Hermiona stała właśnie przed szafą w swoim pokoju i
przeglądała ubrania. Marna kolekcja porozciąganych, za dużych sweterków i
zużytych bluzek. No cóż, trzeba było coś zrobić z jej garderobą. Jutro wyjeżdża
do Nory na ostatnie dwa tygodnie wakacji. To będzie chyba najcudowniejszy czas
w jej życiu… dwa tygodnie z ukochanym Ronem i jego rodziną ! O niczym teraz
bardziej nie marzyła. Z tej okazji musi zrobić porządne zakupy i wymienić swoje
ubrania na trochę odważniejsze. W te kilka miesięcy zmieniła się i to bardzo.
Zaokrągliła kształty tu i ówdzie… ale
nie tylko wygląd ma inny. Z charakterem także postanowiła coś zrobić. Stara się
być odważniejsza i odpowiadać na głupie zaczepki dziwaków. Krótko mówiąc,
zrobiła się odważna i atrakcyjna. To były następne powody, dla których zrobi
porządne zakupy. A kto świetnie dobiera ubrania, jak nie jej najlepsza
przyjaciółka Ginny ? A skoro mowa o niej… Ginny także się zmieniła. Po
rozstaniu z Harrym wybrała te „odważniejsze grunty”. Przede wszystkim
wyostrzyła język i tego uczyła swoją przyjaciółkę. Nie wychodziło im to
najgorzej, a przynajmniej miały ubaw z głupawych tekstów Hermiony. Mogły się
tak śmiać godzinami i nikt im nie przeszkadzał. No właśnie… nikt im nie
przeszkadzał, bo nie miał kto. Rodzice Hermiony dalej się nie znaleźli. Biuro
aurorów pracowało przez te trzy miesiące na pełnych obrotach, ale na próżno.
Przepadli, jak kamień w wodę. Hermiona jakimś cudem musiała pogodzić się z
najgorszym faktem… już nigdy nie naprawi
swojego błędu i już nigdy nie porozmawia z rodzicami. Gdyby tylko dowiedziała
się, że żyją i mają się świetnie… och dałaby wszystko za tą informację. Co
prawda, na początku były jakieś przecieki, że jej rodzice mieszkają w
Australii, ale kiedy aurorzy wstąpili na tamte tereny, ślad zaginął.
Nagle
rozmyślania Gryfonki przerwał dzwonek do drzwi. Ach, to pewnie Ginny,
pomyślała. Zbiegła szybko na dół i otworzyła drzwi.
-Ginny! Hermiona ! – Krzyknęły w tym samym momencie i obie rzuciły się w objęcia. Nie widziały się od już od jakichś dwóch miesięcy!
- Cieszę się, że przyszłaś. – Odparła uradowana Hermiona, kiedy puściła już swoją przyjaciółkę z objęć.
- Jak mogłabym przepuścić okazję spędzenia calutkiego popołudnia z najlepszą przyjaciółką i w dodatku zakupów z nią ?! – Na tą uwagę obie zaczęły się głośno śmiać. – No to jak ? Gotowa na metamorfozę ? – Zapytała po chwili.
- No jasne. – Rzuciła tylko Hermiona i wyszczerzyła zęby w stronę Gin. – A które sklepy odwiedzamy ? Magiczne, czy mugolskie ?
- A może te i te ? – Teraz to Ginny uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd równiutkich zębów.
- Świetnie. –Zaśmiała się starsza z Gryfonek. Wzięła torebkę, portfel i razem z rudowłosą udały na ulicę pokątną. Postanowiły odwiedzić najpierw magiczną część, a potem dopiero mugolską. Na samym początku zaszły do Gringotta po pieniądze, a potem rozpoczęły wir zakupów.
Po dwóch godzinach łażenia po magicznych sklepach, dziewczyny zaszły do lodziarni Floriana Fortescue. Kupiły sobie lody i usiadły przy jednym ze stolików, opowiadając przy tym, z których ubrań najbardziej się cieszą. Hermiona wpadła na pomysł, żeby zanieść wszystkie kupione już rzeczy do jej domu, a następnie zrobić wycieczkę po mugolskim Londynie. Rudowłosa ucieszyła się na ten pomysł, bowiem kupiła sporo rzeczy i szczerze mówiąc, bolały ją już ręce od noszenia toreb. Zawsze mogła lewitować torby, ale nie jest to koniecznością, a Ginny nie lubi używać czarów, kiedy nie jest to konieczne. Wie, że Mugole nie mogą tego robić, więc próbuje wczuć się w ich sytuację. Dziewczyny już wstawały od stolika, gdy nagle na Ginny ktoś wpadł, brudząc jej przy tym bluzkę lodem.
- O matko… ja cię przepraszam. – Wydukał zaskoczony sprawca tego zdarzenia. Był zajęty rozmową ze swoim przyjacielem i nawet nie zauważył dziewczyn. Szybko wyciągnął do niej rękę, pomagając jej przy tym wstać.
- D-dzięki. – Wydukała oszołomiona Ginny, kiedy zobaczyła, że wpadł na nią nie kto inny, jak sam Blaise Zabini. Obok niego stał blond włosy Draco Malfoy, który próbował stłumić śmiech widząc bluzkę rudowłosej. – Cholera ! Cała się ubrudziłam.. – Powiedziała zrozpaczona.
- Pokaż to Gin. – Odezwała się nagle Hermiona. Rudowłosa odwróciła się w jej stronę, po czym starsza z dziewczyn wyciągnęła różdżkę i niemal wyszeptała „Chołoszczyść”, kierując w plamę na bluzce. Wyglądała teraz tak, jak wcześniej.
- Dzięki Mionka. – Uśmiechnęła się ryża.
- Witaj Hermiono. – Uśmiechnął się Blaise do Hermiony.
- Cześć Blaise. – Odpowiedziała mu również uśmiechem Gryfonka. Widząc zdziwione spojrzenie przyjaciółki dodała – Gin, musimy już iść. – Uśmiechnęła się w stronę ciemnoskórego chłopaka, po czym złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w kierunku wyjścia.
- Hermiona, powiesz mi co to było ? – Zapytała mocno zszokowana Ginny.
- A co ? – Hermiona udawała, że nie wie, o co chodzi. W gruncie rzeczy świetnie domyślała się, że zapowiada się rozmowa z przyjaciółką na ten temat.
- Jak to co ? „Witaj Hermiono”. Od kiedy to witasz się ze Ślizgonami i to w dodatku z takim uśmiechem ? Czy ja o czymś nie wiem Mionka ? – Zapytała całkiem poważnie Ginny.
- Ech… - westchnęła trochę rozbawiona Hermiona. – Pamiętasz klub ślimaka ? – widząc potwierdzający gest ze strony Gin, kontynuowała – Kiedy nie było cię na spotkaniach z powodu treningów Quidditcha, to razem z Blaise’m zamieniliśmy raptem kilka zdań. Okazało się, że on też lubi książki. Z resztą widziałam go kilka razy w bibliotece, jak zaszywał się w jakimś ciemnym kącie z książką w ręce. Pewnego razu przysiadł się do mnie pod pretekstem pomocy przy pracy domowej. Uznałam, że to jakieś wariactwo, żeby pomagać Ślizgonowi, więc chciałam stamtąd jakoś wyjść, ale on zareagował pierwszy. Postanowił mnie przeprosić i przy okazji powiedzieć, że w gruncie rzeczy nigdy mnie nie wyzywał ani nie uważał za kogoś gorszego. Dla niego „czysto krwistość” się nie liczy. No i wtedy wyszedł z biblioteki. Zrobiło mi się trochę głupio, bo nie słyszałam jeszcze takich słów od… praktycznie nigdy nie słyszałam jeszcze takich słów. Następnego dnia postanowiłam podejść i przeprosić za moje zachowanie. Uznaliśmy, że nie było sprawy i od tamtej pory już normalnie się dogadywaliśmy, rozmawialiśmy i czasami spotykaliśmy w bibliotece. No i oto cała prawda. – Uśmiechnęła się szczerze Brązowowłosa.
- Czemu nigdy mi o tym nie powiedziałaś ? – Spytała całkiem łagodnie Ginny. Dlaczego Hermiona w jej głosie słyszała nutkę zazdrości ?
- Uznałam, że lepiej zachować to dla siebie, bo mogłabyś źle zareagować i się odwrócić. – Odparła trochę speszona Hermiona.
- A jak myślisz, odwrócę się teraz ? – Uśmiechnęła się ciepło Gin. – Mionka, pamiętaj, że mi możesz powiedzieć o wszystkim !
- Pamiętam. – Uśmiechnęła się blado do przyjaciółki, po czym ją przytuliła. Potem udały się do domu Hermiony, zostawiły torby i udały się na dalsze zakupy, tyle że w mugolskiej części Londynu. Reszta dnia minęła im spokojnie i wesoło. Po udanym dniu, młodsza z Gryfonek wzięła kupione rzeczy i teleportowała się do swojego domu. Hermiona natomiast zaniosła torby do swojego pokoju. Wyciągnęła kufer i spakowała ubrania. Następnie zaparzyła sobie ciepłe kakao i usiadła w salonie przed kominkiem. Jednym ruchem różdżki wznieciła ogień, a potem włączyła muzykę. W spokoju rozmyślała nad dzisiejszym dniem i wpadką na Ślizgonów. Nie sądziła, że razem z Blaise’m będą jeszcze w dobrych stosunkach. Nie widzieli się przecież aż rok, a przez cały ten czas Ślizgon był ze swoim najlepszym przyjacielem Draconem Malfoyem ! Ta blond fretka musiała jakoś na niego wpływać ! Musiał się jakoś zrazić do mugolaków ! A tu dzisiaj taka miła niespodzianka… fajnie, że nie zmienił zdania o niej. A co do Malfoya… on zawsze będzie taki sam. Zawsze tak samo arogancki, nieuczciwy, niemiły, odrażający i chyba nigdy się nie zmieni. Cudu trzeba by, żeby się odmienił. Dzisiaj nie mógł się nawet powstrzymać od śmiechu, kiedy zobaczył bluzkę Ginny. Och, co za arystokratyczna świnia z tego debila ! Z cudzego wypadku się śmiać… Ale nie będzie się nim zamartwiać. Będzie miała na to jeszcze czas. Zapewne domyślacie się, w jaki sposób ? Otóż zarówno Hermiona jak i Draco zostali prefektami naczelnymi, co oznacza, że mają wspólny pokój główny, a ich dormitoria sąsiadują ze sobą. Pech, jak się patrzy. W tym roku najwyraźniej nie wywinie się od tych wszystkich wyzwisk pod jego adresem. Cóż… chyba musi pogadać z panią, co do współlokatorki do pokoju. Ma na myśli oczywiście Ginny. Fajnie byłoby mieć dormitorium tylko dla siebie i najlepszej przyjaciółki. Bez wścibskich koleżanek, bez namolnego gadania o chłopakach w każdej wolnej chwili.
Rozmyślania Gryfonki przerwało pukanie do drzwi. Zdziwiona poszła otworzyć. To, co zobaczyła za drzwiami – a raczej kogo zobaczyła – zabrało jej głos. Za drzwiami do jej domu stał sam Draco Malfoy we własnej osobie ! Co on tu robi ? Skąd on wie, gdzie ona mieszka ?
- Malfoy ?! Co ty tu robisz ? – Zapytała oburzona Gryfonka. Jak on śmiał przerywać jej cudowny wieczór przy kominku ?!
- Granger ?! To ty tu mieszkasz ? – Zapytał tak samo zdziwiony Draco.
- A mieszkam, bo co ? Czego chcesz ?
- Po pierwsze, to nie pyskuj, a po drugie nie muszę ci się zwierzać. Nie warto dla szlam…– Powiedział z kpiną w głosie. Na jego twarz błyskawicznie wpłynął dobrze znany Hermionie, ironiczny uśmieszek.
- Skończyłeś ? To teraz wara z mojego podwórka ! – Warknęła Hermiona i już miała zamykać przed nim drzwi, kiedy zablokował je nogą.
- Widzę, że nauczyłaś się pyskować Granger. A może te wakacje nie będą do końca takie nudne ? – Uśmiechnął się ironicznie.
- Twój pech Malfoy. Jutro wyjeżdżam. – Teraz i ona się podle uśmiechnęła. – A teraz, wynocha z mojego podwórka, jeśli łaska ! – Tym razem udało jej się zatrzasnąć za sobą drzwi, zanim cokolwiek odpowiedział. Gryfonka zauważyła, że Malfoy kieruje się w prawą stronę. Jego babcia mieszka w pobliżu ? W ogóle jakiś jego krewny mieszka w pobliżu ? Hermiona nie sądziła, że ktoś z jej sąsiadów zna magiczny świat.
Hermiona wróciła do salonu i usiadła tym razem na fotelu. Zastanawiało ją, kto taki mógł w tej okolicy być rodziną fretki ? Przecież nie mieszka tu nikt o nazwisku Black, czy Malfoy. Na pewno zainteresuje się tą sprawą. Chwila… ale czemu ma się interesować rodziną Malfoya ?! To wręcz odrażające. W tym momencie Hermiona odczuła jakiś dziwny impuls… nie miała pojęcia, co to jest. Nie były to wymioty, ale rzeczone „motyle w brzuchu” też nie. To była… taka myśl, która prowadziła ją w kierunku korytarza. Tak więc wstała i skierowała się do pomieszczenia obok. Okno obok drzwi było uchylone, a wiał lekki wietrzyk, z jakiego powodu firana lekko falowała. Ślicznie to wyglądało w blasku księżyca odbijającego się w szybie. Hermiona otworzyła drzwi na pole i wyszła na zewnątrz. Usiadła na schodku i popatrzyła na księżyc. Jego blask sprawiał, że ma magiczną moc. Dziewczyna była wielką fanką astronomii. Kochała bowiem księżyc i otaczające gwiazdy. Uwielbiała teleskopy.
-Ginny! Hermiona ! – Krzyknęły w tym samym momencie i obie rzuciły się w objęcia. Nie widziały się od już od jakichś dwóch miesięcy!
- Cieszę się, że przyszłaś. – Odparła uradowana Hermiona, kiedy puściła już swoją przyjaciółkę z objęć.
- Jak mogłabym przepuścić okazję spędzenia calutkiego popołudnia z najlepszą przyjaciółką i w dodatku zakupów z nią ?! – Na tą uwagę obie zaczęły się głośno śmiać. – No to jak ? Gotowa na metamorfozę ? – Zapytała po chwili.
- No jasne. – Rzuciła tylko Hermiona i wyszczerzyła zęby w stronę Gin. – A które sklepy odwiedzamy ? Magiczne, czy mugolskie ?
- A może te i te ? – Teraz to Ginny uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd równiutkich zębów.
- Świetnie. –Zaśmiała się starsza z Gryfonek. Wzięła torebkę, portfel i razem z rudowłosą udały na ulicę pokątną. Postanowiły odwiedzić najpierw magiczną część, a potem dopiero mugolską. Na samym początku zaszły do Gringotta po pieniądze, a potem rozpoczęły wir zakupów.
Po dwóch godzinach łażenia po magicznych sklepach, dziewczyny zaszły do lodziarni Floriana Fortescue. Kupiły sobie lody i usiadły przy jednym ze stolików, opowiadając przy tym, z których ubrań najbardziej się cieszą. Hermiona wpadła na pomysł, żeby zanieść wszystkie kupione już rzeczy do jej domu, a następnie zrobić wycieczkę po mugolskim Londynie. Rudowłosa ucieszyła się na ten pomysł, bowiem kupiła sporo rzeczy i szczerze mówiąc, bolały ją już ręce od noszenia toreb. Zawsze mogła lewitować torby, ale nie jest to koniecznością, a Ginny nie lubi używać czarów, kiedy nie jest to konieczne. Wie, że Mugole nie mogą tego robić, więc próbuje wczuć się w ich sytuację. Dziewczyny już wstawały od stolika, gdy nagle na Ginny ktoś wpadł, brudząc jej przy tym bluzkę lodem.
- O matko… ja cię przepraszam. – Wydukał zaskoczony sprawca tego zdarzenia. Był zajęty rozmową ze swoim przyjacielem i nawet nie zauważył dziewczyn. Szybko wyciągnął do niej rękę, pomagając jej przy tym wstać.
- D-dzięki. – Wydukała oszołomiona Ginny, kiedy zobaczyła, że wpadł na nią nie kto inny, jak sam Blaise Zabini. Obok niego stał blond włosy Draco Malfoy, który próbował stłumić śmiech widząc bluzkę rudowłosej. – Cholera ! Cała się ubrudziłam.. – Powiedziała zrozpaczona.
- Pokaż to Gin. – Odezwała się nagle Hermiona. Rudowłosa odwróciła się w jej stronę, po czym starsza z dziewczyn wyciągnęła różdżkę i niemal wyszeptała „Chołoszczyść”, kierując w plamę na bluzce. Wyglądała teraz tak, jak wcześniej.
- Dzięki Mionka. – Uśmiechnęła się ryża.
- Witaj Hermiono. – Uśmiechnął się Blaise do Hermiony.
- Cześć Blaise. – Odpowiedziała mu również uśmiechem Gryfonka. Widząc zdziwione spojrzenie przyjaciółki dodała – Gin, musimy już iść. – Uśmiechnęła się w stronę ciemnoskórego chłopaka, po czym złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w kierunku wyjścia.
- Hermiona, powiesz mi co to było ? – Zapytała mocno zszokowana Ginny.
- A co ? – Hermiona udawała, że nie wie, o co chodzi. W gruncie rzeczy świetnie domyślała się, że zapowiada się rozmowa z przyjaciółką na ten temat.
- Jak to co ? „Witaj Hermiono”. Od kiedy to witasz się ze Ślizgonami i to w dodatku z takim uśmiechem ? Czy ja o czymś nie wiem Mionka ? – Zapytała całkiem poważnie Ginny.
- Ech… - westchnęła trochę rozbawiona Hermiona. – Pamiętasz klub ślimaka ? – widząc potwierdzający gest ze strony Gin, kontynuowała – Kiedy nie było cię na spotkaniach z powodu treningów Quidditcha, to razem z Blaise’m zamieniliśmy raptem kilka zdań. Okazało się, że on też lubi książki. Z resztą widziałam go kilka razy w bibliotece, jak zaszywał się w jakimś ciemnym kącie z książką w ręce. Pewnego razu przysiadł się do mnie pod pretekstem pomocy przy pracy domowej. Uznałam, że to jakieś wariactwo, żeby pomagać Ślizgonowi, więc chciałam stamtąd jakoś wyjść, ale on zareagował pierwszy. Postanowił mnie przeprosić i przy okazji powiedzieć, że w gruncie rzeczy nigdy mnie nie wyzywał ani nie uważał za kogoś gorszego. Dla niego „czysto krwistość” się nie liczy. No i wtedy wyszedł z biblioteki. Zrobiło mi się trochę głupio, bo nie słyszałam jeszcze takich słów od… praktycznie nigdy nie słyszałam jeszcze takich słów. Następnego dnia postanowiłam podejść i przeprosić za moje zachowanie. Uznaliśmy, że nie było sprawy i od tamtej pory już normalnie się dogadywaliśmy, rozmawialiśmy i czasami spotykaliśmy w bibliotece. No i oto cała prawda. – Uśmiechnęła się szczerze Brązowowłosa.
- Czemu nigdy mi o tym nie powiedziałaś ? – Spytała całkiem łagodnie Ginny. Dlaczego Hermiona w jej głosie słyszała nutkę zazdrości ?
- Uznałam, że lepiej zachować to dla siebie, bo mogłabyś źle zareagować i się odwrócić. – Odparła trochę speszona Hermiona.
- A jak myślisz, odwrócę się teraz ? – Uśmiechnęła się ciepło Gin. – Mionka, pamiętaj, że mi możesz powiedzieć o wszystkim !
- Pamiętam. – Uśmiechnęła się blado do przyjaciółki, po czym ją przytuliła. Potem udały się do domu Hermiony, zostawiły torby i udały się na dalsze zakupy, tyle że w mugolskiej części Londynu. Reszta dnia minęła im spokojnie i wesoło. Po udanym dniu, młodsza z Gryfonek wzięła kupione rzeczy i teleportowała się do swojego domu. Hermiona natomiast zaniosła torby do swojego pokoju. Wyciągnęła kufer i spakowała ubrania. Następnie zaparzyła sobie ciepłe kakao i usiadła w salonie przed kominkiem. Jednym ruchem różdżki wznieciła ogień, a potem włączyła muzykę. W spokoju rozmyślała nad dzisiejszym dniem i wpadką na Ślizgonów. Nie sądziła, że razem z Blaise’m będą jeszcze w dobrych stosunkach. Nie widzieli się przecież aż rok, a przez cały ten czas Ślizgon był ze swoim najlepszym przyjacielem Draconem Malfoyem ! Ta blond fretka musiała jakoś na niego wpływać ! Musiał się jakoś zrazić do mugolaków ! A tu dzisiaj taka miła niespodzianka… fajnie, że nie zmienił zdania o niej. A co do Malfoya… on zawsze będzie taki sam. Zawsze tak samo arogancki, nieuczciwy, niemiły, odrażający i chyba nigdy się nie zmieni. Cudu trzeba by, żeby się odmienił. Dzisiaj nie mógł się nawet powstrzymać od śmiechu, kiedy zobaczył bluzkę Ginny. Och, co za arystokratyczna świnia z tego debila ! Z cudzego wypadku się śmiać… Ale nie będzie się nim zamartwiać. Będzie miała na to jeszcze czas. Zapewne domyślacie się, w jaki sposób ? Otóż zarówno Hermiona jak i Draco zostali prefektami naczelnymi, co oznacza, że mają wspólny pokój główny, a ich dormitoria sąsiadują ze sobą. Pech, jak się patrzy. W tym roku najwyraźniej nie wywinie się od tych wszystkich wyzwisk pod jego adresem. Cóż… chyba musi pogadać z panią, co do współlokatorki do pokoju. Ma na myśli oczywiście Ginny. Fajnie byłoby mieć dormitorium tylko dla siebie i najlepszej przyjaciółki. Bez wścibskich koleżanek, bez namolnego gadania o chłopakach w każdej wolnej chwili.
Rozmyślania Gryfonki przerwało pukanie do drzwi. Zdziwiona poszła otworzyć. To, co zobaczyła za drzwiami – a raczej kogo zobaczyła – zabrało jej głos. Za drzwiami do jej domu stał sam Draco Malfoy we własnej osobie ! Co on tu robi ? Skąd on wie, gdzie ona mieszka ?
- Malfoy ?! Co ty tu robisz ? – Zapytała oburzona Gryfonka. Jak on śmiał przerywać jej cudowny wieczór przy kominku ?!
- Granger ?! To ty tu mieszkasz ? – Zapytał tak samo zdziwiony Draco.
- A mieszkam, bo co ? Czego chcesz ?
- Po pierwsze, to nie pyskuj, a po drugie nie muszę ci się zwierzać. Nie warto dla szlam…– Powiedział z kpiną w głosie. Na jego twarz błyskawicznie wpłynął dobrze znany Hermionie, ironiczny uśmieszek.
- Skończyłeś ? To teraz wara z mojego podwórka ! – Warknęła Hermiona i już miała zamykać przed nim drzwi, kiedy zablokował je nogą.
- Widzę, że nauczyłaś się pyskować Granger. A może te wakacje nie będą do końca takie nudne ? – Uśmiechnął się ironicznie.
- Twój pech Malfoy. Jutro wyjeżdżam. – Teraz i ona się podle uśmiechnęła. – A teraz, wynocha z mojego podwórka, jeśli łaska ! – Tym razem udało jej się zatrzasnąć za sobą drzwi, zanim cokolwiek odpowiedział. Gryfonka zauważyła, że Malfoy kieruje się w prawą stronę. Jego babcia mieszka w pobliżu ? W ogóle jakiś jego krewny mieszka w pobliżu ? Hermiona nie sądziła, że ktoś z jej sąsiadów zna magiczny świat.
Hermiona wróciła do salonu i usiadła tym razem na fotelu. Zastanawiało ją, kto taki mógł w tej okolicy być rodziną fretki ? Przecież nie mieszka tu nikt o nazwisku Black, czy Malfoy. Na pewno zainteresuje się tą sprawą. Chwila… ale czemu ma się interesować rodziną Malfoya ?! To wręcz odrażające. W tym momencie Hermiona odczuła jakiś dziwny impuls… nie miała pojęcia, co to jest. Nie były to wymioty, ale rzeczone „motyle w brzuchu” też nie. To była… taka myśl, która prowadziła ją w kierunku korytarza. Tak więc wstała i skierowała się do pomieszczenia obok. Okno obok drzwi było uchylone, a wiał lekki wietrzyk, z jakiego powodu firana lekko falowała. Ślicznie to wyglądało w blasku księżyca odbijającego się w szybie. Hermiona otworzyła drzwi na pole i wyszła na zewnątrz. Usiadła na schodku i popatrzyła na księżyc. Jego blask sprawiał, że ma magiczną moc. Dziewczyna była wielką fanką astronomii. Kochała bowiem księżyc i otaczające gwiazdy. Uwielbiała teleskopy.
- Nie wiedziałem, że aż tak przyciągam, żeby wyrywać laski z
własnych domów ! – krzyknął ktoś właśnie. Hermiona szybko obróciła głowę w
prawo i dostrzegła Malfoya siedzącego na schodku do domu jej sąsiadki, pani
Druelli Paterson. Tajemnica rozwiązana,
pomyślała.
- Goń się Malfoy ! – odkrzyknęła mu i zwróciła głowę w kierunku księżyca. Nic już nie odpowiedział. Oboje byli pochłonięci swoimi rozmyślaniami lub zainteresowaniem do astronomii.
Nagle Hermionę ogarnęła dziwna ochota na spacer. Wstała i poszła do swojego domu. Czuła na sobie jego spojrzenie. Aż się wzdrygnęła. Wiedziała, że na pewno pójdzie w lewo, a nie w prawo . Założyła więc letni płaszczyk, buty i wyszła, zamykając wcześniej dom. Odruchowo spojrzała na dom swojej sąsiadki – Malfoya już nie było. Poszła więc, tak jak wcześniej rozmyślała, w lewo. Co prawda, nie miała jeszcze planu, dokąd pójść, ale szła. Szła przed siebie. Zastanawiała się, jak to możliwe, że nic nie wiedziała o pochodzeniu swojej sąsiadki, która jest czarodziejką i zna magiczny świat. Przecież obie panie znają się od urodzenia Hermiony. Brunetka, jako mała dziewczynka chodziła czasami do pani Peterson. Jakoś nigdy nie zaznała u niej jakichkolwiek oznak magii. Jedyna dziwna rzecz w starszej pani to to, że opowiadała o wnuku, który był w wieku Hermiony, ale ma zakaz spotykania się z nią z powodu rodziców chłopca. Gryfonka nie podejrzewała, że chodzi tu o magię, a co dopiero o rodzinę arystokratów. Przecież ta pani nie wygląda na bogatą arystokratkę ze starego rodu. To nawet całkiem ciekawe. Ale nie należy do spraw Hermiony, więc sobie odpuści. Teraz do głowy wszedł jej ukochany Ron. Bardzo za nim tęskni i nie może doczekać się jutrzejszego spotkania. Dwa tygodnie z Ronem i Ginny. Ach, to będzie cudowne zakończenie wakacji !!
Hermiona spacerowała tak już ponad godzinę. Zatraciła się w myślach, że nawet nie wiedziała, jak daleko zaszła. Była godzina 22:14. Nagle zerwał się wiatr, a liście na drzewach zaszeleściły. Wyglądało to, jak jakaś scena ze strasznego horroru. Brunetka bez zastanowienia odwróciła się i puściła pędem do domu. Kiedy po 10 minutach biegu ujrzała znajomy plac zabaw, który znajdował się 300 metrów od jej domu, odetchnęła z ulgą. To było przerażające. Zasapana podeszła i usiadła na jednej z huśtawek. W miarę czasu jej oddech stawał się spokojniejszy i regularny.
- Bum – wyszeptał jej ktoś do ucha. Zaskoczona pisnęła z przerażenia i upadła na ziemię. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Kiedy odwróciła się, aby spojrzeć na figlarza, zobaczyła – po raz kolejny dzisiaj – Malfoya. Co ona ma do tego człowieka, że jednego dnia musi go spotkać aż cztery razy ?! Chłopaka ze śmiechu rozbolał brzuch, więc musiał usiąść na huśtawce. Gdy zobaczył, że po policzku dziewczyny spłynęło więcej, niż jedna łza, opanował się. – I czego ryczysz ? To tylko ja ! – Powiedział rozbawionym głosem. W myślach skarcił się za to, co powiedział. To zabrzmiało tak, jakby się martwił o Hermionę. Zaskoczona popatrzyła na niego. Nie płakała już. Zdziwiły ją słowa tego dupka i to okropnie. Nie sądziła, że Ślizgon jest zdolny martwić się o kogoś spoza swojego domu. Szybko wstała z ziemi i bez słowa skierowała się do domu. Ani nie miała ochoty na jego towarzystwo, ani nie chciała kogokolwiek dzisiaj napotkać. Tak więc wyszła z placu zabaw i spokojnym krokiem skierowała się w stronę domu. Jakieś 10 metrów za nią szedł pewien blond włosy Ślizgon, którego szczerze nienawidziła. Upokarzał ją przez 6 lat. Ma go serdecznie dość. Z jednej strony jest jej smutno, że to ostatni rok w Hogwarcie, ale z drugiej… nigdy więcej nie zobaczy na oczy tej arystokratycznej blond-świńskiej buźki. To duży plus.
Hermiona zanim się obejrzała, doszła już do swojego domu. Nareszcie, pomyślała. Wchodząc na podwórko usłyszała jeszcze znajomy jej głos.
- A gdzie jakieś podziękowanie za to, że cię odprowadziłem ?!
- Słucham ? Nie potrzebuję nawigacji, żeby trafić o domu ! A tak poza tym to ty mnie wcale nie odprowadziłeś, bo szedłeś w tym samym kierunku, co ja ! – odkrzyknęła mu i zniknęła za drzwiami własnych drzwi. Była lekko oszołomiona, bowiem nie sądziła, że kiedykolwiek odezwie się do tego Ślizgona inaczej, niż z odrazą. Poszła na górę i wzięła odprężającą kąpiel. W końcu jutro czeka ją wyjazd do Nory. Musi się porządnie wyspać. Wyszła więc z wanny, umyła zęby, wysuszyła ręcznikiem włosy i przebrała się w piżamę. Następnie poszła do łóżka. Po pełnym emocji dniu, zasnęła.
Śniło jej się, że siedzi na magicznej polanie. Wszystko było takie piękne. Nieopodal szumiał wodospad, wokół którego aż roiło się od owadów. Motyle, pszczoły, ważki, koniki polne i mnóstwo, mnóstwo innych zwierzątek. Wszystkie przysiadały na kwiatach, których liczba była naprawdę imponująca. Mnóstwo kolorowych róż, fiołków, tulipanów, hortensja, lilie i inne. Zapadła ciemna noc, a w oddali widniał księżyc w pełni. Hermiona położyła się na trawie i wpatrywała w miliony malutkich punkcików na niebie. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że te punkciki to gwiazdy. I wtedy ujrzała jedną spadającą gwiazdę. Zażyczyła sobie, żeby to miejsce istniało naprawdę, a nie tylko w śnie.
- Goń się Malfoy ! – odkrzyknęła mu i zwróciła głowę w kierunku księżyca. Nic już nie odpowiedział. Oboje byli pochłonięci swoimi rozmyślaniami lub zainteresowaniem do astronomii.
Nagle Hermionę ogarnęła dziwna ochota na spacer. Wstała i poszła do swojego domu. Czuła na sobie jego spojrzenie. Aż się wzdrygnęła. Wiedziała, że na pewno pójdzie w lewo, a nie w prawo . Założyła więc letni płaszczyk, buty i wyszła, zamykając wcześniej dom. Odruchowo spojrzała na dom swojej sąsiadki – Malfoya już nie było. Poszła więc, tak jak wcześniej rozmyślała, w lewo. Co prawda, nie miała jeszcze planu, dokąd pójść, ale szła. Szła przed siebie. Zastanawiała się, jak to możliwe, że nic nie wiedziała o pochodzeniu swojej sąsiadki, która jest czarodziejką i zna magiczny świat. Przecież obie panie znają się od urodzenia Hermiony. Brunetka, jako mała dziewczynka chodziła czasami do pani Peterson. Jakoś nigdy nie zaznała u niej jakichkolwiek oznak magii. Jedyna dziwna rzecz w starszej pani to to, że opowiadała o wnuku, który był w wieku Hermiony, ale ma zakaz spotykania się z nią z powodu rodziców chłopca. Gryfonka nie podejrzewała, że chodzi tu o magię, a co dopiero o rodzinę arystokratów. Przecież ta pani nie wygląda na bogatą arystokratkę ze starego rodu. To nawet całkiem ciekawe. Ale nie należy do spraw Hermiony, więc sobie odpuści. Teraz do głowy wszedł jej ukochany Ron. Bardzo za nim tęskni i nie może doczekać się jutrzejszego spotkania. Dwa tygodnie z Ronem i Ginny. Ach, to będzie cudowne zakończenie wakacji !!
Hermiona spacerowała tak już ponad godzinę. Zatraciła się w myślach, że nawet nie wiedziała, jak daleko zaszła. Była godzina 22:14. Nagle zerwał się wiatr, a liście na drzewach zaszeleściły. Wyglądało to, jak jakaś scena ze strasznego horroru. Brunetka bez zastanowienia odwróciła się i puściła pędem do domu. Kiedy po 10 minutach biegu ujrzała znajomy plac zabaw, który znajdował się 300 metrów od jej domu, odetchnęła z ulgą. To było przerażające. Zasapana podeszła i usiadła na jednej z huśtawek. W miarę czasu jej oddech stawał się spokojniejszy i regularny.
- Bum – wyszeptał jej ktoś do ucha. Zaskoczona pisnęła z przerażenia i upadła na ziemię. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Kiedy odwróciła się, aby spojrzeć na figlarza, zobaczyła – po raz kolejny dzisiaj – Malfoya. Co ona ma do tego człowieka, że jednego dnia musi go spotkać aż cztery razy ?! Chłopaka ze śmiechu rozbolał brzuch, więc musiał usiąść na huśtawce. Gdy zobaczył, że po policzku dziewczyny spłynęło więcej, niż jedna łza, opanował się. – I czego ryczysz ? To tylko ja ! – Powiedział rozbawionym głosem. W myślach skarcił się za to, co powiedział. To zabrzmiało tak, jakby się martwił o Hermionę. Zaskoczona popatrzyła na niego. Nie płakała już. Zdziwiły ją słowa tego dupka i to okropnie. Nie sądziła, że Ślizgon jest zdolny martwić się o kogoś spoza swojego domu. Szybko wstała z ziemi i bez słowa skierowała się do domu. Ani nie miała ochoty na jego towarzystwo, ani nie chciała kogokolwiek dzisiaj napotkać. Tak więc wyszła z placu zabaw i spokojnym krokiem skierowała się w stronę domu. Jakieś 10 metrów za nią szedł pewien blond włosy Ślizgon, którego szczerze nienawidziła. Upokarzał ją przez 6 lat. Ma go serdecznie dość. Z jednej strony jest jej smutno, że to ostatni rok w Hogwarcie, ale z drugiej… nigdy więcej nie zobaczy na oczy tej arystokratycznej blond-świńskiej buźki. To duży plus.
Hermiona zanim się obejrzała, doszła już do swojego domu. Nareszcie, pomyślała. Wchodząc na podwórko usłyszała jeszcze znajomy jej głos.
- A gdzie jakieś podziękowanie za to, że cię odprowadziłem ?!
- Słucham ? Nie potrzebuję nawigacji, żeby trafić o domu ! A tak poza tym to ty mnie wcale nie odprowadziłeś, bo szedłeś w tym samym kierunku, co ja ! – odkrzyknęła mu i zniknęła za drzwiami własnych drzwi. Była lekko oszołomiona, bowiem nie sądziła, że kiedykolwiek odezwie się do tego Ślizgona inaczej, niż z odrazą. Poszła na górę i wzięła odprężającą kąpiel. W końcu jutro czeka ją wyjazd do Nory. Musi się porządnie wyspać. Wyszła więc z wanny, umyła zęby, wysuszyła ręcznikiem włosy i przebrała się w piżamę. Następnie poszła do łóżka. Po pełnym emocji dniu, zasnęła.
Śniło jej się, że siedzi na magicznej polanie. Wszystko było takie piękne. Nieopodal szumiał wodospad, wokół którego aż roiło się od owadów. Motyle, pszczoły, ważki, koniki polne i mnóstwo, mnóstwo innych zwierzątek. Wszystkie przysiadały na kwiatach, których liczba była naprawdę imponująca. Mnóstwo kolorowych róż, fiołków, tulipanów, hortensja, lilie i inne. Zapadła ciemna noc, a w oddali widniał księżyc w pełni. Hermiona położyła się na trawie i wpatrywała w miliony malutkich punkcików na niebie. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że te punkciki to gwiazdy. I wtedy ujrzała jedną spadającą gwiazdę. Zażyczyła sobie, żeby to miejsce istniało naprawdę, a nie tylko w śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz