Hermiona obudziła się o godzinie 7:15. To już dziś,
pomyślała. Tak bardzo stęskniła się za swoim chłopakiem, że teraz nie może się
opanować na myśl o tym, że go zobaczy za kilka godzin. Była bardzo szczęśliwa.
Tak więc wstała i poszła do łazienki. Wykonała poranną toaletę i wróciła do
pokoju. Podeszła do szafy z pewnym pytaniem… W co mam się ubrać ? Taa, bardzo
rzadko zdarzało się, żeby Hermiona Granger martwiła się ubiorem. Ale w końcu
nie codziennie jeździ się do miłości swojego życia. Dzisiejszego ranka tak
jeszcze myślała… że Ron to miłość jej życia. Ubrała na siebie w końcu bokserkę
w kolorze fluorescencyjnej zieleni, dżinsowe spodenki i vansy. Stwierdziła, że
wygląda całkiem w porządku, dlatego zeszła na dół, do kuchni, aby zrobić sobie
śniadanie.
Koło godziny 10:00 Hermiona za pomocą sieci fiuu deportowała się do Nory. Wylądowała w salonie państwa Wesleyów, gdzie siedziała Ginny razem z Georgem i grali w szachy czarodziejów.
- Mionka ! – Krzyknęła Ginny.
- Hej Gin. – Uśmiechnęła się szeroko Hermiona. – Cześć George ! – Rzuciła w stronę brata rudej, po czym podeszła i pocałowała go w policzek. Chłopak trochę się zarumienił.
- Witaj Hermiono. Jak się masz ? – Zapytał George.
- Hmm… myślę, że nie jest najgorzej. A ty ? Jak się trzymasz ? – Zapytała całkiem ostrożnie Hermiona. Wiedziała, że George bardzo przeżywa śmierć swojego brata bliźniaka, Freda.
- Jest OK. – Odpowiedział krótko. Co prawda, mina mu nie zrzedła, ale Hermiona wyczuła, że chodziło mu tylko o to, by się odczepiła. Ale ona wie, co on czuje. Sama nie ma ochoty opowiadać o swoich rodzicach.
- Z kim wy tak… Och, Hermiona ! Witaj skarbie ! – Nagle do pomieszczenia wpadła pani Wesley.
- Dzień dobry pani Wesley. – Odpowiedziała Hermiona, po czym podeszła i dała się uścisnąć starszej kobiecie.
- RON ! Schodź szybko, Miona już jest ! – Krzyknęła Ginny w stronę schodów. Nagle pojawił się na nich Ron. Po minie było widać, że nie był pewny, czy się cieszyć z przyjazdu ukochanej, czy smucić z tego, co zaraz nastąpi.
- Cześć Mionka ! – Zawołał Ron. Zszedł szybko ze schodów, po czym złapał Hermionę w objęcia i pocałował prosto w usta.
- Ron, nie przy matce ! – Powiedziała ucieszona pani Wesley. Chyba była zadowolona ze szczęścia syna. Po tych słowach zakochani oderwali się od siebie, oboje zarumienieni. – Wejdź Hermiono. Napijesz się czegoś ? A może coś zjesz ? Wyglądasz na wygłodniałą. – Zmiana tematu bardzo odpowiadała zarówno Hermionie, jak i Ronowi. Wszyscy poszli do salonu, gdzie usiedli i rozmowa zeszła na luźne tematy. Przygnębienie było widać u wszystkich, ale najbardziej u George’a. Nie gościł u niego uśmiech.
Minęła godzina od przyjazdu Hermiony do Nory. Wszyscy byli uśmiechnięci, żartowali. Jedynie George był trochę przygaszony, ale starał się mieć dobry humor.
- Pani Wesley, czy coś się stało ? – Zapytała Hermiona widząc nagle spoważniałą starszą kobietę.
- Kochanie, jest coś, o czym musimy ci powiedzieć. – Odparła pani Wesley. – Otóż… Artur rozmawiał ostatnio z ministrem. Dostał awans. Zaproponowano mu posadę zastępcy samego ministra. Był wniebowzięty, twierdził, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe . I tu czar prysnął. Kingsley oznajmił, że Artur może objąć tę posadę, ale nie tu, w Londynie. Wyjeżdżamy do Włoch na najbliższe kilka lat. – Po policzkach pani Wesley płynęły łzy. Hermionie też już było blisko do płaczu.
- Ale jak to ? – Hermionie załamał się głos. Nigdy nie myślała o rozstaniu ze swoim ukochanym. Wiedziała, że związki na odległość nie mają szans, więc to był koniec. Na jej policzku pokazała się pierwsza łza.
- Hermiona, możemy pójść na spacer ? – Zaproponował Ron. Więc ta rozmowa już nastała. Muszą to zakończyć. Dziewczyna nie mogła wydukać choćby jednego słowa, dlatego też kiwnęła głową i wyszła razem z rudowłosym na zewnątrz. Ron wplótł swoją dłoń w jej i poprowadził w stronę polany, na której zazwyczaj grali z Fredem, Georgem i Ginny w Quidditcha. Szli w milczeniu.
- To prawda ? – Zapytała nagle Hermiona.
- Niestety. – Zapadło głuche milczenie. Położyli się koło siebie na trawniku i wpatrywali w kształty chmur. Zarówno świat jednego, jak i drugiego runął w gruzach. A miało być tak pięknie…
- Zostań. – Powiedziała Hermiona po dłuższej chwili milczenia.
- Słucham ? – Zapytał z niedowierzaniem Ron. Prędzej spodziewałby się takiego zachowania po sobie, niż po niej.
- Zostań tutaj. Przecież jesteś dorosły, wiesz, co robić z życiem.
- Uwierz mi Mionka, to by wiele ułatwiało, ale tak się po prostu nie da. Jak to sobie wyobrażasz ? Przecież wracasz do Hogwartu. Ja skończyłem już swoją edukację, nie chcę chodzić dalej do szkoły. A poza tym, mam obrzydzenie do tego miasta… kiedy pomyślę sobie, że w Hogwarcie zginęli Lupin, Tonks albo Fred, to płakać mi się chce. Przecież Hogwart jest w Anglii ! Każdego ranka, kiedy się budzę, mam świadomość, że już nigdy nie porozmawiam z Fredem, że nigdy nie zrobi mi żadnego kawału, nie wyśmieje. Wiesz, jak to boli ? – Schował głowę w ręce. Zapewne rozpłakał się już na dobre.
- Wiem. Ja także straciłam najważniejsze w moim życiu osoby. I też cholernie za nimi tęsknię. Mam świadomość, że już nigdy możemy się nie spotkać. Ale czy to jest powód, żeby uciekać z kraju? Czy to jest powód, żeby tchórzyć ?
- Ja nie uciekam, ani nie tchórzę. Mam taką nadzieję, że będąc z dala od tego miejsca, zmniejszę swój ból i tęsknotę za nim, rozumiesz ? Że jak chociaż na chwilę przestanę wspominać moje dzieciństwo tutaj, Hogwart i wszystkie przygody, to może nie będę tak cierpiał ?
- Dobrze wiesz, że powinno się stawiać czoła lękom i problemom, a nie od nich uciekać.
- Byłaś kiedykolwiek w mojej sytuacji ? Czy ja uciekam ? Zresztą… potrzebuję czasu.
- Moim zdaniem jak najbardziej uciekasz. Ile czasu ? – Hermiona była trochę ostra, ale zachowanie Rona ją po prostu dziwiło.
- Tego nie wiem… - Zapadła cisza. Słychać tylko było cichutkie szeleszczenie liści i ich równomierne oddechy.
- A kiedy wyjeżdżacie ? – Zapytała Hermiona.
- Jutro po południu teleportujemy się do ministerstwa, a stamtąd samochodem do Włoch.
- Już jutro ?
- Niestety. Pytałem nawet taty, czy nie moglibyśmy wyjechać za tydzień, ale się nie zgodził, bo pracę zaczyna już od poniedziałku.
- A co z tobą ? Co będziesz robił ?
- Na razie będę musiał psychicznie się pogodzić z tym, że czym prędzej wyjadę z Włoch i znajdę sobie jakąś pracę z dala od rodziców.
- No cóż, taka kolej rzeczy, usamodzielnić się.– Powiedziała. Na zewnątrz była spokojna, jednak w środku… cóż, była zła na Rona, że nie umie się postawić rodzicom. Była zrozpaczona, że kocha tego chłopaka, a się z nim rozstaje.
- Taa. Miona ?
- Hmm ? – Dziewczyna dała znak, że słucha.
- Czy… czy my dalej będziemy utrzymywać kontakty ?
- Nie wiem. – Powiedziała szczerze. Nie zastanawiała się nad tym.
- Jak można nie wiedzieć, czy raz na jakiś czas napisze się jakiś cholerny list ? – Powiedział cicho, bardziej do siebie, ale Hermiona to usłyszała.
- To wcale nie takie łatwe. Sam się przekonasz, jak sobie znajdziesz jakąś laskę na jedną noc. – Teraz to Hermiona była wkurzona. I to dobitnie.
- Co ? Uważasz mnie za babiarza ? – Ron zrobił się czerwony na twarzy. – Przez całe lata naszej pieprzonej znajomości starałem się o ciebie i miałem tylko jedną dziewczynę, ale to właściwie też po to, żeby wzbudzić w tobie zazdrość, ale ty nic ! I uważasz mnie za babiarza ?
- Myślisz, że nie widziałam, jak „sprzątałeś” z Lisą Turpin ? – Pokazała w powietrzu cudzysłów, kiedy mówiła o sprzątaniu.
- Przecież my tylko sprzątaliśmy ! I rozmawialiśmy, tyle ! – Ron był naprawdę wściekły. Wstał.
- Nie musisz kłamać… - Hermionie znów łzy płynęły z oczu.
- Miona, ja wcale nie kłamię ! Mówię poważnie. Nie ufasz mi ? – Ron zbliżył się do niej.
- A ty mi ufałeś kiedykolwiek ? – Po tych słowach Hermiona skierowała się do domu. Ron został na polanie. Gryfonka miała ochotę wrócić teraz do domu. I zamierzała to zrobić, gdyby nie pani Wesley…
- Hermiona ? Och, nie płacz kochanie. Ja wiem, rozstania są trudne, ale na pewno się jeszcze zobaczycie. Prędzej, czy później Ron wróci do Anglii. – Pani Wesley podeszła i przytuliła Hermionę. Ta zalała się łzami jeszcze bardziej. Chyba nie miała ochoty widzieć Rona. Nigdy. – Chodź, za niedługo obiad, pomożesz mi i Ginny. Dobrze ? – Molly popatrzyła na Hermionę z miłością w oczach i obie skierowały się do kuchni, gdzie Ginny rzeczywiście kroiła warzywa do surówki.
Po objedzie było inaczej. Atmosfera trochę się rozluźniła. Nawet George zaczął żartować. I widocznie bardzo mu tego brakowało. Jedynie Ron i Hermiona nie rozmawiali ze sobą. Udawali, że nic się nie wydarzyło, a oni nadal są razem. Ron zapowiedział, że na kolację ma wpaść Harry. Z nim też chcieli porozmawiać i się pożegnać. Ginny na wzmiance o nim posmutniała, ale wiedziała, że nie mogą być razem. Jeszcze nie rozmawiała o tym z Hermioną i właśnie dzisiaj chciała to zrobić. Po objedzie poprosiła Hermionę, żeby pomogła jej się pakować. Był to oczywiście pretekst, żeby pobyć sam na sam.
- Dzięki, że chciałaś mi pomóc. – Odezwała się ruda, kiedy wyciągnęła już swój kufer z szafy.
- Wiem, że chciałaś pogadać, Gin. – Powiedziała prosto z mostu Hermiona.
- Pamiętam, jak co roku pakowałam ten kufer do Hogwartu… - Po policzkach młodszej z dziewczyn spływały łzy.
- Ginny, czemu nie poprosisz mamy, żebyś została ? Przecież przez te dwa tygodnie możesz mieszkać u mnie. Święta możemy spędzać razem, albo pójść do McGonagall i poprosić, żeby udostępniła ci swój kominek. Mogłabyś polecieć do rodziny, do Włoch. W wakacje też. – Zaproponowała Hermiona.
- Myślisz, że nie próbowałam ? Mama uważa, że jestem za młoda na takie decyzje. Nie rozumiem zupełnie tego argumentu, bo Ron w moim wieku szukał horkruksów po całym świecie. – Powiedziała z nutką żalu i zawodu w głosie.
- Przecież wiesz, że to były całkiem inne okoliczności… - Zaczęła Hermiona.
- Wiem i dlatego chociaż po części zrozumiałam rodziców. Zdania już niestety nie zmienią. A jak tam z tobą i Ronem ? – Zapytała.
- Pokłóciliśmy się. To chyba koniec. – Hermiona nie wyrażała żadnej emocji w tamtej chwili. Po prostu nic.
- Och, tak mi przykro…
- Tak, mi też. Ale najwyraźniej tak miało się stać.
- Ale to nie zmieni naszej przyjaźni, prawda ? – Na twarzy Ginny na chwilę pojawiło się zdenerwowanie.
- Prawda. – Obie dziewczyny się uśmiechnęły. Rozmawiały jeszcze przez chwilę, aż w pokoju młodszej Gryfonki zmaterializował się nagle Ron.
- Harry już jest. – Powiedział beznamiętnie i wyszedł. Domyślał się, że Hermiona opowiedziała już o wszystkim Ginny, więc nawet nie udawał, że jest pomiędzy nimi jakaś więź. To chyba definitywny koniec.
- Och, to cudownie ! Chodźmy się przywitać ! – Zaproponowała Herma.
- Eee, ty idź, a ja do ciebie dojdę, dobrze ?
- Co się dzieje ? – Spytała prosto z mostu starsza z Gryfonek. Ile można owijać w bawełnę ? – Dalej cię boli to rozstanie ? – Ginny pokiwała głową.
- Za każdym razem, kiedy go widzę, serce mi pęka. W pewnym sensie ten wyjazd do Włoch ma swoje pozytywne strony… - Odparła ryża. Hermiona pokiwała głową z dezaprobatą, a potem obie panie zeszły na dół. - Witaj Harry ! – Powiedziała Hermiona, kiedy tylko zobaczyła swojego najlepszego przyjaciela. Cholernie się za nim stęskniła.
- Hermiona ! - Powiedział Harry, po czym podszedł i mocno przytulił się do Gryfonki.
- Aaaa bo jeszcze mnie udusisz ! – Zaśmiała się brunetka. W gruncie rzeczy Harry naprawdę mocno ją ściskał, bo czuła, jak żebra wbijają się jej w skórę.
- Przepraszam, ale okropnie się stęskniłem ! – Powiedział głośno, a potem zniżył głos do szeptu, tak, że tylko ona go słyszała : - Zostawię cię, bo jeszcze Ron będzie zazdrosny. – Zaśmiał się.
- Zerwaliśmy już. – Szepnęła mu w ucho. – Pani Wesley, może pani pomóc ? – Zapytała już całkiem głośno.
- Och, jeśli tylko możesz ! – Odparła pani Wesley. Starsza kobieta przygotowywała kolację. Miał na nią wpaść Kingsley oraz Andromeda Tonks z mężem i ich wnuczkiem, małym Tedym. Po wojnie Wesleyowie i Tonksowie bardzo się do siebie zbliżyli. - Harry, Ron, wy wynieście stoły na zewnątrz. Dzisiaj zjemy w ogrodzie. A ty kochana – zwróciła się do Hermiony – jeśli możesz, zanieś razem z Ginny jedzenie na stół.
- Dobrze, pani Wesley. – Uśmiechnęła się Hermiona. Popatrzyła na Harry’ego. Stał teraz osłupiały. Bardzo zdziwił się tym, co mu przed chwilą powiedziała jego najlepsza przyjaciółka.
- Ron ! – Krzyknął Harry i wyszedł na zewnątrz, by przywitać się z rudym i przy okazji porozmawiać o jego sytuacji z Hermioną.
Po godzinie pojawili się pan Wesley z ministrem Kingsleyem oraz Tonksowie razem z małym Teddy’m, który miał zaledwie roczek. Był tak podobny do Tonks… Atmosfera była raczej wesoła. Na początku pan Wesley ogłosił, że dostał awans, a co się z tym wiąże, będą musieli wyjechać. Wszyscy wypili za niego toast. Pani Wesley wniosła ogromny tort pożegnalny o smaku czekolady i wanilii. Z domu napływała wolna muzyka. Harry rozmawiał po cichu z Ginny – oboje za sobą tęsknili, bo pożerali się wzrokiem. Ron rozprawiał z tatą i panem Tonksem na temat pojazdu, jakim mają udać się do Włoch. Pani Wesley oraz pani Tonks zajmowały się Teddy’m. Percy rozmawiał z Charlie’m i Billem o poszukaniu jakiejś pracy we Włoszech oraz o chorobie Fleur, która nie mogła być obecna na przyjęciu. Jedynie George i Hermiona siedzieli cicho przy stole. W pewnym momencie chłopak wstał i poszedł nad jeziorko znajdujące się niedaleko domu Wesleyów. Hermiona obserwowała go : martwi się o niego. Wstała i poszła za nim.
- Można się dosiąść ? – Zapytała cicho. George nie domyślał się, że ktoś za nim idzie.
- Och… jasne. – Powiedział bez namysłu. W prawdzie chciał teraz pobyć sam.
- Jak się trzymasz ?
- A jak może się trzymać człowiek, który stracił niemal najważniejszą osobę w życiu ? – Zapytał George, zanim ugryzł się w język. Zrobił się różowy na twarzy ze wstydu. Nie chciał, żeby ta rozmowa tak wyglądała. – Przepraszam…
- Ale nie masz za co. To ciekawe pytanie… „Jak może się trzymać człowiek, który stracił niemal najważniejszą osobę w życiu ? ”. Bo wiesz, ja czuję się podobnie. - Powiedziała i zamyśliła się.
- Nie obraź się Mionka, ale chyba nie do końca mnie rozumiesz. Owszem, czujesz ból po stracie Freda, ale on był tylko twoim przyjacielem. A ja… Fred był dla mnie, jak druga połówka ciała i duszy, jak moje lustrzane odbicie myślące tak samo, robiące tak samo, mówiące tak samo. Nie możesz odczuwać tego samego, co ja.
- Ty straciłeś Freda. Ja straciłam rodziców, których mocno kochałam, kocham i będę kochać nad życie.
- Jak to straciłaś rodziców ? – Zapytał przestraszony George.
- Kiedy ruszałam z domu w poszukiwaniu horkruksów, rzuciłam na rodziców zaklęcie zapominające. Teraz nazywają się całkiem inaczej i mieszkają w Australii. Są chyba mistrzami kamuflażu : aurorzy przeszukali niemal całą Australię, a mimo wszystko ich nie znaleźli. – Wyjaśniła Hermiona.
- Nie wiedziałem o tym…
- Mało osób o tym wie.
- Przykro mi. Wiesz, jednak dobrze jest spotkać kogoś, kto cię dosłownie rozumie. Nie, żebym komuś życzył utraty bliskiej osoby, ale to w pewien sposób podnosi na duchu.
- Taak, to prawda. – Teraz siedzieli tak w milczeniu. Każde było pogrążone w swoich myślach. Hermiona nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji, w której będzie musiała pocieszać chyba najzabawniejszego człowieka na świecie.
- Jak się pogodziłaś z tą okrutną świadomością ? – Spytał George.
- Po prostu trzeba czasu. Czasu i zajęcia. – I znów milczenie.
- A może znów otworzyłbym sklep ? – Powiedział na głos swoje myśli.
- To całkiem dobry pomysł. – Hermiona uśmiechnęła się. – A chcesz zostać w Londynie ?
- Myślę, że tak. To miejsce będzie mi przypominało Freda i to na każdym kroku. Ale jestem dumny, że miałem takiego wspaniałego brata i będę wspominał o tym, co uczynił w swoim życiu, kiedy się tylko da. Dziękuję ci Hermiono, bardzo mi pomogłaś. – Teraz i on się uśmiechnął.
- Nie ma sprawy. Wracajmy już może, co ? Jeszcze się zaczną martwić. – Zaproponowała Hermiona.
- A nie chodzi ci przypadkiem o Rona ? Mon-Ron będzie jeszcze zazdrosny. – Ooo tak, takiego George’a Hermiona właśnie znała. Zawsze żartobliwy i uśmiechnięty. W dodatku poruszał śmiesznie brwiami, na co oboje zaczęli się śmiać jak opętani.
Koło godziny 10:00 Hermiona za pomocą sieci fiuu deportowała się do Nory. Wylądowała w salonie państwa Wesleyów, gdzie siedziała Ginny razem z Georgem i grali w szachy czarodziejów.
- Mionka ! – Krzyknęła Ginny.
- Hej Gin. – Uśmiechnęła się szeroko Hermiona. – Cześć George ! – Rzuciła w stronę brata rudej, po czym podeszła i pocałowała go w policzek. Chłopak trochę się zarumienił.
- Witaj Hermiono. Jak się masz ? – Zapytał George.
- Hmm… myślę, że nie jest najgorzej. A ty ? Jak się trzymasz ? – Zapytała całkiem ostrożnie Hermiona. Wiedziała, że George bardzo przeżywa śmierć swojego brata bliźniaka, Freda.
- Jest OK. – Odpowiedział krótko. Co prawda, mina mu nie zrzedła, ale Hermiona wyczuła, że chodziło mu tylko o to, by się odczepiła. Ale ona wie, co on czuje. Sama nie ma ochoty opowiadać o swoich rodzicach.
- Z kim wy tak… Och, Hermiona ! Witaj skarbie ! – Nagle do pomieszczenia wpadła pani Wesley.
- Dzień dobry pani Wesley. – Odpowiedziała Hermiona, po czym podeszła i dała się uścisnąć starszej kobiecie.
- RON ! Schodź szybko, Miona już jest ! – Krzyknęła Ginny w stronę schodów. Nagle pojawił się na nich Ron. Po minie było widać, że nie był pewny, czy się cieszyć z przyjazdu ukochanej, czy smucić z tego, co zaraz nastąpi.
- Cześć Mionka ! – Zawołał Ron. Zszedł szybko ze schodów, po czym złapał Hermionę w objęcia i pocałował prosto w usta.
- Ron, nie przy matce ! – Powiedziała ucieszona pani Wesley. Chyba była zadowolona ze szczęścia syna. Po tych słowach zakochani oderwali się od siebie, oboje zarumienieni. – Wejdź Hermiono. Napijesz się czegoś ? A może coś zjesz ? Wyglądasz na wygłodniałą. – Zmiana tematu bardzo odpowiadała zarówno Hermionie, jak i Ronowi. Wszyscy poszli do salonu, gdzie usiedli i rozmowa zeszła na luźne tematy. Przygnębienie było widać u wszystkich, ale najbardziej u George’a. Nie gościł u niego uśmiech.
Minęła godzina od przyjazdu Hermiony do Nory. Wszyscy byli uśmiechnięci, żartowali. Jedynie George był trochę przygaszony, ale starał się mieć dobry humor.
- Pani Wesley, czy coś się stało ? – Zapytała Hermiona widząc nagle spoważniałą starszą kobietę.
- Kochanie, jest coś, o czym musimy ci powiedzieć. – Odparła pani Wesley. – Otóż… Artur rozmawiał ostatnio z ministrem. Dostał awans. Zaproponowano mu posadę zastępcy samego ministra. Był wniebowzięty, twierdził, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe . I tu czar prysnął. Kingsley oznajmił, że Artur może objąć tę posadę, ale nie tu, w Londynie. Wyjeżdżamy do Włoch na najbliższe kilka lat. – Po policzkach pani Wesley płynęły łzy. Hermionie też już było blisko do płaczu.
- Ale jak to ? – Hermionie załamał się głos. Nigdy nie myślała o rozstaniu ze swoim ukochanym. Wiedziała, że związki na odległość nie mają szans, więc to był koniec. Na jej policzku pokazała się pierwsza łza.
- Hermiona, możemy pójść na spacer ? – Zaproponował Ron. Więc ta rozmowa już nastała. Muszą to zakończyć. Dziewczyna nie mogła wydukać choćby jednego słowa, dlatego też kiwnęła głową i wyszła razem z rudowłosym na zewnątrz. Ron wplótł swoją dłoń w jej i poprowadził w stronę polany, na której zazwyczaj grali z Fredem, Georgem i Ginny w Quidditcha. Szli w milczeniu.
- To prawda ? – Zapytała nagle Hermiona.
- Niestety. – Zapadło głuche milczenie. Położyli się koło siebie na trawniku i wpatrywali w kształty chmur. Zarówno świat jednego, jak i drugiego runął w gruzach. A miało być tak pięknie…
- Zostań. – Powiedziała Hermiona po dłuższej chwili milczenia.
- Słucham ? – Zapytał z niedowierzaniem Ron. Prędzej spodziewałby się takiego zachowania po sobie, niż po niej.
- Zostań tutaj. Przecież jesteś dorosły, wiesz, co robić z życiem.
- Uwierz mi Mionka, to by wiele ułatwiało, ale tak się po prostu nie da. Jak to sobie wyobrażasz ? Przecież wracasz do Hogwartu. Ja skończyłem już swoją edukację, nie chcę chodzić dalej do szkoły. A poza tym, mam obrzydzenie do tego miasta… kiedy pomyślę sobie, że w Hogwarcie zginęli Lupin, Tonks albo Fred, to płakać mi się chce. Przecież Hogwart jest w Anglii ! Każdego ranka, kiedy się budzę, mam świadomość, że już nigdy nie porozmawiam z Fredem, że nigdy nie zrobi mi żadnego kawału, nie wyśmieje. Wiesz, jak to boli ? – Schował głowę w ręce. Zapewne rozpłakał się już na dobre.
- Wiem. Ja także straciłam najważniejsze w moim życiu osoby. I też cholernie za nimi tęsknię. Mam świadomość, że już nigdy możemy się nie spotkać. Ale czy to jest powód, żeby uciekać z kraju? Czy to jest powód, żeby tchórzyć ?
- Ja nie uciekam, ani nie tchórzę. Mam taką nadzieję, że będąc z dala od tego miejsca, zmniejszę swój ból i tęsknotę za nim, rozumiesz ? Że jak chociaż na chwilę przestanę wspominać moje dzieciństwo tutaj, Hogwart i wszystkie przygody, to może nie będę tak cierpiał ?
- Dobrze wiesz, że powinno się stawiać czoła lękom i problemom, a nie od nich uciekać.
- Byłaś kiedykolwiek w mojej sytuacji ? Czy ja uciekam ? Zresztą… potrzebuję czasu.
- Moim zdaniem jak najbardziej uciekasz. Ile czasu ? – Hermiona była trochę ostra, ale zachowanie Rona ją po prostu dziwiło.
- Tego nie wiem… - Zapadła cisza. Słychać tylko było cichutkie szeleszczenie liści i ich równomierne oddechy.
- A kiedy wyjeżdżacie ? – Zapytała Hermiona.
- Jutro po południu teleportujemy się do ministerstwa, a stamtąd samochodem do Włoch.
- Już jutro ?
- Niestety. Pytałem nawet taty, czy nie moglibyśmy wyjechać za tydzień, ale się nie zgodził, bo pracę zaczyna już od poniedziałku.
- A co z tobą ? Co będziesz robił ?
- Na razie będę musiał psychicznie się pogodzić z tym, że czym prędzej wyjadę z Włoch i znajdę sobie jakąś pracę z dala od rodziców.
- No cóż, taka kolej rzeczy, usamodzielnić się.– Powiedziała. Na zewnątrz była spokojna, jednak w środku… cóż, była zła na Rona, że nie umie się postawić rodzicom. Była zrozpaczona, że kocha tego chłopaka, a się z nim rozstaje.
- Taa. Miona ?
- Hmm ? – Dziewczyna dała znak, że słucha.
- Czy… czy my dalej będziemy utrzymywać kontakty ?
- Nie wiem. – Powiedziała szczerze. Nie zastanawiała się nad tym.
- Jak można nie wiedzieć, czy raz na jakiś czas napisze się jakiś cholerny list ? – Powiedział cicho, bardziej do siebie, ale Hermiona to usłyszała.
- To wcale nie takie łatwe. Sam się przekonasz, jak sobie znajdziesz jakąś laskę na jedną noc. – Teraz to Hermiona była wkurzona. I to dobitnie.
- Co ? Uważasz mnie za babiarza ? – Ron zrobił się czerwony na twarzy. – Przez całe lata naszej pieprzonej znajomości starałem się o ciebie i miałem tylko jedną dziewczynę, ale to właściwie też po to, żeby wzbudzić w tobie zazdrość, ale ty nic ! I uważasz mnie za babiarza ?
- Myślisz, że nie widziałam, jak „sprzątałeś” z Lisą Turpin ? – Pokazała w powietrzu cudzysłów, kiedy mówiła o sprzątaniu.
- Przecież my tylko sprzątaliśmy ! I rozmawialiśmy, tyle ! – Ron był naprawdę wściekły. Wstał.
- Nie musisz kłamać… - Hermionie znów łzy płynęły z oczu.
- Miona, ja wcale nie kłamię ! Mówię poważnie. Nie ufasz mi ? – Ron zbliżył się do niej.
- A ty mi ufałeś kiedykolwiek ? – Po tych słowach Hermiona skierowała się do domu. Ron został na polanie. Gryfonka miała ochotę wrócić teraz do domu. I zamierzała to zrobić, gdyby nie pani Wesley…
- Hermiona ? Och, nie płacz kochanie. Ja wiem, rozstania są trudne, ale na pewno się jeszcze zobaczycie. Prędzej, czy później Ron wróci do Anglii. – Pani Wesley podeszła i przytuliła Hermionę. Ta zalała się łzami jeszcze bardziej. Chyba nie miała ochoty widzieć Rona. Nigdy. – Chodź, za niedługo obiad, pomożesz mi i Ginny. Dobrze ? – Molly popatrzyła na Hermionę z miłością w oczach i obie skierowały się do kuchni, gdzie Ginny rzeczywiście kroiła warzywa do surówki.
Po objedzie było inaczej. Atmosfera trochę się rozluźniła. Nawet George zaczął żartować. I widocznie bardzo mu tego brakowało. Jedynie Ron i Hermiona nie rozmawiali ze sobą. Udawali, że nic się nie wydarzyło, a oni nadal są razem. Ron zapowiedział, że na kolację ma wpaść Harry. Z nim też chcieli porozmawiać i się pożegnać. Ginny na wzmiance o nim posmutniała, ale wiedziała, że nie mogą być razem. Jeszcze nie rozmawiała o tym z Hermioną i właśnie dzisiaj chciała to zrobić. Po objedzie poprosiła Hermionę, żeby pomogła jej się pakować. Był to oczywiście pretekst, żeby pobyć sam na sam.
- Dzięki, że chciałaś mi pomóc. – Odezwała się ruda, kiedy wyciągnęła już swój kufer z szafy.
- Wiem, że chciałaś pogadać, Gin. – Powiedziała prosto z mostu Hermiona.
- Pamiętam, jak co roku pakowałam ten kufer do Hogwartu… - Po policzkach młodszej z dziewczyn spływały łzy.
- Ginny, czemu nie poprosisz mamy, żebyś została ? Przecież przez te dwa tygodnie możesz mieszkać u mnie. Święta możemy spędzać razem, albo pójść do McGonagall i poprosić, żeby udostępniła ci swój kominek. Mogłabyś polecieć do rodziny, do Włoch. W wakacje też. – Zaproponowała Hermiona.
- Myślisz, że nie próbowałam ? Mama uważa, że jestem za młoda na takie decyzje. Nie rozumiem zupełnie tego argumentu, bo Ron w moim wieku szukał horkruksów po całym świecie. – Powiedziała z nutką żalu i zawodu w głosie.
- Przecież wiesz, że to były całkiem inne okoliczności… - Zaczęła Hermiona.
- Wiem i dlatego chociaż po części zrozumiałam rodziców. Zdania już niestety nie zmienią. A jak tam z tobą i Ronem ? – Zapytała.
- Pokłóciliśmy się. To chyba koniec. – Hermiona nie wyrażała żadnej emocji w tamtej chwili. Po prostu nic.
- Och, tak mi przykro…
- Tak, mi też. Ale najwyraźniej tak miało się stać.
- Ale to nie zmieni naszej przyjaźni, prawda ? – Na twarzy Ginny na chwilę pojawiło się zdenerwowanie.
- Prawda. – Obie dziewczyny się uśmiechnęły. Rozmawiały jeszcze przez chwilę, aż w pokoju młodszej Gryfonki zmaterializował się nagle Ron.
- Harry już jest. – Powiedział beznamiętnie i wyszedł. Domyślał się, że Hermiona opowiedziała już o wszystkim Ginny, więc nawet nie udawał, że jest pomiędzy nimi jakaś więź. To chyba definitywny koniec.
- Och, to cudownie ! Chodźmy się przywitać ! – Zaproponowała Herma.
- Eee, ty idź, a ja do ciebie dojdę, dobrze ?
- Co się dzieje ? – Spytała prosto z mostu starsza z Gryfonek. Ile można owijać w bawełnę ? – Dalej cię boli to rozstanie ? – Ginny pokiwała głową.
- Za każdym razem, kiedy go widzę, serce mi pęka. W pewnym sensie ten wyjazd do Włoch ma swoje pozytywne strony… - Odparła ryża. Hermiona pokiwała głową z dezaprobatą, a potem obie panie zeszły na dół. - Witaj Harry ! – Powiedziała Hermiona, kiedy tylko zobaczyła swojego najlepszego przyjaciela. Cholernie się za nim stęskniła.
- Hermiona ! - Powiedział Harry, po czym podszedł i mocno przytulił się do Gryfonki.
- Aaaa bo jeszcze mnie udusisz ! – Zaśmiała się brunetka. W gruncie rzeczy Harry naprawdę mocno ją ściskał, bo czuła, jak żebra wbijają się jej w skórę.
- Przepraszam, ale okropnie się stęskniłem ! – Powiedział głośno, a potem zniżył głos do szeptu, tak, że tylko ona go słyszała : - Zostawię cię, bo jeszcze Ron będzie zazdrosny. – Zaśmiał się.
- Zerwaliśmy już. – Szepnęła mu w ucho. – Pani Wesley, może pani pomóc ? – Zapytała już całkiem głośno.
- Och, jeśli tylko możesz ! – Odparła pani Wesley. Starsza kobieta przygotowywała kolację. Miał na nią wpaść Kingsley oraz Andromeda Tonks z mężem i ich wnuczkiem, małym Tedym. Po wojnie Wesleyowie i Tonksowie bardzo się do siebie zbliżyli. - Harry, Ron, wy wynieście stoły na zewnątrz. Dzisiaj zjemy w ogrodzie. A ty kochana – zwróciła się do Hermiony – jeśli możesz, zanieś razem z Ginny jedzenie na stół.
- Dobrze, pani Wesley. – Uśmiechnęła się Hermiona. Popatrzyła na Harry’ego. Stał teraz osłupiały. Bardzo zdziwił się tym, co mu przed chwilą powiedziała jego najlepsza przyjaciółka.
- Ron ! – Krzyknął Harry i wyszedł na zewnątrz, by przywitać się z rudym i przy okazji porozmawiać o jego sytuacji z Hermioną.
Po godzinie pojawili się pan Wesley z ministrem Kingsleyem oraz Tonksowie razem z małym Teddy’m, który miał zaledwie roczek. Był tak podobny do Tonks… Atmosfera była raczej wesoła. Na początku pan Wesley ogłosił, że dostał awans, a co się z tym wiąże, będą musieli wyjechać. Wszyscy wypili za niego toast. Pani Wesley wniosła ogromny tort pożegnalny o smaku czekolady i wanilii. Z domu napływała wolna muzyka. Harry rozmawiał po cichu z Ginny – oboje za sobą tęsknili, bo pożerali się wzrokiem. Ron rozprawiał z tatą i panem Tonksem na temat pojazdu, jakim mają udać się do Włoch. Pani Wesley oraz pani Tonks zajmowały się Teddy’m. Percy rozmawiał z Charlie’m i Billem o poszukaniu jakiejś pracy we Włoszech oraz o chorobie Fleur, która nie mogła być obecna na przyjęciu. Jedynie George i Hermiona siedzieli cicho przy stole. W pewnym momencie chłopak wstał i poszedł nad jeziorko znajdujące się niedaleko domu Wesleyów. Hermiona obserwowała go : martwi się o niego. Wstała i poszła za nim.
- Można się dosiąść ? – Zapytała cicho. George nie domyślał się, że ktoś za nim idzie.
- Och… jasne. – Powiedział bez namysłu. W prawdzie chciał teraz pobyć sam.
- Jak się trzymasz ?
- A jak może się trzymać człowiek, który stracił niemal najważniejszą osobę w życiu ? – Zapytał George, zanim ugryzł się w język. Zrobił się różowy na twarzy ze wstydu. Nie chciał, żeby ta rozmowa tak wyglądała. – Przepraszam…
- Ale nie masz za co. To ciekawe pytanie… „Jak może się trzymać człowiek, który stracił niemal najważniejszą osobę w życiu ? ”. Bo wiesz, ja czuję się podobnie. - Powiedziała i zamyśliła się.
- Nie obraź się Mionka, ale chyba nie do końca mnie rozumiesz. Owszem, czujesz ból po stracie Freda, ale on był tylko twoim przyjacielem. A ja… Fred był dla mnie, jak druga połówka ciała i duszy, jak moje lustrzane odbicie myślące tak samo, robiące tak samo, mówiące tak samo. Nie możesz odczuwać tego samego, co ja.
- Ty straciłeś Freda. Ja straciłam rodziców, których mocno kochałam, kocham i będę kochać nad życie.
- Jak to straciłaś rodziców ? – Zapytał przestraszony George.
- Kiedy ruszałam z domu w poszukiwaniu horkruksów, rzuciłam na rodziców zaklęcie zapominające. Teraz nazywają się całkiem inaczej i mieszkają w Australii. Są chyba mistrzami kamuflażu : aurorzy przeszukali niemal całą Australię, a mimo wszystko ich nie znaleźli. – Wyjaśniła Hermiona.
- Nie wiedziałem o tym…
- Mało osób o tym wie.
- Przykro mi. Wiesz, jednak dobrze jest spotkać kogoś, kto cię dosłownie rozumie. Nie, żebym komuś życzył utraty bliskiej osoby, ale to w pewien sposób podnosi na duchu.
- Taak, to prawda. – Teraz siedzieli tak w milczeniu. Każde było pogrążone w swoich myślach. Hermiona nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji, w której będzie musiała pocieszać chyba najzabawniejszego człowieka na świecie.
- Jak się pogodziłaś z tą okrutną świadomością ? – Spytał George.
- Po prostu trzeba czasu. Czasu i zajęcia. – I znów milczenie.
- A może znów otworzyłbym sklep ? – Powiedział na głos swoje myśli.
- To całkiem dobry pomysł. – Hermiona uśmiechnęła się. – A chcesz zostać w Londynie ?
- Myślę, że tak. To miejsce będzie mi przypominało Freda i to na każdym kroku. Ale jestem dumny, że miałem takiego wspaniałego brata i będę wspominał o tym, co uczynił w swoim życiu, kiedy się tylko da. Dziękuję ci Hermiono, bardzo mi pomogłaś. – Teraz i on się uśmiechnął.
- Nie ma sprawy. Wracajmy już może, co ? Jeszcze się zaczną martwić. – Zaproponowała Hermiona.
- A nie chodzi ci przypadkiem o Rona ? Mon-Ron będzie jeszcze zazdrosny. – Ooo tak, takiego George’a Hermiona właśnie znała. Zawsze żartobliwy i uśmiechnięty. W dodatku poruszał śmiesznie brwiami, na co oboje zaczęli się śmiać jak opętani.
- Rozstaliśmy się. – Powiedziała trochę smutno i wstała.
Widząc minę rudego, znów zaczęła się śmiać. Widocznie Ron chciał utrzymać to w
tajemnicy.
- Coo ? Ale jak to ? – Podniósł jedną brew w geście zdziwienia. Wstał i ruszył obok Hermiony do domu.
- A no tak. Zerwaliśmy, bo stwierdziliśmy, że związek na odległość nie ma sensu.
- I nawet o siebie nie walczyliście ?
-Pokłóciliśmy się i to ostro. To nie miało sensu. – Pomimo panującej między nimi ciemności dało się zauważyć przygnębienie na twarzy brunetki.
- Współczuję. – Odezwał się George i objął Hermionę ramieniem.
- Naprawdę ? Ja sobie nie współczuję. Miałam wrażenie, że mnie zdradza. – Dziewczyna spuściła głowę. I znów łzy. Chyba odrobinę za dużo, jak na jeden dzień.
- Lepiej, że dowiedziałaś się teraz, niż po jego wyjeździe.
- Chyba tak. – Odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się. W milczeniu doszli do ogrodu. Hermiona od razu zauważyła, że nie ma Ginny i Harry’ego. Czyżby do siebie wrócili ? Pomyślała. Przynajmniej oni będą szczęśliwi.
- Hermionka, zostajesz dzisiaj u nas ? – Zapytał jeszcze George, zanim usiedli.
- Raczej nie.
Po kolacji Hermiona poszła do pokoju Ginny, gdzie miała nocować, zresztą, jak zwykle. Miała tam swoje rzeczy. Kiedy otworzyła drzwi, zauważyła tylko Harrego siedzącego w ich pokoju. Ginny nie było.
- Cześć Mionka. – Harry uśmiechnął się. Siedział na łóżku Ginny i czytał książkę.
- Hejka. A gdzie Ginny ? Chciałam się pożegnać.
- Molly ją zawołała na dół. Jak to chcesz się pożegnać ? – Harry nie krył zszokowania.
- Wracam do domu. Nie mam ochoty widzieć teraz Rona. – Hermiona szybko odwróciła głowę w poszukiwaniu swojego kufra. Wprawdzie nie chciała, żeby Harry zobaczył jej, zachodzące mgłą oczy.
- Hermiona, proszę, zostań. Ginny będzie cię jutro potrzebować. Widziałem przez okno, że byłaś na spacerze z Georgem. Miał uśmiech, jaki nie gościł u niego naprawdę dawno. On także będzie chciał z tobą jutro pogadać. – Nalegał Harry.
- Z Gin już dzisiaj rozmawiałam i w pewnym sensie już się pożegnałyśmy, a George wcale nie wyjeżdża. – Dla odmiany Hermiona się uśmiechnęła.
- Jak to nie wyjeżdża ? – Najwidoczniej jeszcze nikt poza Hermioną nie znał decyzji George’a.
- Mówił mi, że na nowo otwiera sklep na pokątnej.
- To super ! Będziemy się z nim częściej widywać ! – Harry także cieszył się z decyzji rudowłosego.
- Tak, to wspaniałe.
- Jednak mimo wszystko, proszę, zostań. – Harry zrobił maślane oczka. Zawsze Hermiona kruszyła się pod tym spojrzeniem.
- No dobra. Ale po śniadaniu już idę ! – Hermiona nagle pisnęła, ponieważ Harry wziął ją na ręce i okręcił wokół siebie. Chyba naprawdę się za sobą stęsknili. Oboje śmiali się, jak wariaci.
- Dobry wybór, mała. – Błyskotliwy uśmiech nr. 1. Hermiona jeszcze raz się zaśmiała, po czym wyszła z pokoju, kierując się do salonu. Domyśliła się, że Harry i Ginny chcą trochę prywatności. W salonie na kanapie zastała panią Wesley, siedzącą na kanapie i coś oglądającą.
- Przepraszam… można się dosiąść ? – Powiedziała cicho, podchodząc do kanapy.
- Oczywiście, Hermionko. Siadaj, właśnie oglądam nasze albumy rodzinne. – Uśmiechnęła się starsza kobieta.
Koło dwudziestej trzeciej wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Kiedy Hermiona weszła do pokoju Ginny, zauważyła tak piękną rzecz, jakiej nigdy chyba nie widziała. Ginny spała na swoim łóżku wtulona w klatkę piersiową Harry’ego, któremu przekrzywiły się na nosie okulary. Tak słodko razem wyglądali. Nagle Harry otworzył oczy.
-Och, Hermiona. – Na jego twarzy wykwitł rumieniec.
- Spokojnie, już uciekam. Ja tylko po piżamę. – Wyszeptała Hermiona. Nie chciała obudzić Ginny.
- Nie, no co ty. To ja powinienem iść. – Harry powoli odsuwał się od Ginny. W końcu wstał i wyszedł na korytarz. Hermiona natomiast wzięła z kufra piżamę i wyszła za nim. Harry był odrobinę speszony, a uśmiech Hermiony dodatkowo pogarszał jego stan.
- Mionka, to nie tak, jak myślisz… - Zaczął Harry.
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. Macie prawo się pożegnać, tak ? – Uśmiech nie schodził z twarzy Hermiony.
- No tak, ale nie w tym „innym” sensie. Och, powiedz, że rozumiesz. – Harry był po prostu zakłopotany.
- W porządku, rozumiem. – Zaśmiała się Hermiona.
- Słuchaj, co z tobą i Ronem ? Nie chciał mi nic powiedzieć. – Harry martwił się o oboje swoich przyjaciół.
- Pokłóciliśmy się, padły dwa słowa za dużo, no i się rozstaliśmy. To wszystko. – Hermiona wzruszyła ramionami. Przemyślała sobie całą tą sprawę, i, jakby nie myśleć, uważa, że postąpiła słusznie.
- Nie rozumiem tego. Jeszcze w maju byliście tak w sobie zakochani… świata poza sobą nie widzieliście. Zresztą Ron podkochiwał się w tobie już od 4 klasy. A tu nagle takie coś…
- Najwyraźniej tak nam było pisane…
- Jasne. Ale ze mną nie zerwiesz kontaktów ? – Zażartował
- Nigdy, braciszku. – Hermiona przytuliła się czule do Harrego. Trwali tak przez jakiś czas, aż nagle na korytarzu pojawił się Ron.
- Hermiona… możemy porozmawiać ? – Zapytał. Właściwie… Gryfonce nic nie szkodziła zwykła rozmowa. Pokiwała głową i udała się z Ronem o jego pokoju. Tak dawno tu nie była… przypomniała sobie, jak pakowali się w zeszłym roku, kiedy mieli szukać tych nieszczęsnych horkruksów. Wtedy w tym pokoju panował okropny harmider i bałagan. Teraz było tak czystko, że Gryfonka prawie nie poznała tego pokoju. Wszystko było takie czyste, wysprzątane. Dywan lśnił jak, nowy, łóżka były zaścielone. Ubrań w szafie już nie było. Jedynie stały przy niej dwa kufry podróżne Rona.
- Hermionka, to nie tak, że ja ci nie ufam. Bo ufam. Po prostu… nie umiem wyrażać uczuć i stąd to moje nagłe zachowanie. Proszę, wybacz mi.
- Niestety, ale mogłeś pomyśleć odrobinę wcześniej, zanim się odezwałeś. – Powiedziała Hermiona. Nagle straciła ochotę na rozmowę. Skierowała się więc do wyjścia.
- Kim on jest ? – Zapytał Ron. Znów był czerwony na twarzy.
- Słucham ? Jaki on ? – Hermiona naprawdę nie miała pojęcia, o kogo chodzi.
- Harry miał rację. Byłem w ciebie zapatrzony, ale ty we mnie także. Teraz się ode mnie odsuwasz, więc też musiałaś sobie kogoś znaleźć. – Hermionę zamurowało. Jak on mógł to powiedzieć ?! W jednej chwili Gryfonka podeszła do rudowłosego i z całej pety spoliczkowała go.
- Właśnie przyznałeś się, że mnie zdradziłeś. Ty szujo ! Nie wierzę własnym uszom ! Nigdy w życiu nie zdradziłam swojego chłopaka ! Nigdy nawet nie przeszło mi to przez myśl !
- Więc dlaczego tak się do mnie zrażasz ? – Oczy Rona były przerażające. Wyglądał, jakby najadł się szaleju.
- Ron, ty jesteś chory psychicznie ! – Hermiona się bała. Pierwszy raz w życiu bała się Rona. Powoli przemieszczała się w stronę drzwi.
- Spokojnie, kochanie. Nie musisz się mnie bać. – Ron całkowicie się do niej przybliżył. Jego głos był spokojny, a zarazem jadowity. Rudy złapał ją za nadgarstki. Szarpała się z całej siły, jednak on był silniejszy.
- POMOCY ! – Krzyczała Hermiona.
- Nie masz się co drzeć, suko. Pokój jest wyciszony zaklęciem. A tak między nami… przecież wiem, że tego chcesz. – Ron rzucił Hermionę na łóżko i zaczął ją zachłannie całować. Wpijał się w jej usta ze zdwojoną siłą, co nie było przyjemne. Powoli podwijał jej koszulkę. Po policzkach Hermiony kolejny raz płynęły łzy. Popatrzyła na drzwi, które w pewnym momencie otworzyły się i wszedł Harry. Ron zdawał się go nie zauważać.
- O, przepraszam. – Powiedział cicho Harry i już miał zamknąć drzwi, kiedy…
- Harry, pomocy ! – Usłyszał głos. Hermiona odepchnęła od siebie Rona i zawołała. Szybko wszedł do pokoju. W tej samej chwili spojrzeli na siebie z Ronem. W jego oczach płynęła wściekłość połączona z szaleństwem. Hermiona łkała.
- Ron ! Co ty wyprawiasz ? – Krzyczał Harry, ale Ron zdawał się go ignorować. Był zajęty tylko i wyłącznie Hermioną. – Zaraz. – Powiedział tylko do Hermiony i wybiegł z pokoju. Wrócił w przeciągu 30 sekund z panią Wesley.
- Ronaldzie Wesley ! Co ty wyprawiasz ?! – Krzyknęła Molly. Ron oderwał się od Hermiony i wstał wściekły.
- NIE WAŻCIE SIĘ NAM PRZESZKADZAĆ ! – Wrzasnął Ron i wziął do ręki swoją różdżkę, leżącą na stoliku obok, po czym wycelował w tęgą, rudowłosą kobietę. Ta jednak na czas wyczarowała tarczę.
- Do własnej matki się tak zwracasz ?! I jeszcze zaklęciami w nią rzucasz ?! O nie, drogi chłopcze, ja cię tak nie wychowywałam ! – Pani Wesley także miała furię w oczach. Skrępowała Rona niewidzialną liną. Ten natomiast zaczął wrzeszczeć, czym przykuł uwagę wszystkich domowników. Każdy przybiegł do pokoju.
- Ron ! Molly, co się dzieje ? – Powiedział przestraszony Artur.
- On jest chory psychicznie ! Musimy z nim jechać do Munga. – Powiedziała Molly. – Harry, Ginny, zajmijcie się Hermioną. George, uważaj, żeby nic im się nie stało. Bill, Charlie, wy pojedziecie z nami. Przyda nam się wasza pomoc. Percy, ty natomiast dokończ pakować mnie i Artura.
- Dobrze, mamo. – Powiedzieli jednocześnie Charlie i Bill, po czym udali się do swoich pokoi, żeby się przebrać. Byli już w piżamach. Molly i Artur zabrali Rona i wsiedli z nim do samochodu. Czekali jedynie na chłopców. Percy udał się do pokoju rodziców.
- Gdybyście mnie potrzebowali, będę w kuchni. – Odezwał się George i wyszedł z pokoju. Zarówno on, jak i Hermiona przypuszczali, że państwo Wesley wrócą zdenerwowani, więc George chciał im zaparzyć jakichś ziół.
- Mionka, tak cię za niego przepraszam… - Powiedziała Ginny, która w jednej chwili znalazła się przy swojej przyjaciółce. Wtuliły się w siebie. Obie łkały.
- Nigdy nie widziałem go w takim stanie. – Powiedział Harry, który podszedł do dziewczyn i usiadł na łóżku. Objął Hermionę ramieniem.
- Ja też. Nigdy się tak nawet nie zachowywał ! – Ginny chyba było wstyd za brata. – Ja was oboje przepraszam… - Powiedziawszy to, spuściła głowę.
- Nie masz za co. W końcu nie wiedziałaś. – Odezwała się Hermiona. – Dziękuję za pomoc, Harry. – Powiedziała Hermiona i uścisnęła rękę Harrego.
- Nie ma za co. Chciałem wziąć tylko koszulkę, ale jak was zobaczyłem, to się wycofałem, bo nie chciałem przeszkadzać. No i wtedy mnie zawołałaś. – Mówił Harry.
- To był Horror. – Powiedziała Hermiona.
-Spokojnie, jesteś już bezpieczna. – Ginny znów ją przytuliła.
Kiedy Hermiona obudziła się rano, nikogo nie było w pokoju. Nocowała u Ginny. To znaczy… niby nocowała. Nie mogła spać. Zasnęła dopiero nad ranem, na jakąś godzinę. Wzięła z kufra bluzkę i spodenki i poszła do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety i ubraniu się, poszła do kuchni. Wszyscy już tak siedzieli.
- Dzień dobry. – Odezwała się. Każda para oczu zwróciła się w jej stronę. Ron był bordowy na twarzy. Każdy patrzył na nią ze współczuciem.
- Hej Mionka. – George próbował poprawić jej humor. Uśmiechnęła się do niego słabo. Usiadła pomiędzy nim, a Ginny.
- Musimy pogadać. – Szepnęła jej w ucho Ginny. Hermiona pokiwała głową. Śniadanie zjadła raczej w spokoju. George robił cały czas głupkowate miny. Niektóre naprawdę mu wychodziły i rozśmieszały Gryfonkę. Brunetka ani razu nie spojrzała na Rona. Po 15 minutach odezwała się Ginny.
- To ja idę na górę. Muszę przynieść kufry. – Powiedziała i popatrzyła kątem oka na Hermionę.
- Pomogę ci. – Odezwała się brunetka. Ginny kiwnęła głową. Poszły na górę w milczeniu. Potem Gin zamknęła drzwi, i usiadła na łóżku.
- Mionka, jak się czujesz ? – Zapytała ostrożnie Ginny.
- Już lepiej. Widziałaś przecież George’a przy śniadaniu. – Uśmiechnęła się Hermiona.
- Tak, widziałam. On tak zawsze, nie przejmuj się nim… - Zaczęła Gin, ale Miona jej przerwała.
- To dobrze, że mnie rozśmieszał. Naprawdę mi pomógł.
- W takim razie tu muszę go pochwalić. – Na tą uwagę obie dziewczyny zaśmiały się.
- Słuchaj, a co z tobą i Harrym ? Jesteście znowu razem ? Tak słodko razem wyglądaliście, przytuleni do siebie. – Hermiona zabawnie poruszyła brwiami.
- To… to ty nas widziałaś ? – Ginny się zarumieniła.
- A no tak. – Uśmiechnęła się Hermiona. – Wczoraj wieczorem przyszłam do pokoju w celu wzięcia piżamy, a znalazłam ciebie wtuloną w Harrego.
- Eee… to nie tak, jak myślisz. – Mówiła Ginny.
- Całkiem zabawne, Harry tłumaczył się tak samo. A pamiętaj, tłumaczą się tylko winni ! – Hermiona wyszczerzyła zęby.
- Oj, nie o to chodzi ! My… tylko rozmawialiśmy i jakoś tak wyszło, że zasnęłam. – Ginny zrobiła się bardziej różowa, niż przedtem.
- W porządku, nie tłumacz się. Rozumiem. – Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. - Ehh, będzie mi brakować tych naszych dziwnych pogaduszek. – Powiedziała Hermiona.
- Taak, mi też. Cholera, będę tęsknić ! – Zawołała Ginny i podeszła do Hermiony, po czym przytuliła ją do siebie.
- Obiecaj mi, że będziesz pisać. – Dodała Hermiona.
- A ty odpisywać ! – Zaśmiała się Ginny. Zarówno ona, jak i Hermiona już płakały. – I informuj mnie o wszystkim. O wszystkim, rozumiesz ? Każda zła ocena, ale na to nie za bardzo liczę, nowe miłości, niepewność w jakiejś sprawie i w ogóle wszystko. Pisz mi o tym, dobra ?
- Ty tak samo. O wszystkim. – Powiedziała Hermiona. – Nie żegnam się z tobą, bo wiem, że jeszcze się w życiu nie raz spotkamy. – Uśmiechnęła się przez łzy.
- Mądre słowa ! – Dodała Ginny. Dziewczyny przytuliły się do siebie ostatni raz, po czym wzięły kufry do ręki i poszły na dół.
- Czemu płakałyście ? – Zapytał Harry. – Coś się stało ?
- My z Ginny już się pożegnałyśmy. – Uśmiechnęła się Hermiona. Jej policzki były jeszcze mokre. Teraz ucałowała George’a, Billa, Charliego, Percy’ego, panią Wesley i pana Wesleya. Na Rona jedynie popatrzyła. Na końcu podeszła do Harry’ego. – Harry, wpadłbyś do mnie jeszcze na wakacjach ?
- Czemu nie ? Ale w tym tygodniu nie mogę, mam pewne sprawy do załatwienia. W przyszłym pojawię się na pewno. – Uśmiechnął się szczerze. Hermiona pocałowała go w policzek, po czym wzięła swój kufer i wyszła na zewnątrz. Zaraz za bramą odwróciła się jeszcze za siebie. Na schodach stał Ron. Gryfonka wolała z nim już nie rozmawiać na osobności, więc obróciła się w miejscu i znów stała w ciemnym kącie, kilka domów od własnego. Wyszła i targając za sobą kufer, ze łzami na policzkach, poszła do domu. Kiedy mijała dom swojej sąsiadki, pani Paterson, zauważyła Dracona siedzącego „po turecku” na trawniku i czytającego książkę. Spojrzał na nią i zdziwił się trochę, widząc ją tutaj. Poza tym była zapłakana. Ale ona nie miała ochoty na gadanie z tym debilem, dlatego też przyspieszyła kroku. Po chwili znajdowała się już w swoim salonie. Teraz to dopiero dała upust swoim łzom. Pragnęła, by Wesleyowie zostali tutaj. Ale co ona mogła na to poradzić ?
- Coo ? Ale jak to ? – Podniósł jedną brew w geście zdziwienia. Wstał i ruszył obok Hermiony do domu.
- A no tak. Zerwaliśmy, bo stwierdziliśmy, że związek na odległość nie ma sensu.
- I nawet o siebie nie walczyliście ?
-Pokłóciliśmy się i to ostro. To nie miało sensu. – Pomimo panującej między nimi ciemności dało się zauważyć przygnębienie na twarzy brunetki.
- Współczuję. – Odezwał się George i objął Hermionę ramieniem.
- Naprawdę ? Ja sobie nie współczuję. Miałam wrażenie, że mnie zdradza. – Dziewczyna spuściła głowę. I znów łzy. Chyba odrobinę za dużo, jak na jeden dzień.
- Lepiej, że dowiedziałaś się teraz, niż po jego wyjeździe.
- Chyba tak. – Odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się. W milczeniu doszli do ogrodu. Hermiona od razu zauważyła, że nie ma Ginny i Harry’ego. Czyżby do siebie wrócili ? Pomyślała. Przynajmniej oni będą szczęśliwi.
- Hermionka, zostajesz dzisiaj u nas ? – Zapytał jeszcze George, zanim usiedli.
- Raczej nie.
Po kolacji Hermiona poszła do pokoju Ginny, gdzie miała nocować, zresztą, jak zwykle. Miała tam swoje rzeczy. Kiedy otworzyła drzwi, zauważyła tylko Harrego siedzącego w ich pokoju. Ginny nie było.
- Cześć Mionka. – Harry uśmiechnął się. Siedział na łóżku Ginny i czytał książkę.
- Hejka. A gdzie Ginny ? Chciałam się pożegnać.
- Molly ją zawołała na dół. Jak to chcesz się pożegnać ? – Harry nie krył zszokowania.
- Wracam do domu. Nie mam ochoty widzieć teraz Rona. – Hermiona szybko odwróciła głowę w poszukiwaniu swojego kufra. Wprawdzie nie chciała, żeby Harry zobaczył jej, zachodzące mgłą oczy.
- Hermiona, proszę, zostań. Ginny będzie cię jutro potrzebować. Widziałem przez okno, że byłaś na spacerze z Georgem. Miał uśmiech, jaki nie gościł u niego naprawdę dawno. On także będzie chciał z tobą jutro pogadać. – Nalegał Harry.
- Z Gin już dzisiaj rozmawiałam i w pewnym sensie już się pożegnałyśmy, a George wcale nie wyjeżdża. – Dla odmiany Hermiona się uśmiechnęła.
- Jak to nie wyjeżdża ? – Najwidoczniej jeszcze nikt poza Hermioną nie znał decyzji George’a.
- Mówił mi, że na nowo otwiera sklep na pokątnej.
- To super ! Będziemy się z nim częściej widywać ! – Harry także cieszył się z decyzji rudowłosego.
- Tak, to wspaniałe.
- Jednak mimo wszystko, proszę, zostań. – Harry zrobił maślane oczka. Zawsze Hermiona kruszyła się pod tym spojrzeniem.
- No dobra. Ale po śniadaniu już idę ! – Hermiona nagle pisnęła, ponieważ Harry wziął ją na ręce i okręcił wokół siebie. Chyba naprawdę się za sobą stęsknili. Oboje śmiali się, jak wariaci.
- Dobry wybór, mała. – Błyskotliwy uśmiech nr. 1. Hermiona jeszcze raz się zaśmiała, po czym wyszła z pokoju, kierując się do salonu. Domyśliła się, że Harry i Ginny chcą trochę prywatności. W salonie na kanapie zastała panią Wesley, siedzącą na kanapie i coś oglądającą.
- Przepraszam… można się dosiąść ? – Powiedziała cicho, podchodząc do kanapy.
- Oczywiście, Hermionko. Siadaj, właśnie oglądam nasze albumy rodzinne. – Uśmiechnęła się starsza kobieta.
Koło dwudziestej trzeciej wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Kiedy Hermiona weszła do pokoju Ginny, zauważyła tak piękną rzecz, jakiej nigdy chyba nie widziała. Ginny spała na swoim łóżku wtulona w klatkę piersiową Harry’ego, któremu przekrzywiły się na nosie okulary. Tak słodko razem wyglądali. Nagle Harry otworzył oczy.
-Och, Hermiona. – Na jego twarzy wykwitł rumieniec.
- Spokojnie, już uciekam. Ja tylko po piżamę. – Wyszeptała Hermiona. Nie chciała obudzić Ginny.
- Nie, no co ty. To ja powinienem iść. – Harry powoli odsuwał się od Ginny. W końcu wstał i wyszedł na korytarz. Hermiona natomiast wzięła z kufra piżamę i wyszła za nim. Harry był odrobinę speszony, a uśmiech Hermiony dodatkowo pogarszał jego stan.
- Mionka, to nie tak, jak myślisz… - Zaczął Harry.
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. Macie prawo się pożegnać, tak ? – Uśmiech nie schodził z twarzy Hermiony.
- No tak, ale nie w tym „innym” sensie. Och, powiedz, że rozumiesz. – Harry był po prostu zakłopotany.
- W porządku, rozumiem. – Zaśmiała się Hermiona.
- Słuchaj, co z tobą i Ronem ? Nie chciał mi nic powiedzieć. – Harry martwił się o oboje swoich przyjaciół.
- Pokłóciliśmy się, padły dwa słowa za dużo, no i się rozstaliśmy. To wszystko. – Hermiona wzruszyła ramionami. Przemyślała sobie całą tą sprawę, i, jakby nie myśleć, uważa, że postąpiła słusznie.
- Nie rozumiem tego. Jeszcze w maju byliście tak w sobie zakochani… świata poza sobą nie widzieliście. Zresztą Ron podkochiwał się w tobie już od 4 klasy. A tu nagle takie coś…
- Najwyraźniej tak nam było pisane…
- Jasne. Ale ze mną nie zerwiesz kontaktów ? – Zażartował
- Nigdy, braciszku. – Hermiona przytuliła się czule do Harrego. Trwali tak przez jakiś czas, aż nagle na korytarzu pojawił się Ron.
- Hermiona… możemy porozmawiać ? – Zapytał. Właściwie… Gryfonce nic nie szkodziła zwykła rozmowa. Pokiwała głową i udała się z Ronem o jego pokoju. Tak dawno tu nie była… przypomniała sobie, jak pakowali się w zeszłym roku, kiedy mieli szukać tych nieszczęsnych horkruksów. Wtedy w tym pokoju panował okropny harmider i bałagan. Teraz było tak czystko, że Gryfonka prawie nie poznała tego pokoju. Wszystko było takie czyste, wysprzątane. Dywan lśnił jak, nowy, łóżka były zaścielone. Ubrań w szafie już nie było. Jedynie stały przy niej dwa kufry podróżne Rona.
- Hermionka, to nie tak, że ja ci nie ufam. Bo ufam. Po prostu… nie umiem wyrażać uczuć i stąd to moje nagłe zachowanie. Proszę, wybacz mi.
- Niestety, ale mogłeś pomyśleć odrobinę wcześniej, zanim się odezwałeś. – Powiedziała Hermiona. Nagle straciła ochotę na rozmowę. Skierowała się więc do wyjścia.
- Kim on jest ? – Zapytał Ron. Znów był czerwony na twarzy.
- Słucham ? Jaki on ? – Hermiona naprawdę nie miała pojęcia, o kogo chodzi.
- Harry miał rację. Byłem w ciebie zapatrzony, ale ty we mnie także. Teraz się ode mnie odsuwasz, więc też musiałaś sobie kogoś znaleźć. – Hermionę zamurowało. Jak on mógł to powiedzieć ?! W jednej chwili Gryfonka podeszła do rudowłosego i z całej pety spoliczkowała go.
- Właśnie przyznałeś się, że mnie zdradziłeś. Ty szujo ! Nie wierzę własnym uszom ! Nigdy w życiu nie zdradziłam swojego chłopaka ! Nigdy nawet nie przeszło mi to przez myśl !
- Więc dlaczego tak się do mnie zrażasz ? – Oczy Rona były przerażające. Wyglądał, jakby najadł się szaleju.
- Ron, ty jesteś chory psychicznie ! – Hermiona się bała. Pierwszy raz w życiu bała się Rona. Powoli przemieszczała się w stronę drzwi.
- Spokojnie, kochanie. Nie musisz się mnie bać. – Ron całkowicie się do niej przybliżył. Jego głos był spokojny, a zarazem jadowity. Rudy złapał ją za nadgarstki. Szarpała się z całej siły, jednak on był silniejszy.
- POMOCY ! – Krzyczała Hermiona.
- Nie masz się co drzeć, suko. Pokój jest wyciszony zaklęciem. A tak między nami… przecież wiem, że tego chcesz. – Ron rzucił Hermionę na łóżko i zaczął ją zachłannie całować. Wpijał się w jej usta ze zdwojoną siłą, co nie było przyjemne. Powoli podwijał jej koszulkę. Po policzkach Hermiony kolejny raz płynęły łzy. Popatrzyła na drzwi, które w pewnym momencie otworzyły się i wszedł Harry. Ron zdawał się go nie zauważać.
- O, przepraszam. – Powiedział cicho Harry i już miał zamknąć drzwi, kiedy…
- Harry, pomocy ! – Usłyszał głos. Hermiona odepchnęła od siebie Rona i zawołała. Szybko wszedł do pokoju. W tej samej chwili spojrzeli na siebie z Ronem. W jego oczach płynęła wściekłość połączona z szaleństwem. Hermiona łkała.
- Ron ! Co ty wyprawiasz ? – Krzyczał Harry, ale Ron zdawał się go ignorować. Był zajęty tylko i wyłącznie Hermioną. – Zaraz. – Powiedział tylko do Hermiony i wybiegł z pokoju. Wrócił w przeciągu 30 sekund z panią Wesley.
- Ronaldzie Wesley ! Co ty wyprawiasz ?! – Krzyknęła Molly. Ron oderwał się od Hermiony i wstał wściekły.
- NIE WAŻCIE SIĘ NAM PRZESZKADZAĆ ! – Wrzasnął Ron i wziął do ręki swoją różdżkę, leżącą na stoliku obok, po czym wycelował w tęgą, rudowłosą kobietę. Ta jednak na czas wyczarowała tarczę.
- Do własnej matki się tak zwracasz ?! I jeszcze zaklęciami w nią rzucasz ?! O nie, drogi chłopcze, ja cię tak nie wychowywałam ! – Pani Wesley także miała furię w oczach. Skrępowała Rona niewidzialną liną. Ten natomiast zaczął wrzeszczeć, czym przykuł uwagę wszystkich domowników. Każdy przybiegł do pokoju.
- Ron ! Molly, co się dzieje ? – Powiedział przestraszony Artur.
- On jest chory psychicznie ! Musimy z nim jechać do Munga. – Powiedziała Molly. – Harry, Ginny, zajmijcie się Hermioną. George, uważaj, żeby nic im się nie stało. Bill, Charlie, wy pojedziecie z nami. Przyda nam się wasza pomoc. Percy, ty natomiast dokończ pakować mnie i Artura.
- Dobrze, mamo. – Powiedzieli jednocześnie Charlie i Bill, po czym udali się do swoich pokoi, żeby się przebrać. Byli już w piżamach. Molly i Artur zabrali Rona i wsiedli z nim do samochodu. Czekali jedynie na chłopców. Percy udał się do pokoju rodziców.
- Gdybyście mnie potrzebowali, będę w kuchni. – Odezwał się George i wyszedł z pokoju. Zarówno on, jak i Hermiona przypuszczali, że państwo Wesley wrócą zdenerwowani, więc George chciał im zaparzyć jakichś ziół.
- Mionka, tak cię za niego przepraszam… - Powiedziała Ginny, która w jednej chwili znalazła się przy swojej przyjaciółce. Wtuliły się w siebie. Obie łkały.
- Nigdy nie widziałem go w takim stanie. – Powiedział Harry, który podszedł do dziewczyn i usiadł na łóżku. Objął Hermionę ramieniem.
- Ja też. Nigdy się tak nawet nie zachowywał ! – Ginny chyba było wstyd za brata. – Ja was oboje przepraszam… - Powiedziawszy to, spuściła głowę.
- Nie masz za co. W końcu nie wiedziałaś. – Odezwała się Hermiona. – Dziękuję za pomoc, Harry. – Powiedziała Hermiona i uścisnęła rękę Harrego.
- Nie ma za co. Chciałem wziąć tylko koszulkę, ale jak was zobaczyłem, to się wycofałem, bo nie chciałem przeszkadzać. No i wtedy mnie zawołałaś. – Mówił Harry.
- To był Horror. – Powiedziała Hermiona.
-Spokojnie, jesteś już bezpieczna. – Ginny znów ją przytuliła.
Kiedy Hermiona obudziła się rano, nikogo nie było w pokoju. Nocowała u Ginny. To znaczy… niby nocowała. Nie mogła spać. Zasnęła dopiero nad ranem, na jakąś godzinę. Wzięła z kufra bluzkę i spodenki i poszła do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety i ubraniu się, poszła do kuchni. Wszyscy już tak siedzieli.
- Dzień dobry. – Odezwała się. Każda para oczu zwróciła się w jej stronę. Ron był bordowy na twarzy. Każdy patrzył na nią ze współczuciem.
- Hej Mionka. – George próbował poprawić jej humor. Uśmiechnęła się do niego słabo. Usiadła pomiędzy nim, a Ginny.
- Musimy pogadać. – Szepnęła jej w ucho Ginny. Hermiona pokiwała głową. Śniadanie zjadła raczej w spokoju. George robił cały czas głupkowate miny. Niektóre naprawdę mu wychodziły i rozśmieszały Gryfonkę. Brunetka ani razu nie spojrzała na Rona. Po 15 minutach odezwała się Ginny.
- To ja idę na górę. Muszę przynieść kufry. – Powiedziała i popatrzyła kątem oka na Hermionę.
- Pomogę ci. – Odezwała się brunetka. Ginny kiwnęła głową. Poszły na górę w milczeniu. Potem Gin zamknęła drzwi, i usiadła na łóżku.
- Mionka, jak się czujesz ? – Zapytała ostrożnie Ginny.
- Już lepiej. Widziałaś przecież George’a przy śniadaniu. – Uśmiechnęła się Hermiona.
- Tak, widziałam. On tak zawsze, nie przejmuj się nim… - Zaczęła Gin, ale Miona jej przerwała.
- To dobrze, że mnie rozśmieszał. Naprawdę mi pomógł.
- W takim razie tu muszę go pochwalić. – Na tą uwagę obie dziewczyny zaśmiały się.
- Słuchaj, a co z tobą i Harrym ? Jesteście znowu razem ? Tak słodko razem wyglądaliście, przytuleni do siebie. – Hermiona zabawnie poruszyła brwiami.
- To… to ty nas widziałaś ? – Ginny się zarumieniła.
- A no tak. – Uśmiechnęła się Hermiona. – Wczoraj wieczorem przyszłam do pokoju w celu wzięcia piżamy, a znalazłam ciebie wtuloną w Harrego.
- Eee… to nie tak, jak myślisz. – Mówiła Ginny.
- Całkiem zabawne, Harry tłumaczył się tak samo. A pamiętaj, tłumaczą się tylko winni ! – Hermiona wyszczerzyła zęby.
- Oj, nie o to chodzi ! My… tylko rozmawialiśmy i jakoś tak wyszło, że zasnęłam. – Ginny zrobiła się bardziej różowa, niż przedtem.
- W porządku, nie tłumacz się. Rozumiem. – Obie dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. - Ehh, będzie mi brakować tych naszych dziwnych pogaduszek. – Powiedziała Hermiona.
- Taak, mi też. Cholera, będę tęsknić ! – Zawołała Ginny i podeszła do Hermiony, po czym przytuliła ją do siebie.
- Obiecaj mi, że będziesz pisać. – Dodała Hermiona.
- A ty odpisywać ! – Zaśmiała się Ginny. Zarówno ona, jak i Hermiona już płakały. – I informuj mnie o wszystkim. O wszystkim, rozumiesz ? Każda zła ocena, ale na to nie za bardzo liczę, nowe miłości, niepewność w jakiejś sprawie i w ogóle wszystko. Pisz mi o tym, dobra ?
- Ty tak samo. O wszystkim. – Powiedziała Hermiona. – Nie żegnam się z tobą, bo wiem, że jeszcze się w życiu nie raz spotkamy. – Uśmiechnęła się przez łzy.
- Mądre słowa ! – Dodała Ginny. Dziewczyny przytuliły się do siebie ostatni raz, po czym wzięły kufry do ręki i poszły na dół.
- Czemu płakałyście ? – Zapytał Harry. – Coś się stało ?
- My z Ginny już się pożegnałyśmy. – Uśmiechnęła się Hermiona. Jej policzki były jeszcze mokre. Teraz ucałowała George’a, Billa, Charliego, Percy’ego, panią Wesley i pana Wesleya. Na Rona jedynie popatrzyła. Na końcu podeszła do Harry’ego. – Harry, wpadłbyś do mnie jeszcze na wakacjach ?
- Czemu nie ? Ale w tym tygodniu nie mogę, mam pewne sprawy do załatwienia. W przyszłym pojawię się na pewno. – Uśmiechnął się szczerze. Hermiona pocałowała go w policzek, po czym wzięła swój kufer i wyszła na zewnątrz. Zaraz za bramą odwróciła się jeszcze za siebie. Na schodach stał Ron. Gryfonka wolała z nim już nie rozmawiać na osobności, więc obróciła się w miejscu i znów stała w ciemnym kącie, kilka domów od własnego. Wyszła i targając za sobą kufer, ze łzami na policzkach, poszła do domu. Kiedy mijała dom swojej sąsiadki, pani Paterson, zauważyła Dracona siedzącego „po turecku” na trawniku i czytającego książkę. Spojrzał na nią i zdziwił się trochę, widząc ją tutaj. Poza tym była zapłakana. Ale ona nie miała ochoty na gadanie z tym debilem, dlatego też przyspieszyła kroku. Po chwili znajdowała się już w swoim salonie. Teraz to dopiero dała upust swoim łzom. Pragnęła, by Wesleyowie zostali tutaj. Ale co ona mogła na to poradzić ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz