyjść do mnie koło godziny 19:00. Tam wszystko omówimy. – Powiedział i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
- Eric, o co chodziło ? Kompletnie nie wiem, o czym rozmawialiście ! – Panikowała Hermiona.
- Spokojnie Mionka, wszystko jest pod kontrolą. – Uśmiechnął się. – Dogs chciał tylko wiedzieć, czy będziemy kontynuować pracę tutaj. – Odparł całkiem spokojnie. Hermiona natomiast reagowała całkiem odwrotnie.
- CO ?! Ja tu przecież nie mogę pracować dłużej, niż dwa tygodnie ! – Oznajmiła i załamana usiadła na blacie.
- Niby dlaczego nie ? – Zapytał Eric i podszedł szybkim krokiem do koleżanki z pracy, by ją wesprzeć.
- Za dwa tygodnie zaczyna się nowy rok szkolny. – Popatrzyła na niego, jakby to było oczywistą rzeczą.
- No i co w związku z tym ? Przecież jesteś już pełnoletnia i nie musisz chodzić do szkoły.  – Powiedział.
- Osiemnaście lat to ja skończę w październiku, a poza tym to nic nie rozumiesz. – Odparła zaniepokojona. Jak ma mu to wyjaśnić, skoro on nie wie, że ona jest czarownicą ?!
- W takim razie mi wyjaśnij. – Zaproponował.
- Nie mogę, nie zrozumiesz tego. – Hermiona dawała najjaśniejsze znaki, że nie chce o tym rozmawiać, jednak Eric nie dawał za wygraną.
- Postaram się zrozumieć.
- Oj no ! Mogę ci powiedzieć TYLKO tyle, że wyjeżdżam na cały rok do internatu, który znajduje się trochę daleko od kina i nie mam możliwości pracy tutaj.
- Chyba cię nie rozumiem Mionka. Masz cudowną pracę w kinie, dobrze ci płacą, możesz oglądać filmy za darmo i świetnie się spisujesz jako pracownica, więc wylanie ci nie grozi. Po co ci szkoła ? – Spytał zrezygnowany i nie czekając na odpowiedź Hermiony zeskoczył z blatu i poszedł do Sali kinowej nr. 1, w której za chwilę miał się zacząć film.
            Hermiona była pewna, że Eric tego nie pojmie. Teraz zastanawiała się, po co w ogóle zaczynała tą rozmowę. Nie powie mu przecież „Nie mogę tu pracować, bo wyjeżdżam na cały rok do magicznej szkoły o nazwie Hogwart. A co ? Nie wspominałam ci, że jestem czarownicą  ?”. To nie w jej stylu. Najlepiej będzie, jak zwolni się jeszcze dzisiaj. Tak dla bezpieczeństwa.
- Hermiona !! – Zawołał ktoś przy wyjściu. Gryfonka odwróciła głowę. Jak wielkie było jej zaskoczenie, kiedy w drzwiach zauważyła Blaise’a Zabiniego z uśmiechniętą Pansy Parkinson ? Co najdziwniejsze, mopsica była ubrana całkiem normalnie.
-
Cześć Blaise. – Uśmiechnęła się w stronę chłopaka. Nie wiedziała kompletnie, co powiedzieć Pansy.
- Witaj Gran… Hermiono. – Powiedziała nieśmiało Pansy.
- Cześć. – Tylko tyle zdołała z siebie wydusić Hermiona. Była zszokowana, że ta Ślizgonka powiedziała do niej cokolwiek normalnego, a co najdziwniejsze, użyła jej imienia.
- A co ty tutaj robisz ? – Zapytał Blaise. Dla niego ta sytuacja wydawała się być całkiem śmieszna i normalna.
- Pracuję. Ale tylko do dzisiaj. - Odparła trochę bardziej rozluźniona.
- A czemu tylko do dzisiaj ? – Spytała Pansy. Albo ona jest zestresowana, albo Hermiona ma niepoukładane w głowie.
- Wracam do Hogwartu. Muszę zrobić zakupy, kupić nowego futrzaka i ogarnąć dom przed wyjazdem. – Powiedziała spokojnie Hermiona.
- My też wracamy do szkoły ! – Uradował się Blaise. – Bardzo mnie ciekawi, jak będzie wyglądała nasza ostatnia klasa. Ale o tym to za dwa tygodnie. A teraz… skoro tu pracujesz, to może polecisz nam jakiś dobry film ? – Zaproponował ciemnoskóry.
- Najlepiej romantyczne, Blaise ich nienawidzi. – Szepnęła w storę Hermiony Pansy, ale Blaise to usłyszał. I miał usłyszeć.
- Żadnych romantyków ! Jak chcesz, to na takie filmy chodź se z własnym chłopakiem, a nie ze mną ! – Zaprotestował Blaise, a potem zrobił minę dziecka, któremu zabrano zabawkę. Obie dziewczyny zaśmiały się. Po chwili dołączył do nich sam Blaise.
- Tam masz najlepsze filmy tego wieczoru. – Odrzekła Hermiona i ręką wskazała na ścianę, na której były plakaty z filmami granymi dzisiejszego wieczoru.
- Ooo. – Aż zaświeciły mu się oczy na widok całej ściany obsypanej najróżniejszymi propozycjami filmów. – To ja przepraszam drogie panie, idę coś wybrać.
- Jasne. – Rzuciła Pansy, ale nie dodała nic więcej, bo jej towarzysz na dzisiejszy wieczór już zniknął. Między dziewczynami powstała krepująca cisza, którą postanowiła przerwać Hermiona.
- To wy nie jesteście razem ? – Spytała.
- Nie. Blaise to tylko mój przyjaciel, a z tego względu, że oboje nie mieliśmy co dzisiaj robić, to udaliśmy się na film. Ale żeby było ciekawiej, do mugolskiego kina. – Uśmiechnęła się niepewnie. Hermiona także uniosła kąciki ust do góry. – Słuchaj Hermiona, ja wiem, nie zaczęłyśmy najlepiej tej naszej znajomości. Jedyny dzień, kiedy się nie gryzłyśmy, to pierwszy dzień w Hogwarcie, kiedy opowiadałaś mi o zaczarowanym sklepieniu w Wielkiej Sali. Mało było tych „normalnych dni” – pokazała palcami w powietrzu cudzysłów – i … może mogłoby być więcej ? Co ty na to ? Zacząć znajomość od początku z czystą kartą ? Przepraszam za te wszystkie lata. Jejku, nie sądziłam, że to będzie takie trudne… - Zaśmiała się nerwowo. – Więc jak będzie ?
- Zacznijmy od początku. Hermiona jestem. Ale mów mi Miona. – Hermiona wyszczerzyła rząd idealnie białych zębów i wyciągnęła rękę w stronę Pansy. Miło będzie zacząć nową znajomość.
- Pansy, ale mów mi Pan. – Ślizgonka oddała uśmiech i uścisnęła dłoń. Obie dziewczyny zaśmiały się. – A może chciałabyś obejrzeć z nami film ? – Spytała.
- Nie dzięki, jestem w pracy. – Uśmiechnęła się Hermiona.
- A na czym tak właściwie polega praca w kinie ? – Pansy zrobiła minę człowieka głęboko zastanawiającego się nad czymś, na co Hermiona zaśmiała się. Ślizgonka zaraz jej zawtórowała.
- Pracownik w kinie sprzedaje popcorn i bilety oraz pilnuje na Sali podczas filmu, czy nic nikomu nie jest. – Powiedziała Gryfonka. To miło, że kogoś to interesuje.
- Czyli na filmie i tak będziesz ? – Zapytała Pan.
- To zależy na jakim. Na przykład mój kolega z pracy Eric pilnuje teraz na horrorze, a Dafne na romantyku. Ja za 10 minut pilnuję na przygodowym.  – Uśmiechnęła się.
- Mam ! –Krzyknął Blaise. – Pansy… - powiedział, kiedy podszedł do dziewcząt – chodźmy na film przygodowy. – Zrobił minę proszącego szczeniaczka. Dziewczyny popatrzyły na siebie i zaśmiały się. Blaise kompletnie nie wiedział, o co chodzi. Czyżby te dwie pogodziły się ? – O co chodzi panienki ?
- Właśnie rozmawiałyśmy o tym z Hermioną, bo ona tam pilnuje. – Wytłumaczyła Pansy i uśmiechnęła się.
- Wy ? Rozmawiałyście ? I to nie wybuchło ? – Zapytał poważnie śmiertelnie.
- Wybuchło ? – Zaśmiała się Hermiona.
- No wybuchło. Bum. – Na tą uwagę cała trójka wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Jak widzisz, jesteśmy całe i zdrowe. I pogodzone na dodatek. – Wyszczerzyła się Pans.
- Eureka !! Gratuluję postępów, ale jakby nie można było tak od początku. – Pokiwał teatralnie głową Blaise.
- Najwyraźniej nie było nam dane lubić się z Pan od początku. – Uśmiechnęła się Hermiona.
- Dobra, my tu gadu gadu, a film zaraz się zaczyna ! Poprosimy dwa bilety na „Percy Jackson: Sea of Monsters”. – Poprosił Blaise. Hermiona skasowała im bilety i podała do rąk. Całą trójką ruszyli do Sali nr. 4, gdzie leciał wybrany przez Ślizgonów film. W holu natomiast był teraz sam pan Dogs, który, mimo prowadzenia całej tej miejscówki, także pracował. Hermiona pomyślała, że to może być okazja, by mu powiedzieć, że nie przyjdzie dziś wieczorem na umówione spotkanie i że się zwalnia.
- Słuchajcie, ja zaraz do was doję. Muszę porozmawiać z kierownikiem. – Powiedziała Hermiona i wyszła z Sali. Podeszła do Dogsa.
- Hermiona ? A czego ty tu szukasz ? Nie powinnaś być na seansie ? – Spytał zdziwiony kierownik.
- Panie Dogs, czy moglibyśmy porozmawiać chwilkę ? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie Gryfonka.
- Oczywiście, o co chodzi ?
- Chyba nie mogę tutaj dłużej pracować. – Powiedziała otwarcie Hermiona. – Za dwa tygodnie rozpoczynam rok szkolny i wyjeżdżam z miasta. Wrócę dopiero na wakacje. – Wytłumaczyła się.
- Och, rozumiem. Szkoda, bo mimo wszystko dobra z ciebie pracownica. Kiedy masz zamiar odejść ? – Spytał kierownik.
- Muszę zrobić duże zakupy do szkoły i odwiedzić jeszcze kilku znajomych. Bo w końcu nie będziemy widzieć się przez cały rok. Dlatego też dokończę moją zmianę dzisiaj i zakończę pracę w tym miejscu.
- Cóż, nie mogę cię w żaden sposób powstrzymać. W takim razie zawołaj Johna z dwójki, żeby stanął w holu, a ja pójdę wypisać papiery i przygotować odchodne. – Powiedział troszkę zasmucony pan Dogs.
- Dobrze, proszę pana. – Hermiona odeszła od kierownika i poszła do Sali nr. 2, aby zawołać Johna . Ten zerwał się ze swojego miejsca i  pobiegł do holu, Hermiona natomiast poszła do Sali nr.4, gdzie leciał film przygodowy i gdzie pilnowała oraz gdzie byli jej znajomi.
            Po seansie Hermiona pożegnała się z wszystkimi pracownikami i poszła do biura pana Dogsa. Tam odebrała zaświadczenie o rezygnacji z pracy i wypłatę oraz odchodne. Zabrała z szafki swoje rzeczy i wyszła z kina. Kiedy wychodziła, miała wrażenie, że zbyt szybko się zwolniła. Przecież o ubiór nie musi się martwić, bo zrobiła mega zakupy z Ginny, a na książki i sowę starczy jej jeden dzień. Zostało jeszcze 12 wolnych. Ale teraz już tego nie odwróci. Wolnym krokiem poszła do domu. Po drodze spotkała znów Blaise’a i Pansy. Co oni mogli tu jeszcze robić ?
- Gdzie się wybieracie ? – Spytała, zwracając tym na siebie uwagę dwójki znajomych.
- Ooo, Hermionka ! Idziemy do Smoka, porywamy go na dziką imprezkę. A ty ? – Spytał Blaise.
- A ja idę do domu. – Uśmiechnęła się.
- A gdzie ty mieszkasz ? – Spytała Pansy.
- Jakimś dziwnym trafem, o czym kompletnie nie wiedziałam, koło babci Malfoya. – Zrobiła zdziwioną minę.
- A więc idziemy w tym samym kierunku. –Odparł Blaise i uśmiechnął się.
             Atmosfera w czasie tego spaceru była jedną z przyjemniejszych w towarzystwie Ślizgonów. Pansy próbowała namówić Hermionę na imprezę razem z nimi, ale Gryfonka była nieugięta. Powiedziała, że może innym razem. A wprawdzie to miała ogromną ochotę potańczyć i poszaleć, ale towarzystwo pewnego blondwłosego Ślizgona zmuszało ją do odmowy. Wiedziała, że zacząłby wyzywać ją od najgorszych i popsułby jej humor. Podziękowała grzecznie i weszła do siebie. Zrobiła sobie długą ,odprężającą kąpiel, po czym przebrała się w piżamę, wyszczotkowała zęby i poszła do siebie do pokoju. Położyła się i myśląc o tym, jakie będzie jutro, zasnęła.

***

Dobry wieczór wszystkim ! :) Bardzo chciałam was przeprosić za to, że rozdział jest taki krótki ! Pisałam go całkiem dawno temu i kompletnie nie wiem, jak go "poszerzyć". Jest jaki jest, ale myślę, że jest dla was miłym zaskoczeniem i odmianą. Postaram się, żeby kolejne rozdziały były znacznie dłuższe, niż ten. 
Bay :* Miss N. Ka

piątek, 17 stycznia 2014

[2.] Gorzkie łzy



Hermiona obudziła się o godzinie 7:15. To już dziś, pomyślała. Tak bardzo stęskniła się za swoim chłopakiem, że teraz nie może się opanować na myśl o tym, że go zobaczy za kilka godzin. Była bardzo szczęśliwa. Tak więc wstała i poszła do łazienki. Wykonała poranną toaletę i wróciła do pokoju. Podeszła do szafy z pewnym pytaniem… W co mam się ubrać ? Taa, bardzo rzadko zdarzało się, żeby Hermiona Granger martwiła się ubiorem. Ale w końcu nie codziennie jeździ się do miłości swojego życia. Dzisiejszego ranka tak jeszcze myślała… że Ron to miłość jej życia. Ubrała na siebie w końcu bokserkę w kolorze fluorescencyjnej zieleni, dżinsowe spodenki i vansy. Stwierdziła, że wygląda całkiem w porządku, dlatego zeszła na dół, do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie.
            Koło godziny 10:00 Hermiona za pomocą sieci fiuu deportowała się do Nory. Wylądowała w salonie państwa Wesleyów, gdzie siedziała Ginny razem z Georgem i grali w szachy czarodziejów.
- Mionka ! – Krzyknęła Ginny.
- Hej Gin. – Uśmiechnęła się szeroko Hermiona. – Cześć George ! – Rzuciła w stronę brata rudej, po czym podeszła i pocałowała go w policzek. Chłopak trochę się zarumienił.
- Witaj Hermiono. Jak się masz ? – Zapytał George.
- Hmm… myślę, że nie jest najgorzej. A ty ? Jak się trzymasz ? – Zapytała całkiem ostrożnie Hermiona. Wiedziała, że George bardzo przeżywa śmierć swojego brata bliźniaka, Freda.
- Jest OK. – Odpowiedział krótko. Co prawda, mina mu nie zrzedła, ale Hermiona wyczuła, że chodziło mu tylko o to, by się odczepiła.  Ale ona wie, co on czuje. Sama nie ma ochoty opowiadać o swoich rodzicach.
- Z kim wy tak… Och, Hermiona ! Witaj skarbie ! – Nagle do pomieszczenia wpadła pani Wesley.
- Dzień dobry pani Wesley. – Odpowiedziała Hermiona, po czym podeszła i dała się uścisnąć starszej kobiecie.
- RON ! Schodź szybko, Miona już jest ! – Krzyknęła Ginny w stronę schodów. Nagle pojawił się na nich Ron. Po minie było widać, że nie był pewny, czy się cieszyć z przyjazdu ukochanej, czy smucić z tego, co zaraz nastąpi.
- Cześć Mionka ! – Zawołał Ron. Zszedł szybko ze schodów, po czym złapał Hermionę w objęcia i pocałował prosto w usta.
- Ron, nie przy matce ! – Powiedziała ucieszona pani Wesley. Chyba była zadowolona ze szczęścia syna. Po tych słowach zakochani oderwali się od siebie, oboje zarumienieni.  – Wejdź Hermiono. Napijesz się czegoś ? A może coś zjesz ? Wyglądasz na wygłodniałą. – Zmiana tematu bardzo odpowiadała zarówno Hermionie,  jak i Ronowi.  Wszyscy poszli do salonu, gdzie usiedli i rozmowa zeszła na luźne tematy. Przygnębienie było widać u wszystkich, ale najbardziej u George’a. Nie gościł u niego uśmiech.
            Minęła godzina od przyjazdu Hermiony do Nory. Wszyscy byli uśmiechnięci, żartowali. Jedynie George był trochę przygaszony, ale starał się mieć dobry humor.
- Pani Wesley, czy coś się stało ? – Zapytała Hermiona widząc nagle spoważniałą starszą kobietę.
- Kochanie, jest coś, o czym musimy ci powiedzieć.  – Odparła pani Wesley. – Otóż… Artur rozmawiał ostatnio z ministrem. Dostał awans. Zaproponowano mu posadę zastępcy samego ministra. Był wniebowzięty, twierdził, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe . I tu czar prysnął. Kingsley oznajmił, że Artur może objąć tę posadę, ale nie tu, w Londynie. Wyjeżdżamy do Włoch na najbliższe kilka lat. – Po policzkach pani Wesley płynęły łzy. Hermionie też już było blisko do płaczu.
- Ale jak to ? – Hermionie załamał się głos. Nigdy nie myślała o rozstaniu ze swoim ukochanym. Wiedziała, że związki na odległość nie mają szans, więc to był koniec. Na jej policzku pokazała się pierwsza łza.
- Hermiona, możemy pójść na spacer ? – Zaproponował Ron. Więc ta rozmowa już nastała. Muszą to zakończyć. Dziewczyna nie mogła wydukać choćby jednego słowa, dlatego też kiwnęła głową i wyszła razem z rudowłosym na zewnątrz. Ron wplótł swoją dłoń w jej i poprowadził w stronę polany, na której zazwyczaj grali z Fredem, Georgem i Ginny w Quidditcha. Szli w milczeniu.
- To prawda ? – Zapytała nagle Hermiona.
- Niestety.  – Zapadło głuche milczenie. Położyli się koło siebie na trawniku i wpatrywali w kształty chmur. Zarówno świat jednego, jak i drugiego runął w gruzach. A miało być tak pięknie…
- Zostań. – Powiedziała Hermiona po dłuższej chwili milczenia.
- Słucham ? – Zapytał z niedowierzaniem Ron. Prędzej spodziewałby się takiego zachowania po sobie, niż po niej.
- Zostań tutaj. Przecież jesteś dorosły, wiesz, co robić z życiem.
- Uwierz mi Mionka, to by wiele ułatwiało, ale tak się po prostu nie da. Jak to sobie wyobrażasz ? Przecież wracasz do Hogwartu. Ja skończyłem już swoją edukację, nie chcę chodzić dalej do szkoły. A poza tym, mam obrzydzenie do tego miasta… kiedy pomyślę sobie, że w Hogwarcie zginęli Lupin, Tonks albo Fred, to płakać mi się chce. Przecież Hogwart jest w Anglii ! Każdego ranka, kiedy się budzę, mam świadomość, że już nigdy nie porozmawiam z Fredem, że nigdy nie zrobi mi żadnego kawału, nie wyśmieje. Wiesz, jak to boli ? – Schował głowę w ręce. Zapewne rozpłakał się już na dobre.
- Wiem. Ja także straciłam najważniejsze w moim życiu osoby. I też cholernie za nimi tęsknię. Mam świadomość, że już nigdy możemy się nie spotkać. Ale czy to jest powód, żeby uciekać z kraju? Czy to jest powód, żeby tchórzyć ?
- Ja nie uciekam, ani nie tchórzę. Mam taką nadzieję, że będąc z dala od tego miejsca, zmniejszę swój ból i tęsknotę za nim, rozumiesz ? Że jak chociaż na chwilę przestanę wspominać moje dzieciństwo tutaj, Hogwart i wszystkie przygody, to może nie będę tak cierpiał ?
- Dobrze wiesz, że powinno się stawiać czoła lękom i problemom, a nie od nich uciekać.
- Byłaś kiedykolwiek w mojej sytuacji ? Czy ja uciekam ? Zresztą… potrzebuję czasu.
- Moim zdaniem jak najbardziej uciekasz. Ile czasu ? – Hermiona była trochę ostra, ale zachowanie Rona ją po prostu dziwiło.
- Tego nie wiem… - Zapadła cisza. Słychać tylko było cichutkie szeleszczenie liści i ich równomierne oddechy.
- A kiedy wyjeżdżacie ? – Zapytała Hermiona.
- Jutro po południu teleportujemy się do ministerstwa, a stamtąd samochodem do Włoch.
- Już jutro ?
- Niestety. Pytałem nawet taty, czy nie moglibyśmy wyjechać za tydzień, ale się nie zgodził, bo pracę zaczyna już od poniedziałku.
- A co z tobą ? Co będziesz robił ?
- Na razie będę musiał psychicznie się pogodzić z tym, że czym prędzej wyjadę z Włoch i znajdę sobie jakąś pracę z dala od rodziców.
- No cóż, taka kolej rzeczy, usamodzielnić się.– Powiedziała. Na zewnątrz była spokojna, jednak w środku… cóż, była zła na Rona, że nie umie się postawić rodzicom. Była zrozpaczona, że kocha tego chłopaka, a się z nim rozstaje.  
- Taa. Miona ?
- Hmm ? – Dziewczyna dała znak, że słucha.
- Czy… czy my dalej będziemy utrzymywać kontakty ? 
- Nie wiem. – Powiedziała szczerze. Nie zastanawiała się nad tym.
- Jak można nie wiedzieć, czy raz na jakiś czas napisze się jakiś cholerny list ? – Powiedział cicho, bardziej do siebie, ale Hermiona to usłyszała.
- To wcale nie takie łatwe. Sam się przekonasz, jak sobie znajdziesz jakąś laskę na jedną noc. – Teraz to Hermiona była wkurzona. I to dobitnie.
- Co ? Uważasz mnie za babiarza ? – Ron zrobił się czerwony na twarzy. – Przez całe lata naszej pieprzonej znajomości starałem się o ciebie i miałem tylko jedną dziewczynę, ale to właściwie też po to, żeby wzbudzić w tobie zazdrość, ale ty nic ! I uważasz mnie za babiarza ? 
- Myślisz, że nie widziałam, jak „sprzątałeś” z Lisą Turpin ? – Pokazała w powietrzu cudzysłów, kiedy mówiła o sprzątaniu.
- Przecież my tylko sprzątaliśmy ! I rozmawialiśmy, tyle ! – Ron był naprawdę wściekły. Wstał.
- Nie musisz kłamać… - Hermionie znów łzy płynęły z oczu.
- Miona, ja wcale nie kłamię ! Mówię poważnie. Nie ufasz mi ? – Ron zbliżył się do niej.
- A ty mi ufałeś kiedykolwiek ? – Po tych słowach Hermiona skierowała się do domu. Ron został na polanie. Gryfonka miała ochotę wrócić teraz do domu. I zamierzała to zrobić, gdyby nie pani Wesley…
- Hermiona ? Och, nie płacz kochanie. Ja wiem, rozstania są trudne, ale na pewno się jeszcze zobaczycie. Prędzej, czy później Ron wróci do Anglii. – Pani Wesley podeszła i przytuliła Hermionę. Ta zalała się łzami jeszcze bardziej. Chyba nie miała ochoty widzieć Rona. Nigdy. – Chodź, za niedługo obiad, pomożesz mi i Ginny. Dobrze ? – Molly popatrzyła na Hermionę z miłością w oczach i obie skierowały się do kuchni, gdzie Ginny rzeczywiście kroiła warzywa do surówki.
            Po objedzie było inaczej. Atmosfera trochę się rozluźniła. Nawet George zaczął żartować. I widocznie bardzo mu tego brakowało. Jedynie Ron i Hermiona nie rozmawiali ze sobą. Udawali, że nic się nie wydarzyło, a oni nadal są razem. Ron zapowiedział, że na kolację ma wpaść Harry. Z nim też chcieli porozmawiać i się pożegnać. Ginny na wzmiance o nim posmutniała, ale wiedziała, że nie mogą być razem. Jeszcze nie rozmawiała o tym z Hermioną i właśnie dzisiaj chciała to zrobić. Po objedzie poprosiła Hermionę, żeby pomogła jej się pakować. Był to oczywiście pretekst, żeby pobyć sam na sam.
- Dzięki, że chciałaś mi pomóc. – Odezwała się ruda, kiedy wyciągnęła już swój kufer z szafy.
- Wiem, że chciałaś pogadać, Gin. – Powiedziała prosto z mostu Hermiona.
- Pamiętam, jak co roku pakowałam ten kufer do Hogwartu… - Po policzkach młodszej z dziewczyn spływały łzy.
- Ginny, czemu nie poprosisz mamy, żebyś została ? Przecież przez te dwa tygodnie możesz mieszkać u mnie. Święta możemy spędzać razem, albo pójść do McGonagall i poprosić, żeby udostępniła ci swój kominek. Mogłabyś polecieć do rodziny, do Włoch. W wakacje też. – Zaproponowała Hermiona.
- Myślisz, że nie próbowałam ? Mama uważa, że jestem za młoda na takie decyzje. Nie rozumiem zupełnie tego argumentu, bo Ron w moim wieku szukał horkruksów po całym świecie. – Powiedziała z nutką żalu i zawodu w głosie.
- Przecież wiesz, że to były całkiem inne okoliczności… - Zaczęła Hermiona.
- Wiem i dlatego chociaż po części zrozumiałam rodziców. Zdania już niestety nie zmienią. A jak tam z tobą i Ronem ? – Zapytała.
- Pokłóciliśmy się. To chyba koniec. – Hermiona nie wyrażała żadnej emocji w tamtej chwili. Po prostu nic.
- Och, tak mi przykro…
- Tak, mi też. Ale najwyraźniej tak miało się stać.
- Ale to nie zmieni naszej przyjaźni, prawda ? – Na twarzy Ginny na chwilę pojawiło się zdenerwowanie. 
- Prawda. – Obie dziewczyny się uśmiechnęły. Rozmawiały jeszcze przez chwilę, aż w pokoju młodszej Gryfonki zmaterializował się nagle Ron.
- Harry już jest. – Powiedział beznamiętnie i wyszedł. Domyślał się, że Hermiona opowiedziała już o wszystkim Ginny, więc nawet nie udawał, że jest pomiędzy nimi jakaś więź. To chyba definitywny koniec.
- Och, to cudownie ! Chodźmy się przywitać ! – Zaproponowała Herma.
- Eee, ty idź, a ja do ciebie dojdę, dobrze ?
- Co się dzieje ? – Spytała prosto z mostu  starsza z Gryfonek. Ile można owijać w bawełnę ? – Dalej cię boli to rozstanie ? – Ginny pokiwała głową.
- Za każdym razem, kiedy go widzę, serce mi pęka. W pewnym sensie ten wyjazd do Włoch ma swoje pozytywne strony… - Odparła ryża. Hermiona pokiwała głową z dezaprobatą, a potem obie panie zeszły na dół. - Witaj Harry ! – Powiedziała Hermiona, kiedy tylko zobaczyła swojego najlepszego przyjaciela. Cholernie się za nim stęskniła.
- Hermiona ! - Powiedział Harry, po czym podszedł i mocno przytulił się do Gryfonki.
- Aaaa bo jeszcze mnie udusisz ! – Zaśmiała się brunetka. W gruncie rzeczy Harry naprawdę mocno ją ściskał, bo czuła, jak żebra wbijają się jej w skórę.
- Przepraszam, ale okropnie się stęskniłem ! – Powiedział głośno, a potem zniżył głos do szeptu, tak, że tylko ona go słyszała : - Zostawię cię, bo jeszcze Ron będzie zazdrosny. – Zaśmiał się.
- Zerwaliśmy już. – Szepnęła mu w ucho. – Pani Wesley, może pani pomóc ? – Zapytała już całkiem głośno.
- Och, jeśli tylko możesz ! – Odparła pani Wesley. Starsza kobieta przygotowywała kolację. Miał na nią wpaść Kingsley oraz Andromeda Tonks z mężem i ich wnuczkiem, małym Tedym. Po wojnie Wesleyowie i Tonksowie bardzo się do siebie zbliżyli. - Harry, Ron, wy wynieście stoły na zewnątrz. Dzisiaj zjemy w ogrodzie. A ty kochana – zwróciła się do Hermiony – jeśli możesz, zanieś razem z Ginny jedzenie na stół.
- Dobrze, pani Wesley. – Uśmiechnęła się Hermiona. Popatrzyła na Harry’ego. Stał teraz osłupiały. Bardzo zdziwił się tym, co mu przed chwilą powiedziała jego najlepsza przyjaciółka.
- Ron ! – Krzyknął Harry i wyszedł na zewnątrz, by przywitać się z rudym i przy okazji porozmawiać o jego sytuacji z Hermioną.
            Po godzinie pojawili się pan Wesley z ministrem Kingsleyem oraz Tonksowie razem z małym Teddy’m, który miał zaledwie roczek. Był tak podobny do Tonks… Atmosfera była raczej wesoła. Na początku pan Wesley ogłosił, że dostał awans, a co się z tym wiąże, będą musieli wyjechać. Wszyscy wypili za niego toast. Pani Wesley wniosła ogromny tort pożegnalny o smaku czekolady i wanilii. Z domu napływała wolna muzyka. Harry rozmawiał po cichu z Ginny – oboje za sobą tęsknili, bo pożerali się wzrokiem. Ron rozprawiał z tatą i panem Tonksem na temat pojazdu, jakim mają udać się do Włoch. Pani Wesley oraz pani Tonks zajmowały się Teddy’m. Percy rozmawiał z Charlie’m i Billem o poszukaniu jakiejś pracy we Włoszech oraz o chorobie Fleur, która nie mogła być obecna na przyjęciu. Jedynie George i Hermiona siedzieli cicho przy stole. W pewnym momencie chłopak wstał i poszedł nad jeziorko znajdujące się niedaleko domu Wesleyów. Hermiona obserwowała go : martwi się o niego. Wstała i poszła za nim.
- Można się dosiąść ? – Zapytała cicho. George nie domyślał się, że ktoś za nim idzie.
- Och… jasne. – Powiedział bez namysłu. W prawdzie chciał teraz pobyć sam.
- Jak się trzymasz ?
- A jak może się trzymać człowiek, który stracił niemal najważniejszą osobę w życiu ? – Zapytał George, zanim ugryzł się w język. Zrobił się różowy na twarzy ze wstydu. Nie chciał, żeby ta rozmowa tak wyglądała. – Przepraszam…
- Ale nie masz za co. To ciekawe pytanie… „Jak może się trzymać człowiek, który stracił niemal najważniejszą osobę w życiu ? ”. Bo wiesz, ja czuję się podobnie. - Powiedziała i zamyśliła się.
- Nie obraź się Mionka, ale chyba nie do końca mnie rozumiesz. Owszem, czujesz ból po stracie Freda, ale on był tylko twoim przyjacielem. A ja… Fred był dla mnie, jak druga połówka ciała i duszy, jak moje lustrzane odbicie myślące tak samo, robiące tak samo, mówiące tak samo. Nie możesz odczuwać tego samego, co ja.
- Ty straciłeś Freda. Ja straciłam rodziców, których mocno kochałam, kocham i będę kochać nad życie.
- Jak to straciłaś rodziców ? – Zapytał przestraszony George. 
- Kiedy ruszałam z domu w poszukiwaniu horkruksów, rzuciłam na rodziców zaklęcie zapominające. Teraz nazywają się całkiem inaczej i mieszkają w Australii. Są chyba mistrzami kamuflażu : aurorzy przeszukali niemal całą Australię, a mimo wszystko ich nie znaleźli. – Wyjaśniła Hermiona.
- Nie wiedziałem o tym…
- Mało osób o tym wie.
- Przykro mi. Wiesz, jednak dobrze jest spotkać kogoś, kto cię dosłownie rozumie. Nie, żebym komuś życzył utraty bliskiej osoby, ale to w pewien sposób podnosi na duchu.
- Taak, to prawda. – Teraz siedzieli tak w milczeniu. Każde było pogrążone w swoich myślach. Hermiona nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji, w której będzie musiała pocieszać chyba najzabawniejszego człowieka na świecie.
- Jak się pogodziłaś z tą okrutną świadomością ? – Spytał George.
- Po prostu trzeba czasu. Czasu i zajęcia.  – I znów milczenie.
- A może znów otworzyłbym sklep ? – Powiedział na głos swoje myśli.
- To całkiem dobry pomysł. – Hermiona uśmiechnęła się. – A chcesz zostać w Londynie ?
- Myślę, że tak. To miejsce będzie mi przypominało Freda i to na każdym kroku. Ale jestem dumny, że miałem takiego wspaniałego brata i będę wspominał o tym, co uczynił w swoim życiu, kiedy się tylko da. Dziękuję ci Hermiono, bardzo mi pomogłaś. – Teraz i on się uśmiechnął. 
- Nie ma sprawy. Wracajmy już może, co ? Jeszcze się zaczną martwić. – Zaproponowała Hermiona.
- A nie chodzi ci przypadkiem o Rona ? Mon-Ron będzie jeszcze zazdrosny. – Ooo tak, takiego George’a Hermiona właśnie znała. Zawsze żartobliwy i uśmiechnięty. W dodatku poruszał śmiesznie brwiami, na co oboje zaczęli się śmiać jak opętani.
- Rozstaliśmy się. – Powiedziała trochę smutno i wstała. Widząc minę rudego, znów zaczęła się śmiać. Widocznie Ron chciał utrzymać to w tajemnicy.
- Coo ? Ale jak to ? – Podniósł jedną brew w geście zdziwienia.  Wstał i ruszył obok Hermiony do domu.
- A no tak. Zerwaliśmy, bo stwierdziliśmy, że związek na odległość nie ma sensu.
- I nawet o siebie nie walczyliście ?
-Pokłóciliśmy się i to ostro. To nie miało sensu. – Pomimo panującej między nimi ciemności dało się zauważyć przygnębienie na twarzy brunetki.
- Współczuję. – Odezwał się George i objął Hermionę ramieniem.
- Naprawdę ? Ja sobie nie współczuję. Miałam wrażenie, że mnie zdradza. – Dziewczyna spuściła głowę. I znów łzy. Chyba odrobinę za dużo, jak na jeden dzień.
- Lepiej, że dowiedziałaś się teraz, niż po jego wyjeździe.
- Chyba tak. – Odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się. W milczeniu doszli do ogrodu. Hermiona od razu zauważyła, że nie ma Ginny i Harry’ego. Czyżby do siebie wrócili ? Pomyślała. Przynajmniej oni będą szczęśliwi.  
- Hermionka, zostajesz dzisiaj u nas ? – Zapytał jeszcze George, zanim usiedli.
- Raczej nie.
                Po kolacji Hermiona poszła do pokoju Ginny, gdzie miała nocować, zresztą, jak zwykle. Miała tam swoje rzeczy. Kiedy otworzyła drzwi, zauważyła tylko Harrego siedzącego w ich pokoju. Ginny nie było.
- Cześć Mionka. – Harry uśmiechnął się. Siedział na łóżku Ginny i czytał książkę.
- Hejka. A gdzie Ginny ? Chciałam się pożegnać.
- Molly ją zawołała na dół. Jak to chcesz się pożegnać ? – Harry nie krył zszokowania.
- Wracam do domu. Nie mam ochoty widzieć teraz Rona. – Hermiona szybko odwróciła głowę w poszukiwaniu swojego kufra. Wprawdzie nie chciała, żeby Harry zobaczył jej, zachodzące mgłą oczy.
- Hermiona, proszę, zostań. Ginny będzie cię jutro potrzebować. Widziałem przez okno, że byłaś na spacerze z Georgem. Miał uśmiech, jaki nie gościł u niego naprawdę dawno. On także będzie chciał z tobą jutro pogadać. – Nalegał Harry.
- Z Gin już dzisiaj rozmawiałam i w pewnym sensie już się pożegnałyśmy, a George wcale nie wyjeżdża. – Dla odmiany Hermiona się uśmiechnęła.
- Jak to nie wyjeżdża ? – Najwidoczniej jeszcze nikt poza Hermioną nie znał decyzji George’a.
- Mówił mi, że na nowo otwiera sklep na pokątnej.
- To super ! Będziemy się z nim częściej widywać ! – Harry także cieszył się z decyzji rudowłosego.
- Tak, to wspaniałe.
- Jednak mimo wszystko, proszę, zostań.  – Harry zrobił maślane oczka. Zawsze Hermiona kruszyła się pod tym spojrzeniem.
- No dobra. Ale po śniadaniu już idę ! – Hermiona nagle pisnęła, ponieważ Harry wziął ją na ręce i okręcił wokół siebie. Chyba naprawdę się za sobą stęsknili. Oboje śmiali się, jak wariaci.
- Dobry wybór, mała. – Błyskotliwy uśmiech nr. 1. Hermiona jeszcze raz się zaśmiała, po czym wyszła z pokoju, kierując się do salonu. Domyśliła się, że Harry i Ginny chcą trochę prywatności. W salonie na kanapie zastała panią Wesley, siedzącą na kanapie i coś oglądającą.
- Przepraszam… można się dosiąść ? – Powiedziała cicho, podchodząc do kanapy.
- Oczywiście, Hermionko. Siadaj, właśnie oglądam nasze albumy rodzinne. – Uśmiechnęła się starsza kobieta.
            Koło dwudziestej trzeciej wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Kiedy Hermiona weszła do pokoju Ginny, zauważyła tak piękną rzecz, jakiej nigdy chyba nie widziała. Ginny spała na swoim łóżku wtulona w klatkę piersiową Harry’ego, któremu przekrzywiły się na nosie okulary. Tak słodko razem wyglądali. Nagle Harry otworzył oczy.
-Och,  Hermiona. – Na jego twarzy wykwitł rumieniec.
- Spokojnie, już uciekam. Ja tylko po piżamę. – Wyszeptała Hermiona. Nie chciała obudzić Ginny.
- Nie, no co ty. To ja powinienem iść. – Harry powoli odsuwał się od Ginny. W końcu wstał i wyszedł na korytarz. Hermiona natomiast wzięła z kufra piżamę i wyszła za nim. Harry był odrobinę speszony, a uśmiech Hermiony dodatkowo pogarszał jego stan.
- Mionka, to nie tak, jak myślisz… - Zaczął Harry.
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. Macie prawo się pożegnać, tak ? – Uśmiech nie schodził z twarzy Hermiony.
- No tak, ale nie w tym „innym” sensie. Och, powiedz, że rozumiesz. – Harry był po prostu zakłopotany.
- W porządku, rozumiem. – Zaśmiała się Hermiona.
- Słuchaj, co z tobą i Ronem ? Nie chciał mi nic powiedzieć. – Harry martwił się o oboje swoich przyjaciół.
- Pokłóciliśmy się, padły dwa słowa za dużo, no i się rozstaliśmy. To wszystko. – Hermiona wzruszyła ramionami. Przemyślała sobie całą tą sprawę, i, jakby nie myśleć, uważa, że postąpiła słusznie.
- Nie rozumiem tego. Jeszcze w maju byliście tak w sobie zakochani… świata poza sobą nie widzieliście. Zresztą Ron podkochiwał się w tobie już od 4 klasy. A tu nagle takie coś…
- Najwyraźniej tak nam było pisane…
- Jasne. Ale ze mną nie zerwiesz kontaktów ? – Zażartował
- Nigdy, braciszku. – Hermiona przytuliła się czule do Harrego. Trwali tak przez jakiś czas, aż nagle na korytarzu pojawił się Ron.
 - Hermiona… możemy porozmawiać ? – Zapytał. Właściwie… Gryfonce nic nie szkodziła zwykła rozmowa. Pokiwała głową i udała się z Ronem o jego pokoju. Tak dawno tu nie była… przypomniała sobie, jak pakowali się w zeszłym roku, kiedy mieli szukać tych nieszczęsnych horkruksów. Wtedy w tym pokoju panował okropny harmider i bałagan. Teraz było tak czystko, że Gryfonka prawie nie poznała tego pokoju. Wszystko było takie czyste, wysprzątane. Dywan lśnił jak, nowy, łóżka były zaścielone. Ubrań w szafie już nie było. Jedynie stały przy niej dwa kufry podróżne Rona.
- Hermionka, to nie tak, że ja ci nie ufam. Bo ufam. Po prostu… nie umiem wyrażać uczuć i stąd to moje nagłe zachowanie. Proszę, wybacz mi.
- Niestety, ale mogłeś pomyśleć odrobinę wcześniej, zanim się odezwałeś. – Powiedziała Hermiona. Nagle straciła ochotę na rozmowę. Skierowała się więc do wyjścia.
- Kim on jest ? – Zapytał Ron. Znów był czerwony na twarzy.
- Słucham ? Jaki on ? – Hermiona naprawdę nie miała pojęcia, o kogo chodzi.
- Harry miał rację. Byłem w ciebie zapatrzony, ale ty we mnie także. Teraz się ode mnie odsuwasz, więc też musiałaś sobie kogoś znaleźć. – Hermionę zamurowało. Jak on mógł to powiedzieć ?! W jednej chwili Gryfonka podeszła do rudowłosego i z całej pety spoliczkowała go.
- Właśnie przyznałeś się, że mnie zdradziłeś. Ty szujo ! Nie wierzę własnym uszom ! Nigdy w życiu nie zdradziłam swojego chłopaka ! Nigdy nawet nie przeszło mi to przez myśl !
- Więc dlaczego tak się do mnie zrażasz ? – Oczy Rona były przerażające. Wyglądał, jakby najadł się szaleju.
- Ron, ty jesteś chory psychicznie ! – Hermiona się bała. Pierwszy raz w życiu bała się Rona. Powoli przemieszczała się w stronę drzwi.
- Spokojnie, kochanie. Nie musisz się mnie bać. – Ron całkowicie się do niej przybliżył. Jego głos był spokojny, a zarazem jadowity. Rudy złapał ją za nadgarstki. Szarpała się z całej siły, jednak on był silniejszy.
- POMOCY ! – Krzyczała Hermiona.
- Nie masz się co drzeć, suko. Pokój jest wyciszony zaklęciem. A tak między nami… przecież wiem, że tego chcesz. – Ron rzucił Hermionę na łóżko i zaczął ją zachłannie całować. Wpijał się w jej usta ze zdwojoną siłą, co nie było przyjemne. Powoli podwijał jej koszulkę. Po policzkach Hermiony kolejny raz płynęły łzy. Popatrzyła na drzwi, które w pewnym momencie otworzyły się i wszedł Harry. Ron zdawał się go nie zauważać.
- O, przepraszam. – Powiedział cicho Harry i już miał zamknąć drzwi, kiedy…
- Harry, pomocy ! – Usłyszał głos.  Hermiona odepchnęła od siebie Rona i zawołała. Szybko wszedł do pokoju. W tej samej chwili spojrzeli na siebie z Ronem. W jego oczach płynęła wściekłość połączona z szaleństwem. Hermiona łkała.
- Ron ! Co ty wyprawiasz ? – Krzyczał Harry, ale Ron zdawał się go ignorować. Był zajęty tylko i wyłącznie Hermioną. – Zaraz. – Powiedział tylko do Hermiony i wybiegł z pokoju. Wrócił w przeciągu 30 sekund z panią Wesley.
- Ronaldzie Wesley ! Co ty wyprawiasz ?! – Krzyknęła Molly. Ron oderwał się od Hermiony i wstał wściekły.
- NIE WAŻCIE SIĘ NAM PRZESZKADZAĆ ! – Wrzasnął Ron i wziął do ręki swoją różdżkę, leżącą na stoliku obok, po czym wycelował w tęgą, rudowłosą kobietę. Ta jednak na czas wyczarowała tarczę.
- Do własnej matki się tak zwracasz ?! I jeszcze zaklęciami w nią rzucasz ?! O nie, drogi chłopcze, ja cię tak nie wychowywałam ! – Pani Wesley także miała furię w oczach. Skrępowała Rona niewidzialną liną. Ten natomiast zaczął wrzeszczeć, czym przykuł uwagę wszystkich domowników. Każdy przybiegł do pokoju.
- Ron ! Molly, co się dzieje ? – Powiedział przestraszony Artur.
- On jest chory psychicznie ! Musimy z nim jechać do Munga. – Powiedziała Molly. – Harry, Ginny, zajmijcie się Hermioną. George, uważaj, żeby nic im się nie stało. Bill, Charlie, wy pojedziecie z nami. Przyda nam się wasza pomoc. Percy, ty natomiast dokończ pakować mnie i Artura.
- Dobrze, mamo. – Powiedzieli jednocześnie Charlie i Bill, po czym udali się do swoich pokoi, żeby się przebrać. Byli już w piżamach. Molly i Artur zabrali Rona i wsiedli z nim do samochodu. Czekali jedynie na chłopców. Percy udał się do pokoju rodziców.
- Gdybyście mnie potrzebowali, będę w kuchni. – Odezwał się George i wyszedł z pokoju. Zarówno on, jak i Hermiona przypuszczali, że państwo Wesley wrócą zdenerwowani, więc George chciał im zaparzyć jakichś ziół.
- Mionka, tak cię za niego przepraszam… - Powiedziała Ginny, która w jednej chwili znalazła się przy swojej przyjaciółce. Wtuliły się w siebie. Obie łkały.
- Nigdy nie widziałem go w takim stanie. – Powiedział Harry, który podszedł do dziewczyn i usiadł na łóżku. Objął Hermionę ramieniem.
- Ja też. Nigdy się tak nawet nie zachowywał ! – Ginny chyba było wstyd za brata. – Ja was oboje przepraszam… - Powiedziawszy to, spuściła głowę.
- Nie masz za co. W końcu nie wiedziałaś. – Odezwała się Hermiona. – Dziękuję za pomoc, Harry. – Powiedziała Hermiona i uścisnęła rękę Harrego.
- Nie ma za co. Chciałem wziąć tylko koszulkę, ale jak was zobaczyłem, to się wycofałem, bo nie chciałem przeszkadzać. No i wtedy mnie zawołałaś. – Mówił Harry.
- To był Horror. – Powiedziała Hermiona.
-Spokojnie, jesteś już bezpieczna. – Ginny znów ją przytuliła.
            Kiedy Hermiona obudziła się rano, nikogo nie było w pokoju. Nocowała u Ginny. To znaczy… niby nocowała. Nie mogła spać. Zasnęła dopiero nad ranem, na jakąś godzinę. Wzięła z kufra bluzkę i spodenki i poszła do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety i ubraniu się, poszła do kuchni. Wszyscy już tak siedzieli.
- Dzień dobry. – Odezwała się. Każda para oczu zwróciła się w jej stronę. Ron był bordowy na twarzy. Każdy patrzył na nią ze współczuciem.
- Hej Mionka. – George próbował poprawić jej humor. Uśmiechnęła się do niego słabo. Usiadła pomiędzy nim, a Ginny.
- Musimy pogadać. – Szepnęła jej w ucho Ginny. Hermiona pokiwała głową. Śniadanie zjadła raczej w spokoju. George robił cały czas głupkowate miny. Niektóre naprawdę mu wychodziły i rozśmieszały Gryfonkę. Brunetka ani razu nie spojrzała na Rona. Po 15 minutach odezwała się Ginny.
- To ja idę na górę. Muszę przynieść kufry. – Powiedziała i popatrzyła kątem oka na Hermionę.
- Pomogę ci. – Odezwała się brunetka. Ginny kiwnęła głową. Poszły na górę w milczeniu. Potem Gin zamknęła drzwi, i usiadła na łóżku.
- Mionka, jak się czujesz ? – Zapytała ostrożnie Ginny.
- Już lepiej. Widziałaś przecież George’a przy śniadaniu. – Uśmiechnęła się Hermiona.
- Tak, widziałam. On tak zawsze, nie przejmuj się nim… - Zaczęła Gin, ale Miona jej przerwała.
- To dobrze, że mnie rozśmieszał. Naprawdę mi pomógł.
- W takim razie tu muszę go pochwalić. – Na tą uwagę obie dziewczyny zaśmiały się.
- Słuchaj, a co z tobą i Harrym ? Jesteście znowu razem ? Tak słodko razem wyglądaliście, przytuleni do siebie. – Hermiona zabawnie poruszyła brwiami.  
- To… to ty nas widziałaś ? – Ginny się zarumieniła.   
- A no tak. – Uśmiechnęła się Hermiona. – Wczoraj wieczorem przyszłam do pokoju w celu wzięcia piżamy, a znalazłam ciebie wtuloną w Harrego.
- Eee… to nie tak, jak myślisz. – Mówiła Ginny.
- Całkiem zabawne, Harry tłumaczył się tak samo. A pamiętaj, tłumaczą się tylko winni ! – Hermiona wyszczerzyła zęby.
- Oj, nie o to chodzi ! My… tylko rozmawialiśmy i jakoś tak wyszło, że zasnęłam. – Ginny zrobiła się bardziej różowa, niż przedtem.
- W porządku, nie tłumacz się. Rozumiem. – Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. - Ehh, będzie mi brakować tych naszych dziwnych pogaduszek. – Powiedziała Hermiona.  
- Taak, mi też. Cholera, będę tęsknić ! – Zawołała Ginny i podeszła do Hermiony, po czym przytuliła ją do siebie.
- Obiecaj mi, że będziesz pisać. – Dodała Hermiona.
- A ty odpisywać ! – Zaśmiała się Ginny. Zarówno ona, jak i Hermiona już płakały. – I informuj mnie o wszystkim. O wszystkim, rozumiesz ? Każda zła ocena, ale na to nie za bardzo liczę, nowe miłości, niepewność w jakiejś sprawie i w ogóle wszystko. Pisz mi o tym, dobra ?
- Ty tak samo. O wszystkim. – Powiedziała Hermiona. – Nie żegnam się z tobą, bo wiem, że jeszcze się w życiu nie raz spotkamy. – Uśmiechnęła się przez łzy.
- Mądre słowa ! – Dodała Ginny. Dziewczyny przytuliły się do siebie ostatni raz, po czym wzięły kufry do ręki i poszły na dół.
- Czemu płakałyście ? – Zapytał Harry. – Coś się stało ?
- My z Ginny już się pożegnałyśmy. – Uśmiechnęła się Hermiona. Jej policzki były jeszcze mokre. Teraz ucałowała George’a, Billa, Charliego, Percy’ego, panią Wesley i pana Wesleya. Na Rona jedynie popatrzyła. Na końcu podeszła do Harry’ego. – Harry, wpadłbyś do mnie jeszcze na wakacjach ?
- Czemu nie ? Ale w tym tygodniu nie mogę, mam pewne sprawy do załatwienia. W przyszłym pojawię się na pewno. – Uśmiechnął się szczerze. Hermiona pocałowała go w policzek, po czym wzięła swój kufer i wyszła na zewnątrz. Zaraz za bramą odwróciła się jeszcze za siebie. Na schodach stał Ron. Gryfonka wolała z nim już nie rozmawiać na osobności, więc obróciła się w miejscu i znów stała w ciemnym kącie, kilka domów od własnego. Wyszła i targając za sobą kufer, ze łzami na policzkach, poszła do domu. Kiedy mijała dom swojej sąsiadki, pani Paterson, zauważyła Dracona siedzącego „po turecku” na trawniku i czytającego książkę. Spojrzał na nią i zdziwił się trochę, widząc ją tutaj. Poza tym była zapłakana. Ale ona nie miała ochoty na gadanie z tym debilem, dlatego też przyspieszyła kroku. Po chwili znajdowała się już w swoim salonie. Teraz to dopiero dała upust swoim łzom. Pragnęła, by Wesleyowie zostali tutaj. Ale co ona mogła na to poradzić ?